Wszystkie Odcienie Zieleni to opowiadanie o Lokim - nordyckim bogu kłamstw. Powstaje ono w oparciu o mitologię nordycką i serię filmów Marvela. Jest to historia własna. Po więcej info zapraszam do zakładki "o blogu".
Status: trwające
Gatunek: fantasy/fanfiction

sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział 16


RATATOSK



     Delikatne promienie ciepłego, wschodzącego słońca, połaskotały skórę na jej twarzy, budząc ją ze snu. Uśmiechnęła się lekko. Otworzyła oczy. Niechętnie podniosła się i przeciągnęła, równocześnie zastanawiając się, jak powinna spędzić nowy dzień, gdy nagle…
    Usłyszała szelest papieru.
  Wstała. W miejscu, w którym przed chwilą leżała, znalazła kopertę. Zmarszczyła czoło, zaintrygowana. Wzięła ją niepewnie do ręki, otwarła i wyciągnęła list, napisany zamaszystym, znajomym pismem:
    „Błagam cię, wybacz mi. Nie mogę bez ciebie żyć. Tęsknię za tobą. Proszę cię, przybądź do mnie jak najszybciej…
     L.”
   Uniosła brwi w rozbawieniu. „Jak zwykle – sucho, krótko i treściwie. Cały on.” – pomyślała. Zagryzła dolną wargę, próbując powstrzymać uśmiech, który zdradziłby jej podniecenie. Już teraz ogarniała ją ekscytacja na samą myśl o możliwości spędzenia z nim czasu. Aczkolwiek…
     …nie miała zamiaru wybaczyć mu tak łatwo.



Tego wieczoru w Zaplutej Dziurze było wyjątkowo tłoczno. Wszystkie stoliki pozajmowane, barek oblężony, barmani nie nadążają z rozdawaniem drinków... Gdzieś w kącie rozgorzała bójka pomiędzy zwolennikiem Nowego Systemu, a wyznawcą polityki istniejącej przed Ragnarökiem. Po drugiej stronie rozgrywały się walki gryfów. Niektórzy siłowali się na ręce. Jeszcze inni uprawiali hazard.
W każdym zakątku karczmy można było znaleźć coś dla siebie.
Pośrodku tego wszystkiego, przy jednym ze stolików, zasiadało kilkoro wojowników, pogrążonych w rozmowie. Wśród nich znalazł się Hogun z Wanheimu, jeden łucznik z Alfheimu, który kazał nazywać siebie Szeptem Wiatru, oraz dwóch Asów: brodaty Sveinn – zajmujący się garbarstwem mężczyzna w starszym wieku – i krótkowłosy, młodziutki Tofi.
Byli tak bardzo zajęci dyskusją, że nawet nie zauważyli, jak do Zaplutej Dziury wtoczył się jakiś paskudnie wyglądający typ w starszym wieku i chwiejnym krokiem ruszył w stronę barku. Zamówił jakiś mocny, alficki trunek.
— Mówię wam, mi cała ta sytuacja śmierdzi! – huknął Sveinn, uderzając swoim kubkiem o blat.
    Ciszej… - upomniał go Szept Wiatru. – Uspokój się. Co jest niejasnego?
    I tak nas nikt nie słucha! – zaburczał. Zniżył jednak głos. – Jakim cudem Lokiemu udało się objąć władzę?
Szept Wiatru wywrócił oczami.
— Wan mówił przecież, że Odyn zaginął, a Loki jako następca tronu może przejąć koronę po nim – wyjaśnił, głosem szeleszczącym jak zeschnięte liście. Uniósł swój kielich do ust. – Prawo sukcesji.
    No, dobrze, ale co z Thorem? Z tego, co wiem, Szepcie Wiatru, w Asgardzie obowiązuje primogenitura, o ile władca nie wybierze następcy. Thor jest pierworodnym Odyna. Chyba, że powinienem użyć czasu przeszłego…?
    Thor żyje – zaoponował Hogun.
Sveinn popatrzył na niego.
— Ach tak? Z tego, co wiem, Thor był twoim kompanem. Może ty wiesz coś na jego temat?
Wan przełknął ślinę.
    To, co się dzieje z Thorem, to już nie jest twoja sprawa.
Sveinn obrócił kubek w dłoniach.
    A może brat Thora wiedziałby coś-niecoś? – Uniósł brwi. – Hogun, ty byłeś z Lokim na tej misji samobójczej w Jotunheimie, co miała miejsce przed blisko dwoma tygodniami…
— Jej szczegóły miały pozostać w sekrecie. Przykro mi.
Garbarz westchnął ciężko.
— Tak, tak, tak… – mruknął. – Wasza „misja” akurat mało mnie interesuje, a dużo bardziej: plotki na temat Thora.
    To nie jest. Twoja. Sprawa – powtórzył Hogun.
Na moment zaległa między nimi cisza.
    O co chodzi, Sveinn? Tak ci źle pod koroną Lokiego? – rzucił Szept Wiatru.
Mężczyzna roześmiał się.
    Ja do Lokiego nic nie mam. Wiecie, nawet go lubię. A zadaję pytania, bom po prostu ciekaw. – Rozłożył szeroko ręce na boki, jakby mówił coś oczywistego.
    LUBISZ Lokiego? – powtórzył Hogun. Prychnął. – Chyba go w takim razie nie znasz…
Sveinn wzruszył ramionami.
— Ja patrzę na niego od innej strony. Facet dopiero co zasiadł na tronie, a już wprowadził takie zmiany, że ho, ho... Choćby na przykład te pola treningowe, które w ostatnim czasie udoskonalił. Rozbudował arsenał. Słyszałem też, że właśnie wprowadza w życie projekty nowych okrętów...
— Tak, tak – przytaknął mu Szept Wiatru, popijając kwasir. – Albo chociaż ta ustawa o równości. On sam chyba nie należy do specjalnie tolerancyjnych, ale liczy się inicjatywa.
— Taaa... – mruknął Hogun. – Lokiego cechuje specjalnie niski poziom tolerancji dla głupoty.
Szept Wiatru zaśmiał się. Pokiwał ręką, przyznając Wanowi rację.
— Zaszło to do tego stopnia, że zaczął wprowadzać obowiązkowe zajęcia z nauk ścisłych, literatury i filozofii.
    To już jest lekka przesada!
    A według mnie nie. Skoro każdy musi przejść szkolenia fizyczne, to czemu nie miałby przechodzić szkoleń umysłowych?
    Rozmawiacie o tym degeneracie Lokim? – Wszyscy aż podskoczyli na dźwięk głosu niespodziewanego przybysza.
Nikt nawet nie zauważył, gdy do stolika dosiadł się jakiś starzec, który wcześniej okupował barek. Miał siwe, przerzedzone włosy na głowie i gęstą brodę do połowy piersi. Sączył z potężnego kubka jakąś mętną mieszankę alkoholową.
    Kim jesteś, starcze? – spytał Sveinn, gdy minęła pierwsza fala zaskoczenia.
    Zwą mnie Lodur – odparł.
Sveinn pokiwał głową.
— Lodurze – powiedział, nachylając się w jego stronę – czy zdajesz sobie sprawę z tego, że za obrażanie władcy można źle skończyć?
Starzec wybuchł śmiechem. Miał wyraźnie widoczne ubytki w zębach.
— Ja go nie obrażam. Mówię najszczerszą prawdę. To tchórzliwy idiota, ciągle zasłaniający się swoim bratem – pasożyt społeczny, żerujący na nieszczęściu innych.
    On ma rację – po raz pierwszy w ciągu całej rozmowy odezwał się Tofi.
Sveinn popatrzył na niego ze zdziwieniem.
    Że co? Czy ja dobrze słyszę? Loki przyczynił się do rozwoju Asgardu jak nikt! Jak śmiecie...
    Loki zasiadł na tronie bezprawnie – wtrącił mu się Lodur. – To psychopata.
    Właśnie! – zawołał oburzony Tofi. – Jak możecie mówić o nim POZYTYWNIE? On zabił setki ludzi! Zdetronizował Thora!
Szept Wiatru pokręcił tylko głową, zniesmaczony.
    Skoro takiś mądry, Tofi, to może powiesz nam wszystkim na czyją cześć otrzymałeś swoje imię? Takiś wierny Thorowi! A Thor nie zrobił zupełnie NIC dla Asgardu! – Na moment umilkł, by zmierzyć chłopaka gniewnym spojrzeniem. – Nie nazywasz się Tofi, tylko Thor-fredr.
Twarz młodego wojownika zapłonęła czerwienią.
    I co z tego?!
    To, że nie patrzysz na sytuację obiektywnie – prychnął Hogun.
    Wszyscy tak bardzo gnębili Lokiego, odkąd on tylko pojawił się w Asgardzie – mruknął Sveinn. – Odyn nie chciał dopuścić go do władzy. Brat go ciągle poniżał. Przyszło co do czego, wszyscy dowiedzieliśmy się, że Loki nie ma czystej krwi – wymieniał.
    To go ma usprawiedliwiać? – prychnął Lodur.
    Daj mi dokończyć – zrugał go Sveinn. – Okazało się, że Odyn nie chciał, by na tronie Dziewięciu Królestw zasiadał Jotun. Przyszło co do czego, to właśnie Jotun uczynił nasz świat lepszym. Cóż za ironia, no nie?
Tofi popatrzył na Sveinna z pogardą.
    Lepszym? Loki powinien był zamarznąć w Jotunheimie przy pierwszej okazji. Niepotrzebnie Odyn go tu sprowadził. W Asgardzie nie ma władcy – jest tylko potwór, który nigdy nie powinien się narodzić.
Wszyscy zamilkli, zszokowani słowami Tofiego.
    Naprawdę tak uważasz? – spytał go Lodur, a jego głos uległ gwałtownej zmianie.
    Tak. – Tofi popatrzył prosto w jego zielone oczy. – Loki powinien był zginąć już dawno. Gdybym miał ku temu możliwości, ruszyłbym na Gladsheim i osobiście bym go zabił.
    Mocne słowa – wymruczał Lodur. – Sądzisz, że dałbyś radę to zrobić?
Chłopak przełknął ślinę.
    Wydaje mi się, że tak.
Twarz Lodura rozjaśnił uśmiech.
    Doskonale – powiedział. – Bo, widzisz, masz teraz ku temu świetną okazję…
Na oczach wszystkich zgromadzonych, starzec wstał od stołu i... zmienił się.
Zgarbiona sylwetka wyprostowała się i wydłużyła. Ciało odzyskało dawny młody wygląd. Znikła broda, odsłaniając gładką twarz przystojnego mężczyzny. Włosy powróciły swym kolorem do kruczej czerni. Zniszczone ubranie zamieniło się w znajomo wyglądający           czarno-zielony strój. A wreszcie, na sam koniec, zanikła jaskrawa zieleń w jego tęczówkach, jarząca się tajemniczym, przerażającym światłem…
Palące spojrzenie złowieszczo wyglądających ciemnych oczu przewinęło się po zgromadzonych i zatrzymało dopiero na Tofim. Na widok szoku malującego się na twarzach wojowników, jego usta rozciągnęły się w parszywym uśmiechu, odsłaniając rząd idealnie białych zębów.
    Zabij mnie – rozkazał Mistrz Iluzji głosem, który nie znosił sprzeciwu.
Tofiemu szczęka opadła. Nie wiedział, co ma zrobić.
    Wstawaj – warknął Loki. – I walcz, skoro tak odważne słowa padały z twoich ust.
Hoguna ogarnęło przerażenie, gdy zobaczył, jak Tofi posłusznie wstaje i niepewnie dobywa swojego miecza. Nie mógł uwierzyć, że nie zorientował się w podstępie Lokiego. Po raz kolejny nabrał się na jego sztuczkę.
Tofi zacisnął drżącą dłoń na rękojeści miecza i wycelował jego ostrze w iluzjonistę. Na jego czole rozbłysły kropelki potu. Zastygł w bezruchu, niepewny, czy władca żartuje, czy nie. Czekał.
Loki przechylił głowę w konsternacji. Zmrużył oczy. On nie potrzebował dużo czasu do namysłu.
W jednej sekundzie wyciągnął przed siebie zaciśniętą w pięść dłoń, a w kolejnej… gwałtownie rozprostował palce.
Podmuch mocy, jaki z nich wystrzelił, uderzył w Tofiego z siłą kowadła – odrzucił go do tyłu na dobre parę metrów, że ten aż upadł na czyjś stolik, rozlewając stojące na blacie trunki. Ktoś krzyknął, parę osób poderwało się, szukając winowajcy.
A potem wszyscy w karczmie zaczęli stopniowo cichnąć…
    Patrzcie, to Loki! – ktoś wyszeptał.
    Loki…
    Nasz władca!
Mistrz magii uśmiechnął się szelmowsko.
— Pierwsza zasada, Thor-fredr! – zawołał do Tofiego, który właśnie próbował wstać ze stołu. – Nigdy nie pozwalaj, by twój przeciwnik zaatakował pierwszy.
Tofi, zszokowany pierwszym atakiem, w ogóle nie mógł odzyskać równowagi. Stoczył się ze stołu, spadł na ziemię… Miecz wypadł mu z ręki.
Loki ruszył w jego stronę powoli, ostrożnie stawiając kroki, niczym drapieżnik polujący na swoją ofiarę. Teraz obserwowała ich już cała karczma.
Tofi obrócił się na plecy. Wzrok mu się wyostrzył i zauważył, że Loki zmierza w jego kierunku. Przerażony szybko złapał za miecz, ale w takiej pozycji nie mógł zaatakować. Pośpiesznie ustawił ostrze na sztorc…
Loki machnął ręką, jakby lekceważąco. Na ten gest miecz wypadł Tofiemu z rąk i poleciał gdzieś w drugą stronę.
    Zasada druga: nigdy nie dawaj swojemu przeciwnikowi okazji do ataku.
Nie chcąc tracić ani chwili czasu, Tofi zerwał się najszybciej, jak mógł – na tyle, na ile pozwalał mu ból głowy – i rzucił się w poszukiwaniu jakiejś broni, zostawiając Lokiego za swoimi plecami. Nagle postać władcy zmaterializowała się tuż przed nim, zagradzając mu drogę. Chłopak odskoczył, wystraszony.
    Zasada trzecia: nigdy nie odwracaj się tyłem do przeciwnika.
Tofi zaczął się cofać, byle jak najdalej od Lokiego. Równocześnie rozglądał się w poszukiwaniu czegoś, czym mógłby się obronić. Wtem jego wzrok padł na nóż, leżący na stoliku obok.
Skoczył w tamtą stronę, złapał za ostrze, odwrócił się i...
...wbił je Lokiemu prosto w serce.
W pierwszym odruchu ucieszył się, że tak łatwo mu poszło. Ale chwilę potem… zorientował się, że coś jest nie tak. Że poszło mu ZA ŁATWO.
I w tym samym momencie postać Lokiego zaczęła pękać, niczym porcelanowa filiżanka – na całym jego ciele pojawiły się setki, tysiące, miliony rys i nagle…
…rozsypał się.
Barwne odłamki pofrunęły na ziemię, niczym płatki popiołu.
Nim Tofi zdążył się zorientować, co się dzieje, coś uderzyło go od tyłu w głowę i podcięło mu nogi. Padł na podłogę, lądując na twarzy.
    Zasada czwarta: nigdy nie spuszczaj wzroku z przeciwnika – usłyszał głos Lokiego.
Tym razem Tofi resztkami pół-świadomości pokonał nękający go ból – szybko poderwał się na równe nogi, obrócił się w stronę Lokiego, unosząc rękę ściskającą nóż i…
…zamarł.
Iluzjonista przystawiał mu swój magiczny sztylet do gardła. Sztylet, o którym krążyło już tyle legend, że na samo ich wspomnienie Tofiego przeszył dreszcz. Przełknął ślinę. W myślach błagał do Losu, by władca go oszczędził…
— Ani drgnij – wyszeptał Loki, a zimność jego spokojnego głosu zabrzmiała naprawdę przerażająco. – Jeden ruch, a to ostrze pozbawi cię życia – mówił tak, jakby tłumaczył dziecku, jak się wiąże sznurówki.
Tofi z pokorą upuścił swój nóż, okazując tym samym, że się poddaje.
    Świetnie – mówił cicho Loki. – A teraz na kolana.
Odjął sztylet od szyi Tofiego dopiero wtedy, gdy chłopak posłusznie uklęknął przed nim i oddał mu cześć. Kąciki jego ust lekko zadrżały w powstrzymywanym uśmiechu. Otrzepawszy płaszcz z niewidzialnych pyłków, odwrócił się do zgromadzonych wokół niego ludzi. Rozrzucił szeroko ręce na boki, jakby brał udział w jakimś widowisku.
— Przede wszystkim, moi drodzy, nigdy, ale to przenigdy, nie lekceważcie swojego przeciwnika.
Rozległy się nieśmiałe oklaski, które po upływie krótkiej chwili przeobraziły się w gromkie brawa.
W ten oto sposób Loki pokazał poddanym, że potrafi być dowcipny, ale w wysublimowany sposób, zarazem też zaznaczając, że jego „dowcip” może przeobrazić się w przestrogę... że nie należy czuć się przy nim w pełni bezpiecznie. Pouczył swoich wojowników, równocześnie wywołując radość na ich twarzach i zdobywając ich sympatię.
Dłużej nie mógł się powstrzymywać od śmiechu.



     Słońce dopiero teraz budziło się ze swego wiecznego snu, ale tego dnia Loki wstał dużo wcześniej, niż zwykle. Już od godziny trenował na Polach Bilskirnir, gdzie dawniej znajdował się wspaniały pałac jego brata.
Poranek był zimny – tak samo, jak pot spływający Lokiemu po plecach. Włosy miał w kompletnym nieładzie, ale już się tym nie przejmował. Tego dnia planował trochę odpocząć i odetchnąć od ciągłej pracy. Ostatnio był tak pochłonięty tymi wszystkimi „królewskimi” zajęciami, że nie miał w ogóle czasu na sen, czy tym bardziej na jakieś dodatkowe atrakcje…
Praca króla oczywiście była dla niego ATRAKCYJNA i wiedział, że nigdy mu się nie znudzi, ale… brakowało mu cierpliwości. On chciał wszystkie zmiany wprowadzić od razu, jak najszybciej zrealizować każdą ustawę, bez chwili zwłoki spełnić każde swoje marzenie – niedawno jednak zauważył, że zaczyna mu brakować energii i pilnie potrzebuje przerwy.
Z bólem serca ogłosił więc Ten Dzień wolnym od pracy króla i oznajmił wszem i wobec, że jeżeli ktokolwiek będzie coś od niego dzisiaj chciał, to będzie mógł jedynie złotą klamkę wrót Gladsheimu pocałować i poczekać ze swoją sprawą do jutra.
Ten Dzień miał być wyjątkowy i Loki nie chciał przegapić żadnej jego sekundy.
Powoli zaczynali schodzić się pierwsi wojownicy, burząc tę osłonę ciszy i spokoju, zbudowaną przez Lokiego. Nie lubił, gdy ktoś psuł zachowany przez niego porządek. Ani tym bardziej, gdy ktoś mu przeszkadzał…
Głęboko zaczerpnął powietrza. Wsłuchał się w brzmienie wypuszczanego oddechu. Zamknął oczy. Czas przejść na wyższy poziom szkolenia.
Poprawił sobie swój pas z bronią – tym razem umieścił go na biodrach. Wykonał kilka zamachów trzymanym w obu rękach kopisem, testując jego sprawność. Aż do poranku trenował rzucanie nożami i walkę z wirtualnymi przeciwnikami. To wszystko wciąż jednak nie było PRAWDZIWĄ praktyką… Jeżeli naprawdę chciał sprawdzić swoje możliwości w walce, musiał pójść o krok dalej.
Przyszedł więc tutaj. Wojownicy, którzy zdążyli już przetestować to urządzenie, od razu nadali mu przyjemną nazwę „Wiatraki Śmierci”. Tylko nielicznym, i to z najwyższym trudem, udawało się pokonać tę nowo-wprowadzoną przeszkodę.
Loki chciał udowodnić nie tylko sobie, że da radę powtórzyć sukces zdecydowanej mniejszości. Oczywiście, nie miał pewności, że mu się uda. Nigdy nie mógł mieć takiej pewności… Ale w niczym nie szkodziło mu spróbować.
Przełknął ślinę.
Na oczach zawiązał sobie grubą, zieloną chustę. Mrok przysłonił jego świat. Nie dostrzegał już promieni wschodzącego słońca. Nie widział zupełnie nic.
Jego serce zabiło szybciej. Wyciszył się. Wyłączył zmysły. Wsłuchał się w swój spokojny, głęboki oddech. Skupił się na otaczających go dźwiękach. Chwycił kopis mocniej.
To ćwiczenie zazwyczaj należało wykonywać z osobą asekurującą. I z szeroko otwartymi oczami. Loki uważał się jednak za samowystarczalnego, zdolnego sukinkota. Uda mu się.
Wystarczyła tylko jedna jego myśl, by uruchomić cały mechanizm.
Usłyszał zgrzytanie śrub ocierających się o siebie, szczękanie metalu o metal, trzeszczenie powoli wprowadzanego w ruch drewna – odgłosy budzącej się do życia maszyny. A potem… wszystko wokół niego zaczęło wirować.
Tak zwane „wiatraki” były drewnianymi, ruchomymi bolcami, których zadaniem było atakowanie osoby trenującej, poprzez systematyczne krążenie wokół niej i uderzanie jej sprytnie skonstruowanymi drewnianymi „pałkami”, których feralność polegała na tym, że mogły się dowolnie wysuwać, chować, pojawiać… Ponadto, maszyna uczyła się wszystkiego o przeciwniku w miarę rozwoju walki.
Tym razem Loki miał o tyle trudniej, że nie widział praktycznie nic.
Tylko czerń.
Spowijała go czerń. Otaczały go dźwięki przywodzące na myśl kawalkadę żelaznych jeźdźców zniszczenia.
Na moment stracił rezon.
Coś go uderzyło od tyłu tak mocno, że aż zachłysnął się powietrzem.
Wystraszył się. Powinien ściągnąć chustkę...? Stchórzyć?
ŚWIST!
Jego ciało zareagowało automatycznie. Machnął rękami i poczuł, jak ostrze kopisu zderza się z czymś twardym i mocno odpycha to coś od siebie.
Poczuł, jak jego wnętrze wypełnia znajoma fala magii.
A potem…
SZAST! SZAST! SZAST! Odbijał jeden atak za drugim, nawet nie myśląc o tym, co robi. Po prostu działał. Skupił się na otaczającym go środowisku. Oderwał się. Był PONAD.
…tak po prostu…
Jeden sztylet za drugim wylatywał z jego dłoni, stale sięgających po kolejną broń. Nie widział, czy trafia. Słyszał. ŁUP! ŁUP! ŁUP!
…wyłączył się…
Nagle zobaczył. Tak… To Jotunowie, padający bez życia na ziemię. ŚWIST! To jego ojciec, rozcinany na pół. SZAST! To jego brat, Thor… Nie! To… Mocarny Thor. Wybuchający krwią.
…i zaczął czuć.
Machnął jeszcze parę razy kopisem, upewniwszy się, że nikt go już nie atakuje, po czym sprawnym ruchem wsunął go do pokrowca na plecach. Jego serce dudniło, jak oszalałe, a kumulująca się w nim nienawiść wreszcie znalazła ujście i opuściła jego wnętrze, pozostawiając go z uczuciem wewnętrznej czystości. Tak, jakby jego serce uwolniło się spod sterty milionów kamieni.
Odetchnął.
Ściągnął chustkę, nakładając ją na przepocone włosy jak opaskę i…
…czas się dla niego zatrzymał. Każdy Wiatrak, którego „pokonał”, przełączał się na automatyczną blokadę i odsuwał od miejsca walki. W przypadku Lokiego… jedynie dwa nie były odsunięte. Stał samotnie pośrodku okręgu utworzonego z drzazg i odłamków drewna.
Obserwowało go kilkunastu wojowników. Patrzyli na niego z podziwem. Z zazdrością.
Wśród nich dostrzegł Sif.
Wojowniczka obserwowała go. Loki zdążył sobie już wyrobić taką reputację, że gdzie tylko się pojawiał, tam od razu gromadziły się tłumy. Tak było też i tym razem – a Sif, zachęcona przez Fandrala, tym razem również przyszła zobaczyć, co też wywołuje taką sensację. Teraz już wiedziała. I była zszokowana. Jej samej nie udało się jeszcze pokonać Wiatraków Śmierci, mimo że uważała się za zdolną wojowniczkę, a Loki… Loki nie dość, że tego dokonał, to w dodatku miał przy tym zasłonięte oczy. Była pełna, pełna podziwu.
Obserwowała go – a jej spojrzenie przepełnione było naturalnym, przyjaznym ciepłem, do którego Loki tak bardzo zawsze tęsknił. Nie przejmując się tym, że koło niej stoi Fandral, ruszył w jej stronę z szelmowskim uśmiechem na twarzy, gdy nagle…
    Panie, przyprowadziliśmy gościa – usłyszał głos jednego ze strażników.
Zatrzymał się.
— Mówiłem wam, żeby nikt mi dzisiaj nie przeszkadzał – warknął.
Odwrócił się, by ostro zbesztać einherjara
i zamarł.
W przejściu, pomiędzy oniemiałymi wojownikami, stała najbardziej seksowna kobieta, jaką kiedykolwiek w życiu widział. Miała delikatne rysy twarzy. Jej skóra była mlecznobiała, gładka niczym alabaster, z delikatnie różowym rumieńcem na policzkach. Jej oczy stanowiły nieodgadnioną mieszankę złota i błękitu – patrzyły na niego uwodzicielsko spod gęstych, długich rzęs. Pełne, podkreślone różem wargi układały się w zalotny uśmiech.
Miała na sobie obcisłą, króciutką sukienkę, idealnie podkreślającą jej kształty i więcej odsłaniającą, niż zakrywającą. Jej rude, lekko nastroszone, błyszczące włosy sięgały ramion.
Z jej głowy wyrastała para trójkątnych, wiewiórczych uszu. Miała długi, puszysty, rudy ogon. Była boso. Odepchnąwszy od siebie strażników, ruszyła przed siebie, skupiając na sobie uwagę wszystkich mężczyzn wokół i wywołując w Sif uczucie nieopisanej zazdrości.
Podeszła do Lokiego. Stanęła tuż przed nim. Zlustrowała go powłóczystym spojrzeniem.
— Ratatosk – wyszeptał Loki. Uśmiech na jego twarzy pogłębił się na wspomnienie ich wspólnie spędzonych nocy. Poczuł wypełniającą go falę pożądania.
Pół-kobieta pół-wiewiórka popatrzyła na niego słodko.
I z całej siły go spoliczkowała.
Tak mocno, że aż głowa Lokiego odskoczyła na bok. Złapał się ręką za policzek. Pod palcami wyczuł krew. Nie przestawał się uśmiechać.
Ratatosk przyjrzała się lekceważąco swoim zabójczym paznokciom, pokrytym świeżą posoką, bardziej przypominającym swym wyglądem pazury…
— To za to, że mnie zostawiłeś – powiedziała z wyrzutem.
— Rata… - odezwał się Loki z nutką podziwu w głosie. Spojrzał na nią tak, jakby chciał ją zjeść. Nie przejmował się krwią spływającą mu po twarzy. – Ty diablico...
Wiewiórka odwzajemniła jego spojrzenie. Położyła mu ręce na ramionach, skracając dzielący ich dystans do maksimum.
    Długo myślałam nad twoim wezwaniem, ale... w końcu podjęłam decyzję. Oto jestem. Do twojej dyspozycji…
Bez żadnego ostrzeżenia zbliżyła się jeszcze bardziej i... wpiła się w jego wargi, całując go namiętnie i prawie pozbawiając go oddechu. Loki nie znał nikogo, kto by TAK całował, jak całowała Ratatosk.
Gdy w końcu oderwała się od niego, oblizała usta lubieżnie.
    Jesteś cały spocony… - mruknęła, wyraźnie wyczuwszy sól na języku.
    Och… czy to źle? – odparował, obejmując ją i przywierając do niej całym swoim ciałem.
Uśmiechnęła się.
    Nie – powiedziała słodko. – Właściwie to… stęskniłam się za tym smakiem.



Loki miał w swoim życiu wiele kochanek. Jedne były mu bliższe, z innymi spotkał się tylko raz w życiu i natychmiast o nich zapominał. Jeśli zaś chodzi o Ratatosk – wiewiórka była Lokiemu potrzebna. Lecz nie jako „seks-zabawka” (choć oczywiście Loki lubił łączyć przyjemne z pożytecznym), ale jako…
teleporter.
Pół-kobieta pół-wiewiórka. Mieszkająca w gałęziach Yggdrasilu. Posiadająca moc przemieszczania się między światami. Moc, którą Loki od zawsze pragnął posiąść. Albo ewentualnie wykorzystać.
Iluzjonista wysłał do Ratatosk wezwanie. Na początku nawet nie liczył na to, że mu na nie odpowie – po tym, co jej ostatnio zrobił, on sam na jej miejscu by nie odpowiedział. Był jednak zdesperowany, a jego niepokój sięgał granic…
Wszystko przez to, że Yggra nie dawał znaku życia. Ponadto Najstraszliwszy całym sobą wierzył, że Heimdall, strażnik Asgardu, nie żyje – a Asowie są pozbawieni wszelkiej ochrony. Na obecną chwilę Skidbladnir był zdecydowanie za wolny, jeśli chodzi o przemieszczanie się między Światami, a bifrostu Asowie nie mogli używać – Loki bowiem planował wykorzystać niewiedzę Yggry i obrócić ją przeciwko niemu.
Wszystko, co teraz trzeba było zrobić, to ponownie zdobyć zaufanie Ratatosk.
Opadła na poduszki, tuż obok niego. Odetchnęła głęboko.
    No, no – wymruczała. – Wciąż nie straciłeś wprawy…
Loki uśmiechnął się krzywo. Szelmowsko. Wiedział, jak ten uśmiech działał na kobiety… Wiedział, jak działał na Ratatosk.
Wiewiórka obróciła się na brzuch i przeciągnęła się rozkosznie. Niektóre jej gesty, zachowania wydawały się Lokiemu niemalże zwierzęce. Nachylił się w jej stronę, by ją pocałować, ale…
W ostatniej chwili cofnęła się.
    Byłeś całkiem niezły – powiedziała.
Loki zamarł w połowie ruchu. Zacisnął wargi. Zamrugał kilkukrotnie, zaskoczony.
    Tylko niezły? – zaśmiał się.
Położył się na plecach, ręce podłożył pod głowę. Udawał, że zachowanie Ratatosk nie wywarło na nim żadnego wrażenia… że go nie uraziło.
Dziewczyna wstała i zaczęła się ubierać.
    Tak. Tylko niezły. Trafiali mi się lepsi.
    Mhm – udało mu się wydusić.
Poczuł się spoliczkowany słownie. Jednak, naprawdę, starał się tego nie okazywać. Uśmiechał się sztucznie, uważnie obserwując ruchy Ratatosk.
Gdy dziewczyna wcisnęła się już w sukienkę, ponownie wróciła do łóżka. Położyła się. Na brzuchu. Na Lokim.
Przełknął ślinę. Miał ją tuż przed sobą. Taką piękną. Niemalże nagą. A jednak, nie wyzwalała już w nim tak silnych uczuć, jak kiedyś.
Uśmiechnęła się. Przejechała ogonem po jego twarzy, lekko łaskocząc go rudymi włoskami.
Zamknął oczy.
    Uwielbiam ten puszysty ogonek, wiesz? – wymruczał.
    Wiem… Każdej nocy słyszę to od ciebie po kilka razy.
Zaśmiał się krótko. Poczuł, jak dziewczyna zgarnia kołdrę z jego piersi. Położyła dłoń na jego torsie i zaczęła nią powoli sunąć w górę, w górę, w górę i z powrotem… Kłuła go swoimi pazurkami – tymi samymi, które pozostawiły dwie pionowe blizny na jego twarzy.
    Lokiś… - odezwała się słodkim głosem, nie przerywając czynności.
    O, nie. Tylko nie Lokiś.
Na moment przerwała. Ale tylko na moment.
    Czemu nie? To brzmi tak uroczo – zdziwiła się.
    Nie wiedziałem, że jestem uroczy.
    Dla mnie jesteś.
Prychnął. Na moment zaległa między nimi cisza.
    Lokiś… – odezwała się ponownie. – Loki. Kochany.
Dopiero teraz otworzył oczy. Spojrzał na nią.
— Znam cię, Rata. Zawsze zwracasz się do mnie w ten sposób z dwóch powodów: albo, żeby mnie wkurzyć… – Uniósł brwi. – Albo, gdy coś chcesz ode mnie.
Nie patrzyła na niego. Uważnie śledziła wzrokiem swoją dłoń, która coraz bardziej zbliżała się niebezpiecznie w kierunku jego pasa, jego bioder…
Złapał ją za nadgarstek.
    Czego chcesz, Rata?
Dopiero teraz na niego spojrzała. Niewinnie, słodko…
    Balu – powiedziała, a kąciki jej ust uniosły się w lekkim uśmiechu.
Zbaraniał. Uniósł jedną brew.
    Balu?
    Tak! – przeturlała się na plecy. – Takiego z muzyką i tańcem! I z szeleszczącymi sukniami… – rozmarzyła się.
Podniósł się tak, by oprzeć się o ramę łóżka. Usiadł. Zabębnił palcami o udo. Musiał za wszelką cenę zdobyć przychylność Ratatosk. Nieważne, jaka wiązałaby się z tym cena… Zamyślił się. Bal – nie przepadał za tego typu imprezami.
    No dobrze… – westchnął w końcu.
Ratatosk zastygła w bezruchu.
    Moment. Czy ty się właśnie zgodziłeś? Wyprawić bal? DLA MNIE?
Loki wzruszył ramionami.
— Cóż, skoro chcesz… – nie zdążył jednak dokończyć, bo Ratatosk dosłownie rzuciła się na jego biedną, nieszczęsną osobę. Skutecznie zamknęła mu usta pocałunkiem.
A gdy oderwała się od niego, nie mogła powstrzymać radości.
    Naprawdę, naprawdę, naprawdę? – cieszyła się, podskakując w miejscu.
Uśmiechnął się szeroko. Był to jeden z tych uroczych, rozbrajających uśmiechów.

    Kochana. Dla ciebie zrobiłbym wszystko – skłamał.



Witam wszystkich bardzo serdecznie!

Ten rozdział otwiera Drugą Część przygód Lokiego, która będzie obejmować rozdziały od 16 do 22 włącznie. (Po szczegóły zapraszam do spisu treści)

Jeżeli chodzi o notkę samą w sobie... chciałam ukazać sposób, w jaki poddani traktują Lokiego. I przy okazji musiałam wprowadzić jedną postać, niezbędną do dalszego rozwoju fabuły. Mam nadzieję, że choć trochę przypadł wam ten rozdział do gustu :)

 Ze spraw organizacyjnych: po raz kolejny zmieniłam menu i mam nadzieję, że teraz już nie będzie z nim żadnych problemów i będzie się fajnie wyświetlać. Zapraszam do myszkowania :P Druga ważna rzecz, to.......... ten blog przekroczył 10.000 wyświetleń! Hurra! Dziękuję wam wszystkim!

Z tejże okazji, rozdział dedykuję każdemu kto komentuje i każdemu kto stale odwiedza bloga! (Tak wiem, dedykacje się pisze na początku... ale trudno, walić system!)

Z mojej strony to już chyba wszystko. I tak swoją drogą... widzieliście Avengers 2?

Czekam na opinie i odpowiedzi
Lexie


Bonus - wizualizacje: 


7 komentarzy:

  1. wszytko dzieje się szybko, nowa bohaterka wprowadza pewien zamęt i jako wprawiony w obserwacji,czytelnik, nie wiem, co ona zdziała. Pewne, ze Loki chce ją wykorzystać, on zawsze tak robi, jednakże po co godzi się na bal, czy ma tu też inny cel? w końcu bal dla jednej kobiety, to nie w stylu tego zimnego drania...hmmm....
    a w ogóle pominełaś reakcję Lady Sif na ten cały pocałunek Lokiego z Ratą[czy jak się nazywa ta wiewiórka XD] ciekawa jestem, jak to Sif obejdzie...
    ciekawa też jestem, co tam na Ziemi, co u Thora, co z Ziemianami...hmmm....

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie! Nie! Nie! Nie! :( Nie...
    Zacznę od końca, a więc postać wiewiórki (nie będę się rozdrabniać), nienawidzę tej baby! Jest taka przesłodzona i... o wiele za dużo jej w tym rozdziale, o wiele za mało Sif! Ja rozumiem, że Loki ma te swoje plany, ja rozumiem, że nowe postacie wzbogacają fabułę, rozumiem też, że Sif musi być zazdrosna o Lokiego tak jak on był zazdrosny ze względu na Fendrala, ale żeby mi to robić? :(
    Czego mi zabrakło w tym rozdziale? Zdecydowanie Sif, a już zwłaszcza reakcji na pocałunek Lokiego i Rudej. Tego mi brakowało. Mogłaś też poruszyć choć w drobnej mierze sprawę z Thorem i Rumple'em. Ale rozumiem, że na to wszystko przyjdzie czas.
    Teraz już te przyjemne rzeczy. Opowiadanie mi się bardzo podobało do momentu pojawienia się tej wiewiórki. Choć domyślałam się, że pierwsza scena nie dotyczyła Sif, jednak relacje między nią, a Lokim nie były aż tak zażyłe, by nasz władca pozwolił sobie na takie wyznania. Ale wracając do tego co chciałam przekazać. Scena w karczmie była powalająca. Od samego początku domyślałam się, że tym starcem może być Loki i miałam rację! To jak ukazałaś jego relacje z poddanymi i ich poglądy co do nowego władcy, zdecydowanie jestem na tak! Dyskusja między mężczyznami została bardzo dobrze przeprowadzona oraz pokazała pokrótce za co Loki się zabrał oprócz naprawiania swoich błędów z przeszłości. Scena z wiatrakami, opis emocji Lokiego to też było coś, nie powiem :D A zwłaszcza porównanie ich do Jotunów, Odyna i Thora ^^
    Życzę dużo weny i pozdrawiam!
    Ana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co do menu to zakładki w ogóle nie chcą się otwierać, przynajmniej u mnie tak jest :/
      Gratuluję również tych 10.000 wyświetleń. Zasłużyłaś sobie na nie w 100% :D
      Age of Ultron oglądałam i mam mieszane uczucia. (Możliwy SPAM!!!) Film trochę pocięty, sceny walki się dłużyły, Thor przemknął mi gdzieś na ekranie, lecz nie zwróciłam na niego większej uwagi, Loki podobno był, a go nie było i zabili Quciksilvera :( Ale ogólnie mi się film podobał, co prawda nie przebije Zimowego Żołnierza, lecz zły nie jest. W każdym bądź razie niezła rozrywka :)
      A ty oglądałaś?

      Usuń
    2. Ojej... No ja nie wiem co się dzieje z tym menu. Pokazywałam je kilku różnym osobom i u wszystkich działało dobrze. Może pomniejszenie strony by coś dało? Damn.
      Age of Ultron nie oglądałam. Pierwsza część Avengers nie przypadła mi do gustu i śmieszyła mnie swoją irracjonalnością i absurdem. Nie jest to film w moim stylu - łubudu-do-kwadratu, parę niezłych efektów CGI... Jeżeli chodzi o tego typu kino - "widowisko+rozrywka" - osobiście mogę polecić "Mad Max". Warty obejrzenia, z pięknym przesłaniem.

      Usuń
    3. Mogłabyś konkretniej opisać, jaki występuje problem z menu? I przy okazji, czy korzystasz z laptopa/komputera i jaki masz system? Byłabym wdzięczna. Taka anonimowa sonda uliczna :P

      Usuń
    4. Już działa :D Naciskałam z 20 razy pod rząd i w końcu wyświetlił się spis treści :)

      Usuń
  3. oooo...wpadłam na chwilę i dostrzegłam kolejną zmianę szaty graficznej, ten loki tu po lewej stronie idealnie pasuje, nie zmieniaj go teraz to jest genialne!!! XD
    tamten poprzedni był za mały XD

    OdpowiedzUsuń

Język urzędowy: staroskandynawski.
Mile widziany alfabet runiczny :)

» «