BAL
Wieść o tym, że Loki wyprawia bal, rozeszła się
błyskawicznie w Asgardzie i rozniosła wśród mieszkańców niemalże wszystkich
Dziewięciu Królestw. Nie istniała taka osoba, która nie byłaby zaskoczona nagłą
decyzją króla. Każdy jednak w głębi duszy tęsknił za tego typu uroczystościami.
Trwały więc
przygotowania. Mnóstwo zainteresowanych szykowało się do balu – w błyskawicznym
tempie znikały ze stoisk drogocenne tkaniny, w barach istniał tylko jeden temat
rozmów, ludzie na ulicach patrzyli po sobie podejrzliwie, zastanawiając się,
czy może któryś z ich sąsiadów pojawi się na zabawie… a jeśli tak, to jak
będzie wyglądać?
W efekcie
końcowym zjawiła się przeogromna liczba osób. Wypełnili największą salę
Gladsheimu po brzegi – ledwo starczyło miejsca dla orkiestry. Wszyscy mieli
zamiar spędzić ten wieczór przyjemnie. Nie wykluczając Lokiego.
Jednak w tym
przypadku słowo „przyjemność” byłoby ostatnim opisującym jego odczucia.
Siedział przy
mało wyróżniającym się stoliku, w głębi pomieszczenia, z żelazną cierpliwością
tolerując nachalność Ratatosk. Wiewiórka nie odstępowała go na krok. Wyglądała
oszałamiająco w zwiewnej białej, długiej sukni do ziemi – Lokiego jednak
zaczynała powoli irytować. Cały czas krążyła wokół niego, myśląc, że jej
obecność go raduje. Skąd mogła wiedzieć, że Loki udaje?
Kłamał, mówiąc
jej, że świetnie się bawi. Kłamał, mówiąc jej, że uwielbia z nią tańczyć.
Kłamał, mówiąc jej, że wyprawił ten bal z wielką przyjemnością. Cały wieczór
kłamał. I zaczynało go to naprawdę męczyć… Mógł od Ratatosk odetchnąć tylko
wtedy, gdy dziewczyna szła potańczyć. Na szczęście zdarzało się to dosyć często
– przez większość czasu to właśnie ona znajdowała się w centrum uwagi i
skupiała na sobie spojrzenia wszystkich mężczyzn…
Do czasu.
Znużenie Lokiego nie znało granic. Jego wzrok
przetoczył się po tańczących, na dłużej owijając się wokół roześmianej
Ratatosk. Wiewiórka prawdopodobnie spędzi na parkiecie jeszcze trochę czasu…
Odetchnął z ulgą. Uspokojony, postawił tuż przed sobą pusty kielich, wziął do
ręki stojącą w pobliżu butelkę z winem i
HUK!
Wrota otwarły
się z rozmachem. Muzyka ucichła. Wszyscy znajdujący się na parkiecie zatrzymali
się. Każdy popatrzył w stronę drzwi.
— Hej!
Są tu jacyś mężczyźni, którzy jeszcze nie zapomnieli jak się tańczy?!
Loki właśnie przymierzał się do upicia odrobinki
wina, gdy usłyszał TEN głos. Momentalnie się wyprostował. Podniósł głowę, by
popatrzeć w stronę przybysza…
I zamarł.
Poczuł jak
szczęka mu opada.
Wszystko wokół
niego wyłącza się.
Zamrugał
kilkukrotnie niepewny czy to, co widzi, dzieje się naprawdę.
W drzwiach
stała Sif.
Ale jakże inaczej wyglądała od tego, co Loki
dostrzegał w niej na co dzień. Miała na sobie niesamowitą, burgundową suknię.
Jej gorset ciasno opinał ciało – był wycięty, nie miał ramion, niemalże
całkowicie odsłaniał plecy – i gładko przechodził w prostą, lekko pofalowaną
spódnicę. Tuż pod linią pleców została ozdobiona czymś na kształt gigantycznej
kokardy czy wstążki, z której dwa grube pasy materiału opadały aż do połowy
sukni – to ona zapewne utrzymywała całą konstrukcję na ciele Sif. Dziewczyna
dodatkowo założyła lekkie czarne rękawiczki aż do łokcia oraz eleganckie buty
na obcasie, w tym samym kolorze. Włosy miała lekko spięte, tak że po obu
stronach jej twarzy zwieszały się pojedyncze kosmyki włosów – całą fryzurę
ozdobiła burgundowo-czarną spinką.
W drzwiach
stała Lady Sif. Natychmiast otoczyła ją grupka mężczyzn. Muzyka znów zaczęła
grać. Goście powrócili do tańca.
Loki rozbudził
się z letargu dopiero po dłuższej chwili. Jak za dotknięciem magicznej różdżki,
wszystkie dźwięki wokół niego niespodziewanie uruchomiły się ponownie.
Przełknął ślinę.
Zaklął
parszywie, gdy zdał sobie sprawę z tego, że wino spływa mu po rękawie…
—
Sif… wyglądasz olśniewająco – wyszeptał Fandral.
Uśmiechnęła się do niego
lekko. Siedzieli przy jednym ze stolików wraz z niewielką grupką zapatrzonych w
Sif wojowników. Wszyscy odpoczywali i czekali w napięciu, aż dziewczyna
dokończy swój kwasir i podejmie decyzję – tylko jeden z nich miał dostąpić tego
zaszczytu i zostać wybranym przez nią do kolejnego tańca.
—
Dziękuję – odpowiedziała.
Uniosła złoty kielich do ust i rozejrzała się po
sali. Teraz już znacznie ubyło tańczących, na parkiecie pozostawali tylko
nieliczni. Zabawa wyraźnie dobiegała końca. Wcześniej gdzieś w tłumie parę razy
mignęła Sif przed oczami postać Lokiego – iluzjonista był okupowany przez tę
dziwną dziewczynę pół-wiewiórkę i sprawiał wrażenie zadowolonego. Jednak na
chwilę obecną nigdzie go nie mogła dostrzec. Ani tej dziewczyny. Pewnie
obydwoje zmyli się już dawno i tylko Los wie, co teraz ze sobą robili…
Ale o tym nawet nie
chciała myśleć. Poza tym, Loki w ogóle jej nie obchodził. Powinna być w pełni
zadowolona z dzisiejszego wieczoru. Tańczyła z tak wieloma mężczyznami, że już
po godzinie przestała ich w ogóle liczyć. Każdy z obecnych wręcz pożerał ją
wzrokiem. Jeszcze nigdy w życiu nie usłyszała tylu komplementów, ile usłyszała
dzisiaj. To jej imponowało. To ją napawało satysfakcją. To ją powinno
uszczęśliwiać…
— Siiif!
– czyjś piskliwy głos wyrwał ją z zamyślenia.
Rozejrzała się
za jego źródłem. Na jej twarzy pojawił się uśmiech.
— Frey!
– zawołała do przyjaciółki.
Nie chciało jej się wstawać. Poczekała, aż Wanka
sama do niej podejdzie. Jej brat, Yngvi, nie opuszczał jej ani na krok – z
bladym uśmiechem na twarzy podtrzymywał ją, żeby się nie przewróciła.
Dziewczyna zaraz go odepchnęła od siebie i rzuciła się Sif na szyję.
— Och, Sif, to był naprawdę wspaniały wieczór –
szczebiotała Freyja. Ewidentnie była wstawiona. – Koniecznie musimy to kiedyś
powtórzyć! – Odsunęła się od niej na długość swoich ramion. – Wpadaj do mnie na
herbatkę, kiedy tylko zechcesz. Właściwie… to kiedy ja zechcę. A ja chcę cię
widzieć u siebie przynajmniej raz w tygodniu!
Wojowniczka
roześmiała się.
— Oczywiście,
Frey. – Przeniosła wzrok na Yngviego. – Już idziecie?
Wan skinął
głową.
— Miło było zobaczyć cię ponownie, Lady Sif. Freyja
ma rację, powinnaś częściej nas odwiedzać.
— Obiecuję,
będę wpadać tak często, jak mogę.
— Dalej,
Hildisvin! – wydarła się Freyja, próbując wskoczyć bratu na plecy. – Hejta,
wio!
Sif uniosła
brwi w zaskoczeniu.
— Idźcie
już.
Yngvi pokręcił tylko głową, wyraźnie zawiedziony
zachowaniem siostry. Podtrzymując ją, skierował się do wyjścia.
Sif
odprowadziła ich wzrokiem i dopiero, gdy znikli jej z pola widzenia… wybuchła śmiechem.
Zaraz zawtórowali jej otaczający ją wojownicy.
— Freyja
się spiła – odezwał się Fandral, jakby nie dowierzając samemu sobie.
— Widzieliście
ją? Była cała czerwona na twarzy! – zawołała wojowniczka.
— Prawie
jak twoja suknia, Lady Sif – odparł jeden z wojowników.
Dziewczyna
pokiwała głową, przyznając mu rację.
— Niezłe
przedstawienie zrobiła! I ona prosiła mnie jeszcze, żebym ją częściej
odwiedzała!
Fandral nagle
przestał się śmiać. Jego twarz przysłonił mrok.
— Sif… -
mruknął wymownie, ona go jednak zignorowała.
— Jak
sądzicie, panowie – kontynuowała – takie zachowania są na porządku dziennym w
Wanheimie?
— Sif.
— Daj mi
dokończyć, Fandral! Gdybym ja… - nagle zamilkła. Coś było nie tak.
W tym momencie zdała sobie sprawę z tego, że nikt
się już nie śmieje, a każdy z wojowników wpatruje się w coś za jej plecami.
Przełknęła ślinę. Obróciła się powoli, zaintrygowana, zaniepokojona, niepewna,
co zobaczy, i… zamarła.
Czas się zatrzymał.
Tuż przed nią
stał Loki.
Wyglądał
niezwykle dostojnie i władczo. Chyba pierwszy raz w życiu Sif widziała Lokiego
w eleganckim stroju, a nie w ubraniach sportowych, niekiedy tak brudnych, że aż
wołających o pomstę do nieba. Nie… dzisiaj Loki naprawdę o siebie zadbał. Miał
na sobie gładkie, czarne, delikatnie błyszczące spodnie, idealnie układające
się na jego długich nogach i lekko wsunięte (a nie wepchnięte na chama, jak
zazwyczaj) w zabudowane buty do kolan. Oczywiście czarne. Do tego lniana
koszula w tym samym kolorze, przetykana złotą nitką – również gładka, bez
żadnego zapięcia, ze sterczącym kołnierzykiem. Na wszystko narzucił swój
ukochany płaszcz, tym razem jednak pozbawiony zielonych akcentów, a z jego
ramion spływała peleryna w tym samym kolorze, co pozostałe elementy jego
stroju.
Oblekająca go
czerń niesamowicie podkreślała jego jasną, bladą cerę, te magiczne, ciemne oczy
i… włosy. Włosy. Loki zmienił fryzurę. Sif zauważyła to dopiero po chwili, gdy
otrząsnęła się z pierwszej fali zaskoczenia. Jego zazwyczaj starannie zaczesane
do tyłu włosy były teraz rozgarnięte na boki w krzywym przedziałku – najwięcej
kosmyków niesfornie opadało mu na prawą stronę głowy. Wreszcie widać było, że
iluzjonista ma loki. Jego fryzura jednak nie wyglądała na rozczochraną… wręcz
przeciwnie: była dopracowana w każdym calu.
— Zatańcz
ze mną – powiedział zimnym, władczym głosem.
Sif zamrugała kilkukrotnie. Jego słowa w jednej
sekundzie wyrwały ją z otępienia, ostudziły niczym kubeł lodowatej wody. Zdała
sobie sprawę z tego, że przez dłuższą chwilę wpatrywała się w niego z otwartymi
ustami.
— Oczywiście.
Wasza Królewska Mość – udało jej się w końcu wydusić.
Czuła na sobie palące spojrzenia siedzących za nią
wojowników, gdy powoli wstała i ruszyła w stronę Lokiego z bijącym sercem.
Wolała nawet nie myśleć o tym, co się teraz dzieje w głowie Fandrala. Była
podekscytowana. Podniecona. Bała się. Denerwowała. Z każdą sekundą umierała
coraz bardziej. Z każdym krokiem w jego stronę coraz więcej przeżywała. Nie
wiedziała, co powinna czuć.
Dopiero, gdy
odeszli kawałek, a on złapał ją za rękę i uśmiechnął się do niej promiennie…
eksplodowała.
Jej uczucia
były jak najbardziej nieodpowiednie.
Jedną dłoń
położyła na jego ramieniu. Poczuła, jak on obejmuje ją w talii. Oblizała
spierzchnięte ze zdenerwowania wargi.
Zaczęli
tańczyć.
— Więc…
o czym chcesz rozmawiać? – przystąpiła do ataku. W jej pytaniu było
ukryte znaczenie i on o tym doskonale wiedział. Nie chodziło przecież o
zwyczajną „rozmowę”, tylko o plany wojenne, do omówienia których taniec miał
być tylko pretekstem.
Ściągnął brwi
w konsternacji.
— Skąd
przypuszczenie, że chcę rozmawiać? – sparodiował jej ton głosu.
Sif całą sobą próbowała skupić się na tańcu, żeby
nie popełnić żadnej pomyłki. Oczy Lokiego, wpatrujące się w nią intensywnie,
odrobinkę jej to jednak utrudniały.
— Z jakiego
innego powodu miałbyś mnie prosić do tańca? – odpowiedziała pytaniem. –
Chociaż... nie, czekaj. Ty nawet nie poprosiłeś.
Zaśmiał się
pod nosem.
— No
nie. Nie poprosiłem. Nigdy nie proszę. Żądam. I dostaję to, czego chcę.
Zatoczyli
koło.
— Och, a
teraz zachciało ci się ze mną tańczyć? – sarknęła Sif.
— Ależ
tak! – zawołał z nadmierną, teatralną emfazą. – Uwielbiam tańczyć! Ale...
musisz mi wybaczyć... nie dorównuję Freyi. – Uśmiechnął się szelmowsko, śmiejąc
się drwiąco pod nosem.
— Nie
możesz być choć przez chwilę poważny?
— No
dobrze… – spuścił głowę. A kiedy spojrzał na nią ponownie, w jego oczach odbił
się głęboki smutek. – Stęskniłem się.
Sif osłupiała.
— Stęskniłem się tak bardzo… – kontynuował, wznosząc
się na wyżyny patosu – jak Thor za swoim młotem, gdy go ongiś zgubił w
Midgardzie.
Westchnął głęboko,
jakby w pełnej wzruszenia zadumie i… wybuchł śmiechem. Gdyby spojrzenie mogło
zabijać, w tamtym momencie Sif doprowadziłaby do bezkrólewia.
— Iluzjonisto…
twoje żarty naprawdę są zabawne, ale do czasu, aż nie przekraczasz granicy.
— Ja
granicę już dawno przekroczyłem. Niczym…
— Skończ
– przerwała mu gwałtownie. Nie miała nastroju na dowcipy… nie po ostatnich
wydarzeniach. – Przejdź wreszcie do rzeczy.
Loki
uśmiechnął się lekko. Nawet jeśli był urażony, to tego nie okazał.
— Więc... miałaś rację, muszę z tobą o czymś
pomówić. Chciałem to zrobić już wcześniej, wtedy gdy odwiedziłem cię zaraz po
śmierci Volstagga, pamiętasz? – kontynuował. – Wówczas jednak nie sprawiałaś
wrażenia chętnej do rozmów ze mną…
Wojowniczka od
razu poczuła się winna. Zacisnęła powieki, speszona.
— Wiem…
- powiedziała cicho. – Przepraszam. Ja…
— Rozumiem
– przerwał jej. – Znam to uczucie, gdy traci się kogoś bliskiego. – Uśmiechnął
się blado.
Na jego czoło opadło kilka niesfornych kosmyków,
które wymknęły mu się z idealnie ułożonej fryzury.
— Ale nie
mówmy o zmarłych – westchnął. – Po pierwsze chciałbym ci jeszcze raz
podziękować za to, co dla mnie zrobiłaś na statku. I… – urwał. Oblizał usta.
Robił tak zawsze, gdy się czymś denerwował. – Naprawdę, szczerze żałuję tego,
co później ja zrobiłem tobie…
Sif pokręciła
głową, jakby odpychając od siebie jakieś myśli.
— Ten
temat już zakończyliśmy… Nie wracajmy więcej do tego.
Na twarzy
Lokiego wyraźnie odmalował się uśmiech ulgi. To zadowoliło Sif.
— Rozmawiałeś
po bitwie z Fenrirem, Iluzjonisto?
Skinął głową.
— Właśnie miałem do tego przejść. Dowiedziałem się
od Fenrira pewnej ciekawej rzeczy. – Odetchnął. – Yggra planuje coś wielkiego.
Obawiam się, że atak na Jotunheim był tylko przykrywką do jakichś jego działań
zbrojnych. Jego wojska mogą pojawić się w każdej chwili – zniżył głos. – Im
dłużej będziemy w to brnąć, tym będzie coraz bardziej niebezpiecznie.
Sif popatrzyła
na niego podejrzliwie.
— Do
czego zmierzasz?
Nie odpowiedział. Powoli przesuwali się w rytm
muzyki. Jego milczenie zaczynało Sif niepokoić…
— Mam
słabość do kobiet – powiedział w końcu, ni z tego, ni z owego.
Dziewczyna
uniosła brwi.
— Trudno
nie zauważyć. Ty i Ratatosk to już niemalże kanon.
Prychnął
drwiąco.
—
Ratatosk – powiedział. Nie... nie powiedział. On WYPLUŁ to
słowo – to imię – tak, jakby pozbywał się z ust trucizny, zalegającej mu
wcześniej w trzewiach. – Ratatosk to tylko narzędzie, nic więcej. Potrzebuję
jej.
— W
łóżku? – zadrwiła Sif, czując jak jej serce przyśpiesza i wypełnia ją zawiść.
Loki wzniósł
oczy do nieba.
— Milady,
litości. Ratatosk po prostu może mi się do czegoś przydać w przyszłości.
Wojowniczka zamarła. Nagle przypomniała sobie
Viviana, dawne zwierzątko Lokiego. Nagle zdała sobie sprawę z tego, że Loki
przez cały wieczór nosił maskę. Nagle obudziła się – Loki to przecież perfidny,
egoistyczny, zakłamany, materialistyczny oszust, żerujący na cudzym
nieszczęściu.
— Co ty
chcesz jej zrobić? – wyjąkała.
—
Wszystko, co będzie konieczne – odparł niejednoznacznie,
przerażającym, aksamitnym głosem.
Ponownie zakręcili się, zawirowali… Sif zdążyła
zapomnieć, że w ogóle tańczy. Loki nie spuszczał z niej wzroku.
—
Ale mówiąc, że mam słabość do kobiet, nie miałem na myśli
Ratatosk, tylko ciebie – podjął.
Wojowniczka
popatrzyła mu prosto w oczy. Jej serce nagle odmówiło współpracy. Ta rozmowa
zaczynała przybierać dziwny obrót…
— Długo
nad tym myślałem i w końcu doszedłem do wniosku, że nie chcę, żebyś mi dłużej
pomagała – wyjaśnił. – Zwalniam cię z danej mi obietnicy.
Przez dłuższy moment Sif przetwarzała w myślach to,
co właśnie usłyszała, aż w końcu zrozumiała… Przypomniała sobie incydent z
Gladsheimu. Moment, który odmienił całkowicie jej życie. Dzień, w którym
iluzjonista zupełnie nieświadomie wpadł przez okno do jej komnat i wywrócił
wszystko, co do tej pory znała, do góry nogami.
Zamrugała
kilkukrotnie. Nie wierzyła w to, co właśnie usłyszała.
— Dlaczego?
– zdołała wychrypieć.
Nie odpowiedział. W życiu nie przyznałby się do
tego, że boi się o nią. Że traktuje ją jak przyjaciółkę, której zawsze mu
brakowało. Że czuje się w obowiązku chronienia jej.
— Co
teraz? Zabijesz mnie? Zgodnie z naszą umową…
— Nie –
odparł tylko.
Wojowniczka
pokiwała głową.
— Co się
więc zmieniło?
— Nie
wiem.
— Nie
wiesz? Jak możesz nie wiedzieć? – zdziwiła się. – Okłamujesz mnie, prawda?
— Nie.
Po prostu nie wiem.
— Nie
wiesz, dlaczego nagle nie chcesz mieć ze mną nic do czynienia? – zaczynała się
irytować.
Loki
zazgrzytał zębami ze złości.
— Mam słabość do kobiet – powiedział cichym,
łagodnym głosem. Mrocznym. Zimnym. Przerażającym. – Rzecz w tym, że z każdą
spędzam tylko jedną noc. Nie wracam do żadnej. Nie obchodzi mnie ich życie. Nie
dbam o to, jaki mają charakter. Nie czuję potrzeby do zostawania z jakąkolwiek
na dłużej. – Urwał. Jego głos złagodniał, gdy odezwał się ponownie: – Nie mam
bladego pojęcia, co się zmieniło, ale z tobą, Sif, jest inaczej. Otworzyłem się
przed tobą. Chciałbym… chcę ci się odwdzięczyć.
Wojowniczka
słuchała go, nie wiedząc, co powiedzieć.
— Ostatnio
tak wiele dla mnie uczyniłaś, tyle razy pomagałaś mi powrócić do zdrowia… –
mówił. – A ja jak ci podziękowałem? Prawie doprowadzając do twojej śmierci! Nie
mam w zwyczaju tak się zachowywać, bo przecież zawsze dotrzymuję przysięgi,
danego słowa… To była skaza dla mojego honoru. Więc, jeżeli kiedykolwiek będę
mógł coś zrobić dla CIEBIE, powiedz. Brzemię długu, jakie dźwigam, jest dla
mnie nie do zniesienia…
— Iluzjonisto
– przerwała mu. – Ja i tak chcę ci wciąż pomagać.
Rozpacz
połamała rysy jego twarzy.
—
Nie. Nie zrozumiałaś. Gdyby spotkało cię jakiekolwiek
nieszczęście, chyba bym… nie byłbym w stanie… nie wybaczyłbym sobie – z rozwagą
dobierał słowa. – Nie chcę, żeby coś ci się stało. Nie mogę do tego dopuścić.
Nie, dopóki nie spłacę mojej duszy.
— Ale do
tej pory sama dawałam sobie radę i wciąż żyję… – powiedziała niepewnie,
odrobinę speszona słowami Lokiego. Widząc, jak na jego twarzy pojawia się
grymas niezadowolenia, szybko dodała: – Nic mi nie będzie.
— Tego
nie wiesz.
— Ale i
tak będę ci pomagać. Tkwimy w tym razem. Obawiam się, że zostałeś na mnie
skazany. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.
Pokręcił tylko
głową. Zły. Załamany. Smutny. Szczęśliwy…
—
Milady… – jęknął. – Wycofaj się. Zrezygnuj, póki
masz okazję. Zostaw mnie.
Zatrzymali się. Sif zbliżyła się do niego, by móc
dojrzeć w jego niesamowitych oczach swoje własne odbicie, by móc poczuć na
sobie jego zimny oddech… Uśmiechnęła się lekko. Jej ramiona uniosły się
odrobinę.
— Nie
byłabym w stanie cię zostawić. Nie potrafiłabym – powiedziała.
W tym
samym momencie muzyka ucichła.
Oni jednak nie
ruszyli się ani o milimetr. Stali tam, nie mogąc oderwać wzroku od siebie,
odsunąć się, zerwać tej magicznej chwili. Orkiestra zaczęła grać nowy utwór –
ten był jednak dużo spokojniejszy od poprzedniego, wolniejszy, może nawet
romantyczny.
Ostatnie słowa
Sif odbijały się echem w głowie Lokiego. Po dziś dzień iluzjonista wciąż nie ma
pewności, czy to właśnie one, czy może to dziwne ciepło, które niespodzianie
otuliło jego serce, walczące z cierpieniem o każdą sekundę życia, były
przyczyną tego, co nastąpiło chwilę potem…
Delikatnie
ujął Sif za rękę. Przesunął po niej wierzchem dłoni, aż do łokcia, gdzie
kończyła się jej rękawiczka. Zaczepił palce o czarny materiał, odchylając go
lekko, i powoli, powolutku, zaczął go zsuwać, wywołując dreszcze na całym jej
ciele. Przejechał opuszkami po jej nadgarstku – wyczuł jej przyśpieszony puls –
dotarł do wnętrza jej dłoni, łaskocząc lekko jej skórę, i pogładził jej smukłe
palce, delikatnie je prostując, rozluźniając.
— Chciałabyś
ze mną zatańczyć? – spytał ściszonym głosem.
Ściągnął jej rękawiczkę i założył sobie za pasek w
spodniach, przysłonięty przydługą koszulą. W świetle błysnęło ostrze jego
sztyletu.
— Jeszcze
jeden raz? – Dopiero teraz podniósł wzrok, pełny nadziei, i popatrzył Sif w
oczy.
Dziewczyna przełknęła ślinę. Zalała ją fala doznań –
tak wielkich, że aż ją przytłoczyły, ściągnęły na samo dno tego nieopisanie
ogromnego, głębokiego oceanu niewłaściwych uczuć.
Tak bardzo
pragnęła z nim zatańczyć, poczuć na sobie jego przyjemnie chłodne dłonie,
pozwolić by stali się jednością; jego silne ciało tak blisko niej, jego
aksamitny głos, jego uśmiech, jego oczy… tak bardzo pragnęła zatonąć utonąć
wiecznie tonąć w jego oczach
Zerknęła
niepewnie w stronę stolika, przy którym siedzieli jej przyjaciele. Został tam
już tylko Fandral, uważnie obserwujący każdy jej najmniejszy ruch, oraz parę
dwórek – chyba Ingrid i Gerda – wręcz emanujących zazdrością.
— Jeśli
oczywiście zechcesz – dodał Loki, któremu oczywiście nie umknęło jej wahanie.
Popatrzyła na
niego, niepewna co robić.
— Chciałabym.
Naprawdę. – Ponownie spojrzała w stronę Fandrala. – Ale…
Loki cofnął
się o krok. Pokiwał powoli głową.
— Gdybyś chciała – powiedział cicho, niemalże
szeptem – nie przejmowałabyś się zdaniem innych.
Spuściła
wzrok. Jej umysł pracował na najwyższych obrotach. Analizowała każde „za” i
„przeciw”, mając na uwadze to, że z każdą chwilą coraz bardziej traciła
Lokiego, aż w końcu...
Podjęła
decyzję.
Popatrzyła mu
w oczy, hardo, z typową dla niej bezczelną odwagą. Szybkim, gładkim ruchem
ściągnęła rękawiczkę ze swojej drugiej dłoni i wyciągnęła ją w jego kierunku.
— Chcę –
odparła.
Na ustach Lokiego zatańczył lekki uśmieszek. Po
chwili rękawiczka dołączyła do tej drugiej, za paskiem.
Magik zbliżył
się do Sif, niemalże całkowicie przywierając do jej ciała. Prawą rękę odważnie
położył na jej nagich plecach. Palcami lewej przejechał wzdłuż jej odsłoniętego
ramienia, aż do dłoni, by spleść jej palce ze swoimi. Poczuł, jak ona przełyka
niepewność i wsuwa rękę pod jego ramię, pod jego pelerynę, zaciska dłoń na
materiale jego płaszcza…
— Rozluźnij
się… – wyszeptał aksamitnym, niskim głosem, bardziej utrudniającym
„rozluźnianie się” niż ułatwiającym.
Powoli
włączyli się w rytm muzyki
i czas stanął
w miejscu.
Sif pozwoliła Lokiemu, by ją poprowadził. By przejął
władzę nad jej zmysłami. By zapanował nad jej sercem. Tak łatwo mu się poddała,
choć przez tyle lat wzajemnej niechęci i poczucia obcości przysięgała sobie i
swoim przyjaciołom, że nigdy mu nie ulegnie. Bo Loki to przecież potwór i łotr
pozbawiony uczuć. Z setką sztyletów wbitych w jego duszę, popękaną od ciężaru
noszonego przez nią bólu, powoli kruszącą się, pozbawioną ciepła…
Chciała
zatrzymać tę chwilę. Gdyby mogła, już zawsze wpatrywałaby się w jego oczy,
będące jedynym oknem do jego wnętrza – tak bardzo cierpiące od nadmiaru uczuć,
jakie się przez nie każdego dnia wylewały, tak bardzo głębokie i intensywne,
tak bardzo… zimne. Takie… piękne.
W jego
tęczówkach rozbłysły iskierki zieleni. Zawirowali, suknia Sif zaszeleściła…
Peleryna Lokiego spłynęła ciemną czerwienią – z czarnego stała się burgundowa.
Przybrała ten sam kolor, jaki miała suknia Sif.
— Jesteś
szalony… – wyszeptała dziewczyna.
Uśmiechnął się
do niej. Tak wiele razy słyszał już te słowa, zawsze wypowiadane z nienawiścią,
kpiną, obrzydzeniem… Teraz jednak żadne z tych uczuć nie pojawiło się w głosie
Sif.
Powolutku,
delikatnie przesunął palcami po jej plecach, wzdłuż jej kręgosłupa. Jego dłonie
były chłodne, ale ją… paliły. I było to niezwykle przyjemne uczucie. Zadrżała,
gdy musnął lekko jej kark. Jednym, płynnym ruchem wyciągnął ozdobną spinkę z
jej fryzury, pozwalając by pukle włosów gładko opadły na jej ramiona,
połaskotały jej skórę.
— Tak… Teraz
jest idealnie – powiedział. Zaznaczył spinką drogę powrotną w dół jej pleców,
kłując leciutko jej skórę. – Piękna i seksowna jak zawsze.
— Dziękuję
– udało jej się wydusić.
On tylko uśmiechnął
się szelmowsko.
— To nie
był komplement. Ja po prostu… stwierdzam fakt.
Był pod wrażeniem całego stroju Sif. Nie mógł się
napatrzeć. Łączyła ona w sobie wszystko, co tak uwielbiał. Niewinność stawała
się zwodnicza. Dziewczęcość drapieżna. Kobiecość pełna seksapilu. Zdradliwe
piękno w każdej chwili mogło sięgnąć po sztylet. Ucieleśnienie chaosu…
— Ja muszę
przyznać, że ty też mnie zaskoczyłeś – wymruczała Sif. – Czerń… dodaje ci
męskości. A ta nowa fryzura…
— Co o
niej sądzisz?
Wydobyła rękę spod jego peleryny i lekko odgarnęła
mu z czoła parę kosmyków. Nie mógł przestać się uśmiechać.
— Właściwie
to Ratatosk ją na mnie wymusiła – powiedział.
Sif pokiwała
głową.
— W
takim razie Ratatosk zna się na rzeczy.
Zaczerpnął głęboko powietrza. Zdawał sobie sprawę z
tego, że temat wiewiórki był drażliwy dla nich obojga.
— Nic
już nie mów – wyszeptał. To nie była prośba. To nie był też rozkaz.
Ale ona go posłuchała. Bo ważna była tylko ta
chwila. Nic innego. Nie bolące wspomnienia z przeszłości. Nie strach przed
przyszłością. Nie to, co ich otacza. Liczyli się tylko oni.
Obydwoje
zatracili się
w tańcu.
Cały rozdział czytałam przy piosence Jasona Derulo - Want to want me i powiem tak, piosenka spasowała się z rozdziałem, albo odwrotnie, tak, ze poczułam magię chwili, jaka miała miejsce pomiędzy Lady Sif i Lokim. Uczucie jakie pomiędzy nimi nakreśliłaś, teraz zakwita i rodzi coś wyjątkowego. Nie można się oprzeć wrażeniu, że ci dwoje są sobie przeznaczeni, aczkolwiek wszystko możesz zawsze zniweczyć, zawsze możesz przekreślić jakiekolwiek uczucie, w końcu czy Loki jest zdolny do poczuwania głębszych uczuć? Jestem naprawdę ciekawa, czy to jest prawdziwe, czy może tylko zorganizowane na potrzebę chwili, do zwolnienia akcji...dla zaostrzenia apetytu.
OdpowiedzUsuńPewnie dziwi cię moja niepewnośc, ale widzisz, tyle się blogów naczytałam, wszedzie Loki jest zdradliwy, ale równocześnie wychodzi na loversa wielkiego, jak mało kto. Uczucie jakie łączy go z bohaterkami na innych blogach jest jakby jedyne, prawdziwe, a to w moim odczuciu ciagle kłóci się z rzeczywistą naturą Kłamcy. U ciebie dzieje się wiele i tak dobrze wpisujesz emocje bohaterów w wyrdarzenia, że czesto miewam wątpliwości, czy to nagle nie okaże się iluzją...hmmm... Zmuszasz mnie nie tylko do intensywnego myślenia, ale wzbudzasz we mnie wielkie nadzieje na prawdziwy, piękny romans z Lokim w roli głównej - i to mi się szczególnie podoba.
Pięknie piszesz, nie mogę się ciebie nachwalić...
Pozdro
Dziękuję bardzo!
UsuńI wiem, że parę osób pytało się pod poprzednim rozdziałem o reakcję Sif na dość.. em... gorące przywitanie Lokiego z Ratatosk. Nie chcę jednak, by ich relacja stała się taka płytka - sprowadzona do takich huśtawek, skakania do gardeł gdy tylko jedno z nich zobaczy, że drugie się z kimś obściskuje... wtedy ich uczucia do siebie byłyby niesamowicie oczywiste. Na razie jednak próbuję podchodzić do tego stopniowo, powolutku.. racjonalnie. Oni sami nie wiedzą, co do siebie czują. Dajmy im trochę czasu.
Ooo i taką odpowiedź się chwali. Czekam, więc na rozwój wypadków i życzę dużo weny
UsuńPare dni temu znalazłam Twój blog, przeczytałam w dwa dni, wchodzę dzis z nadzieja na nowy rozdział i jest :) bardzo mi się podoba to w jaki sposób opisujesz postacie i ich zachowania. Sa głębokie i prawdziwe, mam nadzieje ze wena będzie Ci dopisywac bo nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplo
Plumeria
Witam nową czytelniczkę! Aż cieplej mi się robi na sercu, jak czytam takie miłe słowa. Z taką motywacją to weny mam teraz aż za dość! :D
UsuńKolejny cudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńKażdy twój rozdział sprawia, że aż drżę z ciekawości co może się stać za parę linijek! Twój styl pisania, opis uczuć i emocji jakie towarzyszą postaci, to jest dla mnie majstersztyk. Obyś nie straciła weny. ;)
Co do akcji to, jak zawsze, była epicka. Bardzo spodobała mi się rozmowa Loki'ego i Sif, a zwłaszcza opisywanie uczuć bohatera podczas kiedy zwalniał dziewczynę z ich umowy. Genialne! Powiem ci, że wiesz kiedy skończyć rozdział by był ten niedosyt i chęć przeczytania następnego od razu, jednak nie ucinasz w połowie wydarzeń. Spotkałam się z takimi przypadkami, gdzie wszystko dopiero się rozkręcało, a tu nagle koniec i następny rozdział za tydzień lub dwa. Moim zdaniem, to jest dziwne. Ty za to potrafisz znaleźć granicę, by nie kończyło się nudno, ani w połowie całej akcji.
Życzę ci byś nie znudziła się pisaniem bloga, miała zawsze świeże pomysły i by twoich czytelników było co raz więcej.
Pozdrawiam
K.Potterowa
Dobry wieczór! ;)
UsuńDzięki za opinię i życzenia! Teraz czuję się niesamowicie dowartościowana. Hah, aż za bardzo!
Już wiele razy zdarzało mi się tracić wenę, dotychczas jednak zawsze udawało mi się jakoś ją przywrócić. Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że utrzymam poziom do epilogu. No ale z takimi cudownymi komentarzami to nie ma się co martwić :D
Jejku. Ale się cieszę.