ZWIEŃCZENIE WIECZORU
Stali na tarasie, wpatrując się w światła miasta.
Wkrótce wstanie słońce i Asgard zostanie skąpany w jego delikatnych, złotych
promieniach.
Sif założyła
rękawiczki. Noce w Asgardzie nie należały do najcieplejszych.
— Lubię
wschody słońca – przerwała ciszę. – Często wstaję wcześnie rano, gdy jest
jeszcze ciemno, jak teraz, wspinam się na najwyższą wieżę Gladsheimu i czekam.
Widok, jaki otrzymuję, jest przepiękny. Każdego dnia inny.
Zerknęła na
Lokiego – na jego arystokratyczny profil. Nie mogła odczytać żadnych uczuć z
jego twarzy.
— Ja tego
nienawidzę – powiedział po chwili. Jego głos był nienaturalnie spokojny… zawsze
taki był, gdy Loki mówił o czymś dla niego nieprzyjemnym. – Wschód miał być
moim przekleństwem, odkąd tylko się narodziłem. Każdego dnia jest on dla mnie
taki sam – budzę się w tym samym momencie, w którym budzi się słońce.
Sif
wzniosła oczy ku niebu.
— Może powinieneś spojrzeć
na to inaczej…
Powoli obrócił głowę w jej
stronę. Ujrzała bladą twarz, o niemalże chorobliwym odcieniu, jaki nadawało jej
światło powoli chylących się ku zachodowi gwiazd. Lekko podkrążone, zmęczone
oczy człowieka, który widział zbyt wiele i przeżył zbyt wiele – ciemne oczy,
których spojrzenie przewiercało ją na wylot. I te włosy... stale opadające mu
na czoło.
Mimowolnie
wyciągnęła rękę by mu je odgarnąć. Nie protestował. Nic nie powiedział. Nie
drgnął nawet. Po prostu patrzył.
—
Widzisz tylko jedną stronę medalu – powiedziała wojowniczka. – Tę nieznośną i
złośliwą, która wyrywa cię ze snu, niezależnie od czegokolwiek… Która powoduje
u ciebie zły humor i rodzi ten przeklęty pesymizm.
— Już
wiem, czemu zawdzięczam mój charakter. – Zaśmiał się drwiąco.
Westchnęła.
— Któregoś dnia, gdy się
obudzisz, wyjdź na taras, wyjrzyj przez okno… Postój tam przez chwilę i
poobserwuj. Wschód słońca uważam za najpiękniejsze zjawisko, jakie mogła
stworzyć natura. Czujesz wtedy taki spokój wewnątrz siebie i… moc. Jakaż to
jest potęga, która jest w stanie rozbudzić i przywrócić do istnienia wszystko,
co cię otacza? Odchodzi noc, umyka zimno… Następuje kres mroku, a swym miejscem
ustępuje życiu.
Drwiący uśmieszek zniknął z jego twarzy. Gdy tak
słuchał Sif, czuł jak w jego wnętrzu dokonuje się coś na kształt wewnętrznego
oczyszczenia. Na jego barkach osiadł spokój i otulił go swym ciepłem niczym
aksamitny całun. W jego sczerniałej, pokrytej jątrzącymi się ranami duszy
pojawiło się światło nadziei, które rozpaliło go od środka, jak… przebijające
się przez chmury promienie nieśmiało wschodzącego słońca.
Jakże mógłby
żyć dalej z czystym sumieniem, gdyby coś złego przytrafiło się tak dobrej,
anielskiej istocie?
— Zamilkłeś – przerwała ciszę. – Spodziewałam się
jakiejś kpiącej uwagi z twojej strony albo złośliwego komentarza, a ty… ty po
prostu zamilkłeś.
Chciał jej coś na to odpowiedzieć, ale w ostatniej
chwili zdecydował się na pojedyncze skinięcie głową. Jak gdyby to miało
cokolwiek oznaczać… Nigdy się też nie dowiedział, że w tamtym momencie jego
milczenie zabolało Sif bardziej, niż gdyby miał powiedzieć coś perfidnego. Nie
było to jednak nic, co dotykałoby dziewczyny osobiście… Po prostu od samego
patrzenia na Lokiego – na jego nagłą prawdziwość, na jego odsłonięte
wnętrze, na jego duszę, pokrytą zaschniętymi łzami cierpienia – ona sama, jedna
z najbardziej współczujących istot w kosmosie, miała ochotę się rozpłakać.
Przechylił głowę, przyglądając jej się z uwagą tymi
nieznośnymi oczyma – o nieodgadnionym kolorze; o spojrzeniu głębszym od całego
Wszechświata.
— Czasem – odezwał się niemalże szeptem – cisza jest
w stanie przekazać więcej, niż jakiekolwiek słowa, które mogłyby ją przerwać.
Przez dłuższą chwilę wpatrywali się w siebie, dwa
odmienne bieguny. Osoba, która wywoływała u innych cierpienie, by zatuszować
swoje własne. I osoba, która próbowała powstrzymać cierpienie innych, by
zrozumieć, czym ono tak naprawdę jest. Osoba, która cierpiała całe życie. I
osoba, która nie cierpiała nigdy. Wszystko i nic. A wokół nich jedynie…
HUK!
Drzwi tarasowe otwarły się
z rozmachem, a przez nie wparował Fandral. Sif aż drgnęła z zaskoczenia, nagle
wyrwana z transu.
— Ty! –
wysyczał wojownik, celując palcem w Lokiego. – Zostaw ją. Natychmiast.
Loki nie spuszczał wzroku
z Sif, gdy powoli wykonał jeden krok w tył… Dziewczyna nie rozumiała, co się
dzieje. Przeniosła wzrok na blondyna. Jak on ich tu znalazł?! Była
skonsternowana, przerażona, zawstydzona…
— Fandral!
Co ty…
— Musimy
pomówić – wysyczał, przerywając jej.
Przez dłuższą chwilę Sif
stała tam, oniemiała, wpatrując się w niego i nie wiedząc co zrobić.
— Iluzjonisto
– odezwała się w końcu. – Mógłbyś zostawić nas na chwilkę samych?
Nie patrzyła w jego
stronę. Loki wyraźnie wyczuł nutkę gniewu w jej głosie, ale wiedział też, że
ten gniew nie jest skierowany do niego. Jego usta rozciągnęły się w paskudnym
uśmiechu… Powoli wycofał się, napawając się nienawistnym spojrzeniem Fandrala.
Gdy tylko drzwi
zatrzasnęły się za nim, od razu usłyszał wzburzony głos Sif:
— Co ty
sobie, do ciężkiej cholery, wyobrażasz?!
— Co JA
sobie wyobrażam? Popatrz na siebie! Co TO ma być? Schadzki z Lokim?!
Iluzjonista nie mógł się powstrzymać od
podsłuchiwania. Zaśmiał się pod nosem.
— Jak
śmiesz?! Nie urządzam sobie żadnych schadzek z…
—
PRZESTAŃ KŁAMAĆ! – wtrącił jej się. – Myślisz, że jestem
głupi, Sif? Że nie dostrzegam tego, co się między wami dzieje?
Loki przestał się śmiać.
— Ach,
tak – a co się niby dzieje?
— Widzę,
jak na niego patrzysz, Sif. Widzę, jak ON patrzy na ciebie… jakby ktoś mu
podawał jakiś pyszny kąsek do zjedzenia. A ty…
Loki zamrugał szybko, nie dowierzając
temu, co właśnie usłyszał. Naprawdę tak patrzył na Sif?
—
Między mną a Lokim NIC NIE MA. Łączy nas tylko wspólny cel. I
tyle. On nic dla mnie nie znaczy.
— Czemu
miałbym w to uwierzyć?
Loki zamarł.
— Bo JA
go okłamuję. Prawda jest taka, Fandral, że… boję się go. Za każdym razem, gdy
jest tak blisko mnie, obawiam się, że może zrobić mi krzywdę. – Jej głos drżał.
Zaczęła szlochać. – Wolę okazywać mu to, co on chce zobaczyć. Rozumiesz? Nie
zależy mi na nim. On nic dla mnie nie znaczy… Proszę… musisz mi uwierzyć…
Przez dłuższą chwilę nie słychać było nic
poza jej gwałtownym płaczem.
— Na czarny wiatr… Więc przez cały czas ty
okłamywałaś jego? Sif, przepraszam cię. Cholera! Czemu nic nie mówiłaś?
Przepraszam…
—
W porządku. To nie twoja wina. To wszystko… to wszystko przez
niego. Loki, on… on po prostu jest potworem. Musisz zrozumieć, że pomagając mu,
w rzeczywistości chroniłam siebie…
—
Rozumiem. Oczywiście, że rozumiem. O Losie, Sif, tak bardzo mi
przykro. To moja wina… To przez to, że tak bardzo się o ciebie troszczę, że
pragnę twojego szczęścia…
Przez długi moment cisza. Loki nie słyszał
nic, poza biciem własnego serca.
— Co
masz na myśli?
— Sif,
ja… zakochałem się w tobie.
Wszystkie dźwięki wokół
Lokiego wyłączyły się. Więc on, Mistrz Kłamstw, przez cały czas był okłamywany?
Jakże mógł tego nie dostrzec? Jak mógł być aż tak głupi i aż tak naiwny?
Zrobiło mu się ciemno przed
oczami…
Gdzieś w oddali do jego
uszu dotarł czyjś krzyk. Nic go jednak już nie obchodziło. Jedyna osoba, która
zauważała w nim pozytywne, ciepłe uczucia, właśnie odwróciła się od niego.
Zacisnął zęby ze złości… Ogarnęła go przemożna ochota zniszczenia wszystkiego
wokół. Tak bardzo pragnął uciszyć własną wściekłość, uciszyć ten hałas w jego
głowie, uciszyć ten… ten…
krzyk.
Krzyk Sif.
Sif krzyczała. Niewiele
myśląc, zerwał się na równe nogi i wparował na taras z siłą tornada. Scena,
którą tam zobaczył, zamurowała go.
Wojowniczka leżała na ziemi
i próbowała zepchnąć z siebie cielsko jakiejś obrzydliwej, uskrzydlonej
kreatury. Fandral stał tuż przy balustradzie balkonowej, otoczony przez całe stado
podobnych bestii.
Otrząsnąwszy się z
pierwszej fali zaskoczenia, Loki zbliżył się do Sif i jednym machnięciem dłoni
– jednym podmuchem mocy – zrzucił z niej potwora. Natychmiast do niego
doskoczył, dobył swojego sztyletu i szybkim, celnym pchnięciem przebił mu serce.
Bestia od razu zaczęła zamieniać się w proch…
Wstał z posadzki, poprawił
zmierzwioną fryzurę i odwrócił się w stronę Fandrala. Blondyn był cały
obleczony przez stado bestii, niczym strach na polu przyozdobiony gawronami.
Wszystkie maszkary miały obrzydliwą, zażółconą, obwisłą skórę, a ich ciało
sprawiało wrażenie połamanego. Z pleców każdej wyrastały poszarpane skrzydła, a
z palców grube, czarne pazury. Żadna z nich nie miała twarzy – tylko bezdenne
otwory, imitujące oczy, i głęboką dziurę, będącą podobizną paszczy, czy też
jakichś ust zdeformowanych… stale otwierała się i zamykała, jakby chcąc
pochwalić się arsenałem żywej broni w postaci szeregu brudnych kłów.
— Demony – rzucił Loki,
nawet nie starając się ukryć wymalowanej na twarzy pogardy.
Fandral próbował wyrwać się
z uścisku potworów, ale jego siła na nic się nie zdawała. Jedna z większych
bestii zeskoczyła z jego pleców na ziemię i wylądowała tuż przed Lokim.
— Domyślny jesteś –
wysyczała, przechylając pomarszczoną głowę z zainteresowaniem. – To ciebie zwą
Potężnym?
— Tak mnie zwykli nazwać
wrogowie – odparł Loki. Zmrużył gniewnie oczy. – Yggra was przysłał? – nie
zabrzmiało to jak pytanie.
Jak tylko wypowiedział imię
władcy Nieumarłych, natychmiast między Demonami zapanowało poruszenie. Loki uśmiechnął
się parszywie.
— Czego
on chce?
— Najstraszliwszy
ze Straszliwych, nędzniku, chce ciebie. Masz się zjawić w Yggdrasilu,
albo każdego dnia, w każdym królestwie, będą ginąć ludzie. Jedna kobieta. Jeden
mężczyzna. Jedno dziecko. Począwszy od teraz!
Powiedziawszy to, Demon rzucił się na
wystraszonego Fandrala, wydając z siebie przeciągły wrzask i…
— Poczekaj
– powstrzymał go Loki.
Sif obserwowała całą sytuację
z coraz bardziej rosnącym przerażeniem. Jak Loki mógł być przez cały czas taki
opanowany?
— Oszczędźcie
Fandrala – kontynuował – i w zamian weźcie mnie.
Potwór przyjrzał mu się z zaciekawieniem.
— To by
wiele ułatwiało – wysyczał w zamyśleniu.
Odwrócił się na moment, by
spojrzeć na swoich pobratymców. Rozległ się szelest skrzydeł, najwidoczniej
wyrażający aprobatę.
—
Taaak… – mruknął potwór, ponownie spoglądając na Lokiego. –
Myślę, że możemy przystać na taką propozycję…
Loki skinął głową. Jego
serce zabiło szybciej. Odmówił w myślach litanię do losu, prosząc Śmierć o
łaskawość i przeprosił społeczeństwo Asgardu, za to że Wszechświat pozostanie
bez władcy. Odpiął pelerynę ze swoich ramion, pozwalając, by materiał łagodnie
opadł na ziemię. Został w samym płaszczu – czuł się niemalże nagi. Słyszał
łomotanie krwi, pędzącej w jego żyłach zawrotnym tempem. Wykonał jeden krok w
stronę kłębowiska Demonów i…
…poczuł, jak ktoś łapie go
delikatnie za ramię. Wzdrygnął się.
— Iluzjonisto…
– dobiegł go szept Sif. – Nie rób tego. Proszę.
Nie odpowiedział.
— Czy
ty… czy ty słyszałeś moją rozmowę z Fandralem?
— Słyszałem
wszystko.
— Kłamałam
– powiedziała drżącym głosem.
— Teraz
już wiem.
Na moment zaległa między nimi cisza.
— Nie rozumiesz. Jedyna osoba,
jaka była tutaj okłamywana, to Fandral. Nic, co mu powiedziałam, nie było
prawdą. Myślałam, że to dostrzeżesz… bo przecież jesteś Mistrzem Kłamstw.
Uniósł głowę. Jego mózg
pracował na najwyższych obrotach. Nadzieja wróciła.
—
Iluzjonisto, zależy mi na tobie. Nawet sobie nie wyobrażasz,
jak bardzo. – Przełknęła ślinę. – Już dawno chciałam ci to powiedzieć.
W jego sercu wybuchły iskierki
radości.
Nie odezwał się jednak. Bez
słowa znów ruszył przed siebie, w stronę Demonów, w stronę śmierci… A gdy
zatrzymał się tuż przed nimi, odwrócił się, tak by stanąć przodem do Sif.
Rozłożył szeroko ręce na boki. Był całkowicie bezbronny.
— Róbcie,
co do was należy – powiedział.
Wszystkie Demony zerwały się
do lotu. Zarówno Fandral, jak i Sif, z przerażeniem patrzyli na to, co się
wydarzy. Na chmarę obrzydliwych potworów o żółtawej skórze, ciemnych ślepiach i
paszczach opancerzonych szeregiem kłów. Z wolna zbliżały się ku Lokiemu, by
osiąść na jego ramionach, na jego barkach, na jego… płaszczu…
ŚWIIIIIST!
Flara światła przecięła
powietrze z siłą tysięcy piorunów, wybuchła jasnością, zawładnęła nad
otoczeniem… W przeciągu ułamku sekundy cała rzeczywistość odpłynęła.
Puf!
Sif nic nie widziała, poza
bielą pokrywającą jej oczy.
Sif nic nie słyszała, poza
głuchym dzwonieniem rozlegającym się w jej uszach.
Sif nic nie czuła, poza
swądem dymu, rozprzestrzeniającego się wszędzie wokół.
Musiało minąć kilka sekund,
nim wszystko z powrotem wróciło do normy. Jak szybko anomalia się pojawiła, tak
samo szybko też znikła.
Co się właśnie stało?!
Wojowniczka zamrugała
kilkukrotnie, chcąc odegnać otępienie. Dostrzegła Lokiego, którego płaszcz
zdawał się DYMIĆ, proch, walający się wokół niego, i niedobitki Demonów,
próbujących odlecieć…
— Zobaczysz,
Potężny, jeszcze tu wrócimy! – wrzeszczały.
— Już
się nie mogę doczekać! – odparował Loki. W jego głosie pobrzmiała groźba.
Sif zakaszlała, wciąż próbując odpędzić się od dymu.
— Iluzjonisto…
c-co to było? – wychrypiała.
Dostrzegła u siebie na ramieniu odrobinę popiołu i… mięsa?
— To był
mój płaszcz – wyjaśnił, choć wiele to nie mówiło.
Wojowniczka już miała prosić go, żeby rozwinął temat, gdy
wtem…
— Fandral!
– wrzasnęła.
…dostrzegła ciało swojego
przyjaciela. Leżał bezwładny na ziemi. Dopadła do niego w kilku krokach.
Złapała go za ramiona. Zaczęła nim potrząsać.
— Nie,
nie, nie… – mamrotała. – Przecież miały go oszczędzić!
Loki nie zareagował.
Obserwował, jak Sif głaszcze przyjaciela po jego złotych włosach. Jak w jej
oczach stają łzy.
— Iluzjonisto, błagam cię...
powiedz, że to nieprawda. Powiedz, że to się nie dzieje naprawdę!
Jeszcze przed chwilą w jej
głowie roiło się milion pytań do Lokiego. Czy wiedział o ataku Demonów? Czy
spodziewał się tego? Jaką rolę odegrał tu Fenrir? Jaki wpływ miał Yggra? I
przede wszystkim: o co chodziło z tym jego płaszczem?
Ale teraz…
— Fandral… Fandral, kochany –
szeptała. – Iluzjonisto, on nie może nie żyć! Nie może! – krzyknęła nagle. –
Czemu nic nie mówisz?! Czemu… – urwała. Nagle ją olśniło.
Otarła łzy. Podniosła się z
ziemi z wdziękiem i stanęła naprzeciwko Lokiego. Jej twarz teraz nie wyrażała
żadnych emocji. Ze spokojem patrzyła w oczy mistrza magii, próbując dostrzec w
nich odpowiedź…
— To
iluzja, prawda? – spytała, naśladując jego spokojny głos.
W oczach Lokiego zatańczyły iskierki rozbawienia.
—
Oczywiście, że tak, milady.
Jego tęczówki rozbłysły zielenią i…
…tuż za jego plecami zmaterializowała się prawdziwa postać
Fandrala.
— Zabiję
cię, ty draniu – warczał blondyn. – Jeżeli zaraz nie zlikwidujesz tego czaru…
— Właśnie
zlikwidowałem – zawołał wesoło Loki, zerkając w jego stronę.
Fandral zamarł. Sif odetchnęła z ulgą. Loki wybuchł śmiechem.
Wojowniczka całą sobą pragnęła
teraz podejść do Fandrala i uściskać go ze wszystkich sił. Tak bardzo się o
niego wystraszyła. I to wszystko przez Lokiego! Przez tego przeklętego
iluzjonistę, który śmiał się teraz w najlepsze ze swojego fenomenalnego
dowcipu… Zazgrzytała zębami z wściekłości.
— Przestań!
– warknęła.
Loki odwrócił się w jej stronę, wciąż rozbawiony.
— Nie
widzisz, co narobiłeś?! – wysyczała.
Jak on śmiał bawić się jej
uczuciami w ten sposób?! To miał być jakiś rodzaj zemsty, za to co ona
wcześniej mówiła Fandralowi?
— Ocaliłem
mu życie. – Wzruszył ramionami. – Nie ma za co.
Tego Sif już znieść nie mogła. Posłała mu przeuroczy uśmiech
po czym z całej siły uderzyła go pięścią w twarz.
Tak mocno, że Loki aż się
zatoczył i…
ŁUP!
…wylądował na ziemi. Zarył
twarzą o posadzkę, nieomal rozwalając sobie nos.
Przestał się śmiać.
Był zaskoczony. Był
wniebowzięty.
Powoli, powolutku podniósł się
do pozycji siedzącej… Sif idealnie wycelowała w to samo miejsce, w którym
uderzyła go wcześniej Ratatosk – po jego policzku znów spłynęła krew – a pod
jego okiem pojawiła się nowa ozdoba – prześliczny, niebiesko-fioletowy siniak.
— Łał –
udało mu się wydusić. Trzymał się ręką za obolałe miejsce.
Ostrożnie wstał z ziemi, by
stanąć tuż przed wojowniczką. Odrobinę nim chwiało, bo chyba trochę za mocno
uderzył się w głowę i teraz miał problemy z utrzymaniem równowagi. Nie krył
jednak podziwu.
— Naprawdę – odezwała się Sif.
Miała ręce splecione na piersi; – bardzo chciałabym nazwać cię teraz potworem.
— Co cię
więc powstrzymuje?
Zauważył, jak na ułamek
sekundy zerknęła w stronę obrażonego Fandrala, będącego teraz ucieleśnieniem
frustracji. A gdy popatrzyła z powrotem na Lokiego, w jej oczach krył się cień
wdzięczności.
— Dobrze wiesz, co –
odpowiedziała, po czym odwróciła się i nie mówiąc nic więcej… odeszła.
Przepraszam za opóźnienie ;-;
I przy okazji: czas na chamską reklamę.
Gdyby komuś się nudziło/pragnęlibyście czegoś absurdalnego/poszukiwalibyście kogoś, kogo moglibyście nazwać debilem/chcielibyście się po prostu pośmiać - zapraszam na bloga "Poezja Narzucona". I niech was tytuł nie zwiedzie - nie jest to taka zwyczajna poezja!
Już się bałam, że nie wstawisz rozdziału ;)
OdpowiedzUsuńCo tu dużo mówić... po prostu jesteś świetna i tyle,
to kiedy następny? haha ;D
Standardowo, za dwa tygodnie, jak się uda c:
UsuńCałą rozkładkę możesz znaleźć w spisie treści
najwyraźniej relacja pomiędzy Sif i Lokim nie tylko nabrała tępa, ale weszła w dość skomplikowany etap. Kłamca już wie, co czuje dziewczyna, widać też, co czuje on sam. W końcu nieźle przejął się jej słowami, tym, co mówiła Fandralowi..okazał też uczucia, gdy nagle wybiegł ratować Sif po tym, jak usłyszał jej krzyk. To wiele o nim świadczy, w ogóle wiele świadczy o nich obojgu. Jestem pod wrażeniem i czekam na więcej
OdpowiedzUsuńNie, po prostu nie rań mnie w taki sposób... Ten gif. Nie mam słów.
OdpowiedzUsuńJejku ja tu o gifie, a inne sprawy powinnam omawiać XD.
Bardzo ciekawy rozdział. Jestem pod wrażeniem tej relacji, jaką budujesz między Lokim i Sif... Uwielbiam też, jak opisujesz jego samego. Wydaje mi się, że widzę każdy jego gest, każdy ruch. To piękne i naprawdę Ci tego gratuluję. Tej lekkości w pisaniu ;).
Życzę weny i pozdrawiam ^^.