SEN O ŻELAZNYM LESIE
Loki szedł
wolno przed siebie, wsłuchując się w rytm swoich kroków. Człap-człap-człap.
Jego stopy wręcz kleiły się do błotnistego podłoża. Miał już brudne całe buty i
pochlapane spodnie – wszystko było ślicznie ozdobione szarobrązowymi cętkami.
Nie przejmował się tym jednak. Coś w jego wnętrzu – coś, czego nie byłby w
stanie tłumaczyć – nie chciało zawrócić, a wręcz przeciwnie: za wszelką cenę
pragnęło iść przed siebie tak długo, aż dotrze do celu, choćby Loki miał
sczeznąć ze zmęczenia…
Był sam. Ale
nie przeszkadzało mu to. Czasem bardzo lubił samotność. Mógł w spokoju skupić
się na zadaniu, nikt go nie rozpraszał… ani jego pyszałkowaty brat, ani jego
skretyniali znajomi. Jeszcze by mu tego tylko brakowało – bezsensownej
paplaniny któregoś z tych idiotów! Nie… Loki zdecydowanie bardziej wolał
samotność. Może dlatego, że dotychczas nie poznał nikogo, kto dorównałby mu
intelektem? Chodziło oczywiście o taką osobę, która nie obrażałaby jego
wyrafinowanego poczucia humoru i której podobałyby się jego żarty i psikusy.
Nie znalazł jeszcze takiej osoby, ale podświadomie chyba nawet wolał przebywać
sam i do woli cieszyć się ze swoich dowcipów.
Samotność
miała tylko jeden minus… Brak jakichkolwiek ludzi wokół niego oznaczał również
brak potencjalnych ofiar. Bo czymże byłby dobry kawał, jeżeli nie wyrządzałby
on nikomu krzywdy?
Uśmiechnął się
do siebie. Swego czasu jego ojciec uważał go za „skłonnego do zachowań
sadystycznych” i „wymagającego odpowiedniej pomocy psychicznej”. Według Odyna
radość z cudzego nieszczęścia była niewłaściwa, a co najmniej niewskazana, jak
to zwykł bóg wojny mówić. Dobry władca powinien przecież wspierać poddanych, a
nie cieszyć się z ich udręki.
Rzecz w tym,
że Loki nie był władcą. Jeszcze. Miał głęboką nadzieję, że odkrycie, jakiego
tutaj dokona, uczyni go lepszym w oczach Odyna i zwiększy jego szanse na
objęcie tronu.
Żelazny Las –
Jarnwidjur – krył w sobie wiele tajemnic i Loki oczekiwał, że tego dnia odsłoni
jedną z nich. Była to mroczna, niebezpieczna puszcza, o której krążyły same
nieprzyjemne plotki… Najśmielsi wędrowcy nie zapuszczali się w te tereny, w
obawie przed porwaniem przez wyklęte olbrzymki-wiedźmy, czy przed pożarciem
przez ich straszliwe wilki o żelaznych zębach. Wiadome było, że las nie
wypuszczał nikogo, kto zapędził się w jego odmęty, o ile osoba ta nie dosięgła
swego celu.
Nie łatwo było
jednak to zrobić. Jarnwidjur mącił podróżnikom zmysły. Sprawiał, że zapominali
ścieżki, którą przybyli. Plątał szlaki, zsyłając na wędrowców niechybną zgubę.
Tworzył złudzenia i iluzje, które potrafiły każdy umysł zniszczyć i rozerwać na
strzępy…
Iluzjonista
szedł powoli przed siebie. Był spokojny i opanowany, jak zawsze. Nie odwracaj
się, mówił sobie. Zachwycał się otaczającą go naturą – smukłymi, zdrowymi drzewami,
nie noszącymi śladów jakichkolwiek zniszczeń, tak jakby w Jarnwidjur wiecznie
panowała wiosna. Nie odwracaj się, myślał. Skupiał się na spowijającej las
ciszy – nie słyszał nic, poza delikatnym szmerem jasnozielonych liści, w które
zaplątał się wiatr, odległym szumem jakiegoś strumyczka i odgłosem swoich
własnych kroków. Nie odwracaj się, powtarzał. Próbował nie skupiać wzroku na
jednym punkcie, bo wiedział, że wówczas wzrok zacznie płatać mu figle i stanie
się częścią lasu. Starał się ignorować brak śpiewu ptaków, które przecież
powinny uwijać swe gniazda w koronach drzew. Z trudem akceptował fakt, że na
ziemi nie było nic, poza błotem – żadnych traw, żadnych kwiatów… tylko korzenie
drzew tonących w brudnej wodzie.
Nie. Odwracaj.
Się. Te trzy słowa utrzymywały go przy życiu. I nie mógł o nich zapomnieć.
Szedł długo, w
pewien sposób ciesząc się ze spokoju, jaki gwarantowało mu to odizolowanie się
od świata. Powinien czuć strach przed niebezpieczeństwami czyhającymi na niego
między drzewami, ale on… był dziwnie opanowany. Trwał w przemiłym błogostanie,
całkowicie zatraciwszy swoją czujność i nieufność, które tak często ratowały mu
życie. Wokół było przecież tak ciepło i przytulnie, tak majestatycznie i
pięknie… Loki uwielbiał naturę, a Jarnwidjur uważał za jeden z cudowniejszych
lasów.
Zatrzymał się.
— Zgodnie
z mapą, to powinno być tutaj… - mruknął do siebie.
Podniósł wzrok znad kartki papieru i… aż westchnął z
podziwu. Oto dotarł do celu. Tuż przed nim, po drugiej stronie błotnistej
rzeczki, znajdowało się wejście do słynnych Żelaznych Jaskiń, skrywających w
mroku między zimnymi, wilgotnymi skałami najgorsze, najgłębsze tajemnice
Jarnwidjur.
Wejście było
ogromne, a wyglądem swym przypominało łeb smoka – głazy i skały zdawały się być
rzucone bez składu na ziemię, gdzie piętrzyły się, tworząc skomplikowaną
konstrukcję. W dwóch miejscach znajdowały się wgłębienia, imitujące smocze
ślepia. Z sufitu zwieszały się ociekające wodą grube, ostro zakończone
stalaktyty. Z wnętrza jaskini wypływał zaś niewielki strumyczek, pozawijany
niby język jaszczurzy, i łączył się z główną, brudną rzeką.
Loki niewiele
tracił czasu do namysłu. Szybko schował mapę w bezpieczne miejsce do kieszeni
pod tuniką i bez cienia strachu wszedł do brązowej, obrzydliwej wody. Nie była
głęboka, więc z łatwością ją pokonał, a gdy był już na drugim brzegu i ujrzał
jaskinię z tak bliska, zrobiła ona na nim jeszcze większe wrażenie.
Pobieżnie
otrzepał się z błota, po czym bezszelestnie – jakby w obawie przed zbudzeniem
jakiegoś potwora – ruszył w mroczną otchłań. Początkowo, gdy wszędzie wokół
było tak ciemno, że nie widać było zupełnie nic, szedł za odgłosem strumienia,
ale z czasem… w oddali dostrzegł jakieś błękitne światełko, wręcz przyzywające
do siebie.
Zwiększył
tempo, czując wypełniającą go ekscytację.
Gdy jednak
dotarł wreszcie do celu, cała jego adrenalina opadła. Ujrzał bowiem naczynie,
przypominające niewykończoną fontannę, wypełnione niebieską, fluorescencyjną
cieczą, dającą światło w jaskini. Był to jedyny promień jasności, lecz Loki nie
czuł strachu.
Odrobinkę
rozczarowany, ale i zaciekawiony równocześnie, zbliżył się do naczynia i złapał
obiema rękami za jego brzegi. Nie wiedząc, dlaczego to robi, chwycił się mocno,
pochylił nad niebieską wodą i zajrzał w jej głąb…
Jakaś
niewiarygodna siła zdała się go porwać, zamknąć w swych szponach, ściągnąć
gdzieś na dno. Zrobiło mu się mroczno przed oczami… Zacisnął mocno powieki,
próbując się uspokoić. A gdy otworzył je ponownie
na wodzie
pojawiły się czarne niczym atrament litery – „Zagrajmy.”
Loki rozejrzał
się szybko wokół siebie, sądząc, że to jakaś sztuczka. Nie dostrzegł jednak
nikogo ani niczego, poza ciężką, przytłaczającą czernią ciemności. Ponownie
spojrzał do naczynia. Niebieskie światło wywoływało przerażające cienie na jego
twarzy.
— W co
mam zagrać? – wyszeptał, a jego głos odbił się echem od skał.
Ku jego zaskoczeniu, litery rozwiały się, a po
chwili – niczym krople dymu – pojawiły się kolejne: „W Ryzyko.”
Loki oblizał wargi ze zdenerwowania.
— Znam
tę grę?
„Tak.” –
kolejne litery. „Stawiasz na szali swoje życie, a Śmierć je waży i wycenia.”
Przechylił głowę, skonsternowany. To była prawda –
codziennie przecież tańczył na granicy życia i śmierci, niekiedy będąc tak
blisko tego drugiego, że aż sam sobie się dziwił, że jeszcze istnieje na tym
świecie. Coraz mniej mu się to naczynie podobało.
„Grasz?”
Przełknął ślinę.
— Na
czym ta Gra ma polegać?
„Wszystko
albo nic.”
„Daj mi
kroplę swojej krwi i stań się niewolnikiem Lasu”
„A ja
pokażę ci Prawdę”
— Czym
jest prawda?
„Odzwierciedleniem
rzeczywistości”
„Przeszłość.
Przyszłość. Teraźniejszość.”
„Prawda
jest odpowiedzią”
Loki pomyślał, że to odrobinkę nieuczciwe. Skąd mógł
mieć pewność, że nie dowie się czegoś, co już wie? Że „prawda” nie będzie
dotyczyć jakiejś znanej mu rzeczy albo czegoś oczywistego? Natychmiast
podzielił się swoimi obawami na głos.
„A co, jeżeli dowiesz się czegoś, czego jeszcze nie
wiesz?” – odpowiedziało naczynie.
„Na tym polega gra w Ryzyko”
„Wszystko albo nic”
Myślał intensywnie.
— A to
całe… niewolnictwo?
„Jesteś
częścią Lasu.” – wyjaśniło naczynie. „Może znajdziesz siłę, żeby się uwolnić”
Takie rozwiązanie już mu bardziej odpowiadało.
Osobiście uwielbiał ryzykować, ale… czy było naprawdę warto?
„Grasz?”
W końcu podjął decyzję. Wyciągnął nóż, uniósł dłoń i
naciął sobie skórę… Ze spokojem patrzył, jak krople krwi powoli skapują do
niebieskawej wody. Jak rozbłyska ona dziwnym, widmowym światłem. A potem…
Obrazy.
Przed jego oczami zaczęły pojawiać się wycinki z
jego życia. Pierwszy raz, gdy ojciec go uderzył. Moment, w którym jego rodzina
go oszukała. Pamięć o Sigyn. Pierwsza przelana przez niego krew. Pierwsza
osoba, która go zraniła. Miliony przegranych starć. Jeszcze więcej spudłowanych
rzutów nożami. Ludzie, śmiejący się z niego – a wśród nich… Thor.
— Dość… - wyszeptał, ale nie mógł się oderwać. W
jego oczach stanęły łzy.
Thor,
odwracający się od niego. Thor, wyszydzający go od najgorszych. Thor,
przeklinający go za jego plecami. Thor, wywyższający się nad nim. Thor,
posiadający wszystko to, czego on nie ma. Thor, uwielbiany przez ojca.
— Dość!
– wrzasnął.
Jakaś niewidzialna moc odrzuciła go od naczynia tak
mocno, że aż wylądował na ziemi. Uderzył głową o podłoże. Na moment go
zamroczyło. Zamrugał kilka razy, a gdy wzrok mu się wyostrzył…
— Nie… –
wyszeptał i zaczął się wycofywać pośpiesznie, nie patrząc, gdzie idzie.
Oto przed nim stał Thor. Gniewny i wzburzony. Pełen
potęgi i majestatu. Wyraźnie górujący nad jego maleńką postacią.
— Jesteś niczym – wysyczał. – Zawsze byłeś niczym.
Potwór, odrzucony przez świat i pozbawiony uczuć. Jak w ogóle możesz żyć sam ze
sobą?
Każde jego słowo wbijało się w serce Lokiego jak
zatruty sztylet.
— Nie…
To tylko iluzja. To nie jest prawda!
—
Zwyczajne ścierwo, które nie zasłużyło na życie –
cedził gromowładny. – Powinieneś tu zgnić. Pozostać tu na zawsze i
zginąć. Niech twoje plugawe ciało zastygnie tu na zawsze, zapomniane przez
świat. Kości zamienią się w proch, a mięso rozszarpią wilki.
Iluzjonista próbował się wycofać, odczołgać jakoś,
ale… nie był w stanie. Jego oddech gwałtownie przyspieszył. Cały drżał z
nadmiaru bolesnych emocji.
—
Nie… nie… – powtarzał bez celu.
—
Jesteś nikim. – Thor nie znał litości. – Zawsze byłeś. I
zawsze będziesz. Stworzony do tego, by rządzić? Niedoczekanie twoje! Jedyne, do
czego zostałeś stworzony, to do życia w cieniu… W cieniu mojej wspaniałości.
W tym
momencie światło wydobywające się z naczynia zgasło. Znikła postać Thora.
Loki pozostał sam w ciemnościach, by istnieć tam już
po kres wieków – stworzony do ukrywania się w cieniach mroku…
— NIE!!!
– wrzasnął.
Poderwał się gwałtownie do pozycji siedzącej.
Nie wiedział, co się stało. Minęła chwila, nim jego
wzrok przyzwyczaił się do światła. Drżał na całym ciele, a jego oddech był
szybki i urywany. Odgarnął z twarzy spocone włosy…
— To
tylko sen… – wyszeptał do siebie. – To był tylko sen…
Nagle
drzwi się otwarły i Loki aż drgnął z zaskoczenia.
W progu stała Ratatosk. Jej ogon kręcił się nerwowo
na wszystkie strony. Powoli ruszyła w jego stronę, strzygąc niepewnie uszami…
— Krzyczałeś
– powiedziała.
Oderwał
wzrok od zmiętej pościeli i spojrzał na nią. Władczo. Stanowczo.
—
Nie – odparł z opanowaniem, którego pozazdrościłby mu
najlepszy pokerzysta we wszechświecie.
Ratatosk
wzniosła oczy ku niebu. Przestąpiła z nogi na nogę, wyraźnie zniecierpliwiona.
— Przecież
słyszaaałam! Co się stało? Miałeś zły sen?
— Ja nie
mam „złych snów”.
Tylko
koszmary, które śnię na jawie – pomyślał.
—
Każdy ma złe sny… – mruknęła Ratatosk. Wzruszyła ramionami. –
Mógłbyś wreszcie wstać. Już prawie południe – powiedziawszy to, wyszła,
starannie zamknąwszy za sobą drzwi.
Dopiero teraz Loki wypuścił wstrzymywane powietrze.
Opadł z powrotem na poduszki i odetchnął – nie znalazł jednak ulgi. We wnętrzu
wciąż cały się trząsł ze strachu, jakiego niedawno doznał…
Już dawno nie śnił mu się Żelazny Las. Swego czasu
zdarzały mu się takie momenty, gdy każdego poranka budził się niewyspany z
bladym wspomnieniem przeżytego koszmaru.
Ostrożnie przesunął palcami po bliźnie,
przecinającej w poprzek jego prawą dłoń.
Teraz ten sen powrócił – w momencie, w którym Loki
już myślał, że udało mu się uciec…
Odkąd Nick Fury pojawił się w domu Jane i Thora,
wszystko gwałtownie się zmieniło. Dowódca był wielce zaskoczony, gdy zobaczył
Rumpelstiltskina, i dziwił się, że Avengersi nie przyprowadzili go od razu do
tajnej bazy S.H.I.E.L.D. A teraz… dawał im za to ostrą reprymendę.
— Byliśmy w połowie planowania akcji, tak by
przebiegła bezpiecznie, gdy doszło do incydentu w Bellagio – mówił, wodząc
wzrokiem po trójce super-bohaterów. – Potem dostałem cynk od jednego z naszych
agentów, że niejaki Thor zjawił się na miejscu i dogadał z FBI. –
Zmierzył gromowładnego zabójczym spojrzeniem. – A potem na własną rękę szukał
sprawcy, bez jakiegokolwiek kontaktu z agencją – wycedził. – Thor.
— Tak,
sir?
— Zgodziłeś
się na współpracę z S.H.I.E.L.D., pamiętasz? – spytał retorycznie. – Thor…
— Cały
czas słucham.
— Czy
tobie odbiło, przepraszam bardzo?
Thora aż wryło, tak bardzo go zaskoczyły słowa
Fury’ego. Spuścił głowę, zawstydzony popełnionym błędem. Steve Rogers i Tony
Stark nie odzywali się.
— Moi drodzy – mruknął Fury przeciągle – straciliśmy
trzech członków grupy Avengers. Wiecie, jak dużo to jest? Pięćdziesiąt procent
grupy.… TRZECH! CZŁONKÓW! – wydarł się nagle. – Nie możemy pozwalać na taką
samowolkę! Gwarantuję wam: jeżeli wciąż chcecie należeć do tej grupy i być
dopuszczani do tajnych akt rządowych, cieszyć się przywilejami, jakie wam do
tej pory gwarantowaliśmy i, przede wszystkim, nie być oskarżonym o zdradę
stanu, radzę wam – bardzo dobrze radzę wam! – nigdy więcej nie powtarzajcie
błędu Thora! Zrozumieliście?
Rozległy się ciche pomruki aprobaty. To jednak
wystarczyło Fury’emu. Klasnął w dłonie i zatarł je, ucieszony.
— Dobrze.
Skupmy się teraz na Rumpelstiltskinie.
Tony
podniósł głowę, zainteresowany.
— I to jest bardzo dobry pomysł! – zawołał. – Nie
możemy go tutaj trzymać – oświadczył, splatając ręce na piersi.
Nickowi opadła szczęka.
— A
dlaczego niby nie?!
—
Dlatego, że gdy ostatni raz zorganizowaliście tutaj „Szklaną
pułapkę 6” z bratem Thora…
—
Lokim – podpowiedzieli Thor i Fury równocześnie.
Stark wzniósł
oczy ku niebu.
— Z Lokim w roli głównej, to nie minęło dużo
czasu, jak nasz uroczy fashionista uciekł. Mam rację?
Kapitan Ameryka pokiwał głową. Fury zacisnął zęby ze
złości, bo doskonale wiedział, że Tony ma rację. Thor zawiesił się nad słowami
„szklana pułapka” oraz „fashionista”.
—
Do czego zmierzam – ciągnął Stark. – Proponuję, żeby zamknąć
Rumpelstiltskina gdzie indziej. I w tym przypadku najlepszym miejscem byłoby
skromne Tower w Asgardzie.
Nick Fury skrzywił się, niezadowolony z tego, że
ktoś uwłaszcza jego kompetencjom. Wszyscy z wyczekiwaniem spojrzeli na Thora.
Gromowładny dopiero po chwili zorientował się, że o nim mowa.
—
Przykro mi, ale to absolutnie niemożliwe – zaoponował. – Od
wielu dni portal do Asgardu jest zamknięty. Oczywiście mógłbym próbować tam
dotrzeć z postojami międzyplanetarnymi na określonych poziomach galaktyki, ale…
bez balastu.
Wszystkich
ta informacja zasmuciła. Oprócz Fury’ego…
— Thor – wysyczał. – Kiedy tak dokładnie zamierzałeś
nam powiedzieć, że jesteś odcięty od Asgardu?
Gromowładny zbladł. Zdał sobie sprawę z tego, że
stąpa po grząskim gruncie. Już miał powiedzieć coś usprawiedliwiającego jego
zachowanie, ale… w tym momencie w jego obronie wystąpił nie kto inny, jak
cnotliwy Steve Rogers.
— A ty,
Fury, kiedy TY zamierzałeś nam powiedzieć! – zawołał.
Nick
zgłupiał.
— O czym
niby?
—
O twoim małym, brudnym sekreciku… myślałeś, że jak długo
będziesz to przed nami ukrywał?
—
O czym ty, do cholery, mówisz, Rogers? – wycedził.
—
Już ty dobrze wiesz, o czym! Twoi agenci… wygadali się. Nie
rób takiej zdziwionej miny! Już wiem, na co przeznaczasz te wszystkie
pieniądze… Wiem, co się dzieje wewnątrz całej organizacji! Kiedy zamierzałeś
nam powiedzieć?
Fury
przełknął ślinę.
— CO
powiedzieć?!
—
Już ty dobrze wiesz, co! Od Thora żądasz lojalności, a sam…
sam nie jesteś lojalny wobec NAS! Wobec swoich najsilniejszych sojuszników!
Zastanów się, Fury.
Zapadła
cisza, którą dopiero po chwili przerwał dowódca.
— No
dobrze… masz rację, Rogers. Jestem wam to winien.
Teraz Steve zgłupiał. Jednak nie drgnął nawet, gdy
skinął powoli głową, zmuszając Nicka Fury’ego, by powiedział to na głos.
Nick westchnął.
— To obecnie najważniejsza tajemnica w organizacji.
Nasz nieoceniony agent, Coulson, który w trakcie wielkiej inwazji został zabity
przez Lokiego… żyje. Poruszyłem niebo i ziemię, żeby go wyleczyć, ale
opłacało się! Całkiem niedawno stworzył swój własny oddział, składający się z
moich najlepszych ludzi. Dwójka z nich właśnie teraz przesłuchuje
Rumpelstiltskina i… – urwał nagle.
Wpatrywał się w trójkę mężczyzn, którzy nie jedno
przeżyli i nie jedno widzieli, a którzy teraz byli tak zaskoczeni, jakby
właśnie zobaczyli nagiego prezydenta obwiązanego flagą państwa w pasie i
biegającego po korytarzach agencji.
— Co wam
tak szczęki opadły?! – warknął Fury.
Kapitan Ameryka
pokręcił głową.
— Sir, ja blefowałem – odezwał się niepewnie. –
Blefowałem. Nie mieliśmy o tym pojęcia…
Wybuch Fury’ego, jaki nastąpił chwilę potem, zapadł
w pamięci Steve’a Rogersa na wystarczająco długo, by kapitan już nigdy więcej
nie próbował takiej zagrywki ponownie…
Siedział na tronie – niedbale i nonszalancko, jak
zwykle. Bawił się swoim berłem Gungnirem, jedynym królewskim atrybutem, jaki
posiadał. Już dawno miał je przetopić, ale w końcu zrezygnował z tego pomysłu.
Gungnir dodawał mu władczego majestatu.
Wrota otwarły się niemalże bezszelestnie, a do
środka wkroczył nie kto inny jak Hogun. Loki oderwał wzrok od berła, by popatrzeć na niego – jak zbliża
się do tronu, zatrzymuje przed schodami i pada przed Lokim na kolana.
Władca nawet nie drgnął.
— Witaj, Hogunie – odezwał się cichym, łagodnym
głosem. – Cóż cię do mnie sprowadza?
Wan już miał podnieść się z klęczek, ale Loki
powstrzymał go gestem dłoni.
— Powiedziałem,
że możesz wstać?
— Nie,
Panie, ale...
—
A wy, einherjarzy – przerwał mu gwałtownie, zwracając się do
strażników – czy przypominacie sobie, żebym mówił cokolwiek takiego?
—
Nie, nic takiego nie mówiłeś, Panie.
—
Właśnie. – Nie spuszczał wzroku z Hoguna. – Hogunie, masz
pozostać tam, gdzie twoje miejsce.
Na
dłuższą chwilę zaległa cisza. W końcu Wan przełknął ślinę…
— Panie – zaczął – poszukuję starych ksiąg na temat
historii Wanheimu. Zostałem do Was odesłany przez Egilla… – ucichł, widząc jak
wyraz twarzy Lokiego gwałtownie się zmienia, zmierzając do wybuchu.
W innym przypadku Loki może i podzieliłby się swoją
wiedzą z Hogunem, bo przecież w młodości bardzo interesował się nauką. Ale
dzisiaj miał wyjątkowo paskudny dzień.
— Przysłał
cię Egill?
— Tak…
—
W TAKIM RAZIE WRÓĆ DO NIEGO I SPYTAJ GO W MOIM PIEPRZONYM
IMIENIU, CZY JA, DO CIĘŻKIEJ CHOLERY, WYGLĄDAM JAK TABLICA INFORMACYJNA!!! –
wydarł się. Wpatrywał się w Hoguna nienawistnie, przewiercając go wzrokiem na
wylot. Oddychał ciężko. – TO ROZKAZ!!!
Wan posłusznie wstał i wycofał się, czując na sobie
ciężkie spojrzenie władcy. A w momencie, w którym wyszedł z sali tronowej i
drzwi zamknęły się za nim, poczuł się tak, jakby z jego barków zrzucono ciężar
całego świata. Kręcąc głową z niedowierzaniem, odwrócił się i… zamarł. Przed
nim stała Lady Sif.
— Lepiej
tam nie wchodź – mruknął. – Loki jest dzisiaj nie w humorze…
Wojowniczka wzruszyła ramionami. Z uśmiechem na
twarzy wyminęła go. Zapukała, jak nakazywała kultura, a gdy usłyszała ze środka
suche, surowo brzmiące „WEJŚĆ!”, otwarła wrota i bez cienia strachu
wmaszerowała na Pole Bitewne Lokiego.
Zamknęła za sobą drzwi. Na początku sądziła, że
wizyta w tym miejscu nie będzie niczym trudnym i okaże się być dla niej łatwa w
wykonaniu. Ale teraz, w miarę jak zbliżała się w stronę tronu, coraz bardziej
traciła pewność siebie. Loki zdawał się nie zauważać jej obecności – był
wyraźnie zamyślony, wpatrywał się w jeden punkt przed sobą…
—
Hej, Iluzjonisto… – zawołała wojowniczka. Pokornie zniżyła
się, żeby uklęknąć, jak nakazywał obyczaj.
Dopiero teraz Loki zwrócił na nią uwagę. Popatrzył w
jej stronę, jakby to robił pierwszy raz w życiu, wyraźnie czymś rozkojarzony.
— Sif… – wymamrotał. Zabrzmiało to tak, jak gdyby
nie planował tego powiedzieć na głos. Zamrugał kilkukrotnie, rozbudzony z
letargu. – Daruj sobie te kurtuazje. – Machnął ręką.
Widok wojowniczki, przeciwnie do pozostałych
odwiedzających Lokiego poddanych, nie zirytował go. Uśmiechnął się lekko,
ucieszony jej obecnością.
— Zostawcie
nas samych – powiedział do strażników.
Einherjarzy
posłusznie opuścili salę.
Gdy tylko drzwi zamknęły się za nimi, Loki, nie
przestając się uśmiechać, wstał z tronu i – ku zaskoczeniu dziewczyny –
skierował się w stronę schodów. Nie zawahał się nawet na ułamek sekundy, gdy
siadał na stopniach. Władczym gestem wskazał Sif miejsce obok siebie.
— Chodź,
siadaj. Co cię do mnie sprowadza?
Dziewczyna,
bez cienia wstydu albo zażenowania, spoczęła koło niego.
— Właściwie to chciałam zadać ci parę pytań na temat
Demonów, ale… słyszałam, że humor ci dzisiaj nie dopisuje. Mogę przyjść kiedy
indziej…
Loki prychnął lekceważąco. Jego nienawistne
spojrzenie przesunęło się po pustej sali.
— Powiedzmy, że to nie jest mój najlepszy dzień. –
Ponownie popatrzył na Sif z tą typową dla niego intensywnością, której tak
bardzo nienawidziła. – Ale jako że postanowiłaś ze mną współpracować, mimo mojej
propozycji o wycofaniu się, uznaję za mój obowiązek podzielenie się z tobą
odpowiednimi informacjami.
Uniósł brwi, uśmiechając się szelmowsko.
— Pytaj o co chcesz.
— Cóż… – zaczęła – wiem, czym są Demony. Interesuje
mnie jedynie, jakie powiązanie mają one z Yggrą. I z Fenrirem… i z tobą…
— Yggra postanowił wykupić sobie ich lojalność. To
wszystko. – wyjaśnił Loki. – Fenrir poinformował mnie, że jego atak na Utgard
miał być jedynie dywersją, a główne działania wojenne zostały przeprowadzone w
Trymheimie. Wówczas gdy my walczyliśmy z Dywizją Duchów, Yggra negocjował
warunki współpracy z Demonami. Spodziewałem się już od dawna ataku, a teraz,
gdy on nastąpił… – Oblizał wargi, szukając w pamięci odpowiednich słów. – Muszę
powiedzieć, że jestem rozczarowany.
— Rozczarowany?! – wykrzyknęła, nie mogąc się
pohamować. – Te potwory prawie zabiły Fandrala!
Loki wzruszył ramionami.
— To tylko jedno istnienie. Jak na razie Demony nie
stanowią dla nas realnego zagrożenia, a ich pogróżki… – Zamiast dokończyć,
uśmiechnął się kpiąco.
—
To tylko. Jedno. Istnienie – powtórzyła po nim Sif. – Wiesz, jak mówisz
takie rzeczy, to aż mam ochotę przywalić ci po raz drugi.
Loki odchylił się do tyłu, rozkładając ręce szeroko
na boki, jakby w zapraszającym geście. Drwiący uśmieszek nie schodził z jego
twarzy.
—
Przestań… – mruknęła wojowniczka, za wszelką cenę próbując się
nie roześmiać. – Lepiej dla ciebie, żebyś mnie znowu nie sprowokował.
— Wtedy
nie byłem po prostu przygotowany.
—
Ale tego właśnie oczekuje od ciebie Yggra. Że nie będziesz
przygotowany, gdy on zaatakuje.
Na moment zaległa między nimi cisza. Loki przechylił
głowę, patrząc na Sif z wyraźnym uznaniem – co jak co, ale jej porównanie było
wręcz idealne!
A Loki po raz kolejny wyszedł na totalnego idiotę…
— Masz jeszcze jakieś pytania?
— Jedno.
O co chodzi z tym twoim płaszczem?
Iluzjonista oparł się na kolanach. Westchnął
głęboko.
— I to jest bardzo dobre pytanie – odparł. – Swego
czasu uszyły go dla mnie Norny i pouczyły, bym zawsze go nosił na sobie, a nie
spotka mnie żadne nieszczęście. – Przejechał ręką po swoim ukochanym materiale.
– Jego nici mają magiczne właściwości…
—
TEN płaszcz uszyły NORNY? – Sif nawet nie próbowała ukrywać
zaskoczenia. – Ale... to w takim razie od początku wiedziałeś, co robisz?
Wczoraj. Oddając się w ręce Demonów.
Kąciki jego ust lekko zadrżały. Uśmiechnął się
krzywo.
—
Nie. Wiedziałem jedynie, że ten płaszcz ma mi dawać jakąś
specjalną magiczną ochronę… Działałem instynktownie.
Sif
czuła, że zaczyna się gubić.
— Ale… ale przecież nawet zrzuciłeś z siebie
pelerynę, żeby pozostać w samym płaszczu i… sprawiałeś wrażenie takiego pewnego
siebie…
— A, to… pomyślałem, że skoro już mają mnie zabrać
ze sobą, to niech przynajmniej wygląda to efektownie. Czytałem o czymś takim w
jakiejś książce, jak jeszcze byłem w więzieniu. – Wzruszył ramionami. – Dałem
się porwać chwili.
Sif parsknęła śmiechem. Nie mogła uwierzyć, że ktoś
taki, jak Loki, może mieć tyle szczęścia! Pokręciła głową, totalnie zszokowana.
—
No dobrze… – mruknęła. – Pozostaje nam już wiedzieć tylko
jedno: co dalej?
Loki
pogładził się po brodzie – zamyślony, zmęczony…
— Teraz czekamy na ruch Yggry – odpowiedział po
dłuższej chwili. – Bo, jak na razie, ze strony Demonów nie powinniśmy
spodziewać się wiele… Nie są one dla nas niczym, czego powinniśmy się bać.
— Masz
sto procent pewności?
Podniósł głowę i popatrzył prosto w jej oczy. Jego
spojrzenie, wręcz przewiercające na wylot, dostrzegło niepokój i strach…
—
Sif. Nic nam nie grozi. – Jego głos stał się łagodniejszy.
Widział jednak, że nic to nie daje.
Wojowniczka próbowała zamaskować przerażenie, ale
przed Lokim niczego nie dało się ukryć. Był zbyt dobrym obserwatorem. I tym
razem nie podobało mu się to, co widział. Nie ze względu na to, że widok sam w
sobie był dla niego jakiś odpychający albo obrzydzający… nie, nic z tych
rzeczy. Nie podobało mu się to, jakie uczucia w nim ten widok wywoływał. Było
to coś gryzącego, coś w najgłębszych zakamarkach jego duszy, coś co nagle
przyczepiło się do niego – bezczelnie i natrętnie – i nie chciało mu dać spokoju,
domagało się uwagi… coś, czego nie czuł po raz pierwszy w życiu, ale czego na
pewno już nie pamiętał i czego z całą pewnością nie umiał nazwać.
Coś, co sprawiło, że wyciągnął swój ulubiony
sztylet.
— To, co zamierzam
zrobić, będzie niemalże nieodwracalne. Możesz to potraktować jako… hm… spłatę
długu.
Uniósł ostrze
w pozycji poziomej na wysokość swoich oczu i zaczął przemawiać:
— Lady Sif,
Wojowniczko Światła, córko Asgardu. – Jego głos był nad wyraz oficjalny.
W jednej sekundzie zrozumiała, co zamierza.
— Iluzjonisto, nie.
— W imię Czarnego
Wiatru – kontynuował niezrażony – zimnego ognia i Chaosu, z których zostałem
zrodzony, ja, Loki z Jotunheimu, Przysięgam na ostrze tej stali, że za mojego
życia nic złego cię nie spotka. Jeśli kłamię, niechaj będę przeklęty. Oto słowa
Obietnicy.
W tym momencie jego sztylet rozbłysnął na sekundkę
magicznym, zielonym światłem. Przez dłuższą chwilę Sif wpatrywała się w niego z
niedowierzaniem, w ostrze sztyletu, na którego Loki Przysiągł bronić jej po
wszech czasy.
—
Och, Iluzjonisto… – W jej głosie odbił się cień wzruszenia.
Nie wiedziała, co powiedzieć. – Nie musiałeś tego robić.
—
Nie musiałem – potwierdził. – Ale zrobiłem. Od tej pory moje
życie będzie zależne od twojego. Skoro zdecydowałaś się pozostać przy mnie,
chcę, żebyś była bezpieczna. To ci da gwarancję, że nic ci się nie stanie.
Przez
dłuższą chwilę milczała, myśląc intensywnie. W końcu podjęła decyzję:
— Posłuchaj
mnie. Jest coś, co ci muszę…
—
Nie! – przerwał jej. – To ty posłuchaj. Jedyne, co się teraz
liczy, to że TOBIE nic nie grozi. Nie na mojej warcie. Nie, skoro złożyłem
Przysięgę.
Sif poczuła, jak ogarnia ją bezdenna rozpacz.
Natychmiast poczuła się zakłopotana. To, co Loki dla niej zrobił, to było
zdecydowanie zbyt wiele. A w dodatku…
Spuściła wzrok, speszona.
— Dziękuję ci – wymamrotała.
W odpowiedzi uśmiechnął się uroczo. Dla niego
rozmowa została zakończona.
Sif jednak nie ruszyła się z miejsca.
— O co chodzi, milady?
Pokręciła głową. Przez moment zwlekała z
odpowiedzią.
— Sprawiasz wrażenie odrobinę przybitego. Martwi
mnie to… Gdy jesteś taki nieswój, nigdy nie wiem, czego mogę się po tobie
spodziewać. Cholera, brakuje mi twojego ciętego języka! Gdzie się podziała ta
ironiczna postawa i bezczelne, sarkastyczne poczucie humoru? To twoja etykieta!
– Nagle umilkła, gdy popatrzyła na niego i zauważyła, jak przez jego twarz
przemyka cień smutku. – Iluzjonisto… co się stało?
Loki nie zareagował od razu. Zapatrzył się w dal,
wyraźnie myśląc o czymś odległym, o czymś niedostępnym dla Sif. Przełknął
ślinę.
—
Zgubiłem się w lesie, ogarniętym mrokiem… – wymruczał,
bardziej mówiąc do siebie.
Wojowniczka odniosła takie wrażenie, jakby w
rzeczywistości Loki odpowiedział na jakieś swoje własne, zadane przez niego
samego pytanie. Nie odnalazła w jego słowach sensu, ale nie martwiła się tym –
wiedziała przecież, że szaleństwo Lokiego objawia się w zupełnie inny sposób.
Poczuła się jednak tak, jakby naruszyła jakąś jego delikatną warstewkę
prywatnej przestrzeni… Zrobiło jej się wstyd z tego powodu.
Powinna była wyjść już wtedy, gdy on uznał ich
rozmowę za zakończoną.
Widząc, że ponownie popadł w ten swój dziwaczny,
odrobinkę przerażający letarg, wstała i…
— Sif.
Zatrzymała
się. Loki nie patrzył na nią, ale ewidentnie zwracał się do niej.
— Dlaczego TAK NAPRAWDĘ nie chciałaś się wycofać?
Gdy stała
tam nad nim – przybitym i zmartwionym – sprawiał dla niej wrażenie małego,
bezradnego, zagubionego… Nie wyglądał na osobę, która jest nazywana „Potężnym”.
Przez moment zapragnęła go przytulić, pocieszyć…
Pokręciła głową, odrzucając wcześniejsze myśli.
— Już ci mówiłam, dlaczego. – Loki milczał. – Nie
chodzi o to, że nie chcę wycofać się. Ja po prostu… nie chcę cię
zostawić. – Loki wciąż milczał. – To jest prawda. Nie okłamałabym cię.
Zastygł w bezruchu. Przez moment błądził wzrokiem po
przestrzeni przed sobą, aż w końcu… niemal niezauważalnie skinął głową. To była
jego jedyna reakcja. Ponownie oddalił się ku własnym myślom.
Nawet nie
zauważył, gdy Sif wycofała się bezszelestnie. Chciała dać mu odrobinkę
prywatności. Wiedziała jednak, że w rzeczywistości zostawiła go sam na sam z
jego najmroczniejszymi, najstraszniejszymi cieniami przeszłości… Nie czuła się
zadowolona z tego powodu. Ani z Przysięgi Stali, jaką jej złożył.
Jej głowę po raz kolejny nawiedziła myśl, że Loki ma
zdecydowanie za dużo tajemnic.
A nie wiem. Jakoś ten rozdział nie wyszedł, a przynajmniej jego druga połowa... No ale cóż, czasem chyba po prostu muszą się zdarzyć takie rozdziały. Jedne mniej, inne bardziej udane.
Mam nadzieję, że choć trochę przypadł wam do gustu.
Jak wam mijają wakacje, tak swoją drogą?
(Bo mi, jak widzicie, całkiem błogo... w końcu nie każdy może sobie pozwolić na siedzenie przy kompie do 1 w nocy.I dłużej)
Czekam na komentarze!
No proszę tyle sie tu dzieje, ze człowiek nie wie, czy oby na pewno znów dobrze trafił, z akcji przeszłaś w taki spokój, że wręcz bowiem obyczaj, a teraz znów brniesz przez oniryzm, przez demony przeszłosci, przez mroczny las...hmmm wszystko wyglada ciekawie, ze strony Lokiego okazuje się, że wiele jeszcze się wydarzy, ze strony Thora nie mniej...Fury wpadł ze swą tajemnicą Kapitan ładnie go podszedł... jednak, ciekawi mnie co się dzieje, ze nagle wyciągasz tych na wierzch, czy akcja znów po cześci skupi się na wydarzeniach na ziemi? a moze Thor bedzie szukał wstepu do Asgardu bez zgody Lokiego...hmmm...to byłoby interesujące.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, już zaczełam wierzyć, ze co nie napiszesz, to to będzie dobre, tak pięknie ubierasz to w słowa
Świetne! Nie mogę się doczekać nexta!
OdpowiedzUsuń