RATATOSK
Delikatne promienie ciepłego, wschodzącego słońca,
połaskotały skórę na jej twarzy, budząc ją ze snu. Uśmiechnęła się lekko.
Otworzyła oczy. Niechętnie podniosła się i przeciągnęła, równocześnie
zastanawiając się, jak powinna spędzić nowy dzień, gdy nagle…
Usłyszała szelest papieru.
Wstała. W miejscu, w którym przed chwilą leżała,
znalazła kopertę. Zmarszczyła czoło, zaintrygowana. Wzięła ją niepewnie do
ręki, otwarła i wyciągnęła list, napisany zamaszystym, znajomym pismem:
„Błagam cię, wybacz mi. Nie mogę bez ciebie żyć.
Tęsknię za tobą. Proszę cię, przybądź do mnie jak najszybciej…
L.”
Uniosła brwi w rozbawieniu. „Jak zwykle – sucho,
krótko i treściwie. Cały on.” – pomyślała. Zagryzła dolną wargę, próbując
powstrzymać uśmiech, który zdradziłby jej podniecenie. Już teraz ogarniała ją
ekscytacja na samą myśl o możliwości spędzenia z nim czasu. Aczkolwiek…
…nie miała zamiaru wybaczyć mu tak łatwo.
Tego wieczoru
w Zaplutej Dziurze było wyjątkowo tłoczno. Wszystkie stoliki pozajmowane, barek
oblężony, barmani nie nadążają z rozdawaniem drinków... Gdzieś w kącie
rozgorzała bójka pomiędzy zwolennikiem Nowego Systemu, a wyznawcą polityki
istniejącej przed Ragnarökiem. Po drugiej stronie rozgrywały się walki gryfów.
Niektórzy siłowali się na ręce. Jeszcze inni uprawiali hazard.
W każdym
zakątku karczmy można było znaleźć coś dla siebie.
Pośrodku tego
wszystkiego, przy jednym ze stolików, zasiadało kilkoro wojowników, pogrążonych
w rozmowie. Wśród nich znalazł się Hogun z Wanheimu, jeden łucznik z Alfheimu,
który kazał nazywać siebie Szeptem Wiatru, oraz dwóch Asów: brodaty Sveinn –
zajmujący się garbarstwem mężczyzna w starszym wieku – i krótkowłosy,
młodziutki Tofi.
Byli tak
bardzo zajęci dyskusją, że nawet nie zauważyli, jak do Zaplutej Dziury wtoczył
się jakiś paskudnie wyglądający typ w starszym wieku i chwiejnym krokiem ruszył
w stronę barku. Zamówił jakiś mocny, alficki trunek.
— Mówię wam,
mi cała ta sytuacja śmierdzi! – huknął Sveinn, uderzając swoim kubkiem o blat.
— Ciszej…
- upomniał go Szept Wiatru. – Uspokój się. Co jest niejasnego?
— I tak
nas nikt nie słucha! – zaburczał. Zniżył jednak głos. – Jakim cudem Lokiemu
udało się objąć władzę?
Szept Wiatru
wywrócił oczami.
— Wan mówił przecież, że Odyn zaginął, a Loki jako
następca tronu może przejąć koronę po nim – wyjaśnił, głosem szeleszczącym jak
zeschnięte liście. Uniósł swój kielich do ust. – Prawo sukcesji.
— No,
dobrze, ale co z Thorem? Z tego, co wiem, Szepcie Wiatru, w Asgardzie
obowiązuje primogenitura, o ile władca nie wybierze następcy. Thor jest
pierworodnym Odyna. Chyba, że powinienem użyć czasu przeszłego…?
— Thor
żyje – zaoponował Hogun.
Sveinn
popatrzył na niego.
— Ach tak? Z tego, co wiem, Thor był twoim kompanem.
Może ty wiesz coś na jego temat?
Wan przełknął
ślinę.
— To, co
się dzieje z Thorem, to już nie jest twoja sprawa.
Sveinn
obrócił kubek w dłoniach.
— A może
brat Thora wiedziałby coś-niecoś? – Uniósł brwi. – Hogun, ty byłeś z Lokim na
tej misji samobójczej w Jotunheimie, co miała miejsce przed blisko dwoma
tygodniami…
— Jej szczegóły
miały pozostać w sekrecie. Przykro mi.
Garbarz
westchnął ciężko.
— Tak, tak,
tak… – mruknął. – Wasza „misja” akurat mało mnie interesuje, a dużo bardziej:
plotki na temat Thora.
— To nie
jest. Twoja. Sprawa – powtórzył Hogun.
Na moment
zaległa między nimi cisza.
— O co
chodzi, Sveinn? Tak ci źle pod koroną Lokiego? – rzucił Szept Wiatru.
Mężczyzna
roześmiał się.
— Ja do
Lokiego nic nie mam. Wiecie, nawet go lubię. A zadaję pytania, bom po prostu
ciekaw. – Rozłożył szeroko ręce na boki, jakby mówił coś oczywistego.
— LUBISZ
Lokiego? – powtórzył Hogun. Prychnął. – Chyba go w takim razie nie znasz…
Sveinn
wzruszył ramionami.
— Ja patrzę na niego od innej strony. Facet dopiero
co zasiadł na tronie, a już wprowadził takie zmiany, że ho, ho... Choćby na
przykład te pola treningowe, które w ostatnim czasie udoskonalił. Rozbudował
arsenał. Słyszałem też, że właśnie wprowadza w życie projekty nowych okrętów...
— Tak, tak –
przytaknął mu Szept Wiatru, popijając kwasir. – Albo chociaż ta ustawa o
równości. On sam chyba nie należy do specjalnie tolerancyjnych, ale liczy się
inicjatywa.
— Taaa... –
mruknął Hogun. – Lokiego cechuje specjalnie niski poziom tolerancji dla
głupoty.
Szept Wiatru
zaśmiał się. Pokiwał ręką, przyznając Wanowi rację.
— Zaszło to do
tego stopnia, że zaczął wprowadzać obowiązkowe zajęcia z nauk ścisłych,
literatury i filozofii.
— To już
jest lekka przesada!
— A
według mnie nie. Skoro każdy musi przejść szkolenia fizyczne, to czemu nie
miałby przechodzić szkoleń umysłowych?
— Rozmawiacie
o tym degeneracie Lokim? – Wszyscy aż podskoczyli na dźwięk głosu
niespodziewanego przybysza.
Nikt nawet nie zauważył, gdy do stolika dosiadł się
jakiś starzec, który wcześniej okupował barek. Miał siwe, przerzedzone włosy na
głowie i gęstą brodę do połowy piersi. Sączył z potężnego kubka jakąś mętną
mieszankę alkoholową.
— Kim
jesteś, starcze? – spytał Sveinn, gdy minęła pierwsza fala zaskoczenia.
— Zwą
mnie Lodur – odparł.
Sveinn pokiwał
głową.
— Lodurze – powiedział, nachylając się w jego stronę
– czy zdajesz sobie sprawę z tego, że za obrażanie władcy można źle skończyć?
Starzec
wybuchł śmiechem. Miał wyraźnie widoczne ubytki w zębach.
— Ja go nie
obrażam. Mówię najszczerszą prawdę. To tchórzliwy idiota, ciągle zasłaniający
się swoim bratem – pasożyt społeczny, żerujący na nieszczęściu innych.
— On ma
rację – po raz pierwszy w ciągu całej rozmowy odezwał się Tofi.
Sveinn
popatrzył na niego ze zdziwieniem.
— Że co?
Czy ja dobrze słyszę? Loki przyczynił się do rozwoju Asgardu jak nikt! Jak
śmiecie...
— Loki
zasiadł na tronie bezprawnie – wtrącił mu się Lodur. – To psychopata.
— Właśnie!
– zawołał oburzony Tofi. – Jak możecie mówić o nim POZYTYWNIE? On zabił setki
ludzi! Zdetronizował Thora!
Szept Wiatru
pokręcił tylko głową, zniesmaczony.
— Skoro
takiś mądry, Tofi, to może powiesz nam wszystkim na czyją cześć otrzymałeś
swoje imię? Takiś wierny Thorowi! A Thor nie zrobił zupełnie NIC dla Asgardu! –
Na moment umilkł, by zmierzyć chłopaka gniewnym spojrzeniem. – Nie nazywasz się
Tofi, tylko Thor-fredr.
Twarz młodego
wojownika zapłonęła czerwienią.
— I co z
tego?!
— To, że
nie patrzysz na sytuację obiektywnie – prychnął Hogun.
— Wszyscy
tak bardzo gnębili Lokiego, odkąd on tylko pojawił się w Asgardzie – mruknął
Sveinn. – Odyn nie chciał dopuścić go do władzy. Brat go ciągle poniżał.
Przyszło co do czego, wszyscy dowiedzieliśmy się, że Loki nie ma czystej krwi –
wymieniał.
— To go
ma usprawiedliwiać? – prychnął Lodur.
— Daj mi
dokończyć – zrugał go Sveinn. – Okazało się, że Odyn nie chciał, by na tronie
Dziewięciu Królestw zasiadał Jotun. Przyszło co do czego, to właśnie Jotun
uczynił nasz świat lepszym. Cóż za ironia, no nie?
Tofi popatrzył
na Sveinna z pogardą.
— Lepszym?
Loki powinien był zamarznąć w Jotunheimie przy pierwszej okazji. Niepotrzebnie
Odyn go tu sprowadził. W Asgardzie nie ma władcy – jest tylko potwór, który
nigdy nie powinien się narodzić.
Wszyscy
zamilkli, zszokowani słowami Tofiego.
— Naprawdę
tak uważasz? – spytał go Lodur, a jego głos uległ gwałtownej zmianie.
— Tak. –
Tofi popatrzył prosto w jego zielone oczy. – Loki powinien był zginąć już
dawno. Gdybym miał ku temu możliwości, ruszyłbym na Gladsheim i osobiście bym
go zabił.
— Mocne
słowa – wymruczał Lodur. – Sądzisz, że dałbyś radę to zrobić?
Chłopak
przełknął ślinę.
— Wydaje
mi się, że tak.
Twarz Lodura
rozjaśnił uśmiech.
— Doskonale
– powiedział. – Bo, widzisz, masz teraz ku temu świetną okazję…
Na oczach
wszystkich zgromadzonych, starzec wstał od stołu i... zmienił się.
Zgarbiona sylwetka wyprostowała się i wydłużyła.
Ciało odzyskało dawny młody wygląd. Znikła broda, odsłaniając gładką twarz
przystojnego mężczyzny. Włosy powróciły swym kolorem do kruczej czerni.
Zniszczone ubranie zamieniło się w znajomo wyglądający czarno-zielony strój. A wreszcie,
na sam koniec, zanikła jaskrawa zieleń w jego tęczówkach, jarząca się tajemniczym,
przerażającym światłem…
Palące spojrzenie złowieszczo wyglądających ciemnych
oczu przewinęło się po zgromadzonych i zatrzymało dopiero na Tofim. Na widok
szoku malującego się na twarzach wojowników, jego usta rozciągnęły się w
parszywym uśmiechu, odsłaniając rząd idealnie białych zębów.
— Zabij
mnie – rozkazał Mistrz Iluzji głosem, który nie znosił sprzeciwu.
Tofiemu
szczęka opadła. Nie wiedział, co ma zrobić.
— Wstawaj
– warknął Loki. – I walcz, skoro tak odważne słowa padały z twoich ust.
Hoguna ogarnęło przerażenie, gdy zobaczył, jak Tofi
posłusznie wstaje i niepewnie dobywa swojego miecza. Nie mógł uwierzyć, że nie
zorientował się w podstępie Lokiego. Po raz kolejny nabrał się na jego
sztuczkę.
Tofi zacisnął drżącą dłoń na rękojeści miecza i
wycelował jego ostrze w iluzjonistę. Na jego czole rozbłysły kropelki potu.
Zastygł w bezruchu, niepewny, czy władca żartuje, czy nie. Czekał.
Loki przechylił głowę w konsternacji. Zmrużył oczy.
On nie potrzebował dużo czasu do namysłu.
W jednej sekundzie wyciągnął przed siebie zaciśniętą
w pięść dłoń, a w kolejnej… gwałtownie rozprostował palce.
Podmuch mocy, jaki z nich wystrzelił, uderzył w
Tofiego z siłą kowadła – odrzucił go do tyłu na dobre parę metrów, że ten aż
upadł na czyjś stolik, rozlewając stojące na blacie trunki. Ktoś krzyknął, parę
osób poderwało się, szukając winowajcy.
A potem wszyscy w karczmie zaczęli stopniowo
cichnąć…
— Patrzcie,
to Loki! – ktoś wyszeptał.
— Loki…
— Nasz
władca!
Mistrz magii
uśmiechnął się szelmowsko.
— Pierwsza zasada, Thor-fredr! – zawołał do Tofiego,
który właśnie próbował wstać ze stołu. – Nigdy nie pozwalaj, by twój przeciwnik
zaatakował pierwszy.
Tofi,
zszokowany pierwszym atakiem, w ogóle nie mógł odzyskać równowagi. Stoczył się
ze stołu, spadł na ziemię… Miecz wypadł mu z ręki.
Loki ruszył w
jego stronę powoli, ostrożnie stawiając kroki, niczym drapieżnik polujący na
swoją ofiarę. Teraz obserwowała ich już cała karczma.
Tofi obrócił
się na plecy. Wzrok mu się wyostrzył i zauważył, że Loki zmierza w jego
kierunku. Przerażony szybko złapał za miecz, ale w takiej pozycji nie mógł
zaatakować. Pośpiesznie ustawił ostrze na sztorc…
Loki machnął
ręką, jakby lekceważąco. Na ten gest miecz wypadł Tofiemu z rąk i poleciał
gdzieś w drugą stronę.
— Zasada
druga: nigdy nie dawaj swojemu przeciwnikowi okazji do ataku.
Nie chcąc tracić ani chwili czasu, Tofi zerwał się
najszybciej, jak mógł – na tyle, na ile pozwalał mu ból głowy – i rzucił się w
poszukiwaniu jakiejś broni, zostawiając Lokiego za swoimi plecami. Nagle postać
władcy zmaterializowała się tuż przed nim, zagradzając mu drogę. Chłopak
odskoczył, wystraszony.
— Zasada
trzecia: nigdy nie odwracaj się tyłem do przeciwnika.
Tofi zaczął się cofać, byle jak najdalej od Lokiego.
Równocześnie rozglądał się w poszukiwaniu czegoś, czym mógłby się obronić. Wtem
jego wzrok padł na nóż, leżący na stoliku obok.
Skoczył w
tamtą stronę, złapał za ostrze, odwrócił się i...
...wbił je
Lokiemu prosto w serce.
W pierwszym
odruchu ucieszył się, że tak łatwo mu poszło. Ale chwilę potem… zorientował
się, że coś jest nie tak. Że poszło mu ZA ŁATWO.
I w tym samym
momencie postać Lokiego zaczęła pękać, niczym porcelanowa filiżanka – na całym
jego ciele pojawiły się setki, tysiące, miliony rys i nagle…
…rozsypał się.
Barwne odłamki
pofrunęły na ziemię, niczym płatki popiołu.
Nim Tofi
zdążył się zorientować, co się dzieje, coś uderzyło go od tyłu w głowę i
podcięło mu nogi. Padł na podłogę, lądując na twarzy.
— Zasada
czwarta: nigdy nie spuszczaj wzroku z przeciwnika – usłyszał głos Lokiego.
Tym razem Tofi resztkami pół-świadomości pokonał
nękający go ból – szybko poderwał się na równe nogi, obrócił się w stronę
Lokiego, unosząc rękę ściskającą nóż i…
…zamarł.
Iluzjonista
przystawiał mu swój magiczny sztylet do gardła. Sztylet, o którym krążyło już
tyle legend, że na samo ich wspomnienie Tofiego przeszył dreszcz. Przełknął
ślinę. W myślach błagał do Losu, by władca go oszczędził…
— Ani drgnij –
wyszeptał Loki, a zimność jego spokojnego głosu zabrzmiała naprawdę
przerażająco. – Jeden ruch, a to ostrze pozbawi cię życia – mówił tak, jakby
tłumaczył dziecku, jak się wiąże sznurówki.
Tofi z pokorą
upuścił swój nóż, okazując tym samym, że się poddaje.
— Świetnie
– mówił cicho Loki. – A teraz na kolana.
Odjął sztylet od szyi Tofiego dopiero wtedy, gdy
chłopak posłusznie uklęknął przed nim i oddał mu cześć. Kąciki jego ust lekko
zadrżały w powstrzymywanym uśmiechu. Otrzepawszy płaszcz z niewidzialnych
pyłków, odwrócił się do zgromadzonych wokół niego ludzi. Rozrzucił szeroko ręce
na boki, jakby brał udział w jakimś widowisku.
— Przede
wszystkim, moi drodzy, nigdy, ale to przenigdy, nie lekceważcie swojego
przeciwnika.
Rozległy się
nieśmiałe oklaski, które po upływie krótkiej chwili przeobraziły się w gromkie
brawa.
W ten oto
sposób Loki pokazał poddanym, że potrafi być dowcipny, ale w wysublimowany
sposób, zarazem też zaznaczając, że jego „dowcip” może przeobrazić się w
przestrogę... że nie należy czuć się przy nim w pełni bezpiecznie. Pouczył
swoich wojowników, równocześnie wywołując radość na ich twarzach i zdobywając
ich sympatię.
Dłużej nie
mógł się powstrzymywać od śmiechu.
Słońce dopiero teraz budziło się ze swego wiecznego
snu, ale tego dnia Loki wstał dużo wcześniej, niż zwykle. Już od godziny
trenował na Polach Bilskirnir, gdzie dawniej znajdował się wspaniały pałac jego
brata.
Poranek był
zimny – tak samo, jak pot spływający Lokiemu po plecach. Włosy miał w
kompletnym nieładzie, ale już się tym nie przejmował. Tego dnia planował trochę
odpocząć i odetchnąć od ciągłej pracy. Ostatnio był tak pochłonięty tymi wszystkimi
„królewskimi” zajęciami, że nie miał w ogóle czasu na sen, czy tym bardziej na
jakieś dodatkowe atrakcje…
Praca króla
oczywiście była dla niego ATRAKCYJNA i wiedział, że nigdy mu się nie znudzi,
ale… brakowało mu cierpliwości. On chciał wszystkie zmiany wprowadzić od razu,
jak najszybciej zrealizować każdą ustawę, bez chwili zwłoki spełnić każde swoje
marzenie – niedawno jednak zauważył, że zaczyna mu brakować energii i pilnie
potrzebuje przerwy.
Z bólem serca
ogłosił więc Ten Dzień wolnym od pracy króla i oznajmił wszem i wobec, że
jeżeli ktokolwiek będzie coś od niego dzisiaj chciał, to będzie mógł jedynie
złotą klamkę wrót Gladsheimu pocałować i poczekać ze swoją sprawą do jutra.
Ten Dzień miał
być wyjątkowy i Loki nie chciał przegapić żadnej jego sekundy.
Powoli
zaczynali schodzić się pierwsi wojownicy, burząc tę osłonę ciszy i spokoju,
zbudowaną przez Lokiego. Nie lubił, gdy ktoś psuł zachowany przez niego
porządek. Ani tym bardziej, gdy ktoś mu przeszkadzał…
Głęboko zaczerpnął powietrza. Wsłuchał się w
brzmienie wypuszczanego oddechu. Zamknął oczy. Czas przejść na wyższy poziom
szkolenia.
Poprawił sobie
swój pas z bronią – tym razem umieścił go na biodrach. Wykonał kilka zamachów
trzymanym w obu rękach kopisem, testując jego sprawność. Aż do poranku trenował
rzucanie nożami i walkę z wirtualnymi przeciwnikami. To wszystko wciąż jednak
nie było PRAWDZIWĄ praktyką… Jeżeli naprawdę chciał sprawdzić swoje możliwości
w walce, musiał pójść o krok dalej.
Przyszedł więc
tutaj. Wojownicy, którzy zdążyli już przetestować to urządzenie, od razu
nadali mu przyjemną nazwę „Wiatraki Śmierci”. Tylko nielicznym, i to z
najwyższym trudem, udawało się pokonać tę nowo-wprowadzoną przeszkodę.
Loki chciał
udowodnić nie tylko sobie, że da radę powtórzyć sukces zdecydowanej
mniejszości. Oczywiście, nie miał pewności, że mu się uda. Nigdy nie mógł mieć
takiej pewności… Ale w niczym nie szkodziło mu spróbować.
Przełknął
ślinę.
Na oczach
zawiązał sobie grubą, zieloną chustę. Mrok przysłonił jego świat. Nie
dostrzegał już promieni wschodzącego słońca. Nie widział zupełnie nic.
Jego serce
zabiło szybciej. Wyciszył się. Wyłączył zmysły. Wsłuchał się w swój spokojny,
głęboki oddech. Skupił się na otaczających go dźwiękach. Chwycił kopis mocniej.
To ćwiczenie
zazwyczaj należało wykonywać z osobą asekurującą. I z szeroko otwartymi oczami.
Loki uważał się jednak za samowystarczalnego, zdolnego sukinkota. Uda mu się.
Wystarczyła
tylko jedna jego myśl, by uruchomić cały mechanizm.
Usłyszał
zgrzytanie śrub ocierających się o siebie, szczękanie metalu o metal,
trzeszczenie powoli wprowadzanego w ruch drewna – odgłosy budzącej się do życia
maszyny. A potem… wszystko wokół niego zaczęło wirować.
Tak zwane
„wiatraki” były drewnianymi, ruchomymi bolcami, których zadaniem było
atakowanie osoby trenującej, poprzez systematyczne krążenie wokół niej i
uderzanie jej sprytnie skonstruowanymi drewnianymi „pałkami”, których feralność
polegała na tym, że mogły się dowolnie wysuwać, chować, pojawiać… Ponadto,
maszyna uczyła się wszystkiego o przeciwniku w miarę rozwoju walki.
Tym razem Loki
miał o tyle trudniej, że nie widział praktycznie nic.
Tylko czerń.
Spowijała go
czerń. Otaczały go dźwięki przywodzące na myśl kawalkadę żelaznych jeźdźców
zniszczenia.
Na moment
stracił rezon.
Coś go
uderzyło od tyłu tak mocno, że aż zachłysnął się powietrzem.
Wystraszył
się. Powinien ściągnąć chustkę...? Stchórzyć?
ŚWIST!
Jego ciało
zareagowało automatycznie. Machnął rękami i poczuł, jak ostrze kopisu zderza
się z czymś twardym i mocno odpycha to coś od siebie.
Poczuł, jak
jego wnętrze wypełnia znajoma fala magii.
A potem…
SZAST! SZAST!
SZAST! Odbijał jeden atak za drugim, nawet nie myśląc o tym, co robi. Po prostu
działał. Skupił się na otaczającym go środowisku. Oderwał się. Był PONAD.
…tak po
prostu…
Jeden sztylet
za drugim wylatywał z jego dłoni, stale sięgających po kolejną broń. Nie
widział, czy trafia. Słyszał. ŁUP! ŁUP! ŁUP!
…wyłączył się…
Nagle
zobaczył. Tak… To Jotunowie, padający bez życia na ziemię. ŚWIST! To jego
ojciec, rozcinany na pół. SZAST! To jego brat, Thor… Nie! To… Mocarny
Thor. Wybuchający krwią.
…i zaczął
czuć.
Machnął
jeszcze parę razy kopisem, upewniwszy się, że nikt go już nie atakuje, po czym
sprawnym ruchem wsunął go do pokrowca na plecach. Jego serce dudniło, jak
oszalałe, a kumulująca się w nim nienawiść wreszcie znalazła ujście i opuściła
jego wnętrze, pozostawiając go z uczuciem wewnętrznej czystości. Tak, jakby
jego serce uwolniło się spod sterty milionów kamieni.
Odetchnął.
Ściągnął
chustkę, nakładając ją na przepocone włosy jak opaskę i…
…czas się dla
niego zatrzymał. Każdy Wiatrak, którego „pokonał”, przełączał się na
automatyczną blokadę i odsuwał od miejsca walki. W przypadku Lokiego… jedynie
dwa nie były odsunięte. Stał samotnie pośrodku okręgu utworzonego z drzazg i
odłamków drewna.
Obserwowało go
kilkunastu wojowników. Patrzyli na niego z podziwem. Z zazdrością.
Wśród nich
dostrzegł Sif.
Wojowniczka
obserwowała go. Loki zdążył sobie już wyrobić taką reputację, że gdzie tylko
się pojawiał, tam od razu gromadziły się tłumy. Tak było też i tym razem – a
Sif, zachęcona przez Fandrala, tym razem również przyszła zobaczyć, co też
wywołuje taką sensację. Teraz już wiedziała. I była zszokowana. Jej samej nie
udało się jeszcze pokonać Wiatraków Śmierci, mimo że uważała się za zdolną wojowniczkę,
a Loki… Loki nie dość, że tego dokonał, to w dodatku miał przy tym zasłonięte
oczy. Była pełna, pełna podziwu.
Obserwowała go
– a jej spojrzenie przepełnione było naturalnym, przyjaznym ciepłem, do którego
Loki tak bardzo zawsze tęsknił. Nie przejmując się tym, że koło niej stoi
Fandral, ruszył w jej stronę z szelmowskim uśmiechem na twarzy, gdy nagle…
— Panie,
przyprowadziliśmy gościa – usłyszał głos jednego ze strażników.
Zatrzymał się.
— Mówiłem wam,
żeby nikt mi dzisiaj nie przeszkadzał – warknął.
Odwrócił się, by ostro zbesztać einherjara
i zamarł.
W przejściu,
pomiędzy oniemiałymi wojownikami, stała najbardziej seksowna kobieta, jaką
kiedykolwiek w życiu widział. Miała delikatne rysy twarzy. Jej skóra była
mlecznobiała, gładka niczym alabaster, z delikatnie różowym rumieńcem na
policzkach. Jej oczy stanowiły nieodgadnioną mieszankę złota i błękitu –
patrzyły na niego uwodzicielsko spod gęstych, długich rzęs. Pełne, podkreślone
różem wargi układały się w zalotny uśmiech.
Miała na sobie
obcisłą, króciutką sukienkę, idealnie podkreślającą jej kształty i więcej
odsłaniającą, niż zakrywającą. Jej rude, lekko nastroszone, błyszczące włosy
sięgały ramion.
Z jej głowy
wyrastała para trójkątnych, wiewiórczych uszu. Miała długi, puszysty, rudy
ogon. Była boso. Odepchnąwszy od siebie strażników, ruszyła przed siebie,
skupiając na sobie uwagę wszystkich mężczyzn wokół i wywołując w Sif uczucie
nieopisanej zazdrości.
Podeszła do
Lokiego. Stanęła tuż przed nim. Zlustrowała go powłóczystym spojrzeniem.
— Ratatosk –
wyszeptał Loki. Uśmiech na jego twarzy pogłębił się na wspomnienie ich wspólnie
spędzonych nocy. Poczuł wypełniającą go falę pożądania.
Pół-kobieta
pół-wiewiórka popatrzyła na niego słodko.
I z całej siły
go spoliczkowała.
Tak mocno, że
aż głowa Lokiego odskoczyła na bok. Złapał się ręką za policzek. Pod palcami
wyczuł krew. Nie przestawał się uśmiechać.
Ratatosk
przyjrzała się lekceważąco swoim zabójczym paznokciom, pokrytym świeżą posoką,
bardziej przypominającym swym wyglądem pazury…
— To za to, że
mnie zostawiłeś – powiedziała z wyrzutem.
— Rata… -
odezwał się Loki z nutką podziwu w głosie. Spojrzał na nią tak, jakby chciał ją
zjeść. Nie przejmował się krwią spływającą mu po twarzy. – Ty diablico...
Wiewiórka
odwzajemniła jego spojrzenie. Położyła mu ręce na ramionach, skracając dzielący
ich dystans do maksimum.
— Długo
myślałam nad twoim wezwaniem, ale... w końcu podjęłam decyzję. Oto jestem. Do
twojej dyspozycji…
Bez żadnego
ostrzeżenia zbliżyła się jeszcze bardziej i... wpiła się w jego wargi, całując
go namiętnie i prawie pozbawiając go oddechu. Loki nie znał nikogo, kto by TAK
całował, jak całowała Ratatosk.
Gdy w końcu
oderwała się od niego, oblizała usta lubieżnie.
— Jesteś
cały spocony… - mruknęła, wyraźnie wyczuwszy sól na języku.
— Och…
czy to źle? – odparował, obejmując ją i przywierając do niej całym swoim
ciałem.
Uśmiechnęła
się.
— Nie –
powiedziała słodko. – Właściwie to… stęskniłam się za tym smakiem.
Loki miał w swoim życiu wiele kochanek. Jedne były
mu bliższe, z innymi spotkał się tylko raz w życiu i natychmiast o nich
zapominał. Jeśli zaś chodzi o Ratatosk – wiewiórka była Lokiemu potrzebna. Lecz
nie jako „seks-zabawka” (choć oczywiście Loki lubił łączyć przyjemne z
pożytecznym), ale jako…
teleporter.
Pół-kobieta
pół-wiewiórka. Mieszkająca w gałęziach Yggdrasilu. Posiadająca moc
przemieszczania się między światami. Moc, którą Loki od zawsze pragnął posiąść.
Albo ewentualnie wykorzystać.
Iluzjonista
wysłał do Ratatosk wezwanie. Na początku nawet nie liczył na to, że mu na nie
odpowie – po tym, co jej ostatnio zrobił, on sam na jej miejscu by nie
odpowiedział. Był jednak zdesperowany, a jego niepokój sięgał granic…
Wszystko przez
to, że Yggra nie dawał znaku życia. Ponadto Najstraszliwszy całym sobą wierzył,
że Heimdall, strażnik Asgardu, nie żyje – a Asowie są pozbawieni wszelkiej
ochrony. Na obecną chwilę Skidbladnir był zdecydowanie za wolny, jeśli chodzi o
przemieszczanie się między Światami, a bifrostu Asowie nie mogli używać – Loki
bowiem planował wykorzystać niewiedzę Yggry i obrócić ją przeciwko niemu.
Wszystko, co
teraz trzeba było zrobić, to ponownie zdobyć zaufanie Ratatosk.
Opadła na
poduszki, tuż obok niego. Odetchnęła głęboko.
— No, no
– wymruczała. – Wciąż nie straciłeś wprawy…
Loki uśmiechnął się krzywo. Szelmowsko. Wiedział,
jak ten uśmiech działał na kobiety… Wiedział, jak działał na Ratatosk.
Wiewiórka
obróciła się na brzuch i przeciągnęła się rozkosznie. Niektóre jej gesty,
zachowania wydawały się Lokiemu niemalże zwierzęce. Nachylił się w jej stronę,
by ją pocałować, ale…
W ostatniej
chwili cofnęła się.
— Byłeś
całkiem niezły – powiedziała.
Loki zamarł w
połowie ruchu. Zacisnął wargi. Zamrugał kilkukrotnie, zaskoczony.
— Tylko
niezły? – zaśmiał się.
Położył się na plecach, ręce podłożył pod głowę.
Udawał, że zachowanie Ratatosk nie wywarło na nim żadnego wrażenia… że go
nie uraziło.
Dziewczyna
wstała i zaczęła się ubierać.
— Tak.
Tylko niezły. Trafiali mi się lepsi.
— Mhm –
udało mu się wydusić.
Poczuł się spoliczkowany słownie. Jednak, naprawdę,
starał się tego nie okazywać. Uśmiechał się sztucznie, uważnie obserwując ruchy
Ratatosk.
Gdy dziewczyna
wcisnęła się już w sukienkę, ponownie wróciła do łóżka. Położyła się. Na
brzuchu. Na Lokim.
Przełknął
ślinę. Miał ją tuż przed sobą. Taką piękną. Niemalże nagą. A jednak, nie wyzwalała
już w nim tak silnych uczuć, jak kiedyś.
Uśmiechnęła
się. Przejechała ogonem po jego twarzy, lekko łaskocząc go rudymi włoskami.
Zamknął oczy.
— Uwielbiam
ten puszysty ogonek, wiesz? – wymruczał.
— Wiem…
Każdej nocy słyszę to od ciebie po kilka razy.
Zaśmiał się krótko. Poczuł, jak dziewczyna zgarnia
kołdrę z jego piersi. Położyła dłoń na jego torsie i zaczęła nią powoli sunąć w
górę, w górę, w górę i z powrotem… Kłuła go swoimi pazurkami – tymi samymi,
które pozostawiły dwie pionowe blizny na jego twarzy.
— Lokiś…
- odezwała się słodkim głosem, nie przerywając czynności.
— O,
nie. Tylko nie Lokiś.
Na moment
przerwała. Ale tylko na moment.
— Czemu
nie? To brzmi tak uroczo – zdziwiła się.
— Nie
wiedziałem, że jestem uroczy.
— Dla
mnie jesteś.
Prychnął. Na
moment zaległa między nimi cisza.
— Lokiś…
– odezwała się ponownie. – Loki. Kochany.
Dopiero teraz
otworzył oczy. Spojrzał na nią.
— Znam cię, Rata. Zawsze zwracasz się do mnie w ten
sposób z dwóch powodów: albo, żeby mnie wkurzyć… – Uniósł brwi. – Albo, gdy coś
chcesz ode mnie.
Nie patrzyła
na niego. Uważnie śledziła wzrokiem swoją dłoń, która coraz bardziej zbliżała
się niebezpiecznie w kierunku jego pasa, jego bioder…
Złapał ją za
nadgarstek.
— Czego
chcesz, Rata?
Dopiero teraz
na niego spojrzała. Niewinnie, słodko…
— Balu –
powiedziała, a kąciki jej ust uniosły się w lekkim uśmiechu.
Zbaraniał.
Uniósł jedną brew.
— Balu?
—
Tak! – przeturlała się na plecy. – Takiego z muzyką i tańcem!
I z szeleszczącymi sukniami… – rozmarzyła się.
Podniósł się tak, by oprzeć się o ramę łóżka.
Usiadł. Zabębnił palcami o udo. Musiał za wszelką cenę zdobyć przychylność
Ratatosk. Nieważne, jaka wiązałaby się z tym cena… Zamyślił się. Bal – nie
przepadał za tego typu imprezami.
— No
dobrze… – westchnął w końcu.
Ratatosk
zastygła w bezruchu.
— Moment.
Czy ty się właśnie zgodziłeś? Wyprawić bal? DLA MNIE?
Loki wzruszył
ramionami.
— Cóż, skoro chcesz… – nie zdążył jednak dokończyć,
bo Ratatosk dosłownie rzuciła się na jego biedną, nieszczęsną osobę. Skutecznie
zamknęła mu usta pocałunkiem.
A gdy oderwała
się od niego, nie mogła powstrzymać radości.
— Naprawdę,
naprawdę, naprawdę? – cieszyła się, podskakując w miejscu.
Uśmiechnął się
szeroko. Był to jeden z tych uroczych, rozbrajających uśmiechów.
— Kochana.
Dla ciebie zrobiłbym wszystko – skłamał.
Witam wszystkich bardzo serdecznie!
Ten rozdział otwiera Drugą Część przygód Lokiego, która będzie obejmować rozdziały od 16 do 22 włącznie. (Po szczegóły zapraszam do spisu treści)
Jeżeli chodzi o notkę samą w sobie... chciałam ukazać sposób, w jaki poddani traktują Lokiego. I przy okazji musiałam wprowadzić jedną postać, niezbędną do dalszego rozwoju fabuły. Mam nadzieję, że choć trochę przypadł wam ten rozdział do gustu :)
Ze spraw organizacyjnych: po raz kolejny zmieniłam menu i mam nadzieję, że teraz już nie będzie z nim żadnych problemów i będzie się fajnie wyświetlać. Zapraszam do myszkowania :P Druga ważna rzecz, to.......... ten blog przekroczył 10.000 wyświetleń! Hurra! Dziękuję wam wszystkim!
Z tejże okazji, rozdział dedykuję każdemu kto komentuje i każdemu kto stale odwiedza bloga! (Tak wiem, dedykacje się pisze na początku... ale trudno, walić system!)
Z mojej strony to już chyba wszystko. I tak swoją drogą... widzieliście Avengers 2?
Czekam na opinie i odpowiedzi
Lexie
Bonus - wizualizacje:
wszytko dzieje się szybko, nowa bohaterka wprowadza pewien zamęt i jako wprawiony w obserwacji,czytelnik, nie wiem, co ona zdziała. Pewne, ze Loki chce ją wykorzystać, on zawsze tak robi, jednakże po co godzi się na bal, czy ma tu też inny cel? w końcu bal dla jednej kobiety, to nie w stylu tego zimnego drania...hmmm....
OdpowiedzUsuńa w ogóle pominełaś reakcję Lady Sif na ten cały pocałunek Lokiego z Ratą[czy jak się nazywa ta wiewiórka XD] ciekawa jestem, jak to Sif obejdzie...
ciekawa też jestem, co tam na Ziemi, co u Thora, co z Ziemianami...hmmm....
Nie! Nie! Nie! Nie! :( Nie...
OdpowiedzUsuńZacznę od końca, a więc postać wiewiórki (nie będę się rozdrabniać), nienawidzę tej baby! Jest taka przesłodzona i... o wiele za dużo jej w tym rozdziale, o wiele za mało Sif! Ja rozumiem, że Loki ma te swoje plany, ja rozumiem, że nowe postacie wzbogacają fabułę, rozumiem też, że Sif musi być zazdrosna o Lokiego tak jak on był zazdrosny ze względu na Fendrala, ale żeby mi to robić? :(
Czego mi zabrakło w tym rozdziale? Zdecydowanie Sif, a już zwłaszcza reakcji na pocałunek Lokiego i Rudej. Tego mi brakowało. Mogłaś też poruszyć choć w drobnej mierze sprawę z Thorem i Rumple'em. Ale rozumiem, że na to wszystko przyjdzie czas.
Teraz już te przyjemne rzeczy. Opowiadanie mi się bardzo podobało do momentu pojawienia się tej wiewiórki. Choć domyślałam się, że pierwsza scena nie dotyczyła Sif, jednak relacje między nią, a Lokim nie były aż tak zażyłe, by nasz władca pozwolił sobie na takie wyznania. Ale wracając do tego co chciałam przekazać. Scena w karczmie była powalająca. Od samego początku domyślałam się, że tym starcem może być Loki i miałam rację! To jak ukazałaś jego relacje z poddanymi i ich poglądy co do nowego władcy, zdecydowanie jestem na tak! Dyskusja między mężczyznami została bardzo dobrze przeprowadzona oraz pokazała pokrótce za co Loki się zabrał oprócz naprawiania swoich błędów z przeszłości. Scena z wiatrakami, opis emocji Lokiego to też było coś, nie powiem :D A zwłaszcza porównanie ich do Jotunów, Odyna i Thora ^^
Życzę dużo weny i pozdrawiam!
Ana
A co do menu to zakładki w ogóle nie chcą się otwierać, przynajmniej u mnie tak jest :/
UsuńGratuluję również tych 10.000 wyświetleń. Zasłużyłaś sobie na nie w 100% :D
Age of Ultron oglądałam i mam mieszane uczucia. (Możliwy SPAM!!!) Film trochę pocięty, sceny walki się dłużyły, Thor przemknął mi gdzieś na ekranie, lecz nie zwróciłam na niego większej uwagi, Loki podobno był, a go nie było i zabili Quciksilvera :( Ale ogólnie mi się film podobał, co prawda nie przebije Zimowego Żołnierza, lecz zły nie jest. W każdym bądź razie niezła rozrywka :)
A ty oglądałaś?
Ojej... No ja nie wiem co się dzieje z tym menu. Pokazywałam je kilku różnym osobom i u wszystkich działało dobrze. Może pomniejszenie strony by coś dało? Damn.
UsuńAge of Ultron nie oglądałam. Pierwsza część Avengers nie przypadła mi do gustu i śmieszyła mnie swoją irracjonalnością i absurdem. Nie jest to film w moim stylu - łubudu-do-kwadratu, parę niezłych efektów CGI... Jeżeli chodzi o tego typu kino - "widowisko+rozrywka" - osobiście mogę polecić "Mad Max". Warty obejrzenia, z pięknym przesłaniem.
Mogłabyś konkretniej opisać, jaki występuje problem z menu? I przy okazji, czy korzystasz z laptopa/komputera i jaki masz system? Byłabym wdzięczna. Taka anonimowa sonda uliczna :P
UsuńJuż działa :D Naciskałam z 20 razy pod rząd i w końcu wyświetlił się spis treści :)
Usuńoooo...wpadłam na chwilę i dostrzegłam kolejną zmianę szaty graficznej, ten loki tu po lewej stronie idealnie pasuje, nie zmieniaj go teraz to jest genialne!!! XD
OdpowiedzUsuńtamten poprzedni był za mały XD