Wszystkie Odcienie Zieleni to opowiadanie o Lokim - nordyckim bogu kłamstw. Powstaje ono w oparciu o mitologię nordycką i serię filmów Marvela. Jest to historia własna. Po więcej info zapraszam do zakładki "o blogu".
Status: trwające
Gatunek: fantasy/fanfiction

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 4

RUMPELSTILTSKIN



Yggra siedział na stalowym tronie w centrum sali głównej. Głowę oparł na lewym nadgarstku i wpatrywał się przed siebie w zamyśleniu... Wcześniej wydawało mu się, że po pojmaniu Odyna wszystko pójdzie jak z płatka. Sądził, że Mały Loki jest wobec niego lojalny i korzy się przed jego olbrzymią mocą – mylił się jednak... Mistrz magii od samego początku go zwodził i Yggra szybko zrozumiał, że w rzeczywistości nie jest jego silnym sojusznikiem, tylko konkurentem do tronu. Yggra nigdy, ale to przenigdy nie przypuszczałby, że Mały Loki może być również Mistrzem Kłamstw – Potężnym, który stanie Yggrze na drodze do tronu... Od tamtego czasu, w którym Lokiemu udało się uciec z Yggdrasilu, Yggra przetrzymywał Odyna w lochach... Miał zamiar urządzić mu publiczną egzekucję, gdy Nieumarli obejmą władzę.
Uniósł lekko brwi, znudzony życiem, gdy zobaczył jak gigantyczne, stalowe wrota otwierają się. Do środka wbiegła znajomo wyglądająca postać... Szczerząc kły, pokryte świeżą posoką, przybysz zatrzymał się przed Yggrą i złożył mu uniżony pokłon. Władca usiadł prosto i spojrzał na swojego żołnierza bez cienia ciekawości w oczach.
    Co słychać, Fenrirze? – zagadnął.
Wilk wstał z ziemi i pochwycił spojrzenie władcy.
    O, Straszliwy, źle się dzieje... – przemówił głosem chrzęszczącym jak żwir.
W oczach Yggry rozbłysły iskierki zainteresowania.
— Co masz na myśli? – Wstał i zbliżył się do przerażonego wilka. – Co z waszą misją?! – ryknął.
Do jego ramion przybity był długi, gruby płaszcz, który ciągnął się za Straszliwym niczym język węża. Był on szarej barwy – niepokojąco podobnej do koloru sierści coraz bardziej wystraszonego wilka...
— Nie powiodła się – wyszeptał Fenrir, spuszczając głowę.
Wszystkie mięśnie na twarzy Yggry napięły się.
    Jak to: NIE POWIODŁA SIĘ?!
    Moc Potężnego jest zbyt wielka... On... pokonał dwóch naszych. Z trudem udało mi się uciec. Ale zabiłem Heimdalla, Strażnika Bifrostu!
    No, gratuluję – wysyczał władca. – Szkoda tylko, że nie wykonałeś mojego polecenia.
    Błagam o wybaczenie, Najstraszliwszy...
Yggra zaklął pod nosem. Wizja zdobycia tronu stała się bardziej odległa... Skoro Loki ciągle rozwijał swoją moc, nie będzie łatwo zmusić go do abdykacji. Zrezygnowany Straszliwy opadł na tron, by pogodzić się z tym, że do wojny dojdzie dużo szybciej, niż przypuszczał, gdy coś mu przyszło do głowy...
    Fenrirze... Jak wyglądają nasze stosunki z Jotunheimem? – zapytał wilka.
Pysk bestii rozchylił się jakby w upiornym uśmiechu.
    Nie mają pojęcia o naszym istnieniu, Najstraszliwszy…
    Perfekcyjnie.
Demoniczny nowy plan przejęcia władzy nad światem powoli układał się w głowie Yggry... Jego twarz rozjaśniła się w diabolicznym uśmiechu.
— Wydaje mi się, że wkrótce zdobędziemy silnych sojuszników... – powiedział.
Chwycił za berło, które zwieńczone było okrągłym, błyszczącym diamentem. Przejrzał się w nim, przybierając najbardziej mroczny wyraz twarzy, na jaki było go stać.
— Jotunowie słyną ze swej okrutności i bezwzględności... – Ponownie wstał i podszedł do wilka. – Słyszałeś, mój drogi Fenrirze, o Nornach?
Wilk oblizał kły z krwi.
— Norny, trzy bóstwa panujące nad życiem. Ponoć zamieszkujące źródła Urd. Ale to zwykłe legendy...
Yggra uśmiechnął się złowieszczo.
    Oj, nie. To nie są zwykłe legendy... Widzisz, bowiem córki Norn i Surtra, krwiożercze Demony, istnieją po dziś dzień.
Ogon wilka poruszył się w ekscytacji.
    One żyją w Jotunheimie? – zapytał.
    Tak – odparł Yggra. – Gwoli ścisłości... w Trymheimie.
Uniósł prawą dłoń na wysokość swoich oczu i spróbował użyć magii. Na końcach jego palców pojawiły się drobne iskierki, które zaraz przeobraziły się w niewielki, błękitny płomień – zbyt mały, w porównaniu do mocy Lokiego...
— Sądzę, Fenrirze – zaczął Straszliwy, zaciskając dłoń w pięść i patrząc na nią z nienawiścią do samego siebie – że pokonanie Demonów z Trymheimu zajmie Potężnemu trochę więcej czasu...


Loki, ku swojemu zaskoczeniu, obudził się tuż przed nadejściem poranka. W jego naturze było, że zawsze wstawał równo ze wschodem słońca (co nie oznacza, że zasypiał o zachodzie), zdziwiło go więc kilka rzeczy...
Po pierwsze, sam fakt taki, że w ogóle zasnął. I to w obcym pomieszczeniu. W środku dnia. Owszem, ten cały jad mógł go troszkę zmęczyć i wyssać z niego siły życiowe razem z pokładami mocy, ale nigdy mu się jeszcze nie zdarzyło zasnąć popołudniową porą.
Po drugie obudził się o tak wczesnej godzinie, gdyż poczuł coś mokrego na policzku...
Jego dłoń automatycznie powędrowała w stronę prawej części twarzy. Poczuł pod palcami szorstki materiał, z jakiego wykonywano opatrunki. Skrzywił się i zerwał go ostrym szarpnięciem.
Oczy poszły mu w słup, a z ust wydobył się cichy jęk. Przez jeden krótki moment wydawało mu się, że oderwał materiał razem ze skórą, zaraz jednak odrzucił ten głupi pomysł... 
Ponownie dotknąwszy rany, wyczuł pod palcami coś mokrego – od razu zidentyfikował to jako krew. Z przykrością stwierdził, że szrama nie zasklepiła się do końca. Doceniał jednak starania Sif – nawet, jeśli były wymuszone, to cieszył się w głębi ducha, że komuś na nim przez chwilkę zależało, ktoś chciał się nim zaopiekować. To było miłe z jej strony.
Przycisnął dłoń do rozcięcia, krzywiąc się z bólu – niemal od razu jego skóra zaświeciła zielonym światłem, a rana zaraz się zabliźniła. Z uśmiechem na twarzy przejechał ręką po znów gładkim policzku.
Jego oczy rozbłysły zielenią, gdy zaczął badać umysłem swój stan fizyczny i magiczny. Na ciele nie odnalazł żadnych nowych ran, blizn czy siniaków prócz tych, jakie do tej pory posiadał. Stan magiczny ocenił na osiemdziesiąt procent funkcjonalności – uzdrawianie pożerało moc, niczym Heidrun liście Świętego Jesionu. Przy tej okazji Loki postanowił sprawdzić też ogólny poziom swojej magii – dawno tego nie robił, toteż to, co zobaczył, mile go zaskoczyło.
Umiejętności Widzenia nauczył się kiedyś od jednego z szamanów z Alfheimu, swojego dawnego przyjaciela. Widzący to osoba, która rozwinęła swoją moc pod względem umiejętności teoretycznych – czegoś, co w ogóle nie fascynowało Lokiego. Widzenie jest używane do czynności biernych, takich jak spoglądanie w przyszłość, poszukiwanie prawd przeszłości, przeszukiwanie czyjegoś wnętrza pod względem uczuciowości... Loki nie nazywał siebie Widzącym, ponieważ umiejętność Widzenia posiadał, ale nie próbował jej rozwijać. Osobiście wolał działać, być ciągle w ruchu – chciał, by na jego palcach tańczyły płomienie, a z dłoni sypały się iskry. Loki był Mistrzem Magii, Czarownikiem, Iluzjonistą. Zdecydowanie bardziej pasjonowało go wykorzystywanie siły umysłu, siły woli. Pragnął widowiska.
Aczkolwiek, Widzenie nie należy też do najłatwiejszych sztuk. W tej dziedzinie nie ma nic pewnego, a najbardziej liczy się umiejętność interpretacji symboli. U zwykłych ludzi, którzy nie przejawiają żadnych oznak posiadania właściwości magicznych, można Zobaczyć wszechogarniającą ich umysł czerń z chaotycznie rozrzuconymi na niej świetlistymi plamami, będącymi symbolem uśpionej magii. U tych, którzy ową moc u siebie wyzwolili, jej obecność objawia się w postaci świetlistych smug – w zależności od ich jasności, kierunku i wielu innych czynników, można określić poziom rozwinięcia magii, a także jej obecny stan... Im jest się bardziej wyczerpanym i zmęczonym, tym magiczne zasoby się zmniejszają. Z magią jest jednak tak, jak z Draugrami – stale odradza się na nowo.
Przez ostatni czas Loki rozwinął swoje umiejętności. Kiedy więc spojrzał w swoje wnętrze, to poziom jego mocy objawił mu się jako rozległa flara światła, z drobnymi czarnymi plamkami gdzie-niegdzie. We wszystkich dziesięciu światach nie było zatem żadnej osoby, władającej magią, potężniejszej od Lokiego. Odetchnął lekko, gdy jego oczy na powrót przybrały swój ciemny, bliżej nieokreślony kolor.
Nagle poczuł burczenie w brzuchu. Było to o tyle zaskakujące, że iluzjonista nigdy nie bywał głodny. Z czasem okazało się, że jest to spowodowane brudem jego krwi.
Yggdrasilski jad musiał być naprawdę silny, skoro doprowadził do tego, że Loki, Wielki Czarownik, zgłodniał. Rozejrzał się po komnatach, a jego wzrok padł na misę pełną owoców. Ochoczo poderwał się z fotela i prawie przewrócił o koc, który równocześnie zsunął mu się z kolan i zaplątał między nogami. Podniósł go z ziemi i niedbale rzucił na sofę.
Porwał z talerza jedno z zielonych jabłek i wgryzł się w nie ze smakiem. Przeżuwał powoli, nie myśląc nad niczym szczególnym, gdy wtem coś do niego dotarło...
Zamrugał kilka razy, jakby niedowierzając temu, co widzi, a z wrażenia aż zaprzestał konsumpcji. Nie wiedział, jakim cudem nie zauważył, że jest praktycznie nagi od pasa w górę. Przechylił głowę w konsternacji.
Przy wejściu wisiał jego zielony płaszcz. Powracając do jedzenia, podszedł do niego i ściągnął go z wieszaka, po czym jednym szybkim ruchem zarzucił go sobie na ramiona. Nie miał rękawów, więc całe ręce Lokiego były odsłonięte.
Kolejno iluzjonista zaczął się rozglądać w poszukiwaniu swojej tuniki lub koszuli – nie mógł ich jednak nigdzie znaleźć, aż nagle… jego wzrok padł na jakąś czarną szmatę, leżącą na krześle. Ściągnął brwi i z niesmakiem wymalowanym na twarzy, chwycił ją w dwa palce i uniósł na wysokość swoich oczu. W krzywo rozciętym, potarganym, splamionym krwią, zeszmaconym materiale rozpoznał swoją tunikę, przyklejoną w dodatku do tak samo zmaltretowanej koszuli. Zaśmiał się kpiąco, wznosząc oczy ku niebu. Przez krótką chwilę zastanawiał się, co począć z tymi marnymi resztkami, ale w ostateczności pozostawił je jednak na swoim miejscu, po czym, chwyciwszy po drodze wszystkie elementy jego zbroi, leżące na stole, skierował się do wyjścia.
Było bardzo wcześnie, sądził więc, że nikogo nie spotka na swojej drodze. Nie w smak mu było paradowanie na wpół nago po korytarzach zamku. Pech jednak chciał, że tuż za rogiem natknął się na jakieś dwie młode Asynie...
Spojrzał na nie z góry z grobowym wyrazem twarzy. Przełknął ślinę, niepewny, jak zareagują… Obydwie zaczerwieniły się, widząc atletycznie zbudowany tors władcy. Zaraz szybko dygnęły, jeszcze bardziej się czerwieniąc, po czym odeszły tak prędko, jakby je ktoś gonił. Z daleka słychać było ich głupiutki chichot...
Loki uśmiechnął się do siebie, ruszając dalej. Był już na swoim piętrze, gdy natknął się na jakiegoś urzędnika. Ten na widok iluzjonisty skłonił się głęboko, z szacunkiem. Jego wzrok padł oczywiście na rozpięty płaszcz mistrza magii...
    Panie, tak nie przystoi...
Czarownik uniósł tylko brwi w rozbawieniu i z nonszalancją ugryzł jabłko.
    No – mruknął, przełykając. – Tylko Loki, twój władca, ma prawo oceniać co „przystoi”, czy też „nie przystoi”.
Urzędnik schylił głowę w wyrazie pokory.
    Wybacz mi, mój królu – wyszeptał.
Iluzjonista przechylił głowę, w coraz większym rozbawieniu. Z trudem udawało mu się utrzymać spokojny wyraz twarzy.
— Hy, może aż tak się nie spoufalajmy? – odezwał się głosem zimnym niczym wody Hvergelmir.
    Oczywiście, Panie.
    To było pytanie retoryczne – skomentował magik.
Przez dłuższą chwilę stali w milczeniu.
    No, chcesz czegoś jeszcze? – mruknął Loki z lekkim poirytowaniem.
Urzędnik spojrzał na niego ze strachem w oczach. Przełknął ślinę...
    Wczoraj przedpołudniem szukaliśmy was...
Iluzjonista uniósł brwi.
    Aha. I co, znaleźliście? – tutaj już nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
Poddany poruszył się niepewnie.
    Chodzi o to, że...
Jego wypowiedź przerwały czyjeś kroki. Na korytarzu pojawił się Fandral. Na jego twarzy malował się niepokój, szedł przed siebie szybkim, zdecydowanym krokiem, lecz kiedy zobaczył zaczerwienionego urzędnika i Lokiego, skręcającego się ze śmiechu, spowolnił. Podszedł do władcy i skłonił się lekko. Oczywiście, nie mógł nie zauważyć jego rozpiętego płaszcza.
    Panie... – zaczął niepewnie, pamiętając, co się stało, gdy ostatnim razem znajdował się tak blisko mistrza kłamstw. – Powinieneś coś założyć na siebie... – wyszeptał.
Loki dusił się ze śmiechu.
Blond-włosy wojownik od razu zdążył zauważyć, że w TYM temacie nic nie wskóra. Wolał nawet nie zastanawiać się, dlaczego Loki paraduje pół-nago po korytarzach Gladsheimu.
    Szukaliśmy cię wczoraj... – szybko przeszedł do rzeczy.
    Ha, jakiż byłem rozchwytywany! – parsknął iluzjonista.
Fandral wiedział, że trudno będzie wyłowić od króla prawdę. Słynął on jednak z głupiej naiwności i nią też się kierując, postanowił przejść do ofensywy:
    Mów natychmiast: gdzie byłeś? – warknął.
    Uuu, nie denerwuj się tak... – Mistrz magii odchylił głowę, z udawanym podziwem dla odwagi wojownika. – Chodziłem tu i tam – zainteresował się nagle oglądaniem swoich paznokci.
    Och, wyobraź sobie, że w czasie twojego „chodzenia-tu-i-tam” ktoś zaatakował Heimdalla i wdarł się na tereny Asgardu – wojownik zirytował się.
Dopiero teraz Loki spoważniał. Spojrzał na Fandrala z zaciekawieniem.
    Z trudem odratowano strażnika, a teraz w fatalnym stanie znajduje się u uzdrowicieli... – wojownik kontynuował, zbliżając się do władcy i patrząc mu prosto w oczy. – Nie wiesz może, kto mógł go tak pokiereszować? – zapytał retorycznie, zimnym głosem. – Praca bifrostu musiała zostać wstrzymana – dodał.
Loki zmarszczył czoło, w zamyśleniu. Zapowiadał się cudowny dzień...
— Pozwól mi się tylko ogarnąć – mruknął, odgryzając kawałek jabłka. – Zaraz się tam zjawię... – Przeniósł wzrok na urzędnika. – A ty... nie mogłeś od razu przejść do rzeczy? – ofuknął go, po czym z uśmiechem na twarzy ruszył w stronę swoich komnat.


Thor naprawdę niewielką częścią swojego umysłu przypuszczał, że na górze, w strażnicy bifrostu, coś się stało... To była taka głupia myśl, że ktoś spoza Asgardu mógł napaść na Heimdalla. Bardziej już wierzył w to, że jego młodszy brat próbuje odzyskać władzę w Dziewięciu Królestwach, zbierając swoich sojuszników i sterując nimi z terenów Helheimu, krainy zmarłych. Ale najbardziej gromowładny był zdolny wierzyć, że Odyn w jakiś dziwny sposób, z niewiadomych powodów ponownie go wygnał. Tym razem jednak już na zawsze... Thor popadł więc w straszliwą depresję i zamiast cieszyć się każdą chwilą spędzaną z Jane, przesiadywał godzinami w ogrodzie, wpatrując się pustym wzrokiem przed siebie i zastanawiając się, co też złego uczynił, że Wszech-ojciec postanowił pozbawić go praw książęcych...
Tak było i teraz. Jane zagryzła dolną wargę, z zakłopotaniem patrząc na zgarbioną postać gromowładnego.
    Sami widzicie.
Zasunęła firankę i odwróciła się w stronę dwójki przybyszów – Iron Mana i Kapitana Ameryki. Ten pierwszy splótł ręce na piersi i spojrzał na Foster z wyrzutem.
    Naprawdę? Wielki – Tutaj wykonał w powietrzu cudzysłów merytoryczny – „Mocarny Thor” będzie się użalać nad tym, że go tatuś wyrzucił z domu? Facet ma... ile lat?
Jane wzruszyła ramionami.
    Oni to chyba jakoś inaczej liczą...
    Bynajmniej! Gość wygląda na ponad-trzydziestolatka, mógłby się wreszcie nauczyć samodzielności! – Uniósł brwi dla potwierdzenia ważności swoich słów. – Myśleliśmy, że będzie w stanie nam pomóc, a tu się okazuje, że straciliśmy czas, bo „Mocarny Thor” wcale nie jest taki mocarny, a tym swoim młotkiem to mógłby jedynie gwoździe wbijać. – Wzruszył ramionami, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że brzmi dokładnie tak jak Loki.
Wiecznie cnotliwy Steve Rogers już miał coś powiedzieć, usprawiedliwiającego postawę gromowładnego, gdy nagle wszyscy usłyszeli obok czyjeś znaczące chrząknięcie... Drgnęli, odwracając się w stronę drzwi, gdzie stał nie kto inny, jak sam Thor.
    Taaak... – mruknął. – Też się cieszę, że tu jesteście, chłopaki.
Podszedł do Iron Mana, którego pewna siebie mina teraz odrobinę zrzedła. Z uroczym uśmiechem na twarzy Thor trochę za mocno poklepał Tony’ego po plecach – a przez „trochę za mocno” rozumie się: „z taką siłą, że Tony prawie wypluł płuca”.
    Taka miła atmosfera... – Rozwścieczony gromowładny uniósł dłoń dzierżącą mjollnir.
Jane już wiedziała, co się szykuje.
    Kochanie! – zawołała, skupiając uwagę Thora na sobie.
Władca piorunów opuścił broń i spojrzał na dziewczynę pytająco.
    To nasi goście – wytłumaczyła mu delikatnie, zaciskając usta. – Zachowuj się...
Skierowała się w stronę swojego mini-laboratorium.
— Zostawiam was samych, panowie. Jakbyście czegoś potrzebowali, będę tam gdzie zawsze – rzuciła jeszcze, odchodząc.
Czasem Jane miała dość takiego życia... Nudnego, spokojnego życia. Odkąd poznała Thora, wszystkie jej pytania zostały bowiem rozwiązane, nie miała już nad czym pracować. A dzięki temu, że gromowładny z wielką ochotą oddawał się pomocy społeczeństwu, Foster żyła w dostatku i posiadała wszystko, czego pragnęła.
Czasem Jane wydawało się, że dużo lepiej by było, gdyby nie znała odpowiedzi, gdyby mogła każdej rzeczy dociekać samodzielnie, walczyć o swoje racje, a nie wystawiać światu te wszystkie idee jak na tacy, bez jakichkolwiek starań. Dużo lepiej by było, gdyby nie znała Thora... Za każdym razem jednak, jak o tym myślała, przypominała sobie, że władca piorunów to miłość jej życia. Osoba, bez której chyba nie potrafiłaby żyć... Chyba.
Bo czasem, w takich chwilach, jak ta, gdy Jane nie robiła nic, poza bezczynnym siedzeniem i bawieniem się swoimi wynalazkami, nachodziły ją takie myśli, których bałaby się ujawnić Thorowi... Jane myślała wtedy bowiem o tym, że gromowładny nie jest dla niej kimś odpowiednim, że nuży ją ciągłe upominanie Thora i tłumaczenie mu banalnych rzeczy. I, choć bardzo się tego wstydziła, w tych właśnie chwilach myślała o... Lokim. O bracie jej chłopaka. Przypominała sobie moment, w którym pierwszy raz go zobaczyła – tak innego od przyjaznego Thora, emanującego wewnętrznym ciepłem. Thor był dobry, mało rozrywkowy i często naiwnie głupi – przeciwnie do Lokiego: inteligentnego, pociągającego, żyjącego chwilą geniusza zła.
Ich pierwsze spotkanie przebiegło bardzo niezręcznie... Jane pamiętała, że w momencie, w którym ujrzała na własne oczy Lokiego – mordercę i potwora – podeszła do niego i ignorując jego powitanie i autoprezentację, w całej swej złości spoliczkowała go. Był zaskoczony tym „atakiem” na jego osobę, choć pewnie nawet niczego nie poczuł... Zmierzył ją za to krytycznym, uwodzicielskim wzrokiem, uśmiechając się lubieżnie.
    Już ją lubię... – wymruczał cicho, aksamitnym głosem.
Jane wmurowało. Ta odpowiedź totalnie ją zatkała... Dokładnie to pamiętała: nie takiej reakcji się spodziewała! Zbliżyła się wtedy do niego, Thor ich akurat nie obserwował...
    Słucham? – wysyczała.
Jak on w ogóle śmiał? Przy jej chłopaku? Mówić takie rzeczy?! Rozważała, czy nie spoliczkować go po raz drugi, przynajmniej ulżyłaby sobie w złości, lecz wtedy w jego oczach dostrzegła jakiś dziwny zielonkawy błysk...
    Nie radzę – odezwał się.
Zamarła. Jego tęczówki błyszczały, na twarzy malował mu się pełen radości uśmiech... Czy on umiał czytać w myślach?
    Pewnie się zastanawiasz, czy umiem czytać w myślach... ale nie... to nie to.
Cofnęła się pół kroku, przerażona. Jego oczy przybrały jednak z powrotem normalny, bliżej nieokreślony odcień. Wyciągnął skute kajdanami ręce i przejechał palcami po jej ramieniu. Przymknął oczy... uśmiech na jego twarzy powiększył się. Ku zaskoczeniu Jane, eter go nie odrzucił.
    Taka olbrzymia moc... – wyszeptał. – Gdybym tylko umiał ją przejąć...
Odtrąciła jego rękę. Twardo stała w miejscu, nie cofała się już. Chciała mu pokazać, że się go nie boi. Z trudem jej to wychodziło.
    Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? – warknęła.
Popatrzył na nią przenikliwie.
    Wyglądasz na mądrą śmiertelniczkę... Mam pewien plan.
    Tak skuteczny, jak poprzedni? – splotła ręce na piersi, śmiejąc się drwiąco.
Westchnął.
    Dowcipna Midgardianka... Aż tak daleko zawędrowało echo mojej sławy? – również się roześmiał. – Cóż, ten plan będzie o wiele lepszy... tylko niech to zostanie między nami, dobrze?
    Po pierwsze: mam na imię Jane. A po drugie: czemu niby miałabym zachować twoją tajemnicę?
Pewny siebie, nie przestawał się uśmiechać. Spojrzał na nią bystro.
    Bo obydwoje wiemy, że mój braciszek nie jest dla ciebie odpowiedni, Mała Midgardianko... Niby dużo o tobie opowiada, ale jakoś nie wysilał się, by do ciebie dotrzeć?
    Nie miał JAK... – próbowała usprawiedliwić Thora, nie wiedząc, czemu w ogóle kontynuuje tę rozmowę.
    A JA jednak dotarłem do Midgardu. – W jego głosie pobrzmiała duma. – A potem bifrost został odbudowany, czyż nie? – W jego oczach pojawiły się iskierki radości, gdy zauważył, że trafił w sedno. – Tak się kobiet nie traktuje.
Spiorunowała go wzrokiem.
    Co ty o tym możesz wiedzieć...? Ty niby traktujesz kobiety lepiej? – parsknęła.
    O, tak... A w szczególności te, które kocham – mówił z uśmiechem.
    TY kochasz? – spojrzała na niego z niedowierzaniem.
    Mam tylko jedną miłość, Mała Midgardianko, i jest nią Władza.
Roześmiała się szczerze na to wyznanie, a jej reakcja nieco ją samą zaskoczyła. Spuściła wcześniej splecione na piersi ręce. Ze smutkiem spojrzała na jego spętane dłonie i jakoś żal jej się go zrobiło... Rozmawiając z nim, sprawiał wrażenie sympatycznej osoby. Czy naprawdę byłby zdolny do zabicia tych wszystkich ludzi w Midgardzie? Pozory mylą...
Postanowiła zaryzykować i kontynuować rozmowę.
— A więc, Loki z Asgardu, jaki jest ten twój „plan”? – zapytała go z kpiącym uśmiechem na twarzy.
To jedyny moment, w którym może porozmawiać z bratem Thora. A jeżeli jej chłopak ją teraz obserwuje, to zwali wszystko na eter. Trudno!
    Plan dosyć niebanalny... – oświadczył iluzjonista. – Nie wiem, czy się uda. Od dawien dawna ukrywam przed Thorem moją magiczną moc i wszystko zależy od tego, czy mój braciszek zachowa się tak, jak przewiduję.
    Ukrywasz jakąś moc? – powtórzyła, zszokowana. – Magiczną?
    Tak... – w jego oczach rozbłysły iskierki dumy. – Niezmiernie trudno jest szkolić się, ale zarazem nie wykorzystywać szkoleń w praktyce, a jednak: mnie się to udaje. Dzisiaj mam jednak zamiar zaszokować Thora...
    W jaki sposób? – była coraz bardziej zaintrygowana.
    A... to już niespodzianka dla was obojga – uśmiechnął się szelmowsko. – Tylko o niczym mu nie mów... Czeka go niezapomniane widowisko.
Uśmiechnęła się do niego, składając mu w ten sposób milczącą obietnicę, że dochowa tajemnicy. Wtedy właśnie, w czasie tej rozmowy, Foster zapomniała o wszelkim złu, wyrządzonym przez Lokiego. Patrzyła na niego z zainteresowaniem słuchając jego cudownego głosu, utonęła w jego ciemnych tęczówkach, poczuła, jak rozpływa się pod wpływem jego czarującego uśmiechu... Tak, to był chyba właśnie ten moment, w którym Jane zaczęła powoli ulegać jego urokowi...
Od tamtej pory Jane czuje pustkę w sercu. Często przyłapuje się na tym, jak przypomina sobie wszystkie momenty z ich podróży do Svartalfheimu, w których nie była tak bardzo otumaniona eterem i mniej-więcej rozumiała, co się dookoła niej dzieje... Przypomina sobie każdy szczegół sylwetki, zachowania i rozumowania Lokiego – wszystko, co udało jej się wtedy zauważyć.
Pozwala sobie na chwile zapomnienia. Pozwala, by władzę nad jej zmysłami przejął chory zachwyt, całkowicie niezrozumiały dla Jane. Zachwyca się bowiem wszystkim w postaci Lokiego, co udało jej się zapamiętać. I doprawdy nie wie, skąd się u niej bierze takie irracjonalne zachowanie, skoro ma przystojnego chłopaka. A jednak każdy, nawet najdrobniejszy fragmencik tych wspomnień stale przyprawia ją o miłe dreszcze.
Zawsze jednak nadchodzi też moment, w którym dociera do niej pewien przykry fakt... Fakt, który ostudza całą jej ekscytację, niczym kubeł zimnej wody.
Tak było też tym razem. Jego plan się przecież nie powiódł...
Loki nie żyje – przypomniała sobie.
I cały czar prysł.


Jane Foster o tym co prawda nie wiedziała, ale w rzeczywistości Loki żył, miał się dobrze i właśnie, w swoim pełnym stroju królewskim, który stanowił ucieleśnienie przepychu i ideału, z rozmachem wkroczył do sali medycznej, otwierając drzwi na oścież. Stanął w progu i otaksował zgromadzonych chłodnym spojrzeniem ciemnych oczu. Był elegancko spóźniony, mimo że wszyscy już tylko na niego czekali... Znajdowali się tu nie tylko ranny Heimdall, ale też kilkoro ważniejszych urzędników państwowych, których imion zapamiętywaniem Loki nie zawracał sobie głowy. Nie mogło także zabraknąć najważniejszych asgardzkich wojowników: Wojowniczej Trójki i ich nieodłącznej towarzyszki – Lady Sif. Wszyscy, z wyjątkiem uśpionego Heimdalla, skłonili się władcy, przykładając pięść do serca. Kąciki ust mistrza magii uniosły się lekko do góry, w wyrazie zadowolenia i ukazania swojej wyższości nad poddanymi. Wzniósł rękę i wykonał nią osobliwy gest, na który drzwi za jego plecami powoli się zamknęły.
    Wstańcie – powiedział. – Wzywaliście mnie, więc oto jestem – uśmiechnął się szarmancko.
Fandral nachylił się nad Sif i wyszeptał do jej ucha:
    W samą porę...
Dziewczyna uśmiechnęła się, lecz nie spuszczała wzroku z majestatycznej postaci Lokiego. Nie sprawiał takiego wrażenia, jakby cokolwiek się między nimi wczoraj wydarzyło... Przecież mieli wspólną tajemnicę. Przecież mu pomogła. Przecież... Czy to naprawdę nie miało dla niego znaczenia? Dziewczyna uśmiechała się, lecz wewnątrz czuła jedynie ból. Nawet nie podziękował...
    Słyszałem – władca poinformował życzliwie Fandrala.
Ignorując urzędników i nienawistne spojrzenia Wojowniczej Trójki, Loki zbliżył się do Heimdalla, leżącego w inkubatorze. Usiadł przy nim, odrzuciwszy za siebie zaplątaną pelerynę, która wzniosła się lekko, by zaraz delikatnie opaść na jego plecy. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w półprzezroczyste sieci nitek, które na kształt kopuły otaczały ciało nieprzytomnego strażnika, dając mu siłę i utrzymując przy życiu. Loki od razu doszedł do wniosku, że nie uda mu się pomówić z Widzącym, dopóki to całe ustrojstwo będzie go oplatać...
Ze stoickim spokojem wymalowanym na twarzy, wyciągnął rękę, by wyłączyć skomplikowany mechanizm.
    Panie, nie możesz... – wykrzyknęli medycy, lecz było już za późno.
Loki uciszył ich stanowczym, władczym gestem. Ze skupieniem wpatrywał się w ciało strażnika, nic się jednak nie działo... Przechylił głowę, czując, że nic z tego nie wyjdzie, gdy nagle... Heimdall otworzył oczy i zaczął łapczywie wdychać życiodajny tlen. Jego oddech był płytki i urywany.
    Gdzie ja jestem? – Jego ręce powędrowały w okolice niedawno zaszytej krtani, twarz wykrzywiała się w bólu. – Co się dzieje?
Wzrok strażnika padł na siedzącego tuż obok Lokiego. Na twarzy władcy błąkał się uśmiech.
    Spokojnie, zaraz umrzesz – poinformował go.
Oczy Heimdalla rozszerzyły się w przerażeniu, po czole spłynęła kropelka potu...
    Chyba, że – kontynuował Loki – grzecznie mi powiesz, jak doszło do tego, że przez twoją niedyspozycję musieliśmy wstrzymać pracę bifrostu?
Mimo, że usta mistrza magii były rozciągnięte w na pozór uroczo życzliwym uśmiechu, to oczy jego spowijał mrok i bezwzględne zimno.
    Na teren Asgardu wdarł się zdrajca... Ty już chyba dobrze wiesz, kto to był – wydyszał strażnik, a jego głos niemal ociekał jadem.
Słysząc te słowa Loki zacisnął zęby ze złości.
    Nie. Tym. Tonem – wycedził.
    Po co to przedstawienie? Doprawdy, wszyscy wiedzą, że jest tylko jedna osoba, która byłaby gotowa zdradzić cały ród Asów – dla władzy... – wydusił Heimdall.
Uśmiech zniknął z twarzy Lokiego, a jego brwi ściągnęły się lekko w gniewnym wyrazie. Wszelki przyjazny blask zniknął z jego oczu, które wpatrywały się teraz w strażnika z czystą, nieskalaną niczym nienawiścią.
    Jak sądzisz, nędzny Asie, od kogo zależy, czy przeżyjesz najbliższe kilka minut? – wysyczał Loki.
Wszyscy zgromadzeni zauważyli zmianę nastroju władcy... Każdy, bez wyjątku, czuł strach przed gniewem boga podstępów. Doskonale wiedzieli, że jest zbyt potężny, by można go było powstrzymać... Wiedzieli, że Heimdall zapłaci życiem za swoją bezczelność i zniewagę, jaką obdarzył władcę. A jednak...
Tylko jedna osoba zdecydowała się zrobić coś tak szalonego, jak podjęcie próby powstrzymania króla. Naiwna, sądząc że ma jakiekolwiek znaczenie dla mistrza magii. Sądząc, że ze względu na nią, Loki nie zabije Heimdalla.
    Iluzjonisto... – Sif podeszła do niego i wyciągnęła rękę, by dotknąć jego ramienia. – Nie rób...
    ZAMKNIJ SIĘ! – zawołał władca, przerywając jej.
Wojowniczka zatrzymała się w pół kroku i szybko cofnęła... Z trudem przełknęła zniewagę.
Co prawda, Loki poczuł wyrzuty sumienia, że tak wrzasnął na Sif, ale zaraz jednak szybko mu przeszło. Dużo silniejsze u iluzjonisty było teraz uczucie wściekłości – bo istniała tylko jedna rzecz, której Mistrz Magii nienawidził najbardziej na świecie: gdy go obrażano.
    Nikt nie będzie znieważać króla Asgardu – powiedział spokojniejszym już głosem.
W sali zapadła cisza.
    Panie... – wydyszał Heimdall. – Błagam o wybaczenie...
Twarz Lokiego nie wyrażała teraz żadnych uczuć, poza chłodną obojętnością.
— Jak ja w was tego nie lubię – westchnął. Oparł się wygodnie w fotelu, po czym ściągnął z głowy hełm i odłożył go na bok. – Grożę śmiercią, doprowadzam do skraju przerażenia, byle jak najszybciej dowiedzieć się, o co chodzi… a wam i tak udaje się to wszystko bezsensownie przeciągnąć. No błagam. Po co ja się tak staram? W przeciwieństwie do was, ja NIE MAM czasu.
 Spojrzał na ledwo żywego strażnika, unosząc lekko brwi i przeczesując włosy palcami, by jako-tako się ułożyły.
    Chcesz żyć? – zapytał go, zmęczonym tonem. – Powiedz, kto cię zaatakował. I tym razem nie waż się mnie obrażać.
Wyciągnął nogi, krzyżując je w kostkach, a ręce ułożył sobie na brzuchu, splatając palce ze sobą.
    Wyglądał jak wilk z Muspelheimu... – zaczął Heimdall, któremu życie wydało się nagle miłe. – Jego sierść była jednak szarej barwy, nie czarnej. Ponadto przedstawił się jako Fenrir i twierdził, że jest... Nieumarłym. Istotą, która nie może umrzeć, bo już nie żyje – urwał, by zaczerpnąć powietrza. – Powiedział, że... – Głos mu się załamał. – ...przybył tu, by... – Drżał na całym ciele. - ...by zabić Potężnego.
    No. I nie można było tak od razu?
Lampka przy inkubatorze zapaliła się na czerwono, gdy Heimdall opadł na łoże bez tchu.
    Chyba zasnął – stwierdził iluzjonista.
Podniósł swój złoty hełm i otrzepawszy go z niewidzialnych pyłków, wstał, po czym skierował się do wyjścia. Kilkoro medyków natychmiast doskoczyło do strażnika, przystępując do reanimacji...
Sif była przerażona całym zajściem. Jak Loki mógł być tak bezduszny?! Patrzyła ze strachem w oczach, jak medycy próbują odratować Heimdalla. Strach jednak zaraz zamienił się w złość... Wściekła podeszła do władcy.
    Nie widzisz, co narobiłeś?! Iluzjonisto!
Zatrzymał się w progu. Nie reagował.
    Jesteś... jesteś potworem – wydusiła z siebie wojowniczka, głosem pełnym zawodu.
Loki przechylił głowę tak, że przez krótką chwilę mogła go widzieć z profilu.
    Wiem – powiedział, wywołując na twarzy nieprawdziwy uśmiech, po czym opuścił salę.
Lady Sif długo jeszcze wpatrywała się za jego postacią, niknącą w oddali, zastanawiając się, czy tylko jej się zdawało, czy głos Lokiego naprawdę zabrzmiał przepraszająco?


    Stevie, kopę lat! – zawołał Thor, siadając na sofie.
    Steve – poprawił odruchowo Kapitan.
Goście również usiedli, naprzeciwko gromowładnego.
— A zatem, Avengersi wracają do akcji? – głos władcy piorunów brzmiał aż nazbyt ochoczo.
Iron Man spojrzał na Thora z wyraźną niechęcią.
— Można tak powiedzieć... o ile nie będziesz znów w... ee... niedyspozycji – znalazł właściwe słowo, które nie uraziłoby za bardzo gromowładnego.
— O ile mogę się do czegoś przydać, zawsze jestem gotowy! – ryknął oburzony Thor, uderzając pięścią o stół tak mocno, że pozostali dwaj bohaterowie aż podskoczyli.
Rogers pogładził się nerwowo po włosach.
— Wszyscy zrozumieli. Możemy przejść wreszcie do rzeczy? – Spojrzał wymownie na Tony’ego i Thora. – W  Las Vegas, stolicy hazardu, pojawiło się niedawno pewne zagrożenie dla tamtejszej ludności... Morderca, który sieje w mieście chaos i panikę, zabijając ludzi masowo i napadając na tamtejsze kasyna – powiedział.
— Próbowaliśmy go oczywiście złapać, ale on... On zawsze zachowuje się tak, jakby wiedział, co zaraz zrobimy. Zawsze jest o krok przed nami! – dopowiedział Stark. – Ponadto jest dużo bardziej odporny na zadawane mu przez nas obrażenia, podobnie do waszej rasy...
— Wspólnie więc ustaliliśmy, że to może być ktoś, kogo ty znasz, Thor. Ktoś spoza Ziemi, z jakiejś innej części kosmosu. – Steve nachylił się nad gromowładnym, patrząc mu w oczy. – On zna magię, jak twój brat... Jak-mu-tam-było?
    Loki – podpowiedział Thor spokojnie.
    Ach, tak. Jak Loki. Widzisz, zawsze, gdy już go prawie mamy, on śmieje nam się w twarz i znika. – Wykonał w powietrzu osobliwy gest dłońmi, obrazujący owo znikanie. – Zamienia się w chmurę kolorowych karteczek.
Kapitan wyciągnął jedną taką kartkę i położył ją na stole, po czym przesunął w stronę Thora. Wojownik wziął ją do ręki i przyjrzał jej się uważnie... Z pozoru wyglądała jak zwykła, pusta karta, ale gdy się ją odpowiednio obracało, by światło padało na nią pod różnymi kątami, to widać było, że coś jest na niej ukryte. Przez dłuższą chwilę Thor nie wiedział, co ma z tym fantem zrobić, aż nagle coś sobie przypomniał...
Kiedyś, gdy był młodszy i dużo bardziej zachwycony sobą, niż teraz, całkowicie ignorował swojego brata. Loki często starał się zwrócić na siebie uwagę Thora, ten jednak był bardziej zajęty ciągłymi próbami zaimponowania ojcu. Któregoś dnia nastoletni Loki pojechał na tereny Alfheimu, gdzie poznał jakiegoś szamana, który ponoć nauczył go sztuk Widzenia. Po powrocie coś tam pokazywał Thorowi, ale gromowładny zawsze go ignorował...
W pamięci Odinsona pozostała jednak pewna sztuczka, opierająca się na przenikaniu rzeczywistości, czy jakimś innym dziwactwie, którego władca piorunów oczywiście nie pojmował. Loki mu wtedy tłumaczył zasady działania tej sztuczki, na przykładzie kartki papieru...
Kartka papieru...
Thor doznał olśnienia. Nie wiedząc, czy to zadziała, uniósł papierek tak, jak mu to wtedy Loki pokazywał i dmuchnął na niego. Ku zaskoczeniu zgromadzonych, z kartki uniosły się błyszczące gwiazdki, które odsłoniły napisaną na niej ozdobną, wijącą się literę...
    R. – odczytał Steve. – Co to może znaczyć?
Gromowładny podrapał się z frasunkiem po głowie. Czystym przypadkiem i życzliwością losu udało mu się odsłonić napis, ale co on oznacza, to już nie miał pojęcia...
Wszyscy pogrążyli się w zadumie, gdy nagle genialny Tony rzucił:
    Może to inicjał?
W tym momencie w głowie Thora zapaliła się lampka. Otworzył szeroko oczy, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, gdy zrozumiał wszystko... Położył kartę na stole.
— Praktycznie są tylko dwie osoby we wszechświecie, które potrafiłyby stworzyć tę... sztuczkę – odezwał się. – Mój brat, który poniekąd nie żyje, oraz osoba, od której pobierał przez krótki czas nauki – szaman z Alfheimu. Wydaje mi się, że to może być pierwsza litera jego imienia.
Przyjrzał się napisowi uważniej, przypominając sobie imię Widzącego.
    R... R... – powtarzał w zamyśleniu przez dłuższy czas.
W pewnym momencie urwał i cały pobladł na twarzy. Jego oczy nagle się rozszerzyły. Utkwił wzrok w przestrzeni...
Iron Man uniósł jedną brew, parskając śmiechem. Pomachał Thorowi ręką przed oczami.
    Co jest, stary? – zagadnął go drwiąco.
Popatrzył za spojrzeniem Thora. Skrzywił się.
— Stół jest brudny? Pająk chodzi po blacie? – Westchnął. – To jakiś etap telekinezy?
Przez dłuższą chwilę wszyscy siedzieli w milczeniu, aż wreszcie gromowładny odetchnął głęboko, potarł ręką czoło, jakby w zmęczeniu...
    Przyjaciele... – odezwał się cichym, spokojnym głosem. Przełknął ślinę. – Muszę was zmartwić, ale niestety wiem, kim jest ta osoba i powiadam wam: gorzej być po prostu nie mogło. Atak mojego brata na wasze ziemie jest niczym, w porównaniu do tego, czego jest w stanie dokonać ten Alf...
Steve przechylił głowę. Bębnił palcami o blat stołu. Nie wierzył, że może być coś, czego nie uda mu się pokonać.
    Jak się ta bestia nazywa?
Thor popatrzył na niego z tak straszliwą powagą, że Kapitana aż ciarki przeszły. Nie wiedział również czemu, ale słowa Asa zabrzmiały jakoś dziwnie przerażająco, gdy odpowiedział:
— To Rumpelstiltskin, Widzący.



--------------------------------------------------------------
Witajcie w tym cudownym Mikołajkowym Dniu!
6 grudnia - kolejna notka. Tak, jak obiecałam. Smuci mnie trochę fakt, że tak niewiele osób czyta moja wypociny. Ale jestem leniwa. I nie chce mi się reklamować. Zamiast tego wprowadzam kolejne zmiany w szablonie, tym razem w wyglądzie pola z komentarzami.A' propos komentarzy - dziękuję Wam wszystkim za opinie, nawet nie wiecie, jak bardzo podnosicie mnie na duchu i jaką radość mi sprawiacie. Cieszy mnie, że to opowiadanie przypadło Wam do gustu - a jeszcze bardziej, że takie miłe słowa mi piszecie.Co do rozdziału - mało akcji, dużo Lokiego... Jest on odrobinę dłuższy, ze względu na Thora. Może kolejny będzie już lepszy :c (o ile pozostaniecie ze mną do tego czasu :P ).Przygotowujecie się już do Świąt? 
Pozdrawiam i czekam na komentarzeAlleka

8 komentarzy:

  1. Och! Zawsze czekam z niecierpliwością na Twoje rozdziały i rozpływam się pod wpływem tych opisów. Po prostu wielbię Twojego Lokiego, jest niesamowity, jest taki arogancki, taki... aż mi słów brakuje. Bardzo dobrze go przedstawiasz, każda chwila z nim jest taka prawdziwa, widzę ją przed oczami.
    Podobały mi się te rozmyślenia Jane o Lokim... Zauroczona? Jestem pod wrażeniem, gdyż nie spodziewałam się po niej takiej hm.. reakcji... xD. Ale no cóż, nie dziwię się. Sama pewnie reagowałabym podobnie na takiego czarującego, przystojnego iluzjonistę.
    Lubię też jak kreujesz Thora. Stanowi on perfekcyjny kontrast z Lokim. Są tak różni, tak inni. Każdy z nich ma odmienny charakter i umiejętnie potrafisz to ukazać. Szacunek!^^
    Co jeszcze... Scena z Heimdallem. "Spokojnie zaraz umrzesz" - hehe rozbrajające.(za to Cię cenię-że można się u Ciebie też pośmiać) Bardzo dobrze przeprowadzone dialogi. Natomiast uwielbiam Cię za opis każdego gestu Lokiego. To niesamowite! Opiewam Cię strasznie, ale nic nie poradzę. Jestem Tobą oczarowana od pierwszego dnia xD.
    Tak jak i Lokim z "Wszystkich odcieni zieleni" zwłaszcza, że tak fajnie tutaj paradował z odsłoniętym torsem i zwracano mu uwagę, by się odział, hehe xD. Ja bym mu pozwoliła tak zostać, a co! ;)
    Dobra kończę. Napisałam tak chaotycznie, wybacz! Jeszcze nie mogę ochłonąć.
    Dużo weny i pozdrawiam ciepło. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ho ho ho... XD Loki to mała franca, ale jak go tu nie kochać, przy swym knuwaniu jest tak wspaniale zły, że to aż niesamowite xD
    Jego zachowanie co prawda czesto zaskakuje, nawet mnie, zastanawiam się też wtedy, czy Loczek to taki ciagle szalony człowiek, czy taki strateg, który ciągle trzyma rekę na pulsie, a jednak...pojawiają się momenty zwatpienia. Lekkie zachwianie głosu, jakby "przepraszający ton głosu" to wszystko sprawia, że człowiek patrząc, obserwując, zastanawia się, co ten nasz Loki musi czuć, co też siedzi w jego głowie i na ile jest to szalone,. czy samodestrukcyjne.
    Z kolei Thor...kreowany u ciebie na głupca, hmmm...traci uczucie swej ziemskiej kobiety...nie dostrzega tego- co jest i tragiczne i groteskowe zarazem i nie wiem już czy bardziej się śmiać, czy płakać...

    OdpowiedzUsuń
  3. Sceny z Lokim- perfekcyjne. Cudownie go opisujesz, naprawdę. Jest taki skomplikowany, taki pociągający...
    O dziwo scenę z Jane bardzo dobrze mi się czytało, z ciekawością. Zazwyczaj w innych opowiadaniach sceny z Jane są okropnie nudne, tak samo jak sceny z Thorem i trudno mi jest przez nie przebrnąć. Tutaj czytało mi się to bardzo dobrze. Przemyślenia Jane są ciekawe- ma wątpliwości, szuka nowych doznań, wspomina Lokiego i naprawdę jest nim oczarowana, a to bardzo ciekawy wątek. Najpierw Sif, teraz pani Foster... No, no, zaskakujesz mnie. I to bardzo pozytywnie, mimo, że te postacie nie są moimi ulubionymi(delikatnie powiedziane). Nie dziwię się, że się tak Lokim zachwycają. Kłamca potrafi nieźle omamić.
    Jak zwykle świetny rozdział, cudowne opisy. czego chcieć więcej? Do tego pół nagi Loki...
    Czekam na następny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, mnie też się nie czyta dobrze scen z Thorem i Jane. Gdy je piszę, podchodzę do nich z tak dużym dystansem, że wychodzi z tego bardziej komedia (powinnam się wstydzić ;-;), niż poważny opis sytuacji tragicznej/dramatycznej/emocjonalnej. Cóż, na samą myśl o tym, że muszę napisać "Thorową scenę", a potem ją w dodatku przeczytać i poprawić, to czasem aż mnie skręca. W ostateczności wychodzi więc z tego parodia, taki trochę szalony pastisz... Przepraszam za to - po prostu nie umiem inaczej :P

      Usuń
    2. E tam komedia xD A nawet jeśli to i tak lepiej to się czyta. Wbrew pozorom Thor to bardzo skomplikowana postać - trudno go opisać tak, żeby nie wyszedł płaczliwie, naiwnie lub żeby nie zrobić z niego totalnego przygłupa. Uważam, że tobie dobrze to wychodzi, ale właśnie najbardziej zaskoczyłaś mnie Jane- to też raczej niedoceniana postać a ty sprawiłaś, że sceny z nią czytam z przyjemnością :)

      Usuń
  4. Dobra, to tak. Przyznaję się, że nie przeczytałam ani jednego rozdziału.... jeszcze. ALE! Po tym jak przeczytałam zakładkę o tobie i o blogu - padłam. Jeżeli tak piszesz tam, to a) musisz być niesamowitą osobą, którą z ogromną chęcią chciałabym poznać b) opowiadanie zmiata z nóg. Dlatego ponieważ jest koniec semestru, a ja mam przed sobą jeszcze, niestety, masę pracy (niech mnie ktoś zastąpi!) do końca tygodnia nie ma szans, żebym przeczytała. Pewnie zrobię w weekend, a skomentuję pod następnym rozdziale jeśli będzie. Mam tylko nadzieję, że nie będzie tak jak zawsze. To dziwne, ale zawsze jak zaczynam interesować się jakimiś blogiem, który zapowiada się rewelacyjnie, moja niekonsekwencja i brak weny przechodzi na autora i blog zazwyczaj kończy swoją działalność po kilku rozdziałach. Dla tego błagam na kolanach, BĄDŹ NA MNIE ODPORNA! Nie chciałabym, żebyś urwała (mimo, że jeszcze nic nie przeczytałam, ale to szczegół xD). I jeszcze jedno słowo do szablonu - szczęka opada (dobra, dwa słowa). Ten wzrok Loki'ego i pasek boczny.... mmmmm. Aż oderwać oczu nie można. Wystarczy rzucić okiem i od razu człowiek postanawia, że się tu zadomowi na dłużej. Ja też mam nadzieję, że pozwolisz mi zostać i się u Ciebie zadomowić. Trochę się rozgadałam, ale już przestaję. Do szybkiego, mam ogromną nadzieję, zobaczenia.
    Pozdrawiam, Odi.

    PS Wybacz za brak runów - kiepsko mi ten język idzie xD

    OdpowiedzUsuń
  5. A więc... Jane mnie cholernie wkurza. Może i jest tym pieprzonym astrofizykiem, ale tak naprawdę jest głupia jak but. Nie chodzi mi tylko o opowiadanie, ale też o filmy. Na początku ją lubiłam, bo była rozgarnięta, ale kiedy zaczęła ślinić się do Thora i zachowywać jak zakochana nastolatka, nie mogłam na nią patrzeć. Tutaj jeszcze dochodzi Loki.
    Swoją drogą jego zachowanie jest dla mnie ciut nielogiczne. Zawsze taki ostrożny i skryty, a wygadał pół plany, jakiejś dopiero co poznanej kobiecie. I to komu?! Ukochanej swojego brata! To jak dla mnie nie ma żadnego sensu, ale niech będzie. To w końcu Loki. Jego się nie zrozumie.
    Za to scena z Heimdallem bardzo mi się podobała. Ta bezwzględność i opanowanie Lokiego to duży plus dla tego rozdziału, który powiedzmy szczerze nie wniósł wiele do opowiadania. Przynajmniej tak mi się wydaje. Pomimo tego podobało mi się :)
    Pozdrawiam!
    Ana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektóre rzeczy, jakie tutaj wprowadzam i opisuję, mogą sprawiać wrażenie, że nie mają sensu... Ale w tym opowiadaniu nic nie dzieje się bez powodu. Są pewne momenty, jakieś zachowania, wypowiedzi i gesty, które mogą nic nie znaczyć - ale to właśnie przez nie ukazuję (albo chociaż staram się ukazywać) jacy moi bohaterowie są naprawdę, co ukrywają, co myślą... To bardzo starannie dopracowywany zabieg. Czytelnik o dobrej pamięci odnalazłby w późniejszych rozdziałach paralele do takich właśnie na pozór nic nie znaczących drobnostek.. :)

      Usuń

Język urzędowy: staroskandynawski.
Mile widziany alfabet runiczny :)

» «