— Czyli...
innymi słowy: zawaliłeś na całej linii? – podsumowała go Sif, gdy skończył
pokrótce opowiadać.
Splotła ręce na piersi i
uśmiechnęła się kpiąco.
— Zachciało
się władzy, co?
Nie takiej reakcji się
spodziewał. Owszem, Lady Sif mogła być na niego wściekła za to, że
prawdopodobnie przez niego zaginął Wszech-ojciec i po raz kolejny oszukał
Thora, co niektórzy mogliby rozumieć jako „zdradę”, ale wszystko to było
czynione w dobrym – w rozumieniu Lokiego – celu. Troska, jaka przemawiała
wcześniej przez wojowniczkę, teraz nagle znikła. Mistrz magii znów był dla niej
nikim – łotrem pozbawionym serca... Liczył na chociaż odrobinę wsparcia z jej
strony, lecz niestety: znów się przecenił.
Przez dłuższą chwilę
patrzył jej w oczy, poszukując czegoś więcej poza obrzydzeniem i kpiną...
Spuścił wzrok rozumiejąc, że popełnił błąd, decydując się jej to wszystko
powiedzieć. Usłyszał bowiem coś, czego nigdy, ale to przenigdy nie chciał
usłyszeć – prawdę. Zacisnął zęby i ruszył przed siebie, wymijając Sif bez
słowa.
— Iluzjonisto!
– zawołała błagalnym głosem.
Odwróciła się i złapała
go za ramię, zmuszając by się zatrzymał. Stał tyłem do niej… Wyraźnie widziała,
jak jego barki wznoszą się i opadają przy każdym wdechu i wydechu.
Dopiero, gdy go puściła,
on obrócił się w jej stronę. Spoglądał na nią z góry, a jego twarz nie wyrażała
żadnych emocji… Czuła na sobie jego zimny oddech.
Zdradziły go oczy. Patrzące na nią z tak
silną, palącą nienawiścią, że aż przeszyły ją dreszcze strachu. Odruchowo
odsunęła się od niego.
— Mam dla ciebie
korzystną propozycję, Lady Sif – powiedział cichym, spokojnym głosem.
Nienawidziła, gdy mówił w ten sposób. – Jesteś pierwszą osobą, której o tym
wszystkim powiedziałem, więc dam ci wybór… Albo pomożesz mi w rozprawieniu się
z Yggrą, albo cię zabiję. – Uśmiechnął się.
Zmrużyła oczy w gniewie.
— Cóż za łaskawość,
Wasza Wysokość – wycedziła.
On tylko roześmiał się.
Pewnie nie raz składał tego typu „korzystne propozycje”. I nie raz słyszał
podobne odpowiedzi…
— Nie
minie dużo czasu, jak wilki Yggry nas odnajdą. Pokonamy je. A potem oczekuję od
ciebie decyzji.
Fenrir powoli posuwał
się do przodu, a jego oczy błyszczały atramentową czernią, gdy skanowały każde
mijane pomieszczenie. W niektórych udawało mu się Dostrzec rozproszone plamki
mocy – jednak wydawały mu się zbyt małe w porównaniu do potęgi Szalonego.
Czas mijał, aż wreszcie,
gdy już niemalże stracił nadzieję, podszedł do pomieszczenia znajdującego się
prawie na końcu korytarza i…
…flara magicznego
światła, jaka się stamtąd wydobyła, nieomal oślepiła go. Uderzyła w niego tak
mocno, że aż musiał wyłączyć przesył swojej mocy.
Zamrugał kilkukrotnie,
mimo iż to światło nie było widoczne dla oczu.
— To tutaj – warknął do swojego poplecznika. – Włazisz
pierwszy.
Młody wilk przełknął
ślinę, ale nie okazując strachu posłusznie zbliżył się w kierunku drzwi.
Otworzył je niepewnie i razem z Fenrirem wkroczyli do środka…
Wewnątrz nie było
nikogo. Dziwne.
— Może ukryli się w
drugim pokoju? – zasugerował ten młody.
Fenrir skinął głową,
przyznając mu rację. Obydwoje ruszyli w tamtą stronę, gdy nagle…
ŚWIST!
Fenrir zareagował
szybciej. W ostatniej chwili odskoczył i upadł na ziemię. Przetoczył się po
niej… Co to było?! Poderwał się.
Na jego kompana spadły
jakieś sieci, które przygniotły go do podłogi. Były zrobione z grubych
łańcuchów, sprytnie połączonych ze sobą metalowymi obręczami. Już na pierwszy
rzut oka widać było, że są wzmocnione mocą.
Magiczne pęta. W umysł
Fenrira uderzyła fala wspomnień.
Po obu stronach
schwytanego wilka zmaterializowały się postacie Szalonego i jakiejś dziewczyny,
wojowniczki. Ta druga od razu ruszyła w stronę oszołomionego Fenrira, już
sięgając ręką po miecz…
— Sif, nie – zawołał
Szalony.
Dziewczyna odwróciła się
za jego głosem, a Fenrir wykorzystał ten krótki moment, by wycofać się i…
uciec.
— Kurwa – syknęła Sif,
gdy ponownie spojrzała w tamtą stronę. – Zwiał nam.
Loki westchnął.
Popatrzył na nią. Nie trudno było zauważyć, że każda część jej ciała wręcz
wyrywa się do pogoni za zbiegiem.
— Może najpierw, milady¸
rozprawimy się z tym tutaj?
Dziewczyna nie była
przekonana. Wciąż stała w drzwiach, wpatrując się w miejsce, w którym zniknął
Fenrir. Mogłaby go dogonić.
Nagle coś zaszeleściło.
Loki w porę odwrócił
się, by zobaczyć, jak wilk zrzuca z siebie sieć i przymierza się do ataku. W
przypływie desperacji iluzjonista złapał za swój sztylet i cisnął nim przed
siebie.
— Sif! – wrzasnął.
Wilk zaskomlał cicho,
gdy ostrze wbiło mu się w łapę. Zaraz jednak ze złością wyrwał je, chwytając
zębami za rękojeść i odrzucił sztylet na bok. Wiedział, że zginie, lecz to go
nie przerażało. Już kiedyś umarł... i może umrzeć ponownie, ale tym razem chce
zginąć godnie i wypełnić swoją misję.
Warcząc, zaczął szarżować
na mistrza kłamstw.
Loki już szykował się do
odepchnięcia nadchodzącego ataku, gdy nagle… ogarnęła go jakaś dziwna senność.
Stanęły mu mroczki przed oczami… Zachwiał się.
O sekundę za późno
zorientował się, co się dzieje i nie zdążył nic zdziałać swoją magiczną mocą.
Po raz trzeci w tym dniu wylądowałby pewnie na ziemi, przygnieciony przez
wilka, gdyby nie to, że…
Sif interweniowała.
Kręcąc młynek swoim
mieczem, zaatakowała potwora. Wilk jednak zręcznie umknął przed wirującym
ostrzem. Na jego ciele pojawiło się zaledwie parę rozcięć, które nic dla niego
nie znaczyły.
Zawarczał cicho, a z
jego pyska spłynęła piana. Sif nie miała najmniejszej ochoty na dłuższą walkę z
taką paskudą… Rzuciła mieczem przed siebie, jak oszczepem. Ostrze uderzyło w
bestię z olbrzymią siłą, odrzuciło wilka na parę metrów i przeleciało na wylot.
ŁUP!
Wbiło się w ścianę.
Chwiało się jeszcze przez chwilę, wywołując pęknięcia na tynku, nim na dobre
tam utknęło.
Zadowolona z siebie Sif
patrzyła ze spokojem, jak wilk osuwa się na ziemię. Krwawił obficie. Jego
wnętrzności zaczęły wylewać się na dywan. Nie miał prawa tego przeżyć.
Dziewczyna odwróciła się
w stronę władcy z uśmiechem na twarzy.
Loki nie podzielał
jednak jej radości. Nie wiedział, co się z nim dzieje – jeszcze nigdy się tak
nie czuł; był coraz bardziej osłabiony... Drżąc na całym ciele z dziwnego
zimna, które go powoli ogarniało, zaczął się zbliżać do wojowniczki. Chciał jej
powiedzieć, że pieskowi trzeba jeszcze odciąć głowę, gdy nagle...
Rzucił się na zaskoczoną
Sif i pchnął ją na bok w ostatniej chwili, zanim rozpędzona bestia zatopiła w
niej swe pazury. Tym razem wilk reanimował się szybciej...
Dziewczyna upadła.
Uderzyła głową o podłogę. Zacisnęła oczy z bólu – na krótki moment, byle tylko
odegnać gwałtowne zamroczenie. A gdy otworzyła je ponownie… zobaczyła, jak
mistrz magii przewraca się bezwładnie, znokautowany przez Nieumarłego. Ogarnęło
ją przerażenie.
— Iluzjonisto!
– wrzasnęła w przypływie desperacji.
Wszystko, co nastąpiło
potem, wydarzyło się w jednej sekundzie.
Ostrze wbite w ścianę
znikło. Loki, którego rozszarpywaniem zajmował się właśnie potwór, rozpłynął
się w powietrzu.
Iluzja.
Nad zaskoczonym wilkiem
zmaterializowała się prawdziwa postać magika. Miecz trzymał w ręce.
Nie tracąc ani chwili,
Loki wziął zamach i wbił ostrze w grzbiet bestii. Upewniwszy się, że broń
przeszła na wylot i zagłębiła się w podłodze, uniemożliwiając wilkowi
poruszanie się, podszedł do zaskoczonej całym zdarzeniem Sif i wyciągnął z jej
skórzanej pochwy, przypiętej przy pasie, sztylet. Pochylił się nad nią,
uśmiechając się kpiąco.
— To,
jak mnie zawołałaś, było wzruszające – wycedził, śmiejąc się pod nosem.
Powrócił do swojej
ofiary i złapawszy za nóż oburącz, uniósł go nad głowę, po czym opuścił ostrze
z całą swoją siłą, wbijając je w kark wilka.
Sif wzdrygnęła się,
słysząc nieprzyjemny chrupot kości. Powoli wstała z ziemi, obserwując
poczynania Lokiego. Na twarzy magika odmalowała się konsternacja... Szarpnął
sztylet za rękojeść, lecz ten ani drgnął. Wzniósł oczy do nieba. Szarpnął po
raz drugi.
— Djafulsins
helvíti! – zaklął. – Ostrze zaklinowało się między kręgami!
Oparł jedną nogę o głowę
wilka i zaczął szarpać za nóż agresywnie. Całe ciało wilka poruszało się. Krew
w zastraszająco szybkim tempie wypływała z ran potwora, zalewając podłogę,
ochlapując Lokiego, plamiąc jego dłonie… Już po chwili całą twarz miał w
czerwonych cętkach.
— Obrzydliwe...
– skomentowała Sif chłodnym tonem głosu.
Iluzjonista nawet nie
próbował myśleć nad odpowiedzią, zajęty mocowaniem się z zaklinowanym mieczem.
Widząc jednak, że jego działania nie odnoszą efektów, poddał się.
Odszedł parę kroków od
bestii. Westchnął głęboko, rozluźniając się, by zebrać w sobie pokłady jego
naturalnej mocy – mocy ognia. Uniósł dłoń, celując w wilka, a z jego palców
wystrzeliło zielone światło. „Udało się” – ucieszył się w myślach, nie
spodziewał się bowiem, że będzie w stanie wykorzystać Magię Naturalną,
najtrudniejszą ze wszystkich rodzajów magii. Z typowym dla niego spokojem
patrzył na rozwój wypadków.
Minął krótki moment, po
którym ciało potwora stanęło w zielonych płomieniach. A parę sekund później,
pozostał po nim już tylko popiół i dym.
Loki – niezmiernie
zadowolony z siebie – posprzątał po wszystkim jakimiś zaklęciami, zwrócił
sztylet i claymore Sif, a kiedy uznał, że nie ma już nic więcej do roboty,
wsparł się w boki jak basza i odetchnął z ulgą.
Zimno, jakie wcześniej
czuł, stawało się coraz silniejsze. Nie było ono jednak przyjemne jak wtedy,
gdy zamieniał się w Jotuna... Ten chłód był paraliżujący, a na samą myśl
przywodził jedynie śmierć.
— Zabiliśmy
go – powiedziała Sif tryumfalnym głosem, odrzucając z twarzy mokre od potu
kosmyki włosów.
Dopiero teraz spojrzała
na Lokiego. Mężczyzna sprawiał takie wrażenie, jakby miał zaraz skonać. Jego
twarz była nienaturalnie blada... dużo bledsza, niż zwykle. Pod oczami pojawił
mu się zarys cieni. Cały drżał, na czole perliły się kropelki potu.
Sif podbiegła do niego i
podtrzymała go, żeby się nie przewrócił.
— Co z
tobą, Iluzjonisto? To tylko parę draśnięć... – próbowała go rozweselić, lecz
jej głos, stłumiony przez olbrzymią gulę w gardle, całkowicie zaprzeczał wesołemu nastrojowi.
Zaprowadziła go na kanapę i dosłownie zmusiła, by na niej
usiadł.
— Jeszcze
masz siłę, by się mi sprzeciwiać? – mruknęła. – Rozbieraj się – poleciła.
To go chyba rozbawiło, bo spojrzał na nią z uśmiechem na
twarzy.
— Tak
ostro zaczynamy? – wystękał, a jego twarz wykrzywił grymas bólu.
— Chciałbyś
– warknęła. – Nikt nie może się dowiedzieć o tym, co tu zaszło. Sama cię
zoperuję.
— Cudownie...
– jęknął. – Zapomniałem, że marzyłaś o byciu medyczką, zanim pasowano cię na
wojownika...
— Wyobraź
sobie, że tak. A teraz zamknij się, z łaski swojej.
Loki nie do końca był
świadom tego, co się wokół niego dzieje. Albo po prostu nie miał siły, by
ściągnąć z siebie te kilka warstw ubrań... Bynajmniej, pozwolił Sif, by
rozcięła mu jego wspaniałą tunikę i koszulę. Dziewczyna nie miała czasu na
ceregiele, widziała bowiem, że mistrz magii zaczyna popadać w jakieś dziwne
odrętwienie. Patrzył tępo przed siebie, z nienaturalnym spokojem na twarzy.
Cierpiał w milczeniu...?
Sif aż zachłysnęła się
powietrzem na widok tego, co zobaczyła. Cały atletycznie zbudowany tors
iluzjonisty, o ile w normalnym stanie wyglądałby idealnie, to teraz był pokryty
zadrapaniami i rozcięciami. A z każdego sączyła się jakaś dziwna, żółtawa
substancja. Dziewczyna z zaciekawieniem zebrała jej trochę na palec...
To był kwas. Obrzydliwy
kwas, od którego skóra tak ją zapiekła, jakby wyżerała jej tkanki. Jak Loki w
ogóle wytrzymywał w takim stanie?! Wzięła substancję do ust i zaraz splunęła na
bok. Jad – zidentyfikowała. Nie zwlekając ani chwili dłużej, czym prędzej
pobiegła do łaźni po aparaturę medyczną...
Daleko za górami, za
lasami, w krainie zwanej Midgardem, ludzie również borykają się z nie lada
problemem, jakim jest zwalczanie zła. Aczkolwiek, ostatnimi czasy przestępczość
znacznie zmalała – głównie dzięki zorganizowanej grupie super-bohaterów. Cała
instytucja „Avengers” wciąż bowiem działała, choć zaczynała się powoli
wykruszać. Ot, na przykład taki Hulk...
Profesorek któregoś dnia
– czy raczej: bardzo aktywnie spędzanej nocy – przecenił swoje „panowanie nad
sobą” i w najzwyklejszy w świecie sposób rozsadziło go. Wybuchł, a wraz z tym
zrównał z ziemią nie tylko burdel, ale i okoliczne domy.
Dla odmiany Czarna Wdowa
została uprowadzona przez Rosjan. Do dziś Mściciele nie wiedzą, co się z nią
stało, choć krąży wiele plotek, że albo została sprzedana Al-Kaidzie, albo jest przetrzymywana w
tajnych siedzibach KGB, gdzieś w podziemiach Rosji. Avengers długo za nią
płakało…
…ale nie tak długo, jak
za Hawkeye’m. Łucznik, zrozpaczony zaginięciem przyjaciółki, postanowił podjąć
się misji samobójczej, wyruszając na poszukiwanie tajnych baz kontrwywiadu
rosyjskiego i słuch o nim zaginął, gdy tylko przekroczył granice Rosji –
automatycznie został wtedy uznany za martwego. To była wielka strata...
Pozostali członkowie organizacji, by uczcić rzekomą śmierć kolegi, ku jego
pamięci chlali przez równy tydzień. Do końca stypy trzeźwy pozostał jedynie
Thor.
Tak oto w grupie
Avengers ostali się Iron Man, Kapitan Ameryka i wyżej wspomniany gromowładny.
Odkąd Thor powrócił na
Ziemię, rząd postanowił wypłacić mu wynagrodzenie za pomoc w obronie państwa.
Wraz z Jane kupili sobie śliczny domek na przedmieściach i wiele nowoczesnych
przyrządów, dzięki którym dziewczyna mogła prowadzić dalsze badania i rozwijać
swoje pasje. Jedynym minusem było to, że Thor raczej rzadko przebywał w domu.
Nawet teraz, mając
trochę wolnego czasu, nie pofatygował się z wchodzeniem do środka.
Stał na podwórzu.
Patrzył w dal, na majaczące na horyzoncie miasto. Bezczynność go nużyła, a od
niedawna stała się dla niego męcząca... Zło praktycznie się zacierało, w
dodatku nie zapowiadało się na żadną wojnę. Wyciągnął przed siebie rękę, a po
chwili jego dłoń zacisnęła się na mjollnirze. Nuda.
Nagle usłyszał za sobą
czyjeś kroki...
— Masz już wyniki? –
rzucił w przestrzeń.
Odwrócił się w stronę
Jane.
— Radar nie pokazuje
żadnych zakłóceń – odparła dziewczyna, zbliżając się ku niemu z lekkim
uśmiechem na ustach.
Władca piorunów skrzywił
się. Do wszystkich jego zmartwień dochodził jeszcze fakt taki, że praktycznie
nie miał kontaktu z Asgardem. Wielokrotnie wołał Heimdalla, by otworzył
bifrost, lecz zawsze odpowiadało mu głuche milczenie. To go martwiło...
— Spokojnie – odezwała
się Jane. – Może to nic poważnego...
Spojrzał na nią smutnym
wzrokiem.
— To jest tak, jak
wtedy, gdy... – urwał.
— Gdy zostałeś wygnany?
Foster podeszła do niego
i ujęła jego twarz w dłonie.
— Nie możesz myśleć w
ten sposób...
Thor wpatrywał się przed
siebie. Co prawda, zanik połączenia trwał dopiero od kilku godzin, ale po
wcześniejszych wydarzeniach gromowładny miał już traumę...
— Czasem – odezwał się –
wydaje mi się, że czuję tam moc mojego brata Lokiego, ale...
Dziewczyna uniosła brwi.
— Ale on nie żyje –
dokończył zduszonym głosem.
Jane przytuliła go do
siebie. Doprawdy, nie minęło wiele czasu, odkąd Thor stracił łączność z
Asgardem, ale żeby od razu tak to przeżywać?
— Kiedy poświęcił za
mnie swoje życie... ja... – władca piorunów odsunął się od Foster, by
odpowiednio zilustrować swoją opowieść. – On umierał w moich ramionach. Dla
ciebie może się to wydać dziwne, w końcu próbował zniewolić twoją rasę, lecz
ja... przez ułamek sekundy, gdy go tak trzymałem, dostrzegłem w jego oczach
dobro...
Tak, dla Jane było to
bardzo dziwne. Mogła powiedzieć o Lokim wszystko, ale na pewno nie to, że był
„dobry”. Wolała się jednak nie wypowiadać na temat szalonego brata swojego
chłopaka, tylko udawać, że w pełnym skupieniu słucha.
— Powiedział mi wtedy:
„Nie zrobiłem tego dla ciebie” – załkał. – To były jego ostatnie słowa! On
chciał...Wiedział, że umrze. On wtedy zrozumiał wszystkie swoje błędy,
zrozumiał, że jego życie jest mniej warte od mojego i poświęcił się. Chciał, by
Wszech-ojciec, Odyn, zobaczył, że Loki jest godnym synem – wysnuł błędną
interpretację zachowania mistrza magii.
— Nie uważasz, że to
trochę snobistyczne? – spytała go Jane.
Thor spojrzał na nią
nierozumnym spojrzeniem.
— Myślałam, że u was w
Asgardzie wszyscy są równi – mówiła, wzruszając ramionami. – Nie ma podziału na
to, czy czyjeś życie jest więcej lub mniej warte...
Syn Odyna spojrzał na
nią pochmurnym wzrokiem.
— Oczywiście, że tak
jest. Jednak jak bardzo bym nie kochał swojego brata, to przez długi czas był
on pozbawionym ludzkich zachowań potworem – wyjaśnił z uśmiechem na twarzy. –
Człowieka ocenia się za całe jego życie, a nie za pojedynczy wyskok.
Foster czuła, że ma
coraz większy mętlik w głowie. Albo jej chłopak po prostu zaczyna świrować...
— Według mnie nie
powinieneś o nikim takich rzeczy mówić. To obraźliwe. Jak bardzo źle byś o kimś
nie myślał, czasem lepiej, żebyś zachował swoje myśli dla siebie – pouczyła go.
Thor uśmiechnął się.
— Mój brat często mi to
powtarzał.
Foster pomyślała, że z
chęcią poznałaby bliżej tego całego Lokiego, jako że mieli podobne poglądy.
Thora trzeba było często pouczać, a z jego opowieści wynikało, że Loki był na
troszeczkę wyższym poziomie intelektualnym... Zaraz jednak z dużym trudem
porzuciła ten pomysł, starając się sobie przypomnieć, że mistrz magii to tak
naprawdę cholerny morderca... Cholernie przystojny morderca. W dodatku sprytny
i inteligentny. Foster skarciła się za takie myśli – jak bardzo by nie chciała,
postać iluzjonisty nie miała zamiaru opuścić jej głowy. A pomyśleć, że spędziła
w jego towarzystwie niewiele czasu i to będąc zniewoloną przez asgardzki
mózgotrzep, zwany potocznie eterem.
Chciała jeszcze coś
powiedzieć, ale władca piorunów uznał rozmowę za zakończoną. Dziewczyna
poczuła, że jest odrobinę zawiedziona jego postawą. Spojrzała na niego i
zauważyła, jak ten z nadzieją wpatruje się w niebo, wciąż głuche na jego
wołania...
— Wiesz, możesz sobie
obrażać brata do woli – mruknęła, po czym również popatrzyła w stronę powoli
zbierających się deszczowych chmur. – Ale wydaje mi się, że Loki już dawno by
coś wymyślił...
Gdy Sif wróciła do
salonu, Loki akurat łapczywie opróżniał kielich z winem. Odstawił go z hukiem
na stół. Alkohol chyba przywrócił mu odrobinę świadomości...
— Czuję
się, jakbym był na prochach – oświadczył. – Albo na stuletnim kacu... –
dywagował. – A poza tym, strasznie słabe to wino...
Uważnie
śledził wzrokiem każdy ruch Sif.
— Wilki
z Yggdrasil koszmarnie cię pokiereszowały – mówiła dziewczyna, mieszając jakieś
substancje ze sobą. – Ich ciało musi posiadać pewne gruczoły, które wydzielają
jad. W wyniku przedostania się tego jadu do krwi, organizm zaczyna się powoli
wyczerpywać...
Przyszykowała
urządzenie, którego działanie opierało się na mechanizmie midgardzkiej
strzykawki. Technologicznie było jednak dużo bardziej zaawansowane. Wlała do
środka przygotowany wcześniej preparat, po czym wbiła igłę w odsłonięte ramię
Lokiego. Ten nawet nie drgnął, popatrzył tylko z zaciekawieniem, jak substancji
ubywa. Trwało to dosyć długo, więc spojrzał z powrotem na Lady Sif. Dziewczyna
w skupieniu kontrolowała zmniejszanie się poziomu eliksiru.
— Dlaczego
to robisz? – spytał z nudów.
— Co
robię? – mruknęła, nie odrywając wzroku.
— Pomagasz
mi? – Uniósł brwi w rozbawieniu. – Cały Midgard i, powiedzmy, co dziesiąta osoba
w Asgardzie, życzy sobie mojej śmierci. Równie dobrze mogłem się przecież
doczołgać do uzdrowicieli i nazmyślać, że testowałem nowe rodzaje broni albo
stoczyłem walkę na śmierć i życie z Volstaggiem i Hogunem. – Wzruszył
ramionami. – Bo w końcu jest to na porządku dziennym...
Poruszył
się, czując, że trucizna opuszcza jego ciało.
— Chociaż
– stał się nagle dziwnie rozmowny – z tym jadem moja bajeczka mogłaby nie
przejść. Tak... lepiej nie wywoływać paniki. Nie wiadomo, jakby Asowie
zareagowali na wieść, że do Asgardu wtargnęły mordercze wilki rozsiewające
zabójczą substancję.
Dopiero teraz poczuł
prawdziwy ból, kiedy wszystkie rany otwarły się na nowo... Skrzywił się lekko,
ale nawet nie jęknął. Popatrzył na Sif, oczekując odpowiedzi na jego
wcześniejsze pytanie.
— Więc? – powtórzył,
wpatrując się w nią przenikliwie, jak to miał w naturze. Sif nienawidziła tego
świdrującego spojrzenia, od którego całe jej ciało przechodziły przyjemne
dreszcze. – Dlaczego to robisz? – spytał ponownie.
Przez dłuższy czas dziewczyna
milczała.
— Możesz
to uznać za... moją odpowiedź – odparła w końcu, choć prawda przedstawiała się
nieco inaczej.
— Czyli…
zgadzasz się? Chcesz mi pomóc? – nawet nie próbował ukrywać zaskoczenia.
— Chcę
żyć – odparła.
To zawiązało Lokiemu
usta.
Przystawiła sobie
stolik, by usiąść bliżej niego. Ściągnęła ze stołu misę i wlała do niej kilka
substancji, tworząc preparat dezynfekujący. Zauważyła, że Loki z maksymalną
uwagą przygląda się każdej wykonywanej przez nią czynności – zrozumiała, że on
próbuje w ten sposób wszystko zapamiętać, krok po kroku. To wywołało u niej
podziw.
Zamoczyła kawałek
materiału w preparacie dezynfekującym, wyżęła wodę i delikatnie zaczęła
przemywać rany na jego torsie.
— Przepraszam
za to, co ci wcześniej powiedziałam – odezwała się, zagryzając dolną wargę.
Spojrzał na nią z
rozbawieniem w oczach.
— W
sensie, że „zawaliłem na całej linii”? – Roześmiał się. – Jak mnie ładnie
posklejasz, to może wybaczę.
Sif prychnęła. Za każdym
razem, gdy dotykała którejś z jego ran, to mięśnie napinały mu się w tym
miejscu. Loki zdawał się jednak nie zwracać na to uwagi. Albo był tak odporny
na ból, albo pozował na odważnego.
Wojowniczka nie zdawała
sobie sprawy z tego, że w rzeczywistości Loki był… zamyślony. Przyglądał się
jej z uwagą. Był szczerze zaskoczony jej zachowaniem… Oczywiście, słyszał już
wiele historii, zakrawających pod legendy, opiewających dobroć i miłosierdzie
Sif, ale… zawsze traktował je z kpiną. Teraz jednak ujrzał wojowniczkę w
zupełnie innym świetle – ona PRZEPROSIŁA go. Za jedno, odruchowo wypowiedziane
zdanie, które wydało jej się niewłaściwe... Po tylu latach wzajemnej nienawiści
to on powinien ją przepraszać, a nie na odwrót. Nieomal poczuł wstyd do samego
siebie. Ogarnęło go zaintrygowanie.
Był
tak zamyślony, że nawet nie zauważył, gdy Sif skończyła dezynfekować mu
wszystkie rany na torsie. Już miała wziąć probówkę z rozwiniętymi genetycznie
trombocytami, by zasklepić rozcięcia, lecz Loki powstrzymał ją. Spojrzał na nią
z wyższością, po czym przesunął ręką nad szramami. Zielone światło, wylatujące
z jego dłoni, sprawiało, że wszystkie rany się zabliźniały. Gdy jego tors
odzyskał swój dawny, prawie idealny, atletyczny wygląd, mistrz magii splótł
ręce na piersi i uśmiechnął się tryumfalnie.
— To
niesamowite... – westchnęła Sif.
Nie wiadomo, czy mówiła o czarodziejskich zdolnościach króla,
czy o jego wyglądzie.
— Nie...
– zaprzeczył Loki, wręcz promieniejąc z dumy. – To po prostu magia.
Założył sobie włosy za
ucho, odsłaniając obrzydliwe rozcięcie na policzku. Było głębokie. Całe zaczerwienione
i zaropiałe... okropnie go szpeciło. Władczym gestem zachęcił dziewczynę, żeby
wzięła się do roboty. Sif, przełknąwszy obrzydzenie, delikatnie zaczęła
dezynfekować ranę.
Zastygł w bezruchu. Gdy
Loki był dzieckiem, matka wielokrotnie gładziła go po policzkach – przez dłonie
Frigg przemawiała jednak jedynie troska o potomka. A dotyk Sif był... inny.
Mistrz kłamstw takiego dotyku nie znał. Wojowniczka cały czas obracała i
przechylała jego głowę, by mieć lepszy dostęp do rany. W pewnym momencie jedną
dłoń położyła na jego lewym policzku, by wygodniej jej było przemywać ranę.
Dotyk Sif był delikatny, tak, jakby bała się, że Loki rozpadnie się na kawałki,
ale był też czuły, pieszczotliwy. Podobał się iluzjoniście. I to go
niepokoiło... tak bardzo, jak przyspieszone bicie jego serca.
Widząc, że to będzie
dłużej trwało, Loki postanowił wreszcie poddać się kojącemu dotykowi Sif. Był
wyczerpany i zmęczony niszczycielską siłą yggdrasilskiego jadu. Rozluźnił się i
oparł wygodnie w fotelu. Nawet nie zauważył, gdy jego powieki opadły...
— Gotowe
– zawołała po chwili Sif.
Puściła jego głowę, lecz
ta osunęła się bezwiednie na oparcie fotela. Wojowniczka spojrzała na niego z
zaskoczeniem. Loki... zasnął.
Nieświadomie się
uśmiechnęła. Przyłożyła mu do policzka kompres, nasączony magiczną substancją z
trombocytami. Wreszcie, gdy wszystko już było skończone, odetchnęła głęboko,
zmęczona. Patrząc na Lokiego, na to, jak spokojnie śpi, pomyślała, że wygląda
on zupełnie niewinnie. Gdy mięśnie jego twarzy są rozluźnione, mistrz magii w
ogóle nie sprawia wrażenia osoby, dla której liczy się tylko władza... Osoby,
która jest zdolna do wszystkiego, by zrealizować swoje cele. Śpiąc, Loki nie
wyglądał na bezdusznego mordercę.
Sif z trudem ściągnęła z
niego płaszcz i zakrwawioną, postrzępioną tunikę, sklejoną od potu z koszulą,
po czym przykryła go, leżącym na sofie aksamitnym kocem. Poruszył się, cicho
wzdychając. Dziewczyna położyła łokcie na poręczy fotela i oparła brodę na
nadgarstkach, by wygodniej jej było go obserwować.
Dopiero niedawno, gdy
przez przypadek dowiedziała się, że Loki tak naprawdę nie jest Asem, a Odyn od
zawsze go okłamywał, zaczęła się w niej rodzić pewnego rodzaju sympatia
względem mistrza magii. Podświadomie czuła bowiem, że jest w stanie go
zrozumieć i choć niektórych jego decyzji nie popierała, to wiedziała, że tak
się zachowuje osoba zdesperowana i rozbita, jaką był niegdyś iluzjonista...
Doskonale to znała.
Wyciągnęła przed siebie
rękę i niepewnie pogłaskała go po policzku. Kąciki jego ust niemal niezauważalnie
uniosły się ku górze... Obydwoje znajdowali się w podobnej sytuacji, podobnie
myśleli. Kiedyś Lady Sif nie chciała tego przed sobą przyznać, lecz teraz już
wiedziała, że gdyby powiedziała mu prawdę o sobie, to i on obdarzyłby ją
zrozumieniem...
------------------------------------------------------------------
Witajcie, moi liczni czytelnicy!
Jak obiecałam, wywiązuję się z terminu. Oto nowy rozdział. Aaa dodatkowo, może ktoś zauważył, wprowadziłam drobne zmiany na blogu: po pierwsze - nowe menu. Stare znudziło mi się, nie wyświetlało się poprawnie na wszystkich urządzeniach, obciążało stronę, było mało efektywne. Piszcie, co sądzicie o nowym. Kolejno: dodałam opcję ratingu posta - na dole każdej notki znajduje się belka "Twoja opinia" - zachęcam do używania. No, dobrze. Mam nadzieję, że notka się spodoba - była poprawiana z milion razy. Ucieszy mnie każdy komentarz, zarówno pozytywny jak i negatywny (doceniam konstruktywną krytykę!). A na sam koniec pytanie do was: jak sądzicie... co ukrywa Sif?
Pozdrawiam i do zobaczenia za dwa tygodnie
Alleka
Fantastic! Ten rozdział jest jak pieszczota. Ciagle chce się więcej i wiecej, a gdy nadejdzie koniec, czhje się niedosyt. Uwodzisz swoim stylem pisania. Lapiesz w swoje sidła czytelników swojm pomysłem. Strasznie podobała mi się scena, w której Sif opiekowała się Lokim. Była w niej miłość, delikatność... Nie mam pojęcia co skrywa Sif, jednak mam ogromną nadzieję, że nie długo nam powiesz :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać ciągu dalszego i życzę weny.
Pozdrawiam,
Viv
Bardzo podobał mi się ten rozdział.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze dlatego, że widać tu nietypowy pomysł- damską postacią, wysuwającą się na pierwszy plan przy boku Lokiego jest Sif. Nigdzie indziej nie spotkałam się z takim pomysłem. Pomijając fakt, że Sif nie jest moją ulubioną postacią, a zarówno w filmach, jak i w mitologii za Lokim nie przepadała, jest to coś niezwykłego i, o dziwo, bardzo dobrze ze sobą gra!
Po drugie, widać, że się przygotowałaś pisząc ten rozdział. Scena leczenia Kłamcy była dokładna i rzetelna, a do tego nie była nudna.
Po trzecie, świetnie opisujesz uczucia i wątpliwości bohaterów. Rozpływam się, gdy czytam, jak loki ostrzega Sif... Coś pięknego.
Świetna scena walki, wszystkie opisy są niebywale dokładne, a ja jestem w głębokim szoku, jak można tak świetnie pisać. Twoje opowiadanie jest dowodem na to, że na blogach nie piszą tylko amatorzy, a prawdziwi pisarze. Błędów nie ma, wszystko jest świetnie napisane...
Co tu więcej dodać? Brawo!
W końcu się doczekałam! XD zagladalam tu od długich dni z nadzieją na nowy rozdział. No i jest! Nareszcie.
OdpowiedzUsuńLoki... Ah, nasz Loki... Uwielbiam jak go kreujesz. Jest taki władczy, dumny, arogancki. Ale odurzajacy, seksowny, trace głowę XD.
Opis walki świetny, jestem pełna uznania, chociaz scena w której Sir opatruje Lokiego skradła cały rozdział. To było takie słodkie, takie czule i delikatne... Rozmarzylam się... :-)
Czekam na więcej, dużo weny Ci życzę i pozdrawiam ciepło :*.
Co ukrywa Sif.... ohohoho, co ty autorko, tego bloga ukrylas w Lady Sif... Zacny to zabiek, ktory jestem zmuszona pochwalic. Jestes chyba jedyna osoba, ktora odbiera Sif pozytywnie,nie obawia sie tego,aby jakby dziewczyna latala wylacznie za Thorem,tworzysz w niej nadzieje i kto wie,byc moze zainteresowanie Lokim, ktorego nie wsposob nie podzielac. Cos cichutko podpowiada mi,ze wkrotce zacznie sie tu prawdziwa masakra. Atak wilkow,nie bedzie jedynym,tak jak Thor,nie bedzie sie zwyczajnie martwil. -swoja droga,tymczasowo czynisz z niego glupca, a z Jane potencjalna kobiete do zdrady, kobiete nielojalna i kto wie,czy nie wcale zakochana,a raczej tylko zauroczona. Jestem ciekawa,co zamierzasz zrobic ze zwiazkiem Gromowladnego i co zrobisz z nim samym,czy nasz drogi Thor okaze sie inteligentny //jak kreowano go juz w Thorze 2/ / czy jednak moze bedzie wciaz naiwnym glupcem?
OdpowiedzUsuńhmmmm interesting.
Nareszcie znalazłam czas, żeby tutaj wejść i poczytać. Przepraszam, że to tak długo trwało, ale nauka w liceum to coś strasznego ;-; Przechodząc do bloga to jest ich o Lokim masa, trochę się przestraszyłam czego mogę się tutaj spodziewać. Na szczęście opowiadanie mnie wciągnęło i zapowiada się na to, że będę tutaj zaglądać. Nie jestem dobra w wytykaniu błędów z resztą sama je popełniam, więc na ten temat się nie wypowiem.
OdpowiedzUsuńPo prostu uwielbiam jak kreujesz postać Lokiego i Sif. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, który (mam nadzieję) przeczytam szybko.
Życzę weny i to dużo ;3
Wow! To zdecydowanie najlepszy rozdział, jak do tej pory. Po prostu nie mogłam przestać chichotać (nie wiem czy to odpowiednie w tak dramatycznych sytuacjach, lecz tak było).
OdpowiedzUsuńPomimo tego, że Sif była mi obojętna, tutaj wydaje się całkiem sympatyczna. I zaciekawiła mnie jej historia. Ciekawe jaką tajemnicę skrywa :D
To co się stało z Hulkiem mnie rozwaliło i biedny Clint :( Też będę za nim tęsknić. Za to Thor wariuje i dobrze mu tak. Jane nie lubiłam, nie lubię i lubić nie będę :)
Pozdrawiam!
Ana
Kiedy to czytałam serce waliło mi młotem. Ten cudny opis dotyku Sif tym bardziej sprawiał wrażenie idealności. Sama trucizna najwidoczniej nie była tak ciężka do usunięcia, skoro Sif tak szybko sobie z nią poradziła. Loki x Sif!!! Proszę!!! Swoją drogą kwas szybko wyniszczał Lokiego. Czy czarnowłosa może być dla niego drugą Friggą?
OdpowiedzUsuń