NIESPODZIEWANI
GOŚCIE
Niecały miesiąc wcześniej
W centrum Asgardu
wznosiła się jedna ze wspanialszych budowli wykonanych za Czasów Odyna –
majestatyczny Gladsheim, który swą wielkością nie dorównywał żadnemu z dotąd
wybudowanych. Wiele pałaców miał Odyn, ten był jednak główną siedzibą Asów...
przynajmniej tej zamożniejszej części.
Jakoby z zewnątrz
wyglądał iście okazale i godnie wielkich króli, panujących w nim od zarania
dziejów, to wewnątrz... Wnętrze jego kształtowali mieszkańcy – a w dzisiejszych
czasach, po przekroczeniu progów Pałacu, od razu czuć było zimno i wrogość,
unoszące się w powietrzu, oraz coś chaotycznego... Coś, co w swym chaosie
przerażało, paraliżowało zmysły, mroziło krew w żyłach. Stali bywalcy i
mieszkańcy Pałacu doskonale wiedzieli, że owym „czymś” był nie kto inny, jak
sam Król...
Loki.
Tego dnia mistrz magii
siedział w Valaskjalfie na potężnym, złotym tronie. Siedział, jak zwykle,
pozornie znudzony. Cała jego poza była przepełniona nonszalancją... Na wpół
leżąc, bawił się swoim hełmem o fantazyjnie zawiniętych rogach, który celowo
przewiesił przez poszarpane oparcie tak, aby przy lekkim dotknięciu chwiał się,
niby huśtawka. Siedział tak, co rusz trącając swe odzienie głowy i patrząc, jak
ów kiwa się w przód i w tył. Sprawiał wrażenie okrutnie znudzonego, ale...
Ale to była tylko poza. W
rzeczywistości ciekawość i zniecierpliwienie wręcz rozrywały go od środka. Loki
bowiem czekał. Coraz bardziej się niecierpliwił, ale czekał... Czas mijał tak
wolno, jak jeszcze nigdy. Ale on czekał.
A gdy wreszcie drzwi się
otwarły, weszli posłańcy – einherjarzy – i powiedzieli mu: wszystko gotowe,
Panie. Wstał, powoli, majestatycznie – założył swoją rogatą koronę i wywołał
efektowną iluzję, od której po jego plecach spłynęła wijąca się, zielona
peleryna z atłasu. Ruszył za przybyszami, pozwolił zaprowadzić się do sali
obrad, gdzie czekali już wszyscy: Wojownicza Trójka, Lady Sif i Asowie
spragnieni widowiska. Wszedł do środka, wyjątkowo spokojnie, drzwi się
zatrzasnęły... Rozejrzał się po zgromadzonych, a jego wzrok zatrzymał się na
jednej, jedynej osobie...
Na szpiegu.
I w momencie, w którym go
zobaczył, cała jego maska pozornego spokoju opadła. Loki przeobraził się w
najprawdziwszego diabła... Na jego twarzy wykwitł paskudny uśmieszek.
— No,
witam... Witam – powiedział.
Głos miał lekko
ochrypnięty, przez co brzmiał jeszcze bardziej złowrogo, niż wyglądał. Gestem
uciszył wszystkich zgromadzonych.
— Kto
tego psa tu przyprowadził? – rzucił, wskazując niedbale na szpiega.
— My,
Panie – odezwał się Fandral.
Oczywiście. Jak zwykle
on...
Stanął przed Lokim, po
czym upadł na jedno kolano, a zaciśniętą pięść przyłożył do serca. Lady Sif
oraz pozostali członkowie Wojowniczej Trójki po chwili poszli w jego ślady.
— Winszuję – mruknął
iluzjonista. – Nad wynagrodzeniem jeszcze się zastanowię, wstańcie...
„Skurwiel...” –
przemknęło Lady Sif przez myśl. Tyle się trudzili, by złapać tego cholernego
szpiega, a Loki oświadcza im, że „nad wynagrodzeniem się zastanowi”?! Niech go
cholera weźmie! Dziewczyna poczuła, jak Fandral kładzie dłoń na jej ramieniu...
Jego dotyk jak zwykle podziałał na nią uspokajająco.
Mistrz magii zaczął
powoli zbliżać się w stronę szpiega...
— Nie
obchodzi mnie, jak go złapaliście. Chcę wiedzieć tylko: kim on jest?
„Sukinsyn... tyle się trudzić... tyle starań... Pieprzony
sukinsyn!”
— Nazywa
się Ásbjörn, Panie – ponownie odezwał się Fandral.
Loki zatrzymał się. W
jego głowę uderzył tabun myśli, tornado wspomnień. Nie... przecież może się
mylić, prawda? Minęło dużo czasu... Chociaż niewystarczająco dużo, by
zapomnieć. Ale... to nie może być ON. Nie może... Po prostu nie może...
Kolejne parę kroków.
Przełyka ślinę. Staje nad skuloną postacią młodego chłopaka, drżącego, z rękami
i nogami spętanymi łańcuchami. Głowę miał spuszczoną, a bujna czupryna
brązowych włosów opadała mu na twarz...
Loki przypomniał sobie,
jak sam, jeszcze niedawno, był tak samo skuty i prowadzony przez strażników,
niczym jakiś przestępca. Niesłusznie. Niesprawiedliwie. Bez powodu... On
przecież nic nie zrobił. Pamiętał też nonszalancję, z jaką obnosił się, gdy
postawiono go przed Odynem – i towarzyszące mu rozbawienie...
A ten chłopak tutaj
przedstawiał sobą obraz jedynie nędzy i rozpaczy. Już na pierwszy rzut oka Loki
stwierdził, że ów Ásbjörn jest winny wszystkiemu, co uczynił.
Zwalił go kopniakiem na
ziemię. Chłopak zatrząsł się, zasłaniając rękoma głowę przed kolejnymi
uderzeniami... Łańcuchy szeleściły nieprzyjemnie.
— Ásssbjörn
– wysyczał Loki, zjadliwie. – Ty psie.
Kolejne kopnięcie. Tym
razem w żebra. Młodzian zadrżał, po czym poderwał się i zwymiotował krwią.
Loki otrzepał się z
niewidzialnych pyłków. Z porażającą powagą przyglądał się zachowaniu chłopaka.
Słyszał szepty przerażonych gapiów, czuł na sobie spojrzenia Wojowniczej Trójki
i Lady Sif...
— Panowie! – wydarł się rozdzierająco,
unosząc ręce do góry. – Panie! Przybyliście tu wszyscy na sesję! Witam...
witam! – Na jego twarzy tańczył pogardliwy uśmieszek. – Wydaje mi się jednak,
że ta sesja przeobrazi się zaraz w piekło...
Widzowie głośno ochnęli,
gdy Loki dobył sztyletu, podrzucił nim wysoko i złapał za rękojeść. Zbliżył się
powoli ku skulonemu Ásbjörnowi. Gdy stanął nad nim, chwycił go za włosy i
brutalnym szarpnięciem poderwał mu głowę do góry. Schylił się tak, by
przystawić mu sztylet do gardła.
— Ásbjörn, Ásbjörn,
Ásbjörn... Stąpasz po kruchym lodzie... Myślałem o każdym, ale – ty? Ty,
Ásbjörn, przeciwko MNIE? – Pokręcił głową udając, że jest zawiedziony. – Co tam
mamroczesz...? Ach, przepraszasz?
Z całej siły uderzył jego
głową o posadzkę. Rozległ się głuchy huk.
Wśród zgromadzonych
zapanowała cisza.
— Tylko,
co mi po twoich przeprosinach? Ja chcę wiedzieć jedno: dla kogo pracujesz?
Brak odpowiedzi.
— Powtarzam
ostatni raz... kto dał ci zlecenie?
— Mówił...
– wychrypiał jeniec, niskim głosem. – Mówił, że da mi wolność... Obiecał mi...
— Też
coś ci obiecałem. Zapomniałeś? – wycedził Loki. – Złożyłeś przysięgę. I
zdradziłeś mnie.
— Ja...
ja nie... Popełniłem błąd, ja...
— Po raz
ostatni pytam: KTO?! – wybuchł.
Widząc, że Ásbjörn nie
kwapi się do odpowiedzi, Loki cisnął sztyletem na ziemię. Uniósł ręce na
wysokość głowy więźnia, układając dłonie po jej obu stronach, na linii skroni.
Po chwili oczy zapłonęły mu jadowitą zielenią i w tym samym momencie na jego palcach
zatańczyły zielonkawe iskry.
— Usmażę
ci mózg, jeśli nie odpowiesz. Gadaj. Natychmiast.
Ásbjörn zaczął szybciej
oddychać. Wciąż jednak nie zamierzał zdradzić nikomu swojej tajemnicy...
Loki westchnął głęboko.
Źrenice zwęziły mu się maksymalnie, a zieleń wypełniła całe jego tęczówki, gdy
z jego dłoni wytrysnęły zabójcze promienie i uderzyły w głowę chłopaka. Prąd
wbił się w skórę, przepłynął gładko przez mięśnie i kości, aż wreszcie
skumulował się we wnętrzu głowy Ásbjörna...
Rozległ się jego
rozdzierający, mrożący krew w żyłach ochrypły wrzask. Przepełniony bólem i nieopisanym
cierpieniem. Z nosa pociekły mu strużki posoki... Krzyczał, błagał o litość,
płakał...
Gdy Loki wreszcie
wyłączył przesył napięcia, chłopak opadł na ziemię. Oddychał ciężko i
niespokojnie.
— Tylko
jedno, proste pytanie... Kto? – powtórzył magik po raz wtóry.
— Jeśli...
– wyszeptał. – Jeśli mnie zabijesz... nigdy się nie dowiesz...
Loki uniósł tylko brwi.
— Masz
rację – powiedział po dłuższej chwili.
Podniósł się z ziemi, po
czym złapał Ásbjörna za pętające go łańcuchy i również jego przywrócił do
pionu. Przez parę sekund przyglądał się uważnie jego młodej twarzy, aż w
końcu... Uniósł swój sztylet z ziemi.
— Masz
rację – powiedział ponownie. – Jeśli cię zabiję, nigdy się nie dowiem. W takim
razie wydłubię ci oko – dodał ochoczo.
Złapał go za kark
żelaznym uchwytem silnej dłoni, by się nie ruszał, po czym przyłożył ostrze do
jego twarzy. Usta wykrzywiły mu się w perfidnym uśmiechu, gdy dostrzegł strach
w oczach jeńca. Przycisnął mocno sztylet do jego skóry i...
— Dość!
– usłyszał czyjś głos, który tak niespodziewanie przerwał ciszę.
Ciął.
Ręka mu się omsknęła. Ze
złością wypuścił sztylet. Ásbjörn z wrzaskiem upadł na podłogę i natychmiast
przycisnął obie dłonie do rozdartej skóry... Jedynie rozdartej. Niestety, oko
pozostało na swoim miejscu... Ech!
— Cóż to miało być?! –
warknął Loki, odwracając się w stronę Lady Sif, która miała czelność przerywać
mu tortury. – Przez ciebie...
— Mam dość – warknęła
wojowniczka, nie pozwalając mu dokończyć. Wcześniej z trudem była
przytrzymywana przez swoich kompanów. – Kim on dla ciebie jest, że nagle masz
prawo do dokonywania takich okrucieństw?! – Wskazała Ásbjörna. – Winisz go za
błędy, których się wstydzi i żałuje... Dlaczego więc dalej TO robisz? Dlaczego
kontynuujesz tę swoją chorą grę?!
Mistrz magii odetchnął
głęboko. Po pierwsze, ochłonąć. Po drugie, zachować spokój. Spojrzał na Sif ze
swoją standardową, nieodgadnioną powagą, po czym wzruszył ramionami
nonszalancko.
— Król
chyba ma do tego prawo, prawda? – Uśmiechnął się kpiąco. – Odrobina rozrywki,
od czasu, do czasu jeszcze nikomu nie zaszkodziła...
Wojowniczka wyglądała na
wielce wzburzoną. Loki jednak, ignorując ją, odwrócił się w stronę chłopaka.
— Oczywiście!
– zawołała dziewczyna sarkastycznie, idąc za nim. – TO ma być rozrywka?
Loki westchnął głęboko.
Chyba zapowiada się na dłuższą rozmowę. Koniec zabawy... Szkoda.
Machnął ręką w stronę
strażników – ci złapali Ásbjörna za łańcuchy i zaczęli go wlec po ziemi, w
stronę lochów. Przez ułamek sekundy Loki dostrzegł krwawą szramę na oku jeńca –
jego dzieło – układającą się niemalże idealnie w runę Eihwaz. Sif odprowadziła
chłopaka wzrokiem, po czym spojrzała z powrotem na Lokiego.
— Nie
zapominaj, że ty też popełniałeś błędy... – wysyczała.
Loki odwrócił się w jej
stronę. Zdawał sobie sprawę z tego, że obserwuje go połowa społeczności
Asgardu... W jego głowie jednak powoli rozrysowywał się idealny plan wybrnięcia
z tej sytuacji z twarzą – doprowadzi tę rozmowę do końca, nie tracąc opanowania
i wystawi Sif na pośmiewisko. Tak, idealnie... Tylko nie popełnić żadnego
błędu!
— Nie tym
tonem – spokojnie ją upomniał.
Dziewczyna jednak nie
zamierzała przestać.
— Taki mądry jesteś,
Iluzjonisto? – Gniewnie zmrużyła oczy i zaczęła się powoli zbliżać w jego
kierunku. – To może powiesz wszystkim, gdzie się podziewa Odyn, co?!
Magik momentalnie
wyprostował się jak struna. Przełknął ślinę... „Trafiła w sedno, suka...” –
pomyślał. Spokojnie... Wystarczy tylko nie okazywać żadnych oznak nagłego
podenerwowania, odsunąć od siebie nienawiść... Uspokoić się. Przede wszystkim,
do cholery, uspokoić się!
— Nawet, jeśli Odyn
wróci, nie zmieni to faktu, że tron i tak będzie mój.
Wojowniczka prychnęła
tylko. To nie była odpowiedź na jej pytanie. Splotła ręce na piersi i
zatrzymała się pół metra od Lokiego. Obydwoje mierzyli się wzrokiem. Niemalże
czuli na sobie wzajem ich ciężkie oddechy, przepełnione frustracją...
— Jesteś
tego taki pewien, Iluzjonisto?
Magik zacisnął zęby. Powoli zaczynał tracić cierpliwość.
— Tron
od zawsze mi się należał – wycedził.
Był coraz bardziej
wściekły i czuł, że przestaje nad tym panować – dziewczynę to jednak bawiło.
Postanowiła kontynuować swoją grę... Przybrała zacięty wyraz twarzy.
— Skoro tak, to czemu
dopiero teraz go objąłeś? Wszyscy wiedzą, że to Thor jest prawowitym
następcą... – Ze złośliwym uśmiechem obserwowała, jak wszystkie mięśnie na
twarzy Lokiego napinają się, z trudem powstrzymując złość. – Dlaczego tron od
początku nie był twój? Czemu musiałeś o niego walczyć? Wcześniej za bardzo
byłeś zajęty uprzykrzaniem innym życia, co, Iluzjonisto? – Nagle uśmiechnęła
się perfidnie. – A może ojciec aż tak bardzo cię nie kochał...? Przyznaj... od
zawsze byłeś zazdrosny o Thora...
W tym momencie nastąpił
wybuch... Nikt się tego nie spodziewał. Nikt nie przypuszczał, że wiecznie na
pozór opanowany iluzjonista da kiedyś upust swej złości. Bowiem im więcej Sif
mówiła, tym bardziej jego nienawiść narastała, aż nagle... słowa same wypłynęły
z jego ust...
— Pytasz, czemu?! –
wrzasnął. Cała sala zamilkła. – Bo jestem Jotunem!!! – wydarł się. – Bo
jestem... cholernym... Jotunem...
Prawda. Prawda, którą
znała tylko jego „rodzina” i Heimdall. Prawda, która była skrzętnie ukrywana
przez wiele tysiącleci. Prawda, która nigdy miała nie wyjść na jaw. Prawda,
której nienawidził... Jeden drobny błąd. Jeden, jedyny – i wszyscy wiedzą.
Cholera.
W sali nie słychać było
nic, poza jego ciężkim oddechem. Patrzył w przerażone oczy Sif z nienawiścią i
obrzydzeniem... Nie rozumiał, dlaczego nagle straciła pewność siebie, z jaką
obrzucała go wyzwiskami. Nie rozumiał, dlaczego pozwolił sobie na tę chwilę nieopanowania.
Nie rozumiał, dlaczego ona spoglądała w jego oczy przepraszająco... Próbował
odnaleźć na jej twarzy złośliwą satysfakcję z osiągniętego celu – widział
jednak jedynie współczucie i zrozumienie.
— Koniec
sesji – wyszeptał chrapliwie.
Przez dłuższą chwilę
wpatrywał się w nią jeszcze, póki nie spuściła wzroku. Wciąż naładowany
złością, wymaszerował z sali, a odgłos zatrzaskiwanych za nim drzwi rozniósł
się echem po jej wnętrzu...
Do końca dnia nikt nie
widział Lokiego.
Władca ukrył się.
Pogrążył się w rozmyślaniach. Zamknął się w sobie…
Siedział samotnie, w
swoich komnatach, wpatrując się pustym wzrokiem w wyciągniętą przed siebie rękę –
w swoją dłoń.
Myśli o tamtej chwili
jeszcze długo miały nie opuszczać jego głowy. Bowiem poczuł wtedy coś jeszcze –
coś w nim wybuchło, coś się w nim… rozbudziło. Wiedział doskonale, co to było.
I zdawał sobie sprawę z tego, że niewiele brakowało, a owo COŚ uwolniłoby się –
i wówczas zdradziłby jeszcze większy sekret.
W jego oczach odbijało
się zielone światło płomieni. Jego dłoń płonęła.
Nie kontrolował tego…
A wszystko przez
Ásbjörna. Skąd on wiedział, że Loki żyje? Kto go przysłał? Istniała jeszcze
tylko jedna osoba, która znałaby Przysięgę, ale ona przecież już dawno
umarła... Teraz jednak, skoro Ásbjörn złamał dane słowo, to i Lokiego już jego
własne obietnice nie wiązały.
Wymazane wspomnienia.
Zesłanie do Asgardu. Ásbjörn już więcej nie ma prawa, by pojawiać się w życiu
Lokiego. W chwili, w której bezprawnie przekroczył bramy Gladsheimu…
…Przysięga przestała obowiązywać.
Teraźniejszość
Loki obudził się, lecz
nie otwierał oczu. To, co czuł, trudno było nazwać strachem – pojęcie „strach”
było mu bowiem nieznane. Wypełniał go dziwnego rodzaju niepokój, ostatnimi
czasy zakrawający o paranoję... Nie minęło wiele dni, odkąd zasiadł na tronie.
Złe samopoczucie wynikało
z pewnego prostego, ale też irytująco głupiego faktu: władca niepokoił się, że
jak tylko otworzy oczy, to wszystko zniknie... Ujrzy białe ściany swojego
dawnego więzienia, miejsca które nawiedzało go w snach, a cała siła, jaką
posiada i cała moc, jaką rozwinął, jaką ukrywał przez ten cały czas,
przygotowując się do wyzwolenia od Thora, po prostu rozpłynie się. Niepokoił
się, że wszystko okaże się być zwyczajnym marzeniem sennym.
Poruszył się niepewnie. Puszysta
kołdra przyjemnie zaszeleściła – a może mu się zdawało? Wciąż nie mógł się na
powrót przyzwyczaić do takich wygodnych posłań...
Wziął głęboki oddech...
— Trzy, dwa, jeden... –
wyszeptał i otworzył oczy.
Spojrzał w jedną
stronę... w drugą... Powoli i bardzo niepewnie podniósł się do pozycji
siedzącej tak, że kołdra osunęła się na jego nogi, odsłaniając blade ciało i
atletyczny tors, na którym widać było blizny i siniaki – nabytki z ostatnich
bitew.
Sama sypialnia wyglądała
tak, jak zawsze. Nie była olbrzymich rozmiarów – miała wystarczająco tyle
miejsca, by pomieścić obszerne łoże, parę szafek, komodę... Jedna ściana była w
całości zajęta przez lustro, które odbijało znajdujący się naprzeciw niego
taras. Krótki rzut okiem w stronę zwierciadła pozwolił królowi określić
wysokość słońca i na tej podstawie stwierdzić godzinę... Jego wzrok przesunął
się dalej, w stronę drzwi prowadzących do łaźni, które zawsze zostawiał
otwarte, by móc sprawdzić, czy wszystko jest na swoim miejscu.
Na razie każda rzecz się
zgadzała. Przez tę jedną noc, pokój nie zdążył też zmienić kolorystki – wnętrze
było urządzone według standardów asgardzkich (bez złota i ornamentów nie mogło
się obejść), ale król pozwolił sobie na dodanie paru elementów w odcieniach
zieleni.
Wszystko się zgadzało.
Opadł z powrotem na stos
poduszek i dopiero teraz wypuścił powietrze. Na jego twarzy pojawił się
uśmiech. Chyba zaczynał robić się przewrażliwiony... Westchnął lekko – czas
powrócić do obowiązków. W końcu „spadło na niego brzemię władzy”, jak to
niegdyś powiedział Thorowi... Cóż, gdyby władanie Dziewięcioma Światami
faktycznie było przykrym obowiązkiem dla Lokiego, nie sprawiałoby mu to takiej
radości.
Powoli wstał, dla
bezpieczeństwa pozostawiając w łóżku swoją iluzję i bezszelestnie przeszedł do
łaźni. Wiele bitew, jakie odznaczyły się w jego życiorysie, sprawiło, że mistrz
magii nie mógł się już odzwyczaić od cichego kroku (zakrawającego pod skradanie
się) oraz spokojnych i ostrożnych ruchów.
Tak też zważając na to,
by nie zrobić hałasu, delikatnie zamknął drzwi i odruchowo rzucił zaklęcie
wyciszające, wykonując w powietrzu osobliwy znak dłońmi. Już po chwili wnętrze
łaźni wypełnił szum wody...
Mężczyzna oparł się o
ścianę prysznica i patrzył, jak przyjemnie ciepła woda spływa małymi strumyczkami,
rzeźbiąc ścieżki w jego alabastrowym ciele, rozluźniając napięte mięśnie.
Czarne włosy, ciężkie od wody, opadły, prostując się i przyklejając do jego
twarzy. Loki miał do swoich włosów ambiwalentny stosunek. Z jednej strony
nienawidził, bo wystawiony ku światowi ich kruczoczarny kolor świadczył o tym,
że król jest tu obcy. Nigdy nie należał do tego świata... Ale też z drugiej
strony to właśnie dzięki temu czuł, że jest sobą. W przeciwieństwie do
czysto-krwistych Asów, których oczy i włosy zawsze były jasne i miały identyczny odcień, u iluzjonisty
obydwie te rzeczy miały ciemny kolor. Loki bez smoliście czarnych włosów,
wzburzonych jak sztormowe morze nocą, nie byłby Lokim.
Nie zauważył nawet, jak
jego dłoń samoistnie powędrowała do magicznego przycisku, regulującego ciepło
wody... Odchylił głowę i przymknął oczy, w przypływie ekstazy, pozwalając by
zimne strugi cieczy opadły na jego twarz, atakując go swoimi lodowatymi
mackami. Nie powinien tego robić... Doskonale czuł, że nie powinien.
Wspomnienia uderzyły w
jego myśli z siłą tornada. Narodziny, znalezienie przez Odyna, faworyzowanie
Thora, syn Farbautiego... Jego dłonie zacisnęły się w pięści, gdy przypomniał
sobie wszystko to, co tak bardzo chciał odrzucić w niepamięć. Wiedział, że nie
może zapomnieć kim naprawdę jest. Wiedział, że nigdy nie zapomni... Wiedział,
że nigdy się z tym nie pogodzi...
Jego skóra powoli
przybrała siny kolor, aż wreszcie ciemny odcień niebieskiego w całości
pochłonął jego ciało. Otworzył oczy, żarzące się krwistą czerwienią. Jego
fioletowe usta rozchyliły się, złaknione smaku zimna... Przemiana dokonała się.
Znów był potworem, obrzydliwym Jotunem. Gdyby nie Thor, dziś wszyscy
zapomnieliby o tej rasie, a Loki nie mógłby już być więcej oskarżany...
Wściekły na samego siebie
szybko zakręcił wodę i odczekał, aż z powrotem odzyska normalny wygląd.
Nienawidził Lodowych Olbrzymów, nienawidził samego siebie. Parę razy zacisnął i
rozluźnił dłonie, by upewnić się, że odzyskał czucie. Może to dziwić, ale
mistrz magii, ze wszystkiego na świecie, najbardziej nienawidził tego stanu po
przemianie, kiedy opuszczają go pozytywne uczucia... Gdy przestaje być sobą.
Odetchnąwszy głęboko,
wysuszył swoje ciało jakimś zaklęciem, po czym powrócił do sypialni. Rzucił
okiem na swoją iluzję – całkowicie o niej zapomniał podczas kąpieli i gdyby
ktoś był wtedy w pomieszczeniu, mógłby pomyśleć, że Loki nie żyje. Znowu. Tym
razem jednak ten ktoś mógłby się głębiej nad podejrzaną sprawą zastanowić, bo
przecież nie na co dzień widzi się osobę śpiącą z otwartymi oczami. Nie oddychającą
w dodatku...
Iluzjonista wytężył
niewielką ilość swoich zmysłów, by nadać złudzeniu więcej wiarygodności, po
czym upewnił się, że sam jest niewidzialny. Stanął przed obszerną szafą i
wyciągnął ze środka swoje niezniszczalne spodnie i pierwszą lepszą zieloną
koszulę. Kolejno pojawił się przed nim nie lada problem...
— Hm...
co ubrać? – mruknął do siebie.
Przez całą szafę ciągnął się rząd wiszących na wieszakach
identycznych tunik.
— Czarny,
metaliczny czarny, czy może pastelowy czarny? – zapytał z nudów śpiącego
Lokiego.
Iluzja poderwała się nienaturalnie szybko i wykrzyknęła:
— Czarny!
– po czym znów opadła na łóżko i powróciła do przerwanej czynności.
— Tak
też myślałem...
Loki uśmiechnął się do
siebie. Czasem niepokoiło go, że rozmawia praktycznie sam ze sobą. Ale w końcu
nie było jeszcze tak źle – gdy przesiadywał w więzieniu, a strażnicy akurat nie
patrzyli, to stwarzał sobie bardzo rozbudowaną iluzję i wraz ze swoimi trzema
podobiznami grał w karty. Zabawa szybko mu się jednak znudziła, bo wiedział, jakie
karty ma każdy z jego przeciwników... Cóż, tak to jest, jak się nie ma
przyjaciół.
Wreszcie magik założył
jedną z czarnych tunik, odział się w swój ulubiony, wiecznie żywy
ciemno-zielony płaszcz i przypiął wszystkie złote ozdobniki. Stanął przed lustrem, podziwiając swoje odbicie i tworząc sobie iluzję
pełnej zbroi, złotej korony i długiej, zielonej peleryny, których nie chciało
mu się teraz zakładać... Obracał się wokół własnej osi, a złoto efektownie odbijało refleksy promieni słonecznych. Uniósł brodę, przybierając
dumną, władczą postawę... Przed nim czekał kolejny, atrakcyjny dzień: władanie Wszechświatem, wydawanie rozkazów, pomiatanie poddanymi – ach, jak Loki to
kochał! Uśmiechnął się do swojego odbicia. „Czas wyruszyć w nieznane” –
pomyślał, gdy nagle...
Usłyszał ciche
skrzypnięcie drzwi.
„Chyba mam gości...” -
Jego twarz automatycznie przybrała zacięty wyraz. Cała iluzja
nowo-wprowadzonego królewskiego stroju znikła. W dłoni władcy pojawił się
sztylet... Doskonale wiedział, kto się zbliża. Jego zmysły działały szybko – w
głowie Lokiego pojawiały się coraz to nowe obrazy nadchodzących przeciwników.
Zacisnął zęby, a z oczu zniknął mu przyjazny blask, gdy zrozumiał, że cudem
będzie, jeśli to spotkanie przeżyje...
Wreszcie... zapowiedź
Yggry się spełnia.
Drzwi do komnat uchyliły
się z głuchym skrzypnięciem. Do środka powoli wkroczyły dwie bestie... Miały
około metra w kłębie, a z każdym powolnym krokiem całe ich ciało drżało. Gęsta,
szara sierść błyszczała w świetle powoli budzącego się do życia słońca. Potężne
łapy zakończone były grubymi, ostrymi, hakowatymi pazurami. Poruszały się one
bezszelestnie, każdy krok stawiały z rozwagą – widać było, że to wyszkoleni
drapieżcy. Ich puste oczy przesuwały się po pomieszczeniu, analizując jego
wnętrze, a kły, przypominające szereg grubych igieł, szczerzyły się groźnie.
Wreszcie do środka
wkroczył i przywódca potworów, który wyraźnie odznaczał się masywniejszym
ciałem i był większego wzrostu. Ponadto pół jego lewego ucha było odgryzione, a
przez tę samą część pyska biegły trzy, obrzydliwe blizny...
Loki odchylił głowę,
starając się zachować spokój. Trzy do jednego to nieuczciwy układ... Jednego
może uda mu się zabić, ale pozostałe rozszarpią go na strzępy. Po dokładnym
przekalkulowaniu swoich szans i przypomniawszy sobie, co się stało z Odynem,
młody władca doszedł do wniosku, że w starciu z Wilkami z Yggdrasil pozostaje
mu jedynie ucieczka...
— Obstawcie
wejścia – warknął chrapliwym, zmutowanym głosem alfa do swoich dwóch
popleczników. — On może próbować jakiś sztuczek...
Cholera. Z ucieczką jednak może być maleńki problem...
Wilkom nie trzeba było
bowiem dwa razy powtarzać. Jeden stanął w drzwiach komnat – mimo, że sprawiał
wrażenie groźnego, to jego ogon poruszał się niepewnie, w strachu. Drugi z
monstrów w jednym susie znalazł się w wyjściu na taras. Sam przywódca zbliżył
się do łoża władcy i lekko na nie wskoczył. Wysunął pazury, warcząc cicho...
Loki nie tracąc wiele
czasu do namysłu zapragnął czym prędzej zrealizować swój plan, niezależnie od
tego, jaki odniesie on skutek. Miałby dosyć spore szanse na ucieczkę, gdyby
jakoś udało mu się niezauważalnie przecisnąć między wilkami. Przeskoczyć nad
taką bestią będzie trudno, ale może jak wciągnę brzuch to jakoś przejdę koło niej? –
dywagował.
— Patrzcie,
moi towarzysze... – warczał przywódca.
Mistrz magii zerknął
kątem oka na to, co się wyczyniało na jego łóżku. Będzie musiał je potem
porządnie wyczyścić.
— Oto
nadszedł chwalebny dzień...
Loki właśnie się
przymierzał do przejścia koło nerwowego wilka. Pod jakim kątem by się nie
ustawił, w żaden sposób nie mieścił się w przejściu bez kontaktu cielesnego z
cuchnącym psowatym.
— Dzień,
w którym Loki, „wielki król Asgardu”, zginie z rąk Fenrira...
Iluzjonista prychnął. Ile
jeszcze osób ma zamiar wyśmiewać się z jego olbrzymiej władzy? Nagle jednak
dotarła do niego druga część zdania wypowiedziana przez wilka...
— Fenrir?
– wyszeptał niekontrolowanie. Jego serce zabiło mocniej. – Fenrisulf z
Muspelheim?
Przywódca bestii już
mierzył się do zadania ciosu, gdy nagle zastygł w bezruchu, jakby usłyszał głos
magika. Przechyliwszy głowę, poruszył uszami, a jego mlecznobiałe oczy na
sekundę wypełniła atramentowa czerń...
W tym samym momencie Loki
poczuł koszmarny ból w głowie, zdający się rozsadzać całą jego czaszkę. Odruchowo
chwycił się obiema dłońmi za skronie, wypuszczając z ręki sztylet. Ból, coraz
bardziej się nasilający, stłumił jego wolę skupienia – iluzja znikła,
ujawniając prawdziwy wizerunek postaci Laufeysona.
Jak na komendę Fenrir
obrócił się i jednym susem pokonał dzielącą go od Lokiego odległość. Spadł na
osłabionego iluzjonistę całym ciężarem swojego ciała, przygniatając władcę do
podłogi.
Wreszcie, gdy wzrok
mistrza magii wyostrzył się, zauważył on, w jak nieciekawej znajduje się
sytuacji. Jego barki były obarczone masą Fenrira, wokół otaczały go dwa
pozostałe wilki, pilnujące wyjścia. Sztylet miał co prawda na wyciągnięcie
ręki, lecz nie mógł wykonać żadnego ruchu, przygnieciony przez bestię.
— Tu się
ukryłeś! – warknął Fenrir. – Sentymentalny jesteś, skoro mnie jeszcze
pamiętasz...
— Walczyliśmy
razem – wydusił, czując, jak pazury wilka wbijają mu się w ramiona.
— Oszukałeś
mnie, Szalony...
Iluzjonista westchnął ciężko, próbując dosięgnąć palcami
sztyletu. Na próżno...
— To nie
była moja wina... – sapnął. – Mój brat, Thor... to on ciebie... nas oszukał –
szybko się poprawił.
Fenrir zmrużył ślepia.
Uniósł się lekko na tylnych kończynach i w wściekłości machnął przednią łapą.
Ostre jak brzytwy pazury uderzyły z tak ogromną siłą w prawy policzek magika,
że jego głowa odskoczyła na bok, a na skórze pojawiło się brzydkie rozcięcie.
— Jesteś
mistrzem kłamstw! – syknął Nieumarły. – Nie ufam ci i dostałem na ciebie
zlecenie, które wykonam z ogromną przyjemnością. Bo, widzisz, Fenrisulf i
Muspelheim to już przeszłość...
— Zmieniłeś się – jęknął władca.
— Ty też, Szalony – odwarknął wilk. – Koniec pogaduszek.
Szykuj się na śmierć...
Na twarzy iluzjonisty pojawił się kpiący uśmiech.
— To się
nie stanie – odparł.
Wtem powietrze zgęstniało
i postać Lokiego znikła, by zaraz pojawić się na tarasie. Nonszalancko
podrzucał swój sztylet. Prawa część jego twarzy wciąż była jednak rozcięta...
— Wykorzystałem
moment, w którym mnie zaatakowałeś i twój nacisk na moje ciało odrobinę się
zmniejszył, by wyswobodzić się i uciec – wyjaśnił, odczuwając wewnętrzną,
niepohamowaną potrzebę pochwalenia się swoją pomysłowością. – Czyż nie jestem
geniuszem? – Zaśmiał się, doprowadzając Nieumarłych do szału.
Fenrir zmarszczył nos w
gniewie. Wilki rzuciły się na Lokiego, lecz tym razem władca był już przygotowany...
Upadł na prawe kolano i machnął ręką, a z jego palców wystrzeliły zielone
promienie. Jedna bestia została znokautowana, a magiczna moc mistrza magii
odrzuciła ją na przeciwległą stronę pokoju. Drugie monstrum okazało się być
sprytniejsze i bardziej opanowane, bo z gracją wybiło się w powietrze, by
zaatakować iluzjonistę.
Mistrz kłamstw uśmiechnął
się chytrze. W odpowiednim momencie poderwał się, wyciągając sztylet i wilk,
lądując na ciele Lokiego i wbijając się w niego pazurami, nadział się na
ostrze. Po raz kolejny magik runął na ziemię. Tym razem wykazał jednak
trzeźwość umysłu... Szybko zrzucił z siebie bezwładne cielsko bestii i z całą
swoją siłą zamachnął się, po czym odciął wilkowi głowę.
Wstał, lekko zmęczony.
Jego idealna fryzura była teraz w całkowitej ruinie. Krew sączyła się powoli z
rozciętego policzka i licznych rozdarć na piersi. Całe szczęście, że jego
płaszcz nie ucierpiał...
Odgarnął lekko włosy do
tyłu, patrząc, jak kolejni przeciwnicy zbliżają się ku niemu. Fenrir zaśmiał
się chrapliwie.
Z każdym krokiem, jaki
Loki wykonywał w tył, bestie powoli się zbliżały. Nagle iluzjonista poczuł za
obolałymi plecami dotyk balustrady balkonowej... Niewiele myśląc, wdrapał się
na nią, by widzieć swych wrogów z wyższości.
— I co
teraz, Szalony?
Umysł iluzjonisty działał
na najwyższych obrotach. Westchnął lekko, stabilizując oddech i spojrzał
litościwie na wilki z Yggdrasil. To, co planował, nie miało prawa udać się
zwyczajnemu człowiekowi... Na jego twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech, gdy skłonił
się teatralnie. On przecież nie jest zwyczajny.
— Abrakadabra!
– zawołał i...
Skoczył w przepaść.
W ostatniej chwili złapał
się wystającej części balustrady, blokując stawy łokciowe. Jego ciało zachwiało
się lekko. Podciągnął się trochę, by chwycić balustradę pewniej. Oddychał
ciężko... Niewiele brakowało, a spadłby kilkaset metrów w dół. Gladsheim to
solidna, monumentalna budowla, a Loki nie posiadał mocy Thora, dzięki której
wojownik mógł przemieszczać się w powietrzu. Los jednak zdawał się czuwać nad
Laufeysonem.
Westchnął.
Jego mięśnie są na tyle rozbudowane, że spokojnie może sobie tutaj „powisieć”
do końca dnia... Może do tego czasu ktoś go znajdzie? Albo te śliczne pieski
sobie pójdą? Wolałby tę drugą opcję, bo pierwsza wiąże się zawsze z
konsekwencjami tego, że osoba, która go odnajdzie, mogłaby również odnaleźć
radość w obserwowaniu, jak Loki spada w dół... „Wytrzymam co najmniej dziesięć
godzin – uśmiechnął się do siebie. – Dam radę. Nie stracę czujności” –
pomyślał.
Nie minęła jednak minuta,
gdy, znudzony, ziewnął ukradkiem. Nagle tuż nad jego głową przeleciał sokół, z
którego gardła wydobył się ostrzegawczy pisk. Loki zamrugał parę razy, by
odegnać zmęczenie i powiódł wzrokiem za drapieżnikiem... Po charakterystycznej,
żółtej wstążce na głowie ptaka, można było rozpoznać, że to jeden z sokołów z
hodowli Hoguna. Loki nigdy się nie interesował fauną, a zamiłowanie Hoguna do
zwierząt łowieckich wręcz go śmieszyło... Och, gdy na przykład wojownik
prezentował swój mały zwierzyniec, to mistrz magii z trudem powstrzymywał się
od rzucania złośliwych uwag. Coś jednak z wykładu zapamiętał... Czy pisk, jaki
przed chwilą ów ptak z siebie wydał, nie oznaczał czegoś konkretnego? Myślał
intensywnie, co to mogło być, aż nagle dostał olśnienia.
Dotarło do niego, że
istnieje jeszcze trzecia opcja, na wyjście z jego sytuacji – bowiem wilki z
Yggdrasil mogły przecież zauważyć, że ich ofiara nie zginęła, a wręcz
przeciwnie: wisi sobie tuż pod ich stopami i ma się prawie dobrze. Ten pisk,
jaki sokół z siebie wydał, służył ostrzeżeniu innych o nadejściu drapieżnika...
W tym momencie
iluzjonista zrozumiał, że tym razem może nie mieć szczęścia i bestie go zabiją.
Musi działać.
W popłochu zaczął się
rozglądać wokół siebie, aż jego wzrok padł na okno, jakieś dziesięć metrów w
dole, trochę na prawo od niego. Nie miał innego wyjścia, jak po raz kolejny
zaufać Losowi... Spiął wszystkie mięśnie, po czym zaczął się huśtać, unosząc
się i opuszczając na rękach. Wreszcie, gdy jego ciało chwiało się tak, że
płaszcz mu furkotał na wietrze, odchylił się i wykorzystując siłę, z jaką się
opuszcza, oderwał dłonie od balustrady.
Wyciągnął ręce przed
siebie, a jego serce niemalże stanęło, gdy przelatywał nad przerażającą
przepaścią... Nie było czasu na rzucanie zaklęć, nawet mu to przez myśl nie
przeszło. Z ogromną siłą uderzył w ścianę budynku. Niewiele brakowało, by
połamał sobie kości. Spróbował złapać się parapetu, lecz z przestrachem
stwierdził, że nie ma się o co zaczepić. Zaczął się szybko zsuwać po lekko pochyłej
ścianie pałacu – zacisnął zęby, wiedząc że zaraz odpadnie od ściany i zginie,
gdy nagle...
Przez chwilę poczuł pod
stopami oparcie. Ucieszył się w duchu, wiedząc, że to kolejny parapet – w
ostatniej chwili, zanim spadł, złapał się go rękoma.
Chwycił się mocno, a jego
ciałem znów zachwiało. Uderzył raz o ścianę budynku, po czym wreszcie zawisł w
bezruchu. Odetchnął głęboko. Po raz kolejny udało mu się przeżyć... Nie był
wielkim fanem sportów ekstremalnych, toteż samobójcze skakanie w przepaść
przysporzyło mu wiele nerwów. Spojrzał w górę – w ciągu kilku sekund spadł
jakieś dwadzieścia metrów w dół...
Nie chcąc tracić ani
chwili czasu dłużej, podciągnął się na rękach i z trudem wdrapał na parapet.
Jego oczy rozbłysły zielenią, na co szyba w oknie wyleciała, rozbijając się na
części. Schylił się i wskoczył zgrabnie do salonu czyjegoś mieszkania.
Rozejrzał się po pokoju i
dopiero teraz całkowicie się uspokoił. Z irytującą pewnością siebie przeszedł
kilka kroków i urwał kilka winogron z kiści leżącej na stoliku. Nie przestając
się rozglądać, zjadł wszystkie naraz. Wzruszył ramionami, uznawszy, że nie
rozpoznaje tego miejsca, po czym powoli skierował się w stronę kanapy. Dopiero
teraz, gdy cała adrenalina opadła, poczuł prawdziwy ból na całym ciele. Ostrym
szarpnięciem zerwał do niczego się już nie nadający napierśnik i rzucił go na
ziemię... Nieźle się poobijał, uderzając kilkakrotnie w ściany budynku. Ponadto
miał wiele rozcięć, o czym mogło świadczyć piekielne pieczenie. Ciekawe jak
głębokie były te rany, skoro pazury wilków z łatwością cięły zbroję, chroniącą
pierś Lokiego? Wolał nawet o tym nie myśleć. Skrzywił się i już miał usiąść,
gdy nagle...
— Co ty
tu robisz!? – usłyszał brzęk tłukącego się szkła.
Odwrócił się powoli,
ukazując się Lady Sif, pod stopami której leżała dopiero co rozbita misa.
Dziewczyna zakryła usta dłonią w przerażeniu na widok nieeleganckiego wyglądu
Lokiego. Włos miał rozwiany i zlepiony od potu, w oczach widać było dziki
błysk, brakowało mu napierśnika, a całą tunikę miał porozcinaną i zroszoną
krwią – pewnie nie tylko jego własną. Jej szczególną uwagę zwróciło obrzydliwie
wyglądające rozcięcie, ciągnące się po całym policzku. Ponadto mistrz magii
sprawiał takie wrażenie, jakby każdy krok sprawiał mu ból.
— Postanowiłem
na chwilkę WPAŚĆ – oświadczył, uśmiechając się szeroko i wskazując rozbite
okno.
Mimo wszechogarniającego bólu, Loki wciąż nie tracił tupetu.
— Na
krew Sigurda... – jęknęła Sif, łącząc fakty. – Co się stało?
Iluzjonista natychmiast
spoważniał. Zacisnął zęby, zastanawiając się, czy powiedzieć jej prawdę, czy
lepiej działać samemu i spróbować jakoś doczołgać się do komnat, ale za to nie
ujawniać, że niecały miesiąc wcześniej po raz kolejny zawalił na całej linii,
zostawiając Odyna w Yggdrasilu na pastwę losu... W jej oczach dostrzegł jednak
coś dziwnego... Nikt bowiem tak jeszcze na niego nie patrzył, ale z trudem
wywnioskował, że to musi być troska. Takie miłe uczucie, które okazuje się
osobie, na której nam zależy. To chyba oznacza, że można komuś takiemu
zaufać...
Loki przełknął ślinę,
podejmując decyzję, po czym spojrzał na Sif całkowicie poważnym wzrokiem.
— Musisz
mi pomóc – powiedział.
---------------------------------------------------------------
Witajcie, witajcie, witajcie...
Wiem, miałam dosyć długą przerwę i szczerze powiedziawszy, nic mnie nie usprawiedliwia. Mam tylko nadzieję, że nie pouciekaliście wszyscy, że ktoś tu jeszcze został i będziecie chcieli czytać to dalej. Od tej pory, OBIECUJĘ, rozdziały będą pojawiać się systematycznie.Dziękuję za wszystkie komentarze.
Czekam na opinie i pozdrawiamAlleka
To było... Och, piękne. Scena tortur przerażała, a ta z iluzją odpowiadającą na pytanie mnie rozbroila XD
OdpowiedzUsuńStrasznie mi się podoba to, z jaką lekkością i łatwością wszystko opisujesz. Robisz to obłędnie. Najbardziej emocjonującą scenę, była oczywiście ta z Fenrirem, lecz emocje podskoczyly też, gdy Loki wyjawił wszystkim swe pochodzenie. Strasznie jestem ciekawa jak ti dalej poprowadzisz :)
Pozdrawiam,
Vivilet
PS w wolnym czasie zapraszam do siebie
kazdymadrugieoblicze.blogspot.com
Kurczaki! To jest po prostu niesamowite! Zgadzam się z Viv. Jestem w szoku jak lekko to wszystko opisujesz. Rozdział był długi, uwielbiam takie! I przez całe jego trwanie nie mogłam się nadziwić, z jaka łatwością się to czyta. Tworzysz cudownego Lokiego, kocham go, jest obłędny! Każdy moment jest opisany perfekcyjnie, jego emocje, odczucia, każdy gest... Ach.. Ta nonszalancja, arogancja, tupet są takie seksowne, ze aż mam motyle w brzuchu.
OdpowiedzUsuńScena z torturami świetna. Podobała mi się bardzo. Oczywiscie wyznanie przez Lokiego swego pochodzenia tez bardzo dobrze przedstawione, chociaż miałam nadzieje do końca, ze jednak nie da się sprowokować XD. Hm.. Co jeszcze? Sif mnie intryguje. Nie chce się dopatrywać jakiegoś romansu, czy cos ale byłoby fajnie :-). Kilka razy tak się smialam, ze mi tchu zabrakło. Juz mowie gdzie, np -„Trafiła w sedno, suka...” – pomyślał. I jeszcze tu -Przez całą szafę ciągnął się rząd wiszących na wieszakach identycznych tunik.
— Czarny, metaliczny czarny, czy może pastelowy czarny? – zapytał z nudów śpiącego Lokiego.
Iluzja poderwała się nienaturalnie szybko i wykrzyknęła:
— Czarny! – po czym znów opadła na łóżko i powróciła do przerwanej czynności.
— Tak też myślałem...
Hahaha XD to było super!
Zostaje na dłużej definitywnie, czekam na więcej i życzę dużo weny.
ogien-i-lod.blogspot.com - to co prawda nie o Lokim, ale wzoruje na jego postawie jedna z postaci. :-) zapraszam.
Witam. Właściwie to powinnam zacząć od ochrzanienia cię, bo nie lubię, gdy ktoś zostawia spam na moim blogu nie zapoznając się nawet z jego treścią i nie zostawiając jakiegoś konkretnego komentarza. Takie wiadomości zazwyczaj ignoruję i nawet nie patrzę na ich zawartość, jednak moją uwagę przykuł fakt, iż piszesz o Lokim.
OdpowiedzUsuńNo to wchodzę, patrzę... I muszę ci wybaczyć ten spam.
To bardzo frustrujące, gdy czytam opowiadanie i zdaję sobie sprawę z tego, że nigdy nie dojdę do takiego poziomu, jak autor. Jesteś kilka poziomów wyżej ode mnie, więc nawet nie będę cię zmuszać, żebyś czytała moje żałosne pitu pitu.
Historia jest ciekawa, bo w dużej mierze opiera się na mitologii nordyckiej. I mimo, że coś niecoś o tym czytałam, gdyż moje opowiadanie również jakoś tam się o tą mitologie opiera, to jednak tyle szczegółów, co ty tu przedstawiłaś, nie znam. Z podziwem czytałam twoje opowiadanie, bo wiem, jak trudne jest rzetelne przygotowanie się do pisania opowieści. Twoje opisy są niezwykłe, a emocje Lokiego(do którego w tym opowiadaniu mam mieszane uczucia, ale to prawdopodobnie dlatego, że jest tutaj prawdziwy) opisujesz świetnie.
Scena w łóżku i pod prysznicem wprawiła mnie o szybsze bicie serca. Jak sobie wyobraziłam to wszystko... O matko.
Trochę przeraża mnie długość rozdziałów, z drugiej strony fajnie, bo jest dużo treści, którą można jakoś skomentować. No cóż, do twojego opowiadania nie można zabrać na szybko a to dobrze.
No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko dodać cię do czytanych i śledzić twojego bloga.
Pozdrawiam!
To było doprawdy dobre, spodobało mi się twoje opowiadanie i to, ze w prologu nie cofiesz siędo wydarzeń filmu a innych, odleglejszych, które sprawiają, ze człowiek na chwilę traci rezon, by później go odzyskać i pochwycić, że to co się działo, teraz zawarzy na wszystkim. Przemknełam po rozdziałach predko, dziwiąc się temu jak świetnie ktoś moze pisać - to obłędne, zawierasz w swym opowiadaniu lekki humor i nie obciążasz wydarzeń ciężarem zbędnych opisów, wszystko wygląda naturalnie i co najlepsze! Opisy są na tyle doskonałe, że człowiek ma wrażenie, jakby znalazł się w asgardzie i kroczył u boku Lokiego, podstępnego bóstwa, które zagarnęło tron dla siebie.
OdpowiedzUsuńAh i Lady Sif jest tu dość wyrazista, nasuwa mi pewne myśli, pewne podejrzenia, nie chcac jednak tego zapeszyć, posnuję swe Szatańskie myśłi w milczeniu i poczekam na nowy rozdział
dorzucam cię do listy czytanych, a gdybyś kiedyś chciała zbłądzić do mnie to: szatanirro.blogspot.com
pozdro!
Wiedziałam! No po prostu wiedziałam! Między Lokim, a Sif musi coś być! Tak powoli i niepozornie się to rozwija, ale to świadczy o tym "czymś" :) Jednak moje przeczucie po raz kolejny mnie nie zawiodło ^^
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Masz super styl i bardzo lekko się to czyta. Nawet w tak dramatycznych scenach, jakimi były np. tortury Lokiego na tym więźniu, czy jego walka z wilkami da się wyczuć nutkę ironii, ale też napięcie.
Na szczęście już przerwa świąteczna, więc będę miała trochę więcej czasu, by nadrobić zaległości :)
Ana
Ten fenomenalny skok Lokiego sprawił, że nawet mnie serce zaczęło szybciej bić. Czy Ty specjalnie sprawiasz, że się martwię o naszego maga? Ewidentnie coś łączy Lokiego z Sif. I nie chodzi mi o tą troskę... Czy to przez to co on powiedział? Emocje się we mnie gotują!
OdpowiedzUsuńTo jest świetny rozdział. Piszesz w bardzo fajny sposób. Myślałaś o założeniu konta na Wattpad? Bardzo polecam. Wszyscy są mili i dobrze się tam pisze. Mój profil to ZbawcaOlimpu. :) Daj znać bo może już masz tam profil. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuń