Wszystkie Odcienie Zieleni to opowiadanie o Lokim - nordyckim bogu kłamstw. Powstaje ono w oparciu o mitologię nordycką i serię filmów Marvela. Jest to historia własna. Po więcej info zapraszam do zakładki "o blogu".
Status: trwające
Gatunek: fantasy/fanfiction

sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 2

NIESPODZIEWANI GOŚCIE


 Niecały miesiąc wcześniej
       W centrum Asgardu wznosiła się jedna ze wspanialszych budowli wykonanych za Czasów Odyna – majestatyczny Gladsheim, który swą wielkością nie dorównywał żadnemu z dotąd wybudowanych. Wiele pałaców miał Odyn, ten był jednak główną siedzibą Asów... przynajmniej tej zamożniejszej części.
        Jakoby z zewnątrz wyglądał iście okazale i godnie wielkich króli, panujących w nim od zarania dziejów, to wewnątrz... Wnętrze jego kształtowali mieszkańcy – a w dzisiejszych czasach, po przekroczeniu progów Pałacu, od razu czuć było zimno i wrogość, unoszące się w powietrzu, oraz coś chaotycznego... Coś, co w swym chaosie przerażało, paraliżowało zmysły, mroziło krew w żyłach. Stali bywalcy i mieszkańcy Pałacu doskonale wiedzieli, że owym „czymś” był nie kto inny, jak sam Król...
        Loki.
        Tego dnia mistrz magii siedział w Valaskjalfie na potężnym, złotym tronie. Siedział, jak zwykle, pozornie znudzony. Cała jego poza była przepełniona nonszalancją... Na wpół leżąc, bawił się swoim hełmem o fantazyjnie zawiniętych rogach, który celowo przewiesił przez poszarpane oparcie tak, aby przy lekkim dotknięciu chwiał się, niby huśtawka. Siedział tak, co rusz trącając swe odzienie głowy i patrząc, jak ów kiwa się w przód i w tył. Sprawiał wrażenie okrutnie znudzonego, ale...
       Ale to była tylko poza. W rzeczywistości ciekawość i zniecierpliwienie wręcz rozrywały go od środka. Loki bowiem czekał. Coraz bardziej się niecierpliwił, ale czekał... Czas mijał tak wolno, jak jeszcze nigdy. Ale on czekał.
       A gdy wreszcie drzwi się otwarły, weszli posłańcy – einherjarzy – i powiedzieli mu: wszystko gotowe, Panie. Wstał, powoli, majestatycznie – założył swoją rogatą koronę i wywołał efektowną iluzję, od której po jego plecach spłynęła wijąca się, zielona peleryna z atłasu. Ruszył za przybyszami, pozwolił zaprowadzić się do sali obrad, gdzie czekali już wszyscy: Wojownicza Trójka, Lady Sif i Asowie spragnieni widowiska. Wszedł do środka, wyjątkowo spokojnie, drzwi się zatrzasnęły... Rozejrzał się po zgromadzonych, a jego wzrok zatrzymał się na jednej, jedynej osobie...
        Na szpiegu.
    I w momencie, w którym go zobaczył, cała jego maska pozornego spokoju opadła. Loki przeobraził się w najprawdziwszego diabła... Na jego twarzy wykwitł paskudny uśmieszek.
    No, witam... Witam – powiedział.
     Głos miał lekko ochrypnięty, przez co brzmiał jeszcze bardziej złowrogo, niż wyglądał. Gestem uciszył wszystkich zgromadzonych.
    Kto tego psa tu przyprowadził? – rzucił, wskazując niedbale na szpiega.
    My, Panie – odezwał się Fandral.
      Oczywiście. Jak zwykle on...
      Stanął przed Lokim, po czym upadł na jedno kolano, a zaciśniętą pięść przyłożył do serca. Lady Sif oraz pozostali członkowie Wojowniczej Trójki po chwili poszli w jego ślady.
       — Winszuję – mruknął iluzjonista. – Nad wynagrodzeniem jeszcze się zastanowię, wstańcie...
    „Skurwiel...” – przemknęło Lady Sif przez myśl. Tyle się trudzili, by złapać tego cholernego szpiega, a Loki oświadcza im, że „nad wynagrodzeniem się zastanowi”?! Niech go cholera weźmie! Dziewczyna poczuła, jak Fandral kładzie dłoń na jej ramieniu... Jego dotyk jak zwykle podziałał na nią uspokajająco.
     Mistrz magii zaczął powoli zbliżać się w stronę szpiega...
    Nie obchodzi mnie, jak go złapaliście. Chcę wiedzieć tylko: kim on jest?
„Sukinsyn... tyle się trudzić... tyle starań... Pieprzony sukinsyn!”
    Nazywa się Ásbjörn, Panie – ponownie odezwał się Fandral.
     Loki zatrzymał się. W jego głowę uderzył tabun myśli, tornado wspomnień. Nie... przecież może się mylić, prawda? Minęło dużo czasu... Chociaż niewystarczająco dużo, by zapomnieć. Ale... to nie może być ON. Nie może... Po prostu nie może...
    Kolejne parę kroków. Przełyka ślinę. Staje nad skuloną postacią młodego chłopaka, drżącego, z rękami i nogami spętanymi łańcuchami. Głowę miał spuszczoną, a bujna czupryna brązowych włosów opadała mu na twarz...
   Loki przypomniał sobie, jak sam, jeszcze niedawno, był tak samo skuty i prowadzony przez strażników, niczym jakiś przestępca. Niesłusznie. Niesprawiedliwie. Bez powodu... On przecież nic nie zrobił. Pamiętał też nonszalancję, z jaką obnosił się, gdy postawiono go przed Odynem – i towarzyszące mu rozbawienie...
    A ten chłopak tutaj przedstawiał sobą obraz jedynie nędzy i rozpaczy. Już na pierwszy rzut oka Loki stwierdził, że ów Ásbjörn jest winny wszystkiemu, co uczynił. 
     Zwalił go kopniakiem na ziemię. Chłopak zatrząsł się, zasłaniając rękoma głowę przed kolejnymi uderzeniami... Łańcuchy szeleściły nieprzyjemnie.
    Ásssbjörn – wysyczał Loki, zjadliwie. – Ty psie.
    Kolejne kopnięcie. Tym razem w żebra. Młodzian zadrżał, po czym poderwał się i zwymiotował krwią.
   Loki otrzepał się z niewidzialnych pyłków. Z porażającą powagą przyglądał się zachowaniu chłopaka. Słyszał szepty przerażonych gapiów, czuł na sobie spojrzenia Wojowniczej Trójki i Lady Sif...
        Panowie! – wydarł się rozdzierająco, unosząc ręce do góry. – Panie! Przybyliście tu wszyscy na sesję! Witam... witam! – Na jego twarzy tańczył pogardliwy uśmieszek. – Wydaje mi się jednak, że ta sesja przeobrazi się zaraz w piekło...
    Widzowie głośno ochnęli, gdy Loki dobył sztyletu, podrzucił nim wysoko i złapał za rękojeść. Zbliżył się powoli ku skulonemu Ásbjörnowi. Gdy stanął nad nim, chwycił go za włosy i brutalnym szarpnięciem poderwał mu głowę do góry. Schylił się tak, by przystawić mu sztylet do gardła.
     — Ásbjörn, Ásbjörn, Ásbjörn... Stąpasz po kruchym lodzie... Myślałem o każdym, ale – ty? Ty, Ásbjörn, przeciwko MNIE? – Pokręcił głową udając, że jest zawiedziony. – Co tam mamroczesz...? Ach, przepraszasz?
      Z całej siły uderzył jego głową o posadzkę. Rozległ się głuchy huk.
      Wśród zgromadzonych zapanowała cisza.
       —    Tylko, co mi po twoich przeprosinach? Ja chcę wiedzieć jedno: dla kogo pracujesz?
Brak odpowiedzi.
    Powtarzam ostatni raz... kto dał ci zlecenie?
      —    Mówił... – wychrypiał jeniec, niskim głosem. ­– Mówił, że da mi wolność... Obiecał mi...
      —    Też coś ci obiecałem. Zapomniałeś? – wycedził Loki. – Złożyłeś przysięgę. I zdradziłeś mnie.
      —    Ja... ja nie... Popełniłem błąd, ja...
      —    Po raz ostatni pytam: KTO?! – wybuchł.
     Widząc, że Ásbjörn nie kwapi się do odpowiedzi, Loki cisnął sztyletem na ziemię. Uniósł ręce na wysokość głowy więźnia, układając dłonie po jej obu stronach, na linii skroni. Po chwili oczy zapłonęły mu jadowitą zielenią i w tym samym momencie na jego palcach zatańczyły zielonkawe iskry.
    Usmażę ci mózg, jeśli nie odpowiesz. Gadaj. Natychmiast.
   Ásbjörn zaczął szybciej oddychać. Wciąż jednak nie zamierzał zdradzić nikomu swojej tajemnicy...
   Loki westchnął głęboko. Źrenice zwęziły mu się maksymalnie, a zieleń wypełniła całe jego tęczówki, gdy z jego dłoni wytrysnęły zabójcze promienie i uderzyły w głowę chłopaka. Prąd wbił się w skórę, przepłynął gładko przez mięśnie i kości, aż wreszcie skumulował się we wnętrzu głowy Ásbjörna...
    Rozległ się jego rozdzierający, mrożący krew w żyłach ochrypły wrzask. Przepełniony bólem i nieopisanym cierpieniem. Z nosa pociekły mu strużki posoki... Krzyczał, błagał o litość, płakał...
   Gdy Loki wreszcie wyłączył przesył napięcia, chłopak opadł na ziemię. Oddychał ciężko i niespokojnie.
    Tylko jedno, proste pytanie... Kto? – powtórzył magik po raz wtóry.
    Jeśli... – wyszeptał. – Jeśli mnie zabijesz... nigdy się nie dowiesz...
Loki uniósł tylko brwi.
    Masz rację – powiedział po dłuższej chwili.
     Podniósł się z ziemi, po czym złapał Ásbjörna za pętające go łańcuchy i również jego przywrócił do pionu. Przez parę sekund przyglądał się uważnie jego młodej twarzy, aż w końcu... Uniósł swój sztylet z ziemi.
    —    Masz rację – powiedział ponownie. – Jeśli cię zabiję, nigdy się nie dowiem. W takim razie wydłubię ci oko – dodał ochoczo.
     Złapał go za kark żelaznym uchwytem silnej dłoni, by się nie ruszał, po czym przyłożył ostrze do jego twarzy. Usta wykrzywiły mu się w perfidnym uśmiechu, gdy dostrzegł strach w oczach jeńca. Przycisnął mocno sztylet do jego skóry i...
    Dość! – usłyszał czyjś głos, który tak niespodziewanie przerwał ciszę.
Ciął.
    Ręka mu się omsknęła. Ze złością wypuścił sztylet. Ásbjörn z wrzaskiem upadł na podłogę i natychmiast przycisnął obie dłonie do rozdartej skóry... Jedynie rozdartej. Niestety, oko pozostało na swoim miejscu... Ech!
     — Cóż to miało być?! – warknął Loki, odwracając się w stronę Lady Sif, która miała czelność przerywać mu tortury. – Przez ciebie...
      — Mam dość – warknęła wojowniczka, nie pozwalając mu dokończyć. Wcześniej z trudem była przytrzymywana przez swoich kompanów. – Kim on dla ciebie jest, że nagle masz prawo do dokonywania takich okrucieństw?! – Wskazała Ásbjörna. – Winisz go za błędy, których się wstydzi i żałuje... Dlaczego więc dalej TO robisz? Dlaczego kontynuujesz tę swoją chorą grę?!
     Mistrz magii odetchnął głęboko. Po pierwsze, ochłonąć. Po drugie, zachować spokój. Spojrzał na Sif ze swoją standardową, nieodgadnioną powagą, po czym wzruszył ramionami nonszalancko.
     —    Król chyba ma do tego prawo, prawda? – Uśmiechnął się kpiąco. – Odrobina rozrywki, od czasu, do czasu jeszcze nikomu nie zaszkodziła...
    Wojowniczka wyglądała na wielce wzburzoną. Loki jednak, ignorując ją, odwrócił się w stronę chłopaka.
      —    Oczywiście! – zawołała dziewczyna sarkastycznie, idąc za nim. – TO ma być rozrywka?
      Loki westchnął głęboko. Chyba zapowiada się na dłuższą rozmowę. Koniec zabawy... Szkoda.
     Machnął ręką w stronę strażników – ci złapali Ásbjörna za łańcuchy i zaczęli go wlec po ziemi, w stronę lochów. Przez ułamek sekundy Loki dostrzegł krwawą szramę na oku jeńca – jego dzieło – układającą się niemalże idealnie w runę Eihwaz. Sif odprowadziła chłopaka wzrokiem, po czym spojrzała z powrotem na Lokiego.
      —    Nie zapominaj, że ty też popełniałeś błędy... – wysyczała.
     Loki odwrócił się w jej stronę. Zdawał sobie sprawę z tego, że obserwuje go połowa społeczności Asgardu... W jego głowie jednak powoli rozrysowywał się idealny plan wybrnięcia z tej sytuacji z twarzą – doprowadzi tę rozmowę do końca, nie tracąc opanowania i wystawi Sif na pośmiewisko. Tak, idealnie... Tylko nie popełnić żadnego błędu!
     —    Nie tym tonem – spokojnie ją upomniał.
     Dziewczyna jednak nie zamierzała przestać.
    — Taki mądry jesteś, Iluzjonisto? – Gniewnie zmrużyła oczy i zaczęła się powoli zbliżać w jego kierunku. – To może powiesz wszystkim, gdzie się podziewa Odyn, co?!
   Magik momentalnie wyprostował się jak struna. Przełknął ślinę... „Trafiła w sedno, suka...” – pomyślał. Spokojnie... Wystarczy tylko nie okazywać żadnych oznak nagłego podenerwowania, odsunąć od siebie nienawiść... Uspokoić się. Przede wszystkim, do cholery, uspokoić się!
      — Nawet, jeśli Odyn wróci, nie zmieni to faktu, że tron i tak będzie mój.
   Wojowniczka prychnęła tylko. To nie była odpowiedź na jej pytanie. Splotła ręce na piersi i zatrzymała się pół metra od Lokiego. Obydwoje mierzyli się wzrokiem. Niemalże czuli na sobie wzajem ich ciężkie oddechy, przepełnione frustracją...
    Jesteś tego taki pewien, Iluzjonisto?
Magik zacisnął zęby. Powoli zaczynał tracić cierpliwość.
    Tron od zawsze mi się należał – wycedził.
     Był coraz bardziej wściekły i czuł, że przestaje nad tym panować – dziewczynę to jednak bawiło. Postanowiła kontynuować swoją grę... Przybrała zacięty wyraz twarzy.
     — Skoro tak, to czemu dopiero teraz go objąłeś? Wszyscy wiedzą, że to Thor jest prawowitym następcą... – Ze złośliwym uśmiechem obserwowała, jak wszystkie mięśnie na twarzy Lokiego napinają się, z trudem powstrzymując złość. – Dlaczego tron od początku nie był twój? Czemu musiałeś o niego walczyć? Wcześniej za bardzo byłeś zajęty uprzykrzaniem innym życia, co, Iluzjonisto? – Nagle uśmiechnęła się perfidnie. – A może ojciec aż tak bardzo cię nie kochał...? Przyznaj... od zawsze byłeś zazdrosny o Thora...
    W tym momencie nastąpił wybuch... Nikt się tego nie spodziewał. Nikt nie przypuszczał, że wiecznie na pozór opanowany iluzjonista da kiedyś upust swej złości. Bowiem im więcej Sif mówiła, tym bardziej jego nienawiść narastała, aż nagle... słowa same wypłynęły z jego ust...
     — Pytasz, czemu?! – wrzasnął. Cała sala zamilkła. – Bo jestem Jotunem!!! – wydarł się. – Bo jestem... cholernym... Jotunem...
    Prawda. Prawda, którą znała tylko jego „rodzina” i Heimdall. Prawda, która była skrzętnie ukrywana przez wiele tysiącleci. Prawda, która nigdy miała nie wyjść na jaw. Prawda, której nienawidził... Jeden drobny błąd. Jeden, jedyny – i wszyscy wiedzą. Cholera.
    W sali nie słychać było nic, poza jego ciężkim oddechem. Patrzył w przerażone oczy Sif z nienawiścią i obrzydzeniem... Nie rozumiał, dlaczego nagle straciła pewność siebie, z jaką obrzucała go wyzwiskami. Nie rozumiał, dlaczego pozwolił sobie na tę chwilę nieopanowania. Nie rozumiał, dlaczego ona spoglądała w jego oczy przepraszająco... Próbował odnaleźć na jej twarzy złośliwą satysfakcję z osiągniętego celu – widział jednak jedynie współczucie i zrozumienie.
    Koniec sesji – wyszeptał chrapliwie.
    Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w nią jeszcze, póki nie spuściła wzroku. Wciąż naładowany złością, wymaszerował z sali, a odgłos zatrzaskiwanych za nim drzwi rozniósł się echem po jej wnętrzu...
      Do końca dnia nikt nie widział Lokiego.
      Władca ukrył się. Pogrążył się w rozmyślaniach. Zamknął się w sobie…
    Siedział samotnie, w swoich komnatach, wpatrując się pustym wzrokiem w wyciągniętą przed siebie rękę – w swoją dłoń.
     Myśli o tamtej chwili jeszcze długo miały nie opuszczać jego głowy. Bowiem poczuł wtedy coś jeszcze – coś w nim wybuchło, coś się w nim… rozbudziło. Wiedział doskonale, co to było. I zdawał sobie sprawę z tego, że niewiele brakowało, a owo COŚ uwolniłoby się – i wówczas zdradziłby jeszcze większy sekret.
      W jego oczach odbijało się zielone światło płomieni. Jego dłoń płonęła.
       Nie kontrolował tego…
     A wszystko przez Ásbjörna. Skąd on wiedział, że Loki żyje? Kto go przysłał? Istniała jeszcze tylko jedna osoba, która znałaby Przysięgę, ale ona przecież już dawno umarła... Teraz jednak, skoro Ásbjörn złamał dane słowo, to i Lokiego już jego własne obietnice nie wiązały.
      Wymazane wspomnienia. Zesłanie do Asgardu. Ásbjörn już więcej nie ma prawa, by pojawiać się w życiu Lokiego. W chwili, w której bezprawnie przekroczył bramy Gladsheimu…
      …Przysięga przestała obowiązywać.



Teraźniejszość
   Loki obudził się, lecz nie otwierał oczu. To, co czuł, trudno było nazwać strachem – pojęcie „strach” było mu bowiem nieznane. Wypełniał go dziwnego rodzaju niepokój, ostatnimi czasy zakrawający o paranoję... Nie minęło wiele dni, odkąd zasiadł na tronie.
    Złe samopoczucie wynikało z pewnego prostego, ale też irytująco głupiego faktu: władca niepokoił się, że jak tylko otworzy oczy, to wszystko zniknie... Ujrzy białe ściany swojego dawnego więzienia, miejsca które nawiedzało go w snach, a cała siła, jaką posiada i cała moc, jaką rozwinął, jaką ukrywał przez ten cały czas, przygotowując się do wyzwolenia od Thora, po prostu rozpłynie się. Niepokoił się, że wszystko okaże się być zwyczajnym marzeniem sennym.
    Poruszył się niepewnie. Puszysta kołdra przyjemnie zaszeleściła – a może mu się zdawało? Wciąż nie mógł się na powrót przyzwyczaić do takich wygodnych posłań...
    Wziął głęboki oddech...
     — Trzy, dwa, jeden... – wyszeptał i otworzył oczy.
    Spojrzał w jedną stronę... w drugą... Powoli i bardzo niepewnie podniósł się do pozycji siedzącej tak, że kołdra osunęła się na jego nogi, odsłaniając blade ciało i atletyczny tors, na którym widać było blizny i siniaki – nabytki z ostatnich bitew.
    Sama sypialnia wyglądała tak, jak zawsze. Nie była olbrzymich rozmiarów – miała wystarczająco tyle miejsca, by pomieścić obszerne łoże, parę szafek, komodę... Jedna ściana była w całości zajęta przez lustro, które odbijało znajdujący się naprzeciw niego taras. Krótki rzut okiem w stronę zwierciadła pozwolił królowi określić wysokość słońca i na tej podstawie stwierdzić godzinę... Jego wzrok przesunął się dalej, w stronę drzwi prowadzących do łaźni, które zawsze zostawiał otwarte, by móc sprawdzić, czy wszystko jest na swoim miejscu.
    Na razie każda rzecz się zgadzała. Przez tę jedną noc, pokój nie zdążył też zmienić kolorystki – wnętrze było urządzone według standardów asgardzkich (bez złota i ornamentów nie mogło się obejść), ale król pozwolił sobie na dodanie paru elementów w odcieniach zieleni.
     Wszystko się zgadzało.
     Opadł z powrotem na stos poduszek i dopiero teraz wypuścił powietrze. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Chyba zaczynał robić się przewrażliwiony... Westchnął lekko – czas powrócić do obowiązków. W końcu „spadło na niego brzemię władzy”, jak to niegdyś powiedział Thorowi... Cóż, gdyby władanie Dziewięcioma Światami faktycznie było przykrym obowiązkiem dla Lokiego, nie sprawiałoby mu to takiej radości.
    Powoli wstał, dla bezpieczeństwa pozostawiając w łóżku swoją iluzję i bezszelestnie przeszedł do łaźni. Wiele bitew, jakie odznaczyły się w jego życiorysie, sprawiło, że mistrz magii nie mógł się już odzwyczaić od cichego kroku (zakrawającego pod skradanie się) oraz spokojnych i ostrożnych ruchów.  
    Tak też zważając na to, by nie zrobić hałasu, delikatnie zamknął drzwi i odruchowo rzucił zaklęcie wyciszające, wykonując w powietrzu osobliwy znak dłońmi. Już po chwili wnętrze łaźni wypełnił szum wody...
   Mężczyzna oparł się o ścianę prysznica i patrzył, jak przyjemnie ciepła woda spływa małymi strumyczkami, rzeźbiąc ścieżki w jego alabastrowym ciele, rozluźniając napięte mięśnie. Czarne włosy, ciężkie od wody, opadły, prostując się i przyklejając do jego twarzy. Loki miał do swoich włosów ambiwalentny stosunek. Z jednej strony nienawidził, bo wystawiony ku światowi ich kruczoczarny kolor świadczył o tym, że król jest tu obcy. Nigdy nie należał do tego świata... Ale też z drugiej strony to właśnie dzięki temu czuł, że jest sobą. W przeciwieństwie do czysto-krwistych Asów, których oczy i włosy zawsze były jasne i miały identyczny odcień, u iluzjonisty obydwie te rzeczy miały ciemny kolor. Loki bez smoliście czarnych włosów, wzburzonych jak sztormowe morze nocą, nie byłby Lokim.
   Nie zauważył nawet, jak jego dłoń samoistnie powędrowała do magicznego przycisku, regulującego ciepło wody... Odchylił głowę i przymknął oczy, w przypływie ekstazy, pozwalając by zimne strugi cieczy opadły na jego twarz, atakując go swoimi lodowatymi mackami. Nie powinien tego robić... Doskonale czuł, że nie powinien.
  Wspomnienia uderzyły w jego myśli z siłą tornada. Narodziny, znalezienie przez Odyna, faworyzowanie Thora, syn Farbautiego... Jego dłonie zacisnęły się w pięści, gdy przypomniał sobie wszystko to, co tak bardzo chciał odrzucić w niepamięć. Wiedział, że nie może zapomnieć kim naprawdę jest. Wiedział, że nigdy nie zapomni... Wiedział, że nigdy się z tym nie pogodzi...
   Jego skóra powoli przybrała siny kolor, aż wreszcie ciemny odcień niebieskiego w całości pochłonął jego ciało. Otworzył oczy, żarzące się krwistą czerwienią. Jego fioletowe usta rozchyliły się, złaknione smaku zimna... Przemiana dokonała się. Znów był potworem, obrzydliwym Jotunem. Gdyby nie Thor, dziś wszyscy zapomnieliby o tej rasie, a Loki nie mógłby już być więcej oskarżany...
   Wściekły na samego siebie szybko zakręcił wodę i odczekał, aż z powrotem odzyska normalny wygląd. Nienawidził Lodowych Olbrzymów, nienawidził samego siebie. Parę razy zacisnął i rozluźnił dłonie, by upewnić się, że odzyskał czucie. Może to dziwić, ale mistrz magii, ze wszystkiego na świecie, najbardziej nienawidził tego stanu po przemianie, kiedy opuszczają go pozytywne uczucia... Gdy przestaje być sobą.
   Odetchnąwszy głęboko, wysuszył swoje ciało jakimś zaklęciem, po czym powrócił do sypialni. Rzucił okiem na swoją iluzję – całkowicie o niej zapomniał podczas kąpieli i gdyby ktoś był wtedy w pomieszczeniu, mógłby pomyśleć, że Loki nie żyje. Znowu. Tym razem jednak ten ktoś mógłby się głębiej nad podejrzaną sprawą zastanowić, bo przecież nie na co dzień widzi się osobę śpiącą z otwartymi oczami. Nie oddychającą w dodatku...
    Iluzjonista wytężył niewielką ilość swoich zmysłów, by nadać złudzeniu więcej wiarygodności, po czym upewnił się, że sam jest niewidzialny. Stanął przed obszerną szafą i wyciągnął ze środka swoje niezniszczalne spodnie i pierwszą lepszą zieloną koszulę. Kolejno pojawił się przed nim nie lada problem...
    Hm... co ubrać? – mruknął do siebie.
Przez całą szafę ciągnął się rząd wiszących na wieszakach identycznych tunik.
     —    Czarny, metaliczny czarny, czy może pastelowy czarny? – zapytał z nudów śpiącego Lokiego.
Iluzja poderwała się nienaturalnie szybko i wykrzyknęła:
    Czarny! – po czym znów opadła na łóżko i powróciła do przerwanej czynności.
    Tak też myślałem...
     Loki uśmiechnął się do siebie. Czasem niepokoiło go, że rozmawia praktycznie sam ze sobą. Ale w końcu nie było jeszcze tak źle – gdy przesiadywał w więzieniu, a strażnicy akurat nie patrzyli, to stwarzał sobie bardzo rozbudowaną iluzję i wraz ze swoimi trzema podobiznami grał w karty. Zabawa szybko mu się jednak znudziła, bo wiedział, jakie karty ma każdy z jego przeciwników... Cóż, tak to jest, jak się nie ma przyjaciół.
    Wreszcie magik założył jedną z czarnych tunik, odział się w swój ulubiony, wiecznie żywy ciemno-zielony płaszcz i przypiął wszystkie złote ozdobniki. Stanął przed lustrem, podziwiając swoje odbicie i tworząc sobie iluzję pełnej zbroi, złotej korony i długiej, zielonej peleryny, których nie chciało mu się teraz zakładać... Obracał się wokół własnej osi, a złoto efektownie odbijało refleksy promieni słonecznych. Uniósł brodę, przybierając dumną, władczą postawę... Przed nim czekał kolejny, atrakcyjny dzień: władanie Wszechświatem, wydawanie rozkazów, pomiatanie poddanymi – ach, jak Loki to kochał! Uśmiechnął się do swojego odbicia. „Czas wyruszyć w nieznane” – pomyślał, gdy nagle...
      Usłyszał ciche skrzypnięcie drzwi.
    „Chyba mam gości...” - Jego twarz automatycznie przybrała zacięty wyraz. Cała iluzja nowo-wprowadzonego królewskiego stroju znikła. W dłoni władcy pojawił się sztylet... Doskonale wiedział, kto się zbliża. Jego zmysły działały szybko – w głowie Lokiego pojawiały się coraz to nowe obrazy nadchodzących przeciwników. Zacisnął zęby, a z oczu zniknął mu przyjazny blask, gdy zrozumiał, że cudem będzie, jeśli to spotkanie przeżyje...
      Wreszcie... zapowiedź Yggry się spełnia.
    Drzwi do komnat uchyliły się z głuchym skrzypnięciem. Do środka powoli wkroczyły dwie bestie... Miały około metra w kłębie, a z każdym powolnym krokiem całe ich ciało drżało. Gęsta, szara sierść błyszczała w świetle powoli budzącego się do życia słońca. Potężne łapy zakończone były grubymi, ostrymi, hakowatymi pazurami. Poruszały się one bezszelestnie, każdy krok stawiały z rozwagą – widać było, że to wyszkoleni drapieżcy. Ich puste oczy przesuwały się po pomieszczeniu, analizując jego wnętrze, a kły, przypominające szereg grubych igieł, szczerzyły się groźnie.
   Wreszcie do środka wkroczył i przywódca potworów, który wyraźnie odznaczał się masywniejszym ciałem i był większego wzrostu. Ponadto pół jego lewego ucha było odgryzione, a przez tę samą część pyska biegły trzy, obrzydliwe blizny...
Loki odchylił głowę, starając się zachować spokój. Trzy do jednego to nieuczciwy układ... Jednego może uda mu się zabić, ale pozostałe rozszarpią go na strzępy. Po dokładnym przekalkulowaniu swoich szans i przypomniawszy sobie, co się stało z Odynem, młody władca doszedł do wniosku, że w starciu z Wilkami z Yggdrasil pozostaje mu jedynie ucieczka...
       —    Obstawcie wejścia – warknął chrapliwym, zmutowanym głosem alfa do swoich dwóch popleczników. — On może próbować jakiś sztuczek...
Cholera. Z ucieczką jednak może być maleńki problem...
      Wilkom nie trzeba było bowiem dwa razy powtarzać. Jeden stanął w drzwiach komnat – mimo, że sprawiał wrażenie groźnego, to jego ogon poruszał się niepewnie, w strachu. Drugi z monstrów w jednym susie znalazł się w wyjściu na taras. Sam przywódca zbliżył się do łoża władcy i lekko na nie wskoczył. Wysunął pazury, warcząc cicho...
    Loki nie tracąc wiele czasu do namysłu zapragnął czym prędzej zrealizować swój plan, niezależnie od tego, jaki odniesie on skutek. Miałby dosyć spore szanse na ucieczkę, gdyby jakoś udało mu się niezauważalnie przecisnąć między wilkami. Przeskoczyć nad taką bestią będzie trudno, ale może jak wciągnę brzuch to jakoś przejdę koło niej? – dywagował.
    Patrzcie, moi towarzysze... – warczał przywódca.
    Mistrz magii zerknął kątem oka na to, co się wyczyniało na jego łóżku. Będzie musiał je potem porządnie wyczyścić.
    Oto nadszedł chwalebny dzień...
    Loki właśnie się przymierzał do przejścia koło nerwowego wilka. Pod jakim kątem by się nie ustawił, w żaden sposób nie mieścił się w przejściu bez kontaktu cielesnego z cuchnącym psowatym.
    Dzień, w którym Loki, „wielki król Asgardu”, zginie z rąk Fenrira...
     Iluzjonista prychnął. Ile jeszcze osób ma zamiar wyśmiewać się z jego olbrzymiej władzy? Nagle jednak dotarła do niego druga część zdania wypowiedziana przez wilka...
     —    Fenrir? – wyszeptał niekontrolowanie. Jego serce zabiło mocniej. – Fenrisulf z Muspelheim?
   Przywódca bestii już mierzył się do zadania ciosu, gdy nagle zastygł w bezruchu, jakby usłyszał głos magika. Przechyliwszy głowę, poruszył uszami, a jego mlecznobiałe oczy na sekundę wypełniła atramentowa czerń...
   W tym samym momencie Loki poczuł koszmarny ból w głowie, zdający się rozsadzać całą jego czaszkę. Odruchowo chwycił się obiema dłońmi za skronie, wypuszczając z ręki sztylet. Ból, coraz bardziej się nasilający, stłumił jego wolę skupienia – iluzja znikła, ujawniając prawdziwy wizerunek postaci Laufeysona.
    Jak na komendę Fenrir obrócił się i jednym susem pokonał dzielącą go od Lokiego odległość. Spadł na osłabionego iluzjonistę całym ciężarem swojego ciała, przygniatając władcę do podłogi.
   Wreszcie, gdy wzrok mistrza magii wyostrzył się, zauważył on, w jak nieciekawej znajduje się sytuacji. Jego barki były obarczone masą Fenrira, wokół otaczały go dwa pozostałe wilki, pilnujące wyjścia. Sztylet miał co prawda na wyciągnięcie ręki, lecz nie mógł wykonać żadnego ruchu, przygnieciony przez bestię.
      —    Tu się ukryłeś! – warknął Fenrir. – Sentymentalny jesteś, skoro mnie jeszcze pamiętasz...
    Walczyliśmy razem – wydusił, czując, jak pazury wilka wbijają mu się w ramiona.
    Oszukałeś mnie, Szalony...
Iluzjonista westchnął ciężko, próbując dosięgnąć palcami sztyletu. Na próżno...
     —    To nie była moja wina... – sapnął. – Mój brat, Thor... to on ciebie... nas oszukał – szybko się poprawił.
   Fenrir zmrużył ślepia. Uniósł się lekko na tylnych kończynach i w wściekłości machnął przednią łapą. Ostre jak brzytwy pazury uderzyły z tak ogromną siłą w prawy policzek magika, że jego głowa odskoczyła na bok, a na skórze pojawiło się brzydkie rozcięcie.
     —    Jesteś mistrzem kłamstw! – syknął Nieumarły. – Nie ufam ci i dostałem na ciebie zlecenie, które wykonam z ogromną przyjemnością. Bo, widzisz, Fenrisulf i Muspelheim to już przeszłość...
— Zmieniłeś się – jęknął władca.
— Ty też, Szalony – odwarknął wilk. – Koniec pogaduszek. Szykuj się na śmierć...
Na twarzy iluzjonisty pojawił się kpiący uśmiech.
    To się nie stanie – odparł.
    Wtem powietrze zgęstniało i postać Lokiego znikła, by zaraz pojawić się na tarasie. Nonszalancko podrzucał swój sztylet. Prawa część jego twarzy wciąż była jednak rozcięta...
     —    Wykorzystałem moment, w którym mnie zaatakowałeś i twój nacisk na moje ciało odrobinę się zmniejszył, by wyswobodzić się i uciec – wyjaśnił, odczuwając wewnętrzną, niepohamowaną potrzebę pochwalenia się swoją pomysłowością. – Czyż nie jestem geniuszem? – Zaśmiał się, doprowadzając Nieumarłych do szału.
   Fenrir zmarszczył nos w gniewie. Wilki rzuciły się na Lokiego, lecz tym razem władca był już przygotowany... Upadł na prawe kolano i machnął ręką, a z jego palców wystrzeliły zielone promienie. Jedna bestia została znokautowana, a magiczna moc mistrza magii odrzuciła ją na przeciwległą stronę pokoju. Drugie monstrum okazało się być sprytniejsze i bardziej opanowane, bo z gracją wybiło się w powietrze, by zaatakować iluzjonistę.
   Mistrz kłamstw uśmiechnął się chytrze. W odpowiednim momencie poderwał się, wyciągając sztylet i wilk, lądując na ciele Lokiego i wbijając się w niego pazurami, nadział się na ostrze. Po raz kolejny magik runął na ziemię. Tym razem wykazał jednak trzeźwość umysłu... Szybko zrzucił z siebie bezwładne cielsko bestii i z całą swoją siłą zamachnął się, po czym odciął wilkowi głowę.
   Wstał, lekko zmęczony. Jego idealna fryzura była teraz w całkowitej ruinie. Krew sączyła się powoli z rozciętego policzka i licznych rozdarć na piersi. Całe szczęście, że jego płaszcz nie ucierpiał...
   Odgarnął lekko włosy do tyłu, patrząc, jak kolejni przeciwnicy zbliżają się ku niemu. Fenrir zaśmiał się chrapliwie.
    Z każdym krokiem, jaki Loki wykonywał w tył, bestie powoli się zbliżały. Nagle iluzjonista poczuł za obolałymi plecami dotyk balustrady balkonowej... Niewiele myśląc, wdrapał się na nią, by widzieć swych wrogów z wyższości.
    I co teraz, Szalony?
    Umysł iluzjonisty działał na najwyższych obrotach. Westchnął lekko, stabilizując oddech i spojrzał litościwie na wilki z Yggdrasil. To, co planował, nie miało prawa udać się zwyczajnemu człowiekowi... Na jego twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech, gdy skłonił się teatralnie. On przecież nie jest zwyczajny.
    Abrakadabra! – zawołał i...
Skoczył w przepaść.
    W ostatniej chwili złapał się wystającej części balustrady, blokując stawy łokciowe. Jego ciało zachwiało się lekko. Podciągnął się trochę, by chwycić balustradę pewniej. Oddychał ciężko... Niewiele brakowało, a spadłby kilkaset metrów w dół. Gladsheim to solidna, monumentalna budowla, a Loki nie posiadał mocy Thora, dzięki której wojownik mógł przemieszczać się w powietrzu. Los jednak zdawał się czuwać nad Laufeysonem.
   Westchnął. Jego mięśnie są na tyle rozbudowane, że spokojnie może sobie tutaj „powisieć” do końca dnia... Może do tego czasu ktoś go znajdzie? Albo te śliczne pieski sobie pójdą? Wolałby tę drugą opcję, bo pierwsza wiąże się zawsze z konsekwencjami tego, że osoba, która go odnajdzie, mogłaby również odnaleźć radość w obserwowaniu, jak Loki spada w dół... „Wytrzymam co najmniej dziesięć godzin – uśmiechnął się do siebie. – Dam radę. Nie stracę czujności” – pomyślał.
    Nie minęła jednak minuta, gdy, znudzony, ziewnął ukradkiem. Nagle tuż nad jego głową przeleciał sokół, z którego gardła wydobył się ostrzegawczy pisk. Loki zamrugał parę razy, by odegnać zmęczenie i powiódł wzrokiem za drapieżnikiem... Po charakterystycznej, żółtej wstążce na głowie ptaka, można było rozpoznać, że to jeden z sokołów z hodowli Hoguna. Loki nigdy się nie interesował fauną, a zamiłowanie Hoguna do zwierząt łowieckich wręcz go śmieszyło... Och, gdy na przykład wojownik prezentował swój mały zwierzyniec, to mistrz magii z trudem powstrzymywał się od rzucania złośliwych uwag. Coś jednak z wykładu zapamiętał... Czy pisk, jaki przed chwilą ów ptak z siebie wydał, nie oznaczał czegoś konkretnego? Myślał intensywnie, co to mogło być, aż nagle dostał olśnienia.
   Dotarło do niego, że istnieje jeszcze trzecia opcja, na wyjście z jego sytuacji – bowiem wilki z Yggdrasil mogły przecież zauważyć, że ich ofiara nie zginęła, a wręcz przeciwnie: wisi sobie tuż pod ich stopami i ma się prawie dobrze. Ten pisk, jaki sokół z siebie wydał, służył ostrzeżeniu innych o nadejściu drapieżnika...
   W tym momencie iluzjonista zrozumiał, że tym razem może nie mieć szczęścia i bestie go zabiją. Musi działać.
   W popłochu zaczął się rozglądać wokół siebie, aż jego wzrok padł na okno, jakieś dziesięć metrów w dole, trochę na prawo od niego. Nie miał innego wyjścia, jak po raz kolejny zaufać Losowi... Spiął wszystkie mięśnie, po czym zaczął się huśtać, unosząc się i opuszczając na rękach. Wreszcie, gdy jego ciało chwiało się tak, że płaszcz mu furkotał na wietrze, odchylił się i wykorzystując siłę, z jaką się opuszcza, oderwał dłonie od balustrady.
  Wyciągnął ręce przed siebie, a jego serce niemalże stanęło, gdy przelatywał nad przerażającą przepaścią... Nie było czasu na rzucanie zaklęć, nawet mu to przez myśl nie przeszło. Z ogromną siłą uderzył w ścianę budynku. Niewiele brakowało, by połamał sobie kości. Spróbował złapać się parapetu, lecz z przestrachem stwierdził, że nie ma się o co zaczepić. Zaczął się szybko zsuwać po lekko pochyłej ścianie pałacu – zacisnął zęby, wiedząc że zaraz odpadnie od ściany i zginie, gdy nagle...
    Przez chwilę poczuł pod stopami oparcie. Ucieszył się w duchu, wiedząc, że to kolejny parapet – w ostatniej chwili, zanim spadł, złapał się go rękoma.
  Chwycił się mocno, a jego ciałem znów zachwiało. Uderzył raz o ścianę budynku, po czym wreszcie zawisł w bezruchu. Odetchnął głęboko. Po raz kolejny udało mu się przeżyć... Nie był wielkim fanem sportów ekstremalnych, toteż samobójcze skakanie w przepaść przysporzyło mu wiele nerwów. Spojrzał w górę – w ciągu kilku sekund spadł jakieś dwadzieścia metrów w dół...
   Nie chcąc tracić ani chwili czasu dłużej, podciągnął się na rękach i z trudem wdrapał na parapet. Jego oczy rozbłysły zielenią, na co szyba w oknie wyleciała, rozbijając się na części. Schylił się i wskoczył zgrabnie do salonu czyjegoś mieszkania.
  Rozejrzał się po pokoju i dopiero teraz całkowicie się uspokoił. Z irytującą pewnością siebie przeszedł kilka kroków i urwał kilka winogron z kiści leżącej na stoliku. Nie przestając się rozglądać, zjadł wszystkie naraz. Wzruszył ramionami, uznawszy, że nie rozpoznaje tego miejsca, po czym powoli skierował się w stronę kanapy. Dopiero teraz, gdy cała adrenalina opadła, poczuł prawdziwy ból na całym ciele. Ostrym szarpnięciem zerwał do niczego się już nie nadający napierśnik i rzucił go na ziemię... Nieźle się poobijał, uderzając kilkakrotnie w ściany budynku. Ponadto miał wiele rozcięć, o czym mogło świadczyć piekielne pieczenie. Ciekawe jak głębokie były te rany, skoro pazury wilków z łatwością cięły zbroję, chroniącą pierś Lokiego? Wolał nawet o tym nie myśleć. Skrzywił się i już miał usiąść, gdy nagle...
    Co ty tu robisz!? – usłyszał brzęk tłukącego się szkła.
   Odwrócił się powoli, ukazując się Lady Sif, pod stopami której leżała dopiero co rozbita misa. Dziewczyna zakryła usta dłonią w przerażeniu na widok nieeleganckiego wyglądu Lokiego. Włos miał rozwiany i zlepiony od potu, w oczach widać było dziki błysk, brakowało mu napierśnika, a całą tunikę miał porozcinaną i zroszoną krwią – pewnie nie tylko jego własną. Jej szczególną uwagę zwróciło obrzydliwie wyglądające rozcięcie, ciągnące się po całym policzku. Ponadto mistrz magii sprawiał takie wrażenie, jakby każdy krok sprawiał mu ból.
     —    Postanowiłem na chwilkę WPAŚĆ – oświadczył, uśmiechając się szeroko i wskazując rozbite okno.
Mimo wszechogarniającego bólu, Loki wciąż nie tracił tupetu.
    Na krew Sigurda... – jęknęła Sif, łącząc fakty. – Co się stało?
     Iluzjonista natychmiast spoważniał. Zacisnął zęby, zastanawiając się, czy powiedzieć jej prawdę, czy lepiej działać samemu i spróbować jakoś doczołgać się do komnat, ale za to nie ujawniać, że niecały miesiąc wcześniej po raz kolejny zawalił na całej linii, zostawiając Odyna w Yggdrasilu na pastwę losu... W jej oczach dostrzegł jednak coś dziwnego... Nikt bowiem tak jeszcze na niego nie patrzył, ale z trudem wywnioskował, że to musi być troska. Takie miłe uczucie, które okazuje się osobie, na której nam zależy. To chyba oznacza, że można komuś takiemu zaufać...
   Loki przełknął ślinę, podejmując decyzję, po czym spojrzał na Sif całkowicie poważnym wzrokiem.
    Musisz mi pomóc – powiedział.



---------------------------------------------------------------
Witajcie, witajcie, witajcie...
Wiem, miałam dosyć długą przerwę i szczerze powiedziawszy, nic mnie nie usprawiedliwia. Mam tylko nadzieję, że nie pouciekaliście wszyscy, że ktoś tu jeszcze został i będziecie chcieli czytać to dalej. Od tej pory, OBIECUJĘ, rozdziały będą pojawiać się systematycznie.Dziękuję za wszystkie komentarze.
Czekam na opinie i pozdrawiamAlleka

7 komentarzy:

  1. To było... Och, piękne. Scena tortur przerażała, a ta z iluzją odpowiadającą na pytanie mnie rozbroila XD
    Strasznie mi się podoba to, z jaką lekkością i łatwością wszystko opisujesz. Robisz to obłędnie. Najbardziej emocjonującą scenę, była oczywiście ta z Fenrirem, lecz emocje podskoczyly też, gdy Loki wyjawił wszystkim swe pochodzenie. Strasznie jestem ciekawa jak ti dalej poprowadzisz :)
    Pozdrawiam,
    Vivilet

    PS w wolnym czasie zapraszam do siebie
    kazdymadrugieoblicze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczaki! To jest po prostu niesamowite! Zgadzam się z Viv. Jestem w szoku jak lekko to wszystko opisujesz. Rozdział był długi, uwielbiam takie! I przez całe jego trwanie nie mogłam się nadziwić, z jaka łatwością się to czyta. Tworzysz cudownego Lokiego, kocham go, jest obłędny! Każdy moment jest opisany perfekcyjnie, jego emocje, odczucia, każdy gest... Ach.. Ta nonszalancja, arogancja, tupet są takie seksowne, ze aż mam motyle w brzuchu.
    Scena z torturami świetna. Podobała mi się bardzo. Oczywiscie wyznanie przez Lokiego swego pochodzenia tez bardzo dobrze przedstawione, chociaż miałam nadzieje do końca, ze jednak nie da się sprowokować XD. Hm.. Co jeszcze? Sif mnie intryguje. Nie chce się dopatrywać jakiegoś romansu, czy cos ale byłoby fajnie :-). Kilka razy tak się smialam, ze mi tchu zabrakło. Juz mowie gdzie, np -„Trafiła w sedno, suka...” – pomyślał. I jeszcze tu -Przez całą szafę ciągnął się rząd wiszących na wieszakach identycznych tunik.
    — Czarny, metaliczny czarny, czy może pastelowy czarny? – zapytał z nudów śpiącego Lokiego.
    Iluzja poderwała się nienaturalnie szybko i wykrzyknęła:
    — Czarny! – po czym znów opadła na łóżko i powróciła do przerwanej czynności.
    — Tak też myślałem...
    Hahaha XD to było super!
    Zostaje na dłużej definitywnie, czekam na więcej i życzę dużo weny.

    ogien-i-lod.blogspot.com - to co prawda nie o Lokim, ale wzoruje na jego postawie jedna z postaci. :-) zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam. Właściwie to powinnam zacząć od ochrzanienia cię, bo nie lubię, gdy ktoś zostawia spam na moim blogu nie zapoznając się nawet z jego treścią i nie zostawiając jakiegoś konkretnego komentarza. Takie wiadomości zazwyczaj ignoruję i nawet nie patrzę na ich zawartość, jednak moją uwagę przykuł fakt, iż piszesz o Lokim.
    No to wchodzę, patrzę... I muszę ci wybaczyć ten spam.
    To bardzo frustrujące, gdy czytam opowiadanie i zdaję sobie sprawę z tego, że nigdy nie dojdę do takiego poziomu, jak autor. Jesteś kilka poziomów wyżej ode mnie, więc nawet nie będę cię zmuszać, żebyś czytała moje żałosne pitu pitu.
    Historia jest ciekawa, bo w dużej mierze opiera się na mitologii nordyckiej. I mimo, że coś niecoś o tym czytałam, gdyż moje opowiadanie również jakoś tam się o tą mitologie opiera, to jednak tyle szczegółów, co ty tu przedstawiłaś, nie znam. Z podziwem czytałam twoje opowiadanie, bo wiem, jak trudne jest rzetelne przygotowanie się do pisania opowieści. Twoje opisy są niezwykłe, a emocje Lokiego(do którego w tym opowiadaniu mam mieszane uczucia, ale to prawdopodobnie dlatego, że jest tutaj prawdziwy) opisujesz świetnie.
    Scena w łóżku i pod prysznicem wprawiła mnie o szybsze bicie serca. Jak sobie wyobraziłam to wszystko... O matko.
    Trochę przeraża mnie długość rozdziałów, z drugiej strony fajnie, bo jest dużo treści, którą można jakoś skomentować. No cóż, do twojego opowiadania nie można zabrać na szybko a to dobrze.
    No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko dodać cię do czytanych i śledzić twojego bloga.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. To było doprawdy dobre, spodobało mi się twoje opowiadanie i to, ze w prologu nie cofiesz siędo wydarzeń filmu a innych, odleglejszych, które sprawiają, ze człowiek na chwilę traci rezon, by później go odzyskać i pochwycić, że to co się działo, teraz zawarzy na wszystkim. Przemknełam po rozdziałach predko, dziwiąc się temu jak świetnie ktoś moze pisać - to obłędne, zawierasz w swym opowiadaniu lekki humor i nie obciążasz wydarzeń ciężarem zbędnych opisów, wszystko wygląda naturalnie i co najlepsze! Opisy są na tyle doskonałe, że człowiek ma wrażenie, jakby znalazł się w asgardzie i kroczył u boku Lokiego, podstępnego bóstwa, które zagarnęło tron dla siebie.

    Ah i Lady Sif jest tu dość wyrazista, nasuwa mi pewne myśli, pewne podejrzenia, nie chcac jednak tego zapeszyć, posnuję swe Szatańskie myśłi w milczeniu i poczekam na nowy rozdział

    dorzucam cię do listy czytanych, a gdybyś kiedyś chciała zbłądzić do mnie to: szatanirro.blogspot.com

    pozdro!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiedziałam! No po prostu wiedziałam! Między Lokim, a Sif musi coś być! Tak powoli i niepozornie się to rozwija, ale to świadczy o tym "czymś" :) Jednak moje przeczucie po raz kolejny mnie nie zawiodło ^^
    Rozdział świetny. Masz super styl i bardzo lekko się to czyta. Nawet w tak dramatycznych scenach, jakimi były np. tortury Lokiego na tym więźniu, czy jego walka z wilkami da się wyczuć nutkę ironii, ale też napięcie.
    Na szczęście już przerwa świąteczna, więc będę miała trochę więcej czasu, by nadrobić zaległości :)
    Ana

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten fenomenalny skok Lokiego sprawił, że nawet mnie serce zaczęło szybciej bić. Czy Ty specjalnie sprawiasz, że się martwię o naszego maga? Ewidentnie coś łączy Lokiego z Sif. I nie chodzi mi o tą troskę... Czy to przez to co on powiedział? Emocje się we mnie gotują!

    OdpowiedzUsuń
  7. To jest świetny rozdział. Piszesz w bardzo fajny sposób. Myślałaś o założeniu konta na Wattpad? Bardzo polecam. Wszyscy są mili i dobrze się tam pisze. Mój profil to ZbawcaOlimpu. :) Daj znać bo może już masz tam profil. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń

Język urzędowy: staroskandynawski.
Mile widziany alfabet runiczny :)

» «