PODRÓŻ W JEDNĄ STRONĘ
Minął już ponad tydzień, jak rozbudowano w Asgardzie
poligon wojskowy.
Było to pomysłem Lokiego, żeby zrównać z ziemią
pałac Bilskirnir i uczynić z niego miejsce do ćwiczeń dla wojowników. Bo, jak
uważał, właściciel ów pałacu był nieobecny i nigdy nie miał zamiaru
zagospodarować jakoś tego miejsca, a co za tym idzie – Bilskirnir był
bezużyteczny. Zburzenie przez mistrza magii tej wspaniałej budowli oczywiście
nie miało nic wspólnego z tym, że jej właścicielem był Thor... Ku lekkiemu zaskoczeniu
Lokiego, jego pomysł poparło wiele osób i w szybkim tempie poddano realizacji.
I tak też dzisiejszego dnia po raz kolejny odbywał
się całodobowy trening wojowników – według pomysłu Lokiego każdego tygodnia
wypadał on w dwóch określonych dniach i wszyscy, władający jakąkolwiek bronią,
musieli stawić się na Polach Bilskirnir w tym każdym konkretnym dniu.
Właśnie trwała
przerwa obiadowa, w czasie której wojownicy udawali się na spoczynek, bądź na
Wielki Kleparz – gigantyczny plac, o prowizorycznym zadaszeniu w postaci
szerokiej, łatanej płachty materiału – gdzie naturalnie zajmowali się jedzeniem
czegoś, co szumnie można było nazwać obiadem... Był to bowiem „obiad polowy” i,
jak to w przypadku tego typu posiłków, naturalnie nie znajdował się na liście
najlepszych dań kuchni asgardzkiej, a niekiedy nawet nie figurował w spisie
rzeczy względnie jadalnych.
Przy stole, na
honorowym miejscu, siedziała czwórka największych wojowników Asgardu: Hogun,
Fandral, Volstagg oraz Lady Sif. Nie byli wycieńczeni treningiem, choć
niektórzy wyglądali na zmęczonych. Hogun popijał jakąś mętną ciecz ze złotego
kielicha, a Volstagg standardowo obżerał się i zjadłszy swoją porcję, zajął się
pochłanianiem obiadu Fandrala. Ten ostatni nie czuł się głodny, bawił się
sztućcami na różne sposoby, co jakiś czas zerkając na Lady Sif, która z
niesmakiem wymalowanym na twarzy grzebała łyżką w swojej misce.
— Patrzy
na ciebie – odezwał się blondyn, nawet nie starając się ukryć zazdrości.
Sif przerwała swoją jakże absorbującą czynność, by
skupić swoje zmysły na otoczeniu... Przez jej plecy przebiegł dreszcz, gdy
poczuła, że faktycznie ktoś ją obserwuje. Poruszyła się niepewnie i zerknęła
ukradkiem za siebie...
Loki siedział
lekko zgarbiony w najdalszym kącie Wielkiego Kleparza. W lewej dłoni obracał
jakiś kieliszek, palcami drugiej bębnił o stojący na blacie dzban wypełniony
błękitnym napojem. I, faktycznie, patrzył na Sif... Zmrużył lekko oczy, gdy ich
spojrzenia się spotkały. Nieznacznie przechylił głowę, jakby zapraszająco.
„Chce porozmawiać”
– wydedukowała Sif. Powoli odwróciła się z powrotem w stronę swoich kompanów.
Uniosła brwi na widok niesmaku wymalowanego na twarzy Fandrala.
— Jak
sądzicie, o co mu chodzi? – zapytała niewinnie.
Volstagg jakby zakrztusił się, Hogun schylił głowę, krzywiąc
się... Fandral tylko westchnął. „Coś ukrywają” – pomyślała wojowniczka, biorąc
do ręki kielich Hoguna i pijąc z niego duszkiem.
— Pomyśl,
Lady Sif... – zaczął czarnowłosy, który z niepokojem obserwował, jak jego
trunku coraz bardziej ubywa. – Nasz wspaniały władca ostatnimi czasy nie robi
nic innego, poza bacznym obserwowaniem cię. Czy to w czasie treningów i walk,
czy to w czasie zgromadzeń i narad...
Teraz to Sif się zakrztusiła i to tak bardzo, że
musiała odstawić kielich na stół. Nie wiedziała, czy zaczerwieniła się na
twarzy z powodu dziwnych aluzji wojowników, czy z powodu zadławienia...
— Czy wy
sugerujecie, że Loki się we mnie...?
Volstagg
spojrzał na nią z przestrachem.
— Nie,
nie, nie... Może po prostu mu się podobasz?
— Właśnie
– poparł go Hogun. – Nie sugerujmy, że Loki jest zdolny do okazywania jakiś
uczuć.
Sif poczuła, że koniecznie musi się napić. Sięgnęła
przez stół po kielich Fandrala, wypełniony po brzegi kwasirem
— A poza
tym... – odezwał się blondyn – jesteś przecież jedną z piękniejszych Asyń. –
Uśmiechnął się uwodzicielsko. – I świetnie władasz bronią. Nawet ktoś taki, jak
Loki, może ulec twojemu... urokowi.
Dziewczyna z
hukiem odstawiła pusty kielich na stół.
— Doprawdy?
– Spojrzała na przyjaciół niewinnie.
Położyła dłonie na blacie i opierając się na nich,
wstała. Pozostali trzej wojownicy poderwali się jak na komendę... Sif zmrużyła
oczy, uśmiechając się kokieteryjnie.
— Spokojnie,
chłopcy. – Przeciągnęła się, eksponując swoje wdzięki, na widok czego jej
kompani popatrzyli na nią z głodem w oczach. – Zaraz sobie z Lokim
porozmawiam...
Gestem zmusiła
przyjaciół, by z powrotem usiedli, po czym ruszyła w stronę najbardziej
oddalonego od wszystkich stołu. Cała jej maska, na którą wojownicy tak bardzo
się łakomili, opadła. Odsunęła sobie krzesło i usiadła naprzeciw Lokiego,
wzdychając ciężko. Magik uśmiechnął się kpiąco.
— Nieźle
ich sobie omotałaś, milady. – W jego oczach tańczyły iskierki
rozbawienia.
Wzruszyła
ramionami.
— Sądzą,
że ci się podobam – powiedziała bez ogródek.
Uśmiech Lokiego
stał się jeszcze większy.
— Czyli
mój plan się sprawdził... – Odchylił się na krześle, splatając ręce na piersi.
– Wreszcie możemy porozmawiać w cztery oczy. I to bez żadnych podejrzeń.
— Faktycznie,
tu składam pokłony. – Spojrzała na niego z uznaniem. – Pozwolisz, że najpierw
ja ci zadam pytanie... Dlaczego nie dałeś mi zabić Fenrira? – ściszyła głos do
szeptu.
— A ty
pozwolisz, że ci nie odpowiem. – Uniósł brwi w rozbawieniu.
Sif nachyliła
się nad stołem. Patrzyła na niego ze śmiertelną powagą.
— Znasz
skądś tego wilka, prawda?
Uśmiech
zniknął z twarzy Lokiego.
— To
dłuższa historia... Na kilka kufli piwa – roześmiał się.
Dziewczyna
pokręciła głową z niedowierzaniem.
— O czym
chciałeś więc mówić?
— Na
pewno nie o moich stosunkach z Fenrirem. – Wyprostował się i znów zaczął bawić
kieliszkiem. – Przedwczoraj Huginn i Muninn przybyli do mnie z wieściami.
Utgard wysyła prośbę o wsparciu wojskowym. Zostali zaatakowani przez istoty,
których nie da się zabić...
— Przez
Nieumarłych? – Sif aż zachłysnęła się powietrzem. – Czego Yggra od nich chce?
Przecież... przecież to o ciebie mu chodzi.
— Wiem o
tym! – warknął. – Co nie zmienia faktu, że musimy złożyć ponowną wizytę
Jotunheimowi, by dotrzeć do twierdzy.
— Gdzie
tkwi problem?
—
Jak sądzisz, jak moi ludzie zareagują na wieść, że ruszamy
zabić potwory, których zabić się nie da? – wycedził. – Szybko dowiedzą się też,
że Nieumarli polują na mnie, co za tym idzie: zagrażają Asgardowi. Dlaczego
niby chcieliśmy uniknąć mówienia o ataku Wilków z Yggdrasil? By zapobiec
wybuchowi paniki.
Sif pokiwała
głową w zamyśleniu, na znak, że już rozumie.
—
Pójdźmy jednak o krok dalej – kontynuował Loki. – Załóżmy, że
odmówię udzielenia pomocy Utgardowi... nie chcę przecież, by mój lud spanikował
i zbuntował się przeciwko mnie. Ale jednak Utgard to twierdza jotunowska i
wszyscy wiedzą, że miałem niegdyś sposobność zniszczenia całej krainy Lodowych
Olbrzymów. – Urwał, by wojowniczka przyswoiła sobie otrzymane dotąd informacje.
— Poddani
dojdą wtedy do wniosku, że znów coś kombinujesz – Sif szybko rozumowała. – Ale
to bez sensu... dlaczego miałbyś coś knuć przeciwko sobie samemu?
— Jest
wiele teorii... Twoi przyjaciele, choćby na przykład Volstagg, już próbują mnie
zdetronizować i wymyślają coraz to nowe pomysły. Dlaczego? Bo mnie nienawidzą,
bo chcą, by „Mocarny Thor” powrócił na tron...
— Thor
nie nadaje się na władcę – zaoponowała Sif.
— Właśnie
– wyszeptał. – Tron Asgardu jest mój, a ja za wszelką cenę będę walczył o
niego... i o poddanych. Królestwo należy się mnie, nie Thorowi. – Westchnął
lekko, spoglądając na nią niepewnie. – Sif, co mam robić?
Wojowniczkę wmurowało. Więc teraz… prosił ją o radę?
— Iluzjonisto…
dlaczego mnie o to pytasz?
Loki powiercił
się na krześle.
— Bo wydawało mi się, że siedzimy w tym bagnie razem
– odparł, z trudem panując nad głosem. – Byłaś pierwszą osobą, jakiej
powiedziałem o tej całej kabale, w jaką się wpakowałem. Przykro mi, że sama
zdecydowałaś się zostać moją… towarzyszką.
Sif
westchnęła.
— Źle mnie
zrozumiałeś… - zaoponowała. – I tak, czy siak, pomogłabym ci, bez względu na
wszystko. W końcu ważą się losy Wszechświata – roześmiała się. – Nie wiem
tylko, czemu tym razem zwróciłeś się z tym problemem do mnie. Dotychczas
przecież nie potrzebowałeś żadnych rad. Jestem tym po prostu zaskoczona.
Jej słowa
nieco go rozluźniły. Ponownie zaintrygowała go swoją chęcią niesienia wszystkim
pomocy.
— Ja też
jestem tym zaskoczony, a jednak: po raz pierwszy w życiu nie wiem, co mam
robić… – Popatrzył na nią, a w jego oczach odmalował się smutek. – Właśnie. Co
mam robić? Jotunheim nigdy nie był mi przyjaznym miejscem.
Ta rozpacz w jego spojrzeniu wzruszyła Sif. Położyła
dłoń na jego ręce i ścisnęła przyjaźnie.
— Przede wszystkim nie możesz się od razu poddawać.
Podświadomie znasz odpowiedź, musisz w nią tylko uwierzyć. Nie wiem, czy to cię
pocieszy, ale daję ci moje słowo, że czegokolwiek nie postanowisz, będziesz
mógł liczyć na moje wsparcie… – urwała, widząc jak się zmienia wyraz jego
twarzy.
Jego krytyczne
spojrzenie przesunęło się powoli po sylwetce Sif, aż wreszcie wymownie
zatrzymało na jej dłoni, trzymającej go za rękę.
Jej dłoń. Na
jego dłoni. Przyjemny żar podsycony nutką magii kompletnie mu nieznanej
odległej z którą nigdy nie miał styczności która tak bardzo bardzo bardzo mu
się podobała i pragnął jej więcej więcej więcej czuć jej dotyk jej skórę na
jego skórze ten tajemniczy słodki żar
Nie. Dość. Już
dawno nie doświadczył tak głębokiej fali uczuć naraz. Zirytował się na samego
siebie o to, jak zareagował. Był przesiąknięty niesmakiem do granic możliwości.
Dziewczyna natychmiast się zreflektowała i
szybko cofnęła rękę.
— Przepraszam...
– bąknęła.
— No
właśnie – wycedził, dla bezpieczeństwa odsuwając się od niej. – Przejdź do
rzeczy, milady.
—
Ja uważam, że powinieneś zaatakować.
Loki zmrużył
oczy, zaintrygowany jej opinią.
— Dobrze…
tylko jak zachęcić do tego wojowników?
Sif wzruszyła
ramionami bezradnie.
— Nie
wiem… Na pewno znajdzie się kilku szaleńców, którzy poszliby za tobą w ogień,
ale „kilku” nie stworzy armii. Wymyśl coś.
Pokiwał powoli
głową, pogrążając się w zadumie.
— Tak,
tak... to faktycznie może być właściwe rozwiązanie, ale „właściwe” nie zawsze
znaczy „dobre”. Będzie się z nim wiązała masa problemów – myślał na głos. – Ale
gdyby tak... Hm... – Oparł się na dłoni, a wzrok utkwił w przestrzeni.
Jego usta wykrzywiły się w uśmiechu, na którego
widok serce Sif szybciej zabiło. Nie wiedziała, czemu jej ciało tak na niego
reagowało... Im dłużej wpatrywała się w niego, analizując każdy szczegół jego
przystojnej twarzy, której rysy zastygły w skupieniu, tym nachodziło ją coraz
więcej dziwnych, niebezpiecznych myśli, które Sif przerażały. Nie rozumiała
tego uczucia, które ogarniało ją za każdym razem, gdy napotykała przeszywające
spojrzenie ciemnych oczu Lokiego. Mogła to jedynie klasyfikować jako czysto
fizyczny pociąg seksualny... tylko dlaczego zaczęła go w takim razie odczuwać
dopiero niedawno, gdy dowiedziała się o prawdziwej przyczynie niemoralnego
postępowania mistrza magii? Jeszcze jakiś czas temu wręcz nienawidziła
Lokiego... kiedy to się stało, że zaczęła darzyć go wręcz sympatią?
— Coś
wymyśliłeś? – spytała go, chcąc zająć swój umysł czymś innym.
Spojrzał na
nią z dzikim błyskiem w oku.
— Cóż...
cała walka może się przecież odbyć w ramach treningu – powiedział. – A ja wcale
nie muszę wiedzieć, że to tak naprawdę nie są treningi... Ani, że Nieumarłych
prawie nie sposób zabić.
Oczy Sif
rozszerzyły się w przerażeniu.
— Czy ja
dobrze zrozumiałam, czy ty sobie żartujesz? – prychnęła. – Chcesz swoich
wojowników... okłamać?
Loki roześmiał
się.
— Oj
tam, zaraz okłamać! – Uśmiechnął się złowieszczo. – Zataić część prawdy.
Ten pomysł, choć Sif niezbyt się podobał, był w
sumie najlepszy, bo najbezpieczniejszy dla królestwa.
— Sądzisz,
że ci uwierzą? – skrzywiła się.
— Jestem
Mistrzem Kłamstw, milady. – Spojrzał na nią z wyższością. – Po prostu mi
zaufaj.
Retoryka Lokiego jak zwykle nie zawiodła i gdy
stanął na podwyższeniu w centrum Pól Bilskirnir, oznajmiając wszystkim
wojownikom, że organizuje wyprawę do Jotunheimu, starannie pominąwszy fakt, że
najprawdopodobniej jest to podróż w jedną stronę, udało mu się zebrać ponad stu
ochotników – w tym Wojowniczą Trójkę oraz Lady Sif – i niemal od razu
wyruszyli.
Minął niecały dzień, nim strzeliste wieże Utgardu,
wznoszące się nad chmurami, zamajaczyły na horyzoncie. Wiatr nie sprzyjał
podróży i statek bardzo wolno sunął po wiecznie ciemnym niebie, z trudem
przedzierając się przez gęstniejącą, szarą mgłę. Loki stał na rufie i patrzył
przed siebie ponuro. Doskonale wiedział, co te chmury oznaczają, bowiem już
kiedyś miał okazję je zobaczyć... Czuł, że i tym razem nie zwiastują nic
dobrego.
W Asgardzie dopiero o tej porze zaczynałby się
wschód słońca, iluzjonista jednak nie spał całą noc. Nie wiedział czemu, ale
coś go niepokoiło. Ponadto ufał bardziej własnemu nieobliczalnemu umysłowi niż
wprawionym w żeglarstwie wojownikom... Sam nie uważał się za mistrza w tej
dziedzinie, ale na pewno opanował tę umiejętność na poziomie profesjonalnym. I
na pewno mierzył się najlepszym żeglarzem z całej załogi. Tak więc, dużo
bardziej wolał samemu sterować Skidbladnirem, dumą floty asgardzkiej, niż
powierzać go jakiemuś nieodpowiedzialnemu patałachowi.
Przez całą noc
był czujny, niczym polująca puma. Jego ciemne oczy z uwagą obserwowały
otoczenie, w poszukiwaniu jakiegokolwiek zagrożenia... Nic się jednak nie
działo, a okręt spowijała niepokojąca cisza. Loki chciał dostrzec przeciwnika,
nim ten dostrzeże jego, mgła była jednak zbyt gęsta...
Nagle włosy
mistrza kłamstw poruszyły się pod wpływem niespodziewanie silnego podmuchu
powietrza. Żagle Skidbladniru załopotały, a gdzieś obok...
Rozległ się
cichy świst.
To wzmogło
ostrożność Lokiego. Przekręcił delikatnie ster, kierując statek jak najdalej od
źródła podejrzanego odgłosu. Nienawidził tej skutej lodem krainy, gdzie jej
mieszkańcy zachowywali się jak najgorsze dzikusy – agresywne, krwiożercze,
zabójcze bestie, pozbawione jakichkolwiek uczuć... Lodowe Olbrzymy. Druga
osobowość Lokiego, ta mroczniejsza, znienawidzona przez niego.
Przez dłuższy
czas nic się nie działo, toteż iluzjonista odetchnął lekko z ulgą. Ujrzał przed
sobą jasnoszarą parę, która wypłynęła z jego ust. Uśmiechnął się, a w jego
oczach rozbłysły iskierki infantylnego zachwytu... Ponownie wypuścił powietrze,
tym razem jednak wolniej, ostrożniej. Jego ciemne tęczówki zaświeciły zielenią
i w tym samym momencie para uformowała się w kształt dryfującego okrętu.
Obserwował go z coraz bardziej narastającym zachwytem, gdy nagle...
ŁUP!
Coś uderzyło w
Skidbladnir z tak olbrzymią siłą, że całym statkiem zachwiało, a zszokowany
Loki na moment stracił równowagę. Nie wylądował na ziemi... nie tym razem.
Szybko się wyprostował i czujnym wzrokiem zbadał otoczenie.
Między
chmurami przepłynął falujący, jaszczurzy wachlarz – nie był on jednak tak
skromnych rozmiarów, jak u smoka Fafnira, dawno temu pokonanego przez
Sigurda... Ten był tak olbrzymiej wielkości, że Loki odmówił w myślach litanię
do losu, błagając jedynie o szczęście, by ten potwór – czymkolwiek by nie był –
nie zauważył statku.
Los ma jednak
zmienną naturę i tym razem nie w smak mu było słuchać próśb iluzjonisty, bo chwilę
potem rozległ się głuchy trzask, który przeszył cały statek z taką mocą, że
przez kilka kolejnych długich minut słychać było jedynie skrzypienie
chwiejącego się na wietrze starego drewna...
To chyba był
właśnie ten moment, w którym Loki uznał za stosowne interweniować. Wyczarował
na dłoni świetlistą kulę, dającą jasność i czym prędzej pognał pod pokład,
gdzie cała załoga pogrążona była we śnie. Biegnąc, oczywiście musiał na kogoś
wpaść... Omal się nie przewrócił na schodach.
— Jak
łazisz?! – syknął.
Wyciągnął
przed siebie rękę, by oświetlić sobie otoczenie.
— Cholera!
Przepraszam! – zawołała Lady Sif.
Na jej widok trochę złagodniał i znów przez krótką
chwilę czuł wyrzuty sumienia... Ostatnimi czasy traktował ją jak ścierkę do
podłogi i patrząc na to, co dla niego zrobiła, było mu odrobinę wstyd za swoje
haniebne zachowanie...
Zdał sobie sprawę z tego, że powinien ją przeprosić.
Powinien, choć było mu to nie w smak. Ale przecież potrafi, powie jej to... da
radę. To nic takiego. Otworzył usta powoli, ale zaraz szybko je zamknął, nagle
zrozumiawszy, że nie ma bladego pojęcia, co i w jaki sposób powiedzieć.
Przeczesał pamięć w poszukiwaniu odpowiednich słów...
— To
tylko ty... – powiedział w końcu, dając za wygraną.
Zmniejszył trochę światło, tańczące na jego dłoni,
po czym wyminął ją bez słowa i ruszył przed siebie pewnym, zdecydowanym
krokiem. Wszędzie wokół niego wisiały hamaki ze śpiącymi w środku wojownikami,
niektórzy woleli drzemać na podłodze... Część wyglądała na lekko rozbudzoną i
zaskoczoną dziwnymi odgłosami, jakie wydobywał z siebie okręt.
— WSTAWAĆ,
LENIWE SZCZURY! – wydarł się Loki, maszerując przed siebie i pozostawiając za
sobą, w różnych miejscach, kule światła. – TO NIE TRENING, OFERMY!!!
Żołnierze podrywali się, wyrwani ze snu. Krótką
chwilę zajmowało każdemu z nich, zorientowanie się w sytuacji. Wszyscy jednak
zaraz porywali ubrania i w pośpiechu zakładali je na siebie. Sif patrzyła na to
z przerażeniem...
— Co się
dzieje? – usłyszała za sobą zaniepokojony głos Hoguna, który jeszcze chwilę
temu pochłonięty był grą w karty z Volstaggiem.
Dziewczyna
pokręciła jedynie głową.
— Nie
wiem... – wychrypiała.
Rozumiała jedynie, że gdyby nie działo się coś
cholernie złego, to Loki na pewno sam by sobie z tym poradził, bez wiedzy
pozostałych Asów.
— WSZYSCY
NA POKŁAD! – wrzeszczał.
O dziwo głos mu nie drżał, ale tak już chyba jest u
osób, u których strach zatarł się gdzieś w wyniku przeżycia licznych bitew,
tortur i osamotnienia. Czując, że obudził już każdego wojownika, ruszył w
stronę schodów prowadzących na powierzchnię statku. Mijając Sif, dziewczyna
zatrzymała go – przystawiając mu miecz do gardła... Spojrzał w jej wystraszone
oczy, unosząc brwi pytająco.
—
Co się dzieje? – spytała. – Panie – dodała szybko, by nie
wzbudzać podejrzeń, stojącego obok Hoguna.
— Słyszysz
to? – zapytał Loki retorycznie, nie mówiąc o niczym konkretnym.
Nie wyglądał na przerażonego, choć w jego spojrzeniu
można było dostrzec lekki niepokój. Wojowniczka cofnęła broń i spróbowała
skupić się na wszystkich innych dźwiękach, które nie były hałasem spowodowanym
przez Asów. Usłyszała ciche skrzypienie i trzask drewna... głuchy łomot, gdy
coś uderzyło w statek...
— Czuje zapach strachu – odezwał się Loki poważnym
głosem, przerażająco cichym i zimnym, niczym źródła Hvergelmir. – Zapach
świeżej krwi... – Znów rozległ się łomot. – To śmierć... puka...
W jego podkrążonych oczach pojawił się jakiś upiorny
błysk, a usta rozciągnęły się w uśmiechu, przepełnionym sadyzmem i chorą
ekscytacją. Wyminął ich, bez strachu ruszając na górę i...
Aż przystanął z wrażenia. Cały pokład spowijała
mgła, która uniemożliwiała zobaczenie czegokolwiek w promieniu dwóch metrów.
Wyciągnął przed siebie dłoń o rozcapierzonych palcach i machnął nią lekko.
Ściągnął brwi, gdy zobaczył, że mgła się rozprasza...
To źle.
Pognał na dziób statku i wychylił się przez burtę.
Za cholerę nic nie widział... Przechylił głowę, by skupić się na otaczających
Skidbladnir dźwiękach, słyszał jednak jedynie wojowników, gramolących się na
pokład. Jego zmysły, ukierunkowane pod względem magicznym, wyczuwały, że coś
tam w dole jest... Coś bardzo strasznego i mrocznego. Loki nie chciał jednak
zużywać więcej mocy na dokładne zbadanie sytuacji, by nie zdradzić przed
przeciwnikiem swojej potęgi...
Pozostała mu jeszcze jedna opcja, inny sposób na
dokonanie rekonesansu... Według Lokiego mniej ryzykowny, dla osoby o zdrowych
zmysłach co najmniej samobójczy. Nie sugerując oczywiście, że iluzjonista jest
niezdrowy psychicznie – może raczej: szalony.
Bez głębszego wahania wskoczył z lekkością na burtę,
po czym uważnymi, ale pewnymi krokami powoli przeszedł po zwężającym się
bukszprycie, aż na sam jego koniec.
— Panie!
– usłyszał czyjś głos.
Zatrzymał się i odwrócił w stronę przybysza, ledwo
widocznego we mgle. Na twarzy iluzjonisty pojawił się uśmiech, gdy zobaczył
znajomą postać, z trudem wchodzącą na burtę.
— Fandral!
– Skłonił się teatralnie, śmiejąc się pod nosem.
Nawet na chwilę nie stracił równowagi, w
przeciwieństwie do wojownika, kurczowo trzymającego się jakichś lin i z
przerażeniem na twarzy próbującego utrzymać się na krawędzi.
— Co ty wyprawiasz?! – zapytał go. – Możesz stamtąd
zlecieć! Do reszty ci odbiło?! – Oderwał wzrok od przepaści i spojrzał w jego
ciemne oczy, które patrzyły na niego z kpiną.
Loki rozłożył szeroko ręce na boki.
— A może zawsze coś było ze mną nie tak? – Zrobił
jeden krok w tył. – A może ty, Fandralu, po prostu nigdy nie potrafiłeś
zrozumieć mojego... rozumowania? – Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy. – Kto
wie?
Wzruszył ramionami, robiąc jeszcze jeden krok w tył.
W jego oczach zalśnił jakiś niebezpieczny, przyprawiający o dreszcze błysk, gdy
odchylił się i...
Spadł w przepaść.
Fandral poczuł, jak oddech więźnie mu w krtani.
Zeskoczył z burty na ziemię i szybko wychylił się, próbując coś dostrzec. Czy
Loki...? Z niedowierzaniem pokręcił głową. Może to i mistrz magii, ale nikt
przecież nie miał prawa czegoś takiego przeżyć...
Nikt.
Na jego twarzy pojawił się okrutny uśmiech, gdy zdał
sobie sprawę z tego, co się właśnie stało. Już sobie wyobrażał miny jego
pozostałych kompanów – Volstagga i Hoguna – i imprezę, jaką pewnie urządzą
potem z tej wspaniałej okazji. Przed oczami stanął mu też obraz Lady Sif... i
naraz poczuł wyrzuty sumienia. Sif pewnie by powiedziała, że nie należy się
cieszyć z niczyjej śmierci... „Cholera... co się właśnie stało?!” – pomyślał,
zdając sobie sprawę z tego, że sprawa wcale nie jest wesoła, bo wbrew całemu
usposobieniu iluzjonisty, był on naprawdę dobrym władcą. Już Fandral zaczynał
się zastanawiać, jak powie reszcie załogi o tym przykrym zdarzeniu, gdy
nagle...
Usłyszał coś. Ciche szarpnięcie...
Rozejrzał się bacznie, aż jego wzrok padł na jedną z
lin, wiszących tuż obok jego głowy – była naprężona do granic możliwości i
znikała we mgle, gdzieś za statkiem... Powoli się przesuwała wzdłuż burty, jakby
coś się jej trzymało... albo ktoś...
— Ty sukinkocie... – wyszeptał Fandral z kwaśnym
uśmiechem na twarzy, gdy zrozumiał, kto dokładnie jest na drugim końcu tego
sznura.
„Rozumuj jak Loki” – powiedział sobie, po czym
ruszył w głąb pokładu, by pokierować wojownikami i rozstawić ich na pozycjach.
Miał tylko nadzieję, że iluzjonista wie, co robi...
I nie mylił się.
Tak, jak mistrz magii przypuszczał, poniżej okrętu
mgła się przerzedzała i zapewne kilkadziesiąt metrów w dole nie było jej już w
ogóle. Jego czarne włosy rozwiewał podmuch wiatru, wywołanego niewiarygodnym
pędem, z jakim rozhuśtana lina przesuwała się wzdłuż sterburty. Dłoń miał
zaciśniętą na sznurze tak mocno, że aż mu knykcie zbielały... Okręt znajdował
się bowiem wysoko nad ziemią i gdyby Loki spadł, to nic by z niego nie zostało.
Nie to go jednak przerażało...
Pojęcia „strach” i „przerażenie” to są dwie różne
rzeczy. Strach jest dużo silniejszy, sprawia, że traci się sposobność
racjonalnego myślenia, usypia zmysły, paraliżuje... Normalna osoba na miejscu
Lokiego natychmiast by się przestraszyła i to tak bardzo, że prawdopodobnie
puściłaby linę, skazując się na śmierć... Iluzjonista jednak doskonale
wiedział, że zdarzało mu się być już w gorszych sytuacjach, z których wychodził
cało, a poza tym miał bardzo silną wolę.
Zacisnął zęby, ukradkiem nakładając na siebie
zaklęcie maskujące. Po swojej prawej stronie widział bowiem...
Oko.
Gigantyczne, jaszczurze ślepię, którego paciorkowata
źrenica śledziła go z namaszczeniem. Nie widział nic innego poza jego złotem,
jaśniejącym we mgle, niczym wszechwidzące światło. Nie wiedział, co go bardziej
przerażało: ogrom tego oka, czy raczej brak świadomości tego, jak wygląda jego
właściciel. Dopiero po dłuższej chwili zauważył, że ów ślepię tak naprawdę nie
patrzy na niego, tylko jakby się oddala, niknąc w przestrzeni...
Na ustach Lokiego zagościł uśmiech, przepełniony
ulgą. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że przez cały czas wstrzymywał
oddech. Pomyślawszy, że potwór już się oddalił, Loki zaczął się rozglądać za
jakimś zaczepem, będącym w zasięgu jego wzroku, dzięki któremu mógłby wrócić na
pokład. Już myślał, że będzie musiał wciągnąć się po linie, gdy nagle zauważył
obok jakiś ruch...
Ściągnął brwi w konsternacji pomieszanej z
niepokojem – wyraźnie bowiem widział gigantyczny, ciemny kształt, szybko
pędzący na statek. Jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu, gdy dostrzegł zarys
gigantycznych, pożółkłych kłów, w uchylonej paszczy potwora...
— Muszę
działać – westchnął.
Poluźnił trochę uchwyt, z jakim ściskał linę i po
chwili poczuł, jak jego ciało niezwykle szybko opada w dół... Za szybko. Nie
mógł wyczuć sznura pod palcami... wiedział, że będzie miał potem zdartą skórę,
ale lepsze to od śmierci.
W momencie, w którym znalazł się prawie na samym
dole liny, jego oczy rozbłysły zielenią i tym samym sprawił, że rozpędzony
sznur gwałtownie zatrzymał się w bezruchu. W tej samej sekundzie zmusił się do
ponownego chwycenia za linę – jego ciałem zachwiało tak bardzo, że sznur
ponownie wprawił się w ruch, tym samym wyrzucając Lokiego w powietrze.
Z tak dużą siłą uderzył o jedną z poziomych belek
masztu, że przez moment sądził, iż co najmniej połamał sobie żebra. Odetchnął,
wolno opuszczając się na obolałych rękach... Na moment oderwał jedną dłoń, by
wyciągnąć swój sztylet – wbił go w żagiel i chwyciwszy za rękojeść obiema
rękami, przeniósł na ostrze cały ciężar swojego ciała, po czym „zjechał” na nim
aż do ziemi, przy okazji ślicznie dziurawiąc materiał. Ostrożnie postawił stopy
na pokładzie. Dopiero teraz poczuł koszmarny ból po wewnętrznych stronach
dłoni, gdzie skórę miał zdartą prawie do mięsa – wiedział, że w takim stanie
nie będzie mógł normalnie funkcjonować, a nie miał czasu na uzdrawianie...
Zamiast tego założył na siebie czarne, skórzane rękawiczki i, jak gdyby nigdy
nic, skierował się w stronę wszystkich zgromadzonych wojowników.
—
Przepraszam, przepraszam... – mamrotał, przepychając się
między swoimi żołnierzami.
Wreszcie wyszedł przed tłum, dostrzegając Fandrala,
który z niepokojem w oczach rozglądał się za nim... Cicho rozmawiał z Hogunem i
Lady Sif.
Dziewczynie spadł kamień z serca, gdy zobaczyła
Lokiego... prawie całego i zdrowego. Szelmowski uśmiech nie schodził jednak z
jego twarzy. Puścił do niej oczko, po czym skierował się w stronę burty... Z
gracją kota wskoczył na nią, chwytając się jednej z lin.
—
Panowie! – zawołał, skupiając na sobie uwagę wojowników. – I
pani... – Wymownie spojrzał w stronę Sif. — Wiem, że... – urwał. Utkwił wzrok w
przestrzeni, jego oczy zalśniły zielenią.
Kilka
osób zauważyło tę dziwną zmianę i spojrzało po sobie z niepokojem.
— To może dziwnie zabrzmieć, ale... – podjął Loki,
po czym zmrużył oczy i rozejrzał się po wojownikach z dobrodusznym uśmiechem na
twarzy. – Radziłbym się czegoś mocno złapać.
Tylko nieliczne osoby i to stojące w pobliżu burty
albo masztu, wzięły sobie tę radę do serca. Pozostali, którzy nie chwycili się
niczego, popełnili prawdopodobnie największy błąd w swoim życiu... Bowiem
chwilę potem łomot, porównywalny z wybuchem wulkanu, wstrząsnął całym Skidblandirem.
Takielunek zadrżał, drewno zatrzeszczało.
Ostatnim odgłosem, jaki wielu tego dnia słyszało,
było skrzypienie przechylającego się okrętu...
Joł!
Nie ma jeszcze północy, zdążyłam. Wciąż mamy 20 grudnia! Oto kolejna notka... i tutaj właśnie pojawia się gwałtowny zwrot akcji, który będzie mieć niezwykle ważne znaczenie dla fabuły. Dodatkowo, zmieniłam co-nieco szablon bloga - zauważył ktoś? :PDziękuję wszystkim za każdą opinię. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba i tutaj również zobaczę jakieś komentarze :D (choć pewnie nie dorównają tym z poprzedniej notki).No, a na koniec życzę wszystkim wesołych Świąt i do zobaczenia za dwa tygodnie!
PozdrawiamAlleka
Jestem pod wrażeniem. Z wmiare spokojnej akcji rozgrywającej się w zaciszu asgardzkiego pałacu przenosisz wszystrko w wielką przygodę, podróż no i wojnę, która zaczyna się tu niepozornie, ciekawa jestem jednak, czy Loki powstrzyma nieumarłych i czy ochroni Asgard, co się stanie, czy zyska poparcie tych z którymi wyruszył, czy będa go nienawidzić i nadal nie beda mu ufac, jak do tej pory... jestem ciekawa co uczynisz z tymi tu i co zrobisz z Thorem i Jane, czekam na newsa. pozdro
OdpowiedzUsuńTo jest niesamowite!!! Tak perfekcyjnie budujesz napięcie. Wszystko czyta się z taką lekkością i przyjemnością. Do tego, nigdy, ale to nigdg nje dawałam szansy Lokiemu i Sif, a tu tworzy się jeden z najpiękniejszych i najciekawszych chyba parringów jakie czytałam.
OdpowiedzUsuńFantastycznie kreujesz wszystkie postacie, a najlepiej wychodzi Ci właśnie Loki. Och, to jak ukazujesz jego nieobliczalną naturę... Po prostu czapki z głów i na kolana przed Twym talentem XD
Czemu skończyłaś w takim momencie? Przez te dwa tygodnie będzie można oszaleć!
Już się nie mogę doczekać kontynuacji ^^
Pozdrawiam,
Viv
Łeeee dopiero za dwa tygodnie? :( No tak, święta, rozumiem...
OdpowiedzUsuńNadal nie mogę nadziwić się nad tym, jak cudownie opisujesz Lokiego! Zakochuję się w nim po raz dziesiąty. No i Sif... Jej uczucia są przez Ciebie tak świetnie oddane... To, jak myśli o Lokim jest cudowne.
Akcja się zagęszcza, to m się podoba! Loki jak zwykle knuje, coś się zaczyna dziać... Nie wytrzymam z niecierpliwości! Co też się teraz będzie działo?
Twoje porównania, opisy jak zwykle bezbłędne. W jednym fragmencie pouciekały Ci przecinki i to tyle. reszta świetna, wyczerpująco opisana. Czekam na więcej.
I życzę Wesołych Świąt! :D
O, tak! Opisy Lokiego to cos, co wychodzi Ci świetnie. Można się zakochać, jest niesamowity. Idealny. Rozdział bardzo dobrze napisany, dużo akcji, którą zgrabnie, umiejętnie przeprowadzilas. Potrafię wyobrazić sobie każdy moment na pokladzie. Ale gesty naszgo boga, jego odczucia, słowa sprawiają, ze to jego widze przed oczami.
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej lubię tez Lady Sif. Podoba mi się, jak ją kreujesz. Brawo.
Życzę dalszej weny, czekam niecierpliwie na kolejny rozdział. Wesołych Świąt! Pozdrawiam:-) !
Witaj :)
OdpowiedzUsuńTen rozdział czytałam już kilka dni temu i wstawiłam komentarz, lecz używałam wtedy tabletu i być może nie wszystko poszło zgodnie z planem :) Zacznę więc od początku :)
Coraz więcej się dzieje, więc jest ciekawiej, a to przyciąga uwagę i zainteresowanie. Opisy są wspaniałe i takie prawdziwe, ale to chyba już pisałam nie jeden raz. Pewnie znów zacznę słodzić, ale to nic :)
Loki jest tutaj chyba najlepszy spośród wszystkich tych opowiadań, jakie do tej pory czytałam. Jego charakter, zachowanie, a nawet to w jaki sposób się wypowiada. Pomysłowość i to, że wszystkich traktuje na dystans. Nawet jego przemyślenia. Należy ci się wielki aplauz za jego postać :D Brawo!
Lady Sif mnie urzekła, ale o tym chyba też wcześniej pisałam. W ekranizacji nie przyciągnęła jakoś nadzwyczajnie mojej uwagi, ale w tym opowiadaniu zapałałam do niej sympatią. Ta jej niczym nieskażona dobroć i chęć pomocy. Do tego jest bardzo sympatyczna i pogodna. Nie wspomnę już o tym, że ma charakter, a takie właśnie postacie lubię :)
Mam nadzieje, że ci wojowie też będą ciut bardziej rozgarnięci, ale poczekamy, zobaczymy :)
Na zakończenie dodam, że jest to jedno z moich ulubionych ff o tej tematyce. W takim razie z cierpliwością muszę czekać na następny rozdział. Nie wiem, jak wytrzymam te dwa tygodnie. Przyjemnie było tutaj wpadać codziennie i od razu zabierać się do lektury :D
Życzę ci dużo, dużo weny, wspaniałych pomysłów i przede wszystkim chęci. Spóźnione też życzenia świąteczne :D Więc Wesołych Świąt!
Pozdrawiam!
Ana
P.S. Ja rozumiem, że nic w tym opowiadaniu nie jest przypadkowe. Są to tylko moje przemyślenia, którymi pragnę się podzielić :)
Po pierwsze, wypada mi podziękować za taki ładny komentarz... dziękuję!
UsuńA po drugie (co ważniejsze, bo z tym tutaj przyszłam :P), nawiązując jeszcze do poprzedniej mojej wypowiedzi, wszystko rozumiem - ja doceniam każdą opinię, a na niektóre nawet odpowiadam :D
Loki w tym rozdziale sprawia wrażenie osoby szalonej. A z drugiej strony jest przy Sif zmieszany jak mały chłopiec.
OdpowiedzUsuń42 year-old Data Coordiator Alessandro Noddle, hailing from Maple Ridge enjoys watching movies like "Time That Remains, The" and Jogging. Took a trip to Historic Centre of Mexico City and Xochimilco and drives a McLaren F1. kolejny
OdpowiedzUsuń