Wszystkie Odcienie Zieleni to opowiadanie o Lokim - nordyckim bogu kłamstw. Powstaje ono w oparciu o mitologię nordycką i serię filmów Marvela. Jest to historia własna. Po więcej info zapraszam do zakładki "o blogu".
Status: trwające
Gatunek: fantasy/fanfiction

sobota, 3 października 2015

Rozdział 22

O POGORZELISKU, O PRZEPOWIEDNI I O WOJOWNICZCE Z MUSPELHEIMU




Wieść o tym, że Loki powrócił z Yggdrasilu, rozniosła się bardzo szybko. W całym Asgardzie wręcz huczało od plotek na temat tego, co się dzieje z władcą i jak przebiegała jego walka z Yggrą. Tworzono rozmaite historie opiewające wyczyny, jakich Loki rzekomo dokonał w czasie podróży do Dziesiątego Królestwa, pisano pieśni, radowano się ze zwycięstwa…
Wszystko to obserwował Yggra i śmiał się pod nosem z naiwności Asów. Na razie miał przewagę nad Potężnym. Bynajmniej nie zamierzał tylko na tym poprzestać…
Loki o niczym nie wiedział, bo był pogrążony we śnie już od wielu godzin i nic nie zwiastowało, że ma się szybko obudzić. Uzdrowiciele wyciągnęli go z komnat w stanie fatalnym i wielu z nich sądziło, że iluzjonista nie przeżyje nawet nocy. Wiadomo jednak, że Loki to cwana bestia i wkrótce okazało się, że nie ma on zamiaru tak łatwo godzić się ze śmiercią.
Sif do końca miała nadzieję, że Loki nie umrze. Odkąd tylko został on przeniesiony do specjalnych komnat, gdzie ułożono go w komorze hibernacyjnej, nie opuszczała go ani na krok. Obserwowała go uważnie, czytała książki w jego milczącym towarzystwie, tuż koło niego ostrzyła swoje miecze – niecierpliwie wypatrywała momentu, w którym iluzjonista obudzi się i otaczająca jego ciało złota, ochronna kopuła opadnie. Nie mogła przegapić tej chwili, gdy on otworzy oczy. Chciała być wtedy przy nim. Miała mu tyle do powiedzenia…
Fandral obserwował Sif. Zazdrość i nienawiść pożerały go od środka. Był jedną z nielicznych osób, które szczerze życzyły Lokiemu śmierci. Nie mógł uwierzyć w to, że ten parszywiec tak sprytnie wszystko uknuł wtedy na Skidbladnirze, by okłamać Asów, a potem… zaprzepaścił to. Dla Sif. Żeby ją uratować. Wściekłość rozpierała Fandrala za każdym razem, jak widział, że Sif ponownie idzie do nieprzytomnego Lokiego…
Jedyną osobą, której nie obchodziła żadna z tych błahostek, był Heimdall. Stał na krawędzi tęczowego mostu jak zawsze i wpatrywał się w gwiazdy. Odkąd Loki rozkazał zamknąć bifrost, strażnik nie miał co ze sobą począć… Mógł robić dosłownie wszystko, na co przyszła mu ochota, ale nic nie wydawało mu się wystarczająco kuszące. Miał tyle różnych ofert, tyle propozycji, ale żadne mu nie odpowiadały.
Tak oto, dzięki wybrednemu gustowi Heimdalla, świat został ocalony.
Stało się to drugiego dnia śpiączki Lokiego.
W jednej sekundzie Heimdalla ogarnął niepokój.
W drugiej wiedział już, że zaraz zacznie się wojna.


Thor, Tony Stark i Steve Rogers znajdowali się w tajnej bazie Nicka Fury’ego. Już od dłuższego czasu czekali, aż ludzie niejakiego Coulsona, najlepszego agenta Fury’ego, skończą przesłuchiwać Rumpelstiltskina. I nudzili się przy tym niemiłosiernie.
Thor siedział pod ścianą z wyciągniętą przed siebie ręką, w której ściskał mjollnir. Fascynowało go, że wystarczał zaledwie niewielki przepływ mocy, by młot rozbłysnął setkami iskier. Bawił się więc, to go zapalając, to go wyłączając…
Obok Steve Rogers ćwiczył pompki. W jego wykonaniu wypadały one jednak na tyle skomplikowanie, że żaden ze śmiertelników nie potrafiłby ich powtórzyć.
    …77, 78, 79... – liczył.
Jeśli zaś chodzi o Anthony’ego Starka… w momencie, w którym usłyszał z ust Rogersa „81”, zrozumiał, że jeszcze moment, a zaraz trafi go szlag.
    Zaraz mnie szlag trafi! – zawołał niespodziewanie.
Tak gwałtownie przerwał ciszę, że aż wybił Steve’a Rogersa z rytmu.
— Jeszcze moment i się tu na śmierć zanudzę! – zawołał. – Ludzie, zróbmy coś, nie wiem, zagrajmy w jakąś grę…
Kapitan Ameryka potarł ręką czoło, jakby zawiedziony poziomem inteligencji Tony’ego. Thor poderwał się szybko z ziemi. Na jego twarzy malował się szeroki uśmiech.
— O, tak! Uwielbiam gry! – oznajmił, ku zaskoczeniu wszystkich. – Dawaj, Stevie, wstawaj. Gramy!
Kapitan otworzył usta, oniemiały, ale nie wiedząc, jak zareagować na ten gwałtowny Thorowy przypływ radości, zamknął je od razu. Pokręcił głową, wyraźnie niezadowolony, po czym wstał z ziemi.
    W co gramy? – mruknął.
    Hmmm... Państwa-miasta? – zasugerował Tony.
Steve wzruszył ramionami. Było mu wszystko jedno. Szczerze powiedziawszy, wolałby kontynuować robienie pompek.
Thor popatrzył niepewnie po kolegach.
    A… hm… jak się w to gra?
Na twarzy Tony’ego zatańczył drwiący uśmiech. Szybko go zamaskował.
— Jeden z nas w myślach literuje alfabet, a drugi w pewnym momencie mówi stop. Na literę, na jakiej się zatrzyma, trzeba podać odpowiednie rzeczy z kategorii państwa, miasta et cetera. Nie mogą się powtarzać.
    A. To w sumie proste.
Uśmiech powrócił na twarz Tony’ego.
    Zobaczymy. Ja zaczynam; Kapitanie – mówisz „stop”.
Rogers westchnął tylko, wyrażając tym samym swoją aprobatę. Tony klasnął w dłonie, po czym zatarł je, szykując się do tego, co zaraz nastąpi.
    Uwaga. X, Y, Z…
    STOP! – zawołał szybko Thor.
    „A”. Wyszło na „A”.
    Hej, moment! – zaoponował Steve. – Ja miałem mówić „stop”.
    Trudno, ty powiesz następnym razem – mruknął Tony. – Wyszło na „A”.
    Jak to TRUDNO? – Stevowi ręce opadły z niedowierzania. – A gdzie jakieś zasady, gdzie jakaś moralność?
Thor przysłuchiwał się tej wymianie zdań z zakłopotaniem.
— Litości, Rogers… – Tony wzniósł oczy ku niebu. – Teraz będziesz prawić kazania na temat cnót wszelakich? Błagam. Wyszło. Na. „A”.
— Ty tylko myślisz, że to nic takiego, Stark – Steve nie dawał za wygraną. – Jak sądzisz, jak wyglądałaby teraz Ameryka, gdyby w 1865 roku Abraham Lincoln powiedział: „Niewolnictwo staje się poważnym problemem społecznym? Trudno!”?
    Uważaj, Thor, teraz dziesięciominutowy wykład na temat Ameryki.
    A jak sądzisz, Stark, jak wyglądałby teraz świat, gdyby prezydent Wilson w 1915 roku, na wieść o zatopieniu statku „Lusitania” przez Niemców, powiedziałby „Trudno!”?
Tony zazgrzytał zębami.
— Wydawało mi się, Rogers, że nie zależy ci na tej grze – powiedział łagodnie, z trudem hamując złość. – Następnym razem ty powiesz „stop”, skoro ma to dla ciebie takie wielkie znaczenie.
— Właśnie – poparł go Thor. – Wyszło na „A”. Od czego to się zaczyna…?
Kapitan Ameryka zmrużył oczy nienawistnie. Jego spojrzenie przeszyło na wskroś Tony’ego.
    Od państwa – wycedził.
Tony przechylił głowę, a jego twarz rozświetlił na pozór uroczy uśmiech.
    Ameryka – powiedział równie uroczym głosem.
Kapitan tak mocno zacisnął zęby z wściekłości, że wszyscy wokół aż usłyszeli, jak coś chrupnęło.
    Ameryka Południowa! – wysyczał.
Przez długą chwilę prowadzili walkę na spojrzenia, zupełnie nie przejmując się tym, że „państwa”, które wymienili, w rzeczywistości nie były państwami. W pewnym momencie zorientowali się, że teraz kolej Thora.
Gromowładny w zamyśleniu gładził się po brodzie.
    Państwo na „A”, państwo na „A”… – mamrotał.
Tony’emu szczęka opadła. Już byłby powiedział coś złośliwego na temat inteligencji Thora, gdy nagle
na korytarzu pojawił się Nick Fury. Rozejrzał się szybko wokół siebie, a gdy jego jedyne oko zatrzymało się na Thorze, pokiwał głową, jakby przytakując jakiejś swojej myśli.
— Thor. Musisz tu przyjść. – Odczekał, aż gromowładny do niego podejdzie, po czym kontynuował: – Nie możemy nic wydobyć z Rumpelstiltskina. Gada w jakimś swoim chorym języku… Ludzie Coulsona próbowali różnych metod i w końcu udało im się dowiedzieć, że Rumpelstiltskin może coś łaskawie powie, ale tylko jeśli będzie rozmawiać z tobą.
Wepchnął Thora do małego pomieszczenia, w którym znajdowały się jedynie stół, dwa krzesła oraz Rumpelstiltskin z kajdanami magiochłonnymi na rękach. Sam Fury stanął za ścianą i obserwował wszystko przez lustro weneckie.
Drzwi dosłownie zatrzaśnięto gromowładnemu przed nosem. Nie miał nawet szansy zaprotestować. W końcu jednak, pogodzony z nową sytuacją, obrócił się i dostrzegłszy Rumpelstiltskina, usiadł naprzeciwko niego. Alf podskoczył na krześle pełen ekscytacji, radośnie klaskając w ręce.
Thor nie podzielał jego entuzjazmu.
— Strasznie długo już tu siedzę i trochę jestem tym znudzony, więc może załatwimy to szybko, co ty na to? – zaczął w języku wspólnym Dziewięciu Królestw.
    Pewnie, pewnie! – odparł podekscytowany Rumpelstiltskin w mowie alfów.
    No dobrze…  westchnął znużonym głosem. – Wystarczy, że powiesz mi, dlaczego chciałeś mnie zabić?
Przez dłuższy moment Rumple podrygiwał na krześle, wiercąc się i kokosząc, aż w końcu zamarł w bezruchu.
    Jestem jednym z Dziewięciu Widzących – powiedział.
    Mhm. To wiem. Ale co to ma do rzeczy?
    Słyszałeś, mój słodki Thorze, o Przepowiedni Siedmiu?
    Oczywiście! – oburzył się. – Każdy młody As zna tę przepowiednię!
    Dobrze, dobrze! Bo, widzisz – oblizał blade wargi – ona zaczęła się wreszcie spełniać.
Thor parsknął śmiechem.
    Nie, żeby coś, ale ja jakoś nigdy nie traktowałem jej poważnie…
    To źle, źle! Bo, widzisz, ostatnio doznałem nowej wizji. I w pewien osobliwy sposób nawiązuje ona do Przepowiedni Siedmiu. Posłuchaj… – Zniżył głos do szeptu. –
Mroczny Wygnaniec
Umarł.
Powrócić ma Wielki Wąż i Świat pochłonąć Mrok.
Lecz jeśli zginie dziedzictwo krwi
Powróci Wygnaniec.
Zjednoczą się pod Wielkim Władcą – Znienawidzeni.
I narodzi się
Zbawca Świata.
A Mrok zostanie zdeptany.
      Czy już rozumiesz, Thorze?
Gromowładny przez dłuższą chwilę wodził wzrokiem po przestrzeni, zastanawiając się nad sensem tych słów, aż wreszcie wszystko zrozumiał. Popatrzył na Alfa ze zdziwieniem.
    Sądzisz, że jeżeli zabijesz mnie, to do życia powróci… mój brat? Loki?
    Cii, cii! Nie wymawiaj jego imienia! – W oczach Rumpelstiltskina wyraźnie czaiło się szaleństwo. – Ale tak. Twój brat – powróci!
W jednej sekundzie, tracąc panowanie nad sobą, Thor poderwał się z krzesła. Jego dłoń zacisnęła się ostrzegawczo na mjollnirze.
    Bujda! – warknął. – W ani jedno słowo nie wierzę!
    Lepiej uwierz! To przepowiednia Końca!
Thor wybuchł suchym śmiechem.
— Końca? – powtórzył. – Koniec byłby wtedy, gdyby mój brat pełnoprawnie zasiadł na tronie Wszechświata!!! – wrzasnął.
Czując, jak złość kipi w nim niczym niedogaszony wulkan, oburzony obrócił się szybko i wyszedł, nim doszło do rękoczynów. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz został tak bardzo obrażony, jak przed chwilą. Jego brat, podły Loki, Zbawcą Świata?! Też coś!
Thor już dawno nie słyszał niczego równie niedorzecznego jak to.


Loki uniósł powieki. Poderwał się do pozycji siedzącej. I gwałtownie zaczerpnął powietrza.
Przez dłuższą chwilę skupiał się na miarowym, równomiernym oddychaniu. Wdech – wydech. Powoli. By tlen dotarł do każdej komórki w jego organizmie, by wypełnił jego płuca i napędził jego serce do życia.
Rozejrzał się wokół siebie, wyraźnie czując, że coś mu nie pasuje. W jego głowie wciąż łomotało mu wspomnienie niedawno przeżywanego koszmaru – nie wiedział, jak długo spał, ale miał takie wrażenie, jakby jego sen o morderczej wędrówce przez Żelazny Las trwał całą wieczność. Z wolna wróciły do niego wszystkie wspomnienia… zaginięcie Sif, podróż do Yggdrasilu, uratowanie i ocalenie życia wojowniczki. Czuł się tak, jakby każda z tych rzeczy wydarzyła się całe wieki temu – miał jednak nadzieję, że tym razem się myli.
W momencie, w którym przerzucił nogi na jedną stronę łóżka i przygotował się do spotkania z podłogą, drzwi do pomieszczenia gwałtownie otworzyły się. Do środka weszła jakaś uzdrowicielka. Na widok Lokiego stanęła jak wryta.
    Wasza Wysokość – wyszeptała, równocześnie klękając na ziemi.
Zaraz szybko podeszła do niego. Nie kryła zaskoczenia.
    Proszę na razie nie wstawać. Muszę jeszcze tylko zmierzyć parę rzeczy i…
    Jak długo spałem? – przerwał jej znudzony.
    Cztery dni, panie.
Loki otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął. Zabrakło mu słów. Bezwolnie wyciągnął rękę, pozwalając, by uzdrowicielka zapięła mu na ramieniu urządzenie do pomiaru ciśnienia. Przeprowadził błyskawiczną kalkulację w myślach i w ogólnym rozrachunku nie wynikło z niej nic dobrego. Cztery dni… och, ileż straszliwych rzeczy mogło się wydarzyć w tak długim przedziale czasowym!
— Szczerze powiedziawszy, Ekscelencjo, nie mieliśmy wielkich nadziei – mówiła od niechcenia uzdrowicielka. – Wszyscy już sądzili, że wasz sen jest snem wiecznym.
Loki popatrzył na nią swoim przenikliwym spojrzeniem.
    Była ze mną wojowniczka – powiedział cicho. – Lady Sif.
Kobieta roześmiała się.
— O, tak, Lady Sif nieźle nam się wszystkim uprzykrzyła, Wasza Wysokość. Mimo naszych nalegań, by zachowywała się poprawnie, ciągle łamała zasady i przychodziła tutaj. Nikt nie widział jej nigdzie indziej. Całymi dniami przesiadywała przy waszym łożu. Koniecznie chciała być przy tym, jak się obudzicie, panie.
Gdy Loki to usłyszał, od razu zrobiło mu się lżej i cieplej na sercu.
    Gdzie ona jest teraz?
Uzdrowicielka zacisnęła usta, tak że utworzyły długą, wąską linię. Spuściła wzrok.
    Sprząta bałagan…
Loki ściągnął brwi w konsternacji. Wpatrzył się w kobietę, czekając aż ta rozwinie temat. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Skonfundowany pogrążył się w rozmyślaniach nad ostatnimi wydarzeniami, aż wreszcie dotarł do niego sens tej wypowiedzi… Yggra. Asgard. Wojna.
Ogarnęło go przerażenie.
    Jak… jak duży jest ten bałagan?
    Na tyle duży, że lepiej, aby opowiedział wam o nim Heimdall, Wasza Wysokość.
Tylko tyle wystarczyło, by zmotywować Lokiego do działania. Nie bacząc na nic, zeskoczył z łóżka na ziemię i szybko ruszył w stronę wyjścia z pomieszczenia.
    Ależ, Wasza Wysokość, tak nie można! – usłyszał głos uzdrowicielki.
Na jeden jego gest dłoni drzwi otworzyły się z rozmachem.
    Trudno. Teraz ważniejsze sprawy się liczą.
Musiał czym prędzej odszukać Heimdalla. Jeżeli faktycznie było tak źle, jak myślał, to nie mógł tracić nawet najmniejszej chwili.
Szedł szybko przed siebie. Po drodze minął paru wojowników, którzy obrócili się za nim z zaciekawieniem, jakby zobaczyli jakieś widziadło, a nie króla. Loki jednak nie przejmował się niczym. Wiedział, że po tak długiej rekonwalescencji powinien odpoczywać, ale nie miał teraz czasu do stracenia – stawiał krok za krokiem, maksymalnie na tym skupiony, i rozglądał się wokół siebie w poszukiwaniu strażnika bifrostu, aż nagle
zatrzymał się. Ale nie dlatego, że odnalazł Heimdalla. Jasność myśli odebrało mu zaskoczenie. Gwałtownie go dopadło i przejęło władzę nad wszystkimi jego zmysłami. Sprawiło, że zastygł w bezruchu i zapomniał, jak się oddycha.
Oto jego oczom ukazała się sławiona przez legendy Wielka Sala w Gladsheimie. Mówiono o niej, że jest najpiękniejszą komnatą w Złotym Pałacu i że to zaszczyt móc odwiedzić jej progi.
Teraz jednak nikt już by tak o niej nie powiedział. Cała jej północna ściana była wyburzona, a w miejscu, w którym dawniej stała, leżała tylko sterta gruzu. Na środku pomieszczenia odpadł od sufitu żyrandol, misternie ozdobiony lazurowymi kryształami, teraz strzaskanymi i rozniesionymi po całej popękanej, pełnej bólu posadzce. Tak, jakby ktoś rozbił byle szybę w oknie. Pod ścianami dawniej stały najświetniejsze dzieła sztuki – niestety tylko nieliczne ocalały. Wspaniałe arrasy potargały się, rzeźby rozbiły się na ziemi, piedestały popękały i strudzone życiem upadły, ułożyły się do snu koło swoich pięknych towarzyszów…
Tak, jakby przez tę salę przeszło stado Olbrzymów.
Loki przełknął ślinę. Z wolna ruszył w kierunku wyrwy. Stąpał bezszelestnie, a każdy jego krok pozostawiał po sobie ślad na zakurzonej od pyłów podłodze. Cisza, która go oblekała, była aż nazbyt niepokojąca.
TRZASK!
Czas stanął w miejscu. Loki spuścił wzrok – pod jego butami leżały setki lazurowych kryształów, odkruszonych od żyrandola. Całe morze, zbudowane ze szkła, odbijające refleksy bladego światła. Deptał je nikczemnie, niczym parszywy barbarzyńca plugawiący swoją krwią czyste, burzliwe wody Gandviku. Loki z powrotem uniósł głowę, by spojrzeć przed siebie. To wszystko już nie miało znaczenia…
Za towarzystwo mając jedynie odgłos bicia swojego serca, skierował się w stronę północnej części pomieszczenia, aż stanął na jego skraju. Krawędź mogła w każdej chwili pęknąć i osunąć się, ale on o to nie dbał. Bez oddechu wpatrywał się w roztaczający się przed nim zmasakrowany krajobraz.
Jego oczom ukazała się panorama Asgardu.
A widok ten był znacznie, znacznie gorszy od tego, co myślał.
Świat stracił wszelkie kolory. To już w żaden sposób nie był Gród Asów, już nikt nie miał prawa, by tak go nazywać. Tej krainie pasowało teraz tylko jedno określenie – Dolina Popiołów. Szarość i biel oblekły miasto. Czy ktokolwiek uwierzyłby, że zostało ono zbudowane ze złota? Nie, zastawszy tak okropny widok. Wspaniałe budowle, które wzniesiono wiele lat przed narodzinami Lokiego, teraz leżały w gruzach, przykrytych szarą kołderką. Z miejsc, które iluzjonista odwiedzał na co dzień, teraz unosił się dym i truł asgardzkie powietrze. Tam, gdzie jeszcze niedawno znajdowała się Zapluta Dziura, teraz widać było szerzącą się na wiele metrów rozpadlinę. Dawniej tętniące życiem jezioro teraz sprawiało wrażenie zamarzniętego – popioły osiadły na jego powierzchni gęsto i tylko ich delikatne falowania przypominały o obecności wody. Z niektórych miejsc jeziora wyraźnie wyrastały świeżo usypane szarością wysepki: ciała ludzkie kołyszące się z lekka na wodzie. Miasto, które niegdyś było ośrodkiem zabawy, teraz stało się martwe. Śmierć okryła je swym szaro-białym cieniem, nikczemnie uniosła się nad nim i przysypała je swymi suchymi łzami. Tam, gdzie kiedyś można było usłyszeć odgłosy życia, teraz była tylko cisza. Nic nie ważyło się jej zmącić, jakby z szacunku dla poległych, ośnieżonych popiołem…
Pogorzelisko. To było wszystko, co przychodziło Lokiemu do głowy.
Wszystko
co powstało z jego winy.
Gdyby pokonał wtedy Yggrę, do niczego zapewne by nie doszło. Gdyby nie wyruszył do Yggdrasilu, do niczego by nie doszło. Gdyby nie zorganizował balu, do niczego by nie doszło. Gdyby nie zjawił się w Jotunheimie, do niczego by nie doszło. Gdyby nie nawiązał porozumienia z Sif, do niczego by nie doszło. Gdyby nie zostawił Odyna na pastwę losu, do niczego by nie doszło. Gdyby nie próbował przejąć władzy, do niczego by nie doszło.
Wszystko – dosłownie wszystko – co miał przed oczami, powstało z jego winy. Tak właśnie myślał. I wierzył w to całym sobą.
    Panie – usłyszał niespodziewanie. – Wasza Królewska Mość.
Westchnął głęboko. Powoli, bez energii, odwrócił się tyłem do krawędzi.
— Heimdall – mruknął na widok strażnika. Jego głos był pozbawiony wszelkiej woli życia. – Szukałem cię…
Widzący nie był sam. Wraz z nim do Wielkiej Sali weszło kilkunastu wojowników, pokrytych świeżą krwią.
— Wiem, poinformowano mnie o tym. Wszystkim nam ulżyło, Panie, gdy dowiedzieliśmy się, że się obudziłeś.
— Nie kłam – warknął nagle. – Nie pokonałem Yggry. Byłem pogrążony w śpiączce przez cztery dni. Asgard legł w gruzach. Powiedz mi, ilu z was próbowało mnie zamordować? – Jego nienawistne spojrzenie przesuwało się po twarzach zgromadzonych.
Wojownicy w sali stopniowo gromadzili się coraz liczniej.
— Żaden, Panie. – Heimdall jak zwykle był ostoją spokoju. Powoli ważył każde słowo, jakby smakując je na języku. Nie chcąc doprowadzić do wybuchu Lokiego… – Gdyby nie to, że przeciwnik miał przewagę liczebną, może udałoby nam się to wygrać. Yggra nie spodziewał się, że będziemy uprzedzeni o ataku. Myślał, że ja nie żyję. To zwiększyło nasze szanse.
    Ale przegraliście! – wydarł się Loki.
Przestawał nad sobą panować. Już nie potrafił poskromić rozsadzającego go od środka gniewu. Co więcej – nie chciał tego zrobić.
    Nie – Heimdall uśmiechnął się dumnie. – Wynik zakończył się remisem.
Loki zazgrzytał zębami ze złości. Na jego ramionach i włosach osiadały płatki popiołu, które nadawały mu przerażający wygląd, przywodzący na myśl ucieleśnienie ponurej, mrocznej Śmierci.
— Nie ma czegoś takiego jak „remis”. Jest tylko albo wygrana, albo przegrana. Remis… – parsknął szyderczym śmiechem. – Równie dobrze można powiedzieć, że przegraliście.
Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał.
— To wszystko… – podjął Loki, ale zaraz urwał. Wszelkie uczucia w jednej sekundzie wyparowały z niego. Jego oczy, zazwyczaj pełne emocji, teraz nagle były puste. – Przeliczyłem swoje możliwości…
Przez dłuższą chwilę milczał, wodząc wzrokiem po przestrzeni, aż nagle jego brwi ściągnęły się w wyrazie smutku.
— Przeliczyłem się – powtórzył szeptem, po czym dodał już na głos: – Jestem zbyt słaby, by pokonać Yggrę samodzielnie. – Mówił w taki sposób, jakby dokonywał jakiegoś niesamowitego odkrycia. Jakby rzeczywistość docierała do niego w spowolnionym tempie. – Jutro, z samego rana, wyruszę do Midgardu. Odnajdę Thora. Porozmawiam z nim. Zapytam go, czy nie zechciałby udzielić Asgardowi pomocy. Władzę pod moją nieobecność będzie sprawować Heimdall.
Sam siebie zaskoczył tą nagłą decyzją. Czuł jednak, że to już jest jedyne, co może zrobić. Nie miał siły, by dłużej walczyć z wiatrakami. Zrozumiał, że sam nigdy sobie nie poradzi w tym starciu. Zrozumiał, że nie jest tak potężny, jak mu się wydawało.
Zrozumiał, że tak naprawdę jest bezsilny.
Zrezygnowany zamknął oczy
wykonał krok w tył
i…


Światło Tęczowego Mostu zrzuciło Sif z hukiem, przywodzącym na myśl roztrzaskiwane szkło.
Wcześniej długo przekonywała Heimdalla, by ten użył swoich umiejętności Widzenia i w ten sposób pomógł jej odnaleźć Lokiego. Było jasne, że iluzjonista nie zginął, wykonując swój szaleńczy skok w przepaść. Teleportował się i tylko jedna osoba w Asgardzie była w stanie odgadnąć gdzie – ważne było jedynie, by zrobiła to jak najszybciej. Loki popadł w jakiś dziwny, destrukcyjny stan. Sif mogła mieć tylko nadzieję, że gdy go wreszcie odnajdzie, nie będzie już za późno…
Gdy tylko dym opadł, dziewczyna szybko rozejrzała się wokół siebie. Nie rozpoznawała tego miejsca, ale w jednej sekundzie ujęło ją ono za serce swoją pięknością.
Ze wszystkich stron otoczyły ją kryształy. Mieniły się wszelkimi odcieniami błękitów, niebieskiego, indygo. Były duże, małe, stały w grupkach, wyrastały z ziemi w oddaleniu od pozostałych. Zdawały się emanować własnym, tajemniczym światłem, rozpraszającym zalegającą wszędzie wokół ciemność. Sif, pełna zachwytu, obracała się dookoła własnej osi, chłonąc ten niesamowity krajobraz, ciesząc się swoim zwielokrotnionym odbiciem, aż nagle w jednym z kryształów dostrzegła postać Lokiego.
Szedł powoli w jej kierunku, nieśpiesznie wyłaniając się z cieni mroku. Wychynął się zza kamienia, jedną ręką muskając lekko jego powierzchnię…
    Co ty tu robisz, Sif? – odezwał się cicho.
Na moment wojowniczka zapomniała, jak się używa głosu. Oniemiała wpatrywała się w Lokiego, nie mogąc od niego oderwać wzroku – wyglądał jak huragan, burza, ucieleśnienie nienawiści. W jego ciemnych oczach czaiło się niczym nieskalane zło. Otaczające go kryształy rzucały na niego blade, błękitne światło, które przy jego postaci nie wyglądało już tak pięknie – było upiorne i przerażające. Na jego włosach i ramionach osiadły płatki popiołu.
Przełknęła ślinę.
    Szukałam cię…
    I zgaduję, że Heimdall ci w tym pomógł – warknął, nie dając jej dokończyć. Wyraźnie niezadowolony ruszył przed siebie, jak gdyby stanie w jednym miejscu było czymś niegodnym jego osoby.
Sif zagryzła dolną wargę.
    Proszę, tylko nie zrób mu z tego powodu krzywdy.
Zatrzymał się gwałtownie i odwrócił głowę w jej stronę. Jego spojrzenie uderzyło w nią niczym zatruta strzała.
    Więc w ten sposób o mnie myślisz?
    Loki, to nie tak…
    A JAK?! – krzyknął nagle. To zaciskał dłonie w pięści, to je rozluźniał. Próbował nad sobą zapanować. Naprawdę. – Wszyscy od początku mówili mi, że jestem potworem. – Jego głos był ściszony, upiorny. Z rozwagą i nienawiścią cedził każde pojedyncze słowo. Ironicznie. – Nie chciałem przyznać im racji, śmiałem się z tego… Potem zrobiłem parę głupot, ale wciąż próbowałem sobie wmówić: nie, Loki, nie masz się czym przejmować. To nic złego. Nikomu nic złego się nie stało. – Zaśmiał się bez cienia wesołości. Z pogardą. – Prędzej czy później prawdziwa natura jednak musi się odezwać, prawda? A ja muszę się w końcu z nią pogodzić. Z tym, że jestem ogniem, który strawi wszystko, co znajdzie na swojej drodze. A gdy już nie będzie nic, czym może się pożywić, pożre samego siebie.
Sif nie mogła ruszyć się z miejsca. Była równocześnie zafascynowana, jak i przerażona słowami Lokiego. Zrozumiała, że on wini siebie za to, co się stało.
    Nie jesteś potworem – wymamrotała.
    Och, nie? – Patrzył na nią przenikliwie.
W jednej sekundzie poczuła, jak przestrzeń wokół niej wypełnia się chłodem, a chwilę potem… Loki zaczął się przeobrażać. Zamknął oczy.
    Wystarczy, że o tym pomyślę – wyszeptał.
Jego skóra zaczęła przybierać błękitny kolor, powoli zmierzając ku ciemnemu odcieniowi niebieskiego. Wszystkie jego żyły nabrzmiały, niby bruzdy pokrywające jego ciało. A gdy uniósł powieki, w ciemności rozbłysła para jarzących się czerwienią punkcików.
— Wystarczy, że pomyślę – podjął – o tym, jak bardzo fascynuje mnie strach w oczach moich ofiar, gdy rozwlekam ich wnętrzności. – Zaczął się powoli zbliżać w kierunku Sif. – O tym, jaką przyjemność sprawia mi wywoływanie chaosu, który niszczy wszystko wokół, który zabija każdą piękną rzecz. O tym, jak cudownym odgłosem jest krzyk przerażonych, małych wobec mojej potęgi ludzi, poddawanych nikczemnym, plugawym torturom. O tym, jak wspaniale jest dojrzeć tych samych ludzi na kolanach, oddających mi cześć.
Zatrzymał się parę metrów przed Sif. Dziewczyna dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że drży ze strachu. Dopiero teraz zorientowała się, że w którymś momencie wypowiedzi Lokiego dobyła miecza i wycelowała nim w niego.
— Na widok Asgardu obróconego w proch czuję w głębi duszy satysfakcję – wyszeptał. – A ty mierzysz do mnie mieczem i twierdzisz, że nie jestem potworem?
Na dłuższy moment zaległa między nimi cisza.
Sif nie mogła myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, że przed nią stoi obrzydliwa, okropna bestia – Lodowy Olbrzym z Jotunheimu. Jakiś obcy mężczyzna, który raczy ją swoimi najbardziej plugawymi myślami.
— Dopuszczałem się okropnych rzeczy – kontynuował, ze zwieszonym wzrokiem. – Mordowałem. Torturowałem. Kłamałem. Kiedyś mogłem się nawet ożenić, wiesz? Wybrana mi przez ojca kobieta była piękna, miała na imię Sygin. Ją również zabiłem. A wiesz, Sif, co jest w tym wszystkim najlepsze? – Jego czerwone oczy spojrzały prosto na nią. – Że nigdy, przenigdy się nie zmieniłem. Nadal się mnie nie boisz?! Nadal sądzisz, że nie jestem POTWOREM?! MÓW!!!
Sif aż drgnęła, porażona krzykiem Lokiego. Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko. To Loki – próbowała sobie wmówić. To żaden Jotun, żaden potwór… to Loki.
— Posłuchaj… – zaczęła, próbując opanować drżenie głosu. – To, co się wydarzyło, nie powstało z twojej winy. Byłeś w śpiączce przez cztery dni. Myślę, że… musisz trochę odpocząć.
— Przestań – wysyczał, poirytowany jeszcze bardziej. – Myślisz, że postradałem zmysły. Nic bardziej mylnego. Ty po prostu nie znasz mojej prawdziwej natury.
Przełknęła ślinę. Nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy.
    Ostatnimi czasy ciągle żyłeś w biegu, w cieniu strachu, w stresie. Naprawdę, wydaje mi się, że jesteś po prostu trochę zmęczony i…
    ZAMKNIJ SIĘ! – uciszył ją gwałtownie. – Przestań traktować mnie jak idiotę. Zmęczenie to jest ostatnia rzecz, jaką teraz odczuwam.
Przeszedł parę nerwowych kroków, jakby nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Miecz Sif śledził uważnie każdy jego ruch. W końcu Loki zatrzymał się i przeszył dziewczynę swoim przenikliwym spojrzeniem.
— Po co tu przyszłaś? – rzucił spokojniejszym głosem.
Wojowniczka, wyczuwszy lekką zmianę w jego nastroju, w końcu uniosła wzrok i popatrzyła prosto w jego czerwone oczy.
— Chciałam z tobą porozmawiać – powiedziała niepewnie. Nie doczekawszy się żadnej reakcji z jego strony, kontynuowała: – Ocaliłeś mi życie. Ryzykowałeś dla mnie, prawie się poświęciłeś. To dużo więcej, niż byłeś mi dłużny. I za to ci dziękuję. – Na moment zawiesiła głos, przygotowując się do tego, co mu zaraz powie. – Rzecz w tym, że nie musiałeś ryzykować. Przysięga, na którą się powołałeś, była fałszywa.
    Co to niby znaczy?
Odetchnęła.
— Nie pochodzę z Asgardu. Jestem Muspelką, dziedziczką Czarnego Ognia.
Pierwszy raz w życiu Loki doznał tak ciężkiego szoku. Przez długą chwilę wpatrywał się w nią z niedowierzaniem, aż w końcu zorientował się, że wstrzymuje oddech. Szukał na jej twarzy kłamstwa, ale nie mógł go odnaleźć. To dlatego Przysięga Stali go nie zabiła – jej słowa były niewłaściwe, skierowane do złej osoby!
— Moja historia nie jest długa – podjęła Sif, powoli odzyskując pewność siebie. – Swego czasu, w okresie wojen, nienajlepiej mi się powodziło. Mój ojczym, As, prowadził podłe interesy z ludami północy. Któregoś dnia coś poszło nie tak. Jotunowie przybyli i zamordowali go, bez cienia jakichkolwiek uczuć. Ja przeżyłam tylko dzięki temu, że tuż przed swoją śmiercią ojczym poprosił znajomych o przysługę – przechowali mnie u siebie na jedną noc, a następnego dnia oddali mnie matce, o której istnieniu nie miałam wcześniej pojęcia… Tak znalazłam się w Muspelheimie. Tam dowiedziałam się prawdy o sobie: jestem produktem związku bez miłości – matka została zhańbiona, a po narodzinach oddała mnie do Asgardu pod opiekę do swojego przyjaciela, by mnie chronić przed prawdą.
Później przez wiele lat, pełna nienawiści do Ludzi Lodu i Ludzi Ognia, trenowałam walkę, szykując się do zemsty. Sposobność ku temu nadarzyła się, gdy w Muspelu zjawili się Asowie, w tym Mocarny Thor, i szybko okazało się, że ich celem jest poskromienie Czarnego Ognia oraz wszystkich jego dzieci. Takiej okazji nie mogłam przepuścić. Dołączyłam do nich, występując przeciw własnym siostrom i braciom, zdradzając ich wszystkich. – Uśmiechnęła się blado. – Oficjalna historyjka, którą znasz również ty, mówi o tym, jak to dwórka z Asgardu po kryjomu dołączyła się do drużyny wojowników, walczących przeciwko buntownikom z Muspelheimu. Była ona łatwa do zmyślenia i równie łatwa do przyjęcia przez Thora…
Na dłuższą chwilę zamilkła. Popatrzyła na trzymany w ręce miecz z obrzydzeniem do samej siebie, po czym odrzuciła go jak najdalej.
— Oto, kim jestem naprawdę – zakończyła. – I jeżeli ty sądzisz, że jesteś potworem, to w takim razie ja też nim jestem.
Zaczęła iść w kierunku Lokiego. Iluzjonista był tak zszokowany wszystkim, co właśnie usłyszał, że nie śmiał nawet drgnąć. Wpatrywał się w Sif czerwonymi oczami, nie mogąc wydobyć z siebie choćby najmniejszego dźwięku.
— Loki, chcę, żebyś wiedział, że ja nie uważam cię za potwora. Nigdy nim dla mnie nie byłeś, nie jesteś i mogę cię zapewnić, że nigdy nie będziesz. Potwór to osoba, która wywołuje we wszystkich strach.
Zatrzymała się tuż przed nim – tak blisko, że mogła dostrzec każdą ryskę w jego błękitniej skórze. Mówiąc sobie, że to przecież nie jest obrzydliwy Jotun, wpatrzyła się w jego oczy. Przez ułamek sekundy wydało jej się, że dostrzega w nich przebłysk jakichś głębszych, cieplejszych uczuć i natychmiast poczuła wyrzuty sumienia. Jakże jeszcze przed chwilą mogła go brać za Lodowego Olbrzyma? Nie… to był Loki.
    Ja się ciebie nie boję – wyszeptała.
To był jej Loki.
Wspięła się na palce i – ryzykując życiem
pocałowała go.
Położyła dłonie na jego ramionach, przymknęła oczy. Czekała, aż lodowa moc Jotunów poparzy ją i odrzuci, czego świadkiem była już wcześniej, jednak nic takiego się nie stało. Zamiast tego poczuła na sobie znajomy, przyjemnie kłujący chłód, przyprawiający o równie przyjemne dreszcze. Nie przejmując się niczym, pogłębiła pocałunek – powoli, leniwie, kosztując jego ust i rozkoszując się ich dotykiem.
Loki w pierwszym odruchu chciał ją od siebie odepchnąć. Ale potem, gdy poczuł na sobie smak jej miękkich warg, gdy poczuł jej delikatność, która przyprawiła go o ból w piersi… przymknął powieki i nie zrobił nic. Zatracił się w tym pocałunku. Jakieś przyjemne, nieznane mu ciepło rozlało się po całym jego ciele, ogrzało go, wypełniło jego wnętrze – w jednej sekundzie skojarzył, że jest ono wynikiem magii, działaniem Czarnego Ognia z Muspelheimu. Otworzył oczy i dostrzegł, jak jego skóra z powrotem przybiera ludzki kolor, jak jej zimno zostaje poskromione przez ognistą magię Sif.
Powolutku zakończyli pocałunek i lekko odsunęli się od siebie, o zaledwie parę centymetrów, tak że teraz niemal stykali się czołami. Oboje pochłaniali się wzajemnie wzrokiem, milczący. Oddychali ciężko, choć każde z nich próbowało to zatuszować. Ich serca biły szybko, jakby uciekając przed tym, co się właśnie stało. I choć żadne nie przyznałoby się do tego, oboje w równym stopniu pragnęli więcej.
Dużo więcej.
Gdy tylko ta jedna myśl uderzyła Lokiemu do głowy, iluzjonista rozbudził się z letargu. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, co się właśnie stało. Jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu. Kręcąc głową, zaprzeczając sobie samemu, jak poparzony odskoczył od Sif.
Tak bardzo, bardzo podobał mu się ten pocałunek.
Jeszcze bardziej przerażony swoimi myślami, wykonał parę kroków w tył, chcąc się wycofać jak najdalej. Uciekał od Sif, uciekał od tych wszystkich niechcianych uczuć, aż wreszcie
zagłębił się w mroku
i dosłownie rozpłynął w powietrzu.


Koniec części II.


Cześć wszystkim!
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale przez ostatni tydzień miałam duuużo roboty i mimo że rozdział miałam już napisany, to nie było kiedy go wrzucić.
Z powodu braku pomysłu na tytuł skończyło się na takim renesansowym miszmaszu w stylu Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego.
Jestem ciekawa, co powiecie o tym rozdziale. :)
A, i jeszcze jedno. Mój blog jest poddawany ocenie na stronie Pomackamy. Trochę się cykam werdyktu, no ale... zobaczymy, jak to będzie. Dzięki Katji wiem już, jakie popełniam błędy, ale i tak postanowiłam, że poprawię je wszystkie gdy napiszę historię do końca i będę robić taki duży re-read.
Uff... To chyba tyle ode mnie. Do napisania! :D

7 komentarzy:

  1. To było takie... O mój Boże. <3 Z wrażenia brakuje mi słów, bo naprawdę ich uwielbiam i uważam, że do siebie pasują! Żałuję tylko, że Loki zwiał jak tchórz, zamiast tam zostać, a Sif pewnie skonfundowana i nie wie, o co chodzi... :<<< Ciekawi mnie za to, dlaczego Loki i Sif znaleźli się w tej dziwnej komnacie zamiast od razu w Asgardzie. I dobrze by było, gdyby Loki wrócił po Sif.
    W sumie stwierdzam, że chciałabym mieć koszulkę z napisem "Team Loki". A na odwrocie Sif. :D

    Jeszcze tak na szybko błędy, które zauważyłam:

    Kapitan otworzył usta, oniemiały, ale nie wiedząc, jak zareagować na ten gwałtowny thorowy przypływ radości, zamknął je od razu. — "thorowy" wielką literą.

    — Uważaj Thor, teraz dziesięciominutowy wykład na temat Ameryki. — Przecinek po "uważaj".

    — No dobrze… - westchnął znużonym głosem. – Wystarczy, że powiesz mi, dlaczego chciałeś mnie zabić? — Wkradł się dywiz. ^^

    Czując, jak złość kipi w nim niczym niedogaszony wulkan, oburzony obrócił się szybko i wyszedł nim doszło do rękoczynów. — Przecinek po "wyszedł".

    Bezwolnie wyciągnął rękę, pozwalając by uzdrowicielka zapięła mu na ramieniu urządzenie do pomiaru ciśnienia. — Przecinek po "pozwalając".

    Tylko tyle wystarczyło by zmotywować Lokiego do działania. — Przecinek po "wystarczyło".

    Wiedział, że po tak długiej rekonwalescencji powinien odpoczywać, ale nie miał teraz czasu do stracenia – stawiał krok za krokiem, maksymalnie na tym skupiony, i rozglądał się wokół siebie w poszukiwaniu strażnika bifrostu, aż nagle
    zatrzymał się. — Tak tylko powiem, że te przeskoki do kolejnych linijek wcale nie spowalniają akcji, bo i tak czyta się to na jednym wydechu, jednym ciągiem i po prostu nie mają sensu. Prędzej w tej roli sprawdziłyby się nowe zdania. Wcześniej mi to wyleciało z głowy. ^^'

    Miasto, które niegdyś było ośrodkiem zabawy, teraz było martwe. — Powtórzenie: "było".

    Wybrana mi przez ojca kobieta była piękna, miała na imię Sigyn. — A nie Sygin przypadkiem?

    Wpatrywał się w Sif czerwonymi oczami nie mogąc wydobyć z siebie choćby najmniejszego dźwięku. — Przecinek po "oczami".

    Pozdrówki i do następnego <3

    PS Cieszę się, że moje rady się na coś przydały. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, dlaczego Loki i Sif znaleźli się w takim a nie innym miejscu, będzie wyjaśnione od razu, jak tylko obydwoje znów się zobaczą (tak samo jak parę innych rzeczy, o których nie mieli czasu pogadać).
      I tak swoją drogą, dziękuję bardzo za wypisanie błędów! Wszystkie już poprawione <3

      Usuń
    2. Proszę,napisz szybko kolejny rozdział, uwielbiam jak piszesz tak ciekawe rozdziały. Od prologu stwierdziłam,że to moje ulubione opowiadanie i nic tego niezmieni...nigdy.
      Ps. Cofnęłam się z najnowszego rozdziału do tego- starszego bo stwierdziłam,że muszę przeczytać kilka rozdziałów w tył uważniej. Mam nadzieję,że nie brzmi to dziwnie:)

      Usuń
  2. O Boże jakie to cudne.
    Robi się coraz ciekawiej. Jednym słowem jestem podjarana.
    Ale, że mam lenia do komentarzy nic więcej nie napisze ;)
    P.S. Też czekasz na Wzgórze Krwi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście! Ostatnio widziałam w kinie polski zwiastun Crimson Peak i to mnie jeszcze bardziej nakręciło na ten film! :D

      Usuń
  3. Łoooo normalnie brak mi słów.... to jest tak dobre... tak dobre... jak ty coś napiszesz... to po prostu... ,, w równym stopniu pragnęli więcej.
    Dużo więcej." - to zapewne czuje każdy kto czyta twoje ff...

    OdpowiedzUsuń
  4. O mój boże, myślałam, że tego nie dożyje *^*
    W końcu sie pocałowali, moge spokojnie umierac <3 Czekam z niecierpliwością na kolejny rodział i reakcje Thora na miłość Sif xD
    *więcej, więcej, więcej, o nowy rodział!, więcej więcej*

    OdpowiedzUsuń

Język urzędowy: staroskandynawski.
Mile widziany alfabet runiczny :)

» «