WSZYSTKIE ODCIENIE ZIELENI
Obydwoje, zarówno on jak i Sif, rozejrzeli się
szybko wokół siebie. Loki rozpoznał otaczającą go przestrzeń w jednej
sekundzie. Dopiero teraz ogarnęła go prawdziwa panika.
— Gdzie jesteśmy? – spytała wojowniczka.
Moc wybrała z pamięci Lokiego to miejsce, które
ostatnimi czasy najczęściej odwiedzało jego głowę…
— W Jarnwidjur, Żelaznym Lesie… – odpowiedział
cicho, jakby bojąc się, że zbudzi okoliczne potwory.
Jego koszmar senny spełnił się. Oto ponownie znalazł
się w tej przeklętej puszczy. Tym razem prawie bez broni, ranny, z na wpół
martwą dziewczyną w ramionach. Gorzej być po prostu nie mogło!
Sif słyszała o Jarnwidjur wszelakie legendy i
wiedziała, że nikt normalny nie wchodził do tego lasu. Kiedy jednak zauważyła
autentyczne przerażenie i dezorientację, wymalowane na twarzy Lokiego – który,
powiedzmy sobie szczerze, do normalnych raczej się nie zaliczał – zrozumiała,
że opowieści na temat tego miejsca nie były przesadzone.
Loki obracał się dookoła siebie, próbując
przypomnieć sobie cokolwiek z jego wcześniejszej wędrówki. Gdzie się kierować?
W którą stronę powinien iść? Wszystkie drzewa wyglądały tak samo, każdy element
krajobrazu pokrywał się ze sobą, a to błoto na ziemi oblekało jego buty,
spodnie, sięgało mu do szyi, zaczynało go dusić…
—
Iluzjonisto.
Głos Sif
wyrwał go z rozmyślań. Popatrzył na nią, starając się zamaskować strach.
—
Musimy się stąd wydostać – powiedziała. – Możesz znowu
użyć… teleportacji?
— Stąd
nie da się wydostać. Nie da się, rozumiesz? Ten las nikogo nie wypuszcza.
Teleportacja nie zadziała. Zginiemy tutaj. To już koniec. Na czarny wiatr, jaki
ja byłem głupi. Dlaczego nic nigdy nie może pójść idealnie po mojej…
—
Iluzjonisto – przerwała mu gwałtownie.
Jedną ręką puściła jego kark i ponownie
przyłożyła dłoń do jego policzka, zmuszając go, by skupił swoją uwagę na niej.
Loki poczuł się jeszcze bardziej nieswojo, niż poprzednio – tym razem jednak
przez to, że ten dotyk wyjątkowo przypadł mu do gustu.
— Nikt
tutaj nie zginie, rozumiesz? – powiedziała. – Wyprowadzisz nas stąd. Wierzę w
ciebie.
— Ale
ja w siebie nie wierzę. Musisz mieć jakiś cel i dokonać tego celu, żeby las
pozwolił ci wyjść…
— Iluzjonisto.
Skup się. Masz prawo się bać. Ale nie możemy stać w tym jednym miejscu
bezczynnie przez całą wieczność! – Urwała na moment, myśląc nad czymś. –
Zrobimy tak: niech moim celem będzie doprowadzenie ciebie do granicy lasu, a
twoim doprowadzenie mnie.
—
Tego lasu nie da się oszukać.
—
Czy ty musisz być takim pesymistą? Nic nie zaszkodzi
spróbować. Idź.
Skinął
głową, nic nie odpowiedziawszy.
Ruszył przed siebie w kierunku, który wydał mu się
najwłaściwszy. Ponownie przechodził przez ten sam koszmar co wiele lat temu.
Choć za wszelką cenę próbował skupić myśli na swoim nowym celu, las skutecznie
przypominał mu o swojej paskudnej obecności – mącił mu zmysły, odurzał go,
wysysał powietrze z jego płuc…
Był piękny. Był parszywy. Cisza roztaczająca się
wszędzie wokół nadawała takie wrażenie, jakby się stąpało wewnątrz próżni.
Przez liście przeświecało słońce, ale nie było ono w żaden sposób naturalne –
jego jasność raziła tak bardzo, że aż przyprawiała o cienie przed oczami i
wypełniała umysł obezwładniającym mrokiem. Zdawało się, że powietrze stoi w
miejscu – tak bardzo było tu duszno. I mimo braku wiatru liście w koronach
drzew poruszały się, gałęzie drżały niespokojnie, błoto na podłożu lekko
falowało; jakby w ekscytacji, jakby zapraszając do siebie, jakby składając
niemą obietnicę całkowitego zniszczenia zdrowego rozsądku.
— Masz
krew we włosach – odezwała się w pewnym momencie Sif wyraźnie słabszym głosem.
Jej twarz była chorobliwie blada i zdawała się blednąć z minuty na minutę coraz
bardziej.
—
Wiem o tym. Szarpnęli mnie… i chyba odeszły ze skórą.
Pogłaskała
go czule po karku.
— W takim razie trzeba ci to będzie opatrzyć. –
Wtuliła głowę w jego pierś, układając się w jego ramionach nieco wygodniej.
Sif nie była ciężka. Loki mógłby ją nieść w ten
sposób jeszcze dużo, dużo czasu… Rzecz w tym, że coraz bardziej słabła.
Czas się kończył.
W pewnym momencie błoto przed oczami Lokiego zaczęło
przybierać najdziwniejsze, najbardziej fantazyjne kształty. Drzewa zaczęły się
poruszać, przesuwać, tworzyć nowe ścieżki. Atmosfera wyciskała mu tlen z płuc,
odbierając jasność myślenia. Szedł już długo i zastanawiał się, ile jeszcze będzie
mógł przejść w takim stanie.
— Mówisz, że mam prawo się bać. Ale czy wiesz,
dlaczego? – odezwał się, próbując skupić myśli na rozmowie. – To nie jest mój
pierwszy raz w tym miejscu…
I zaczął opowiadać o tym, jak przybył tutaj w
poszukiwaniu Żelaznych Jaskiń. Potem opowiadał o swoim śnie. Powiązał ze sobą
obydwie historie. W momencie, w którym mówił Sif o swoich obawach, już nawet
nie był pewien, czy ona w ogóle jest jeszcze przytomna… Wiedział tylko jedno:
musiał ją za wszelką cenę uratować.
Nastał wieczór, gdy Loki wyszedł poza linię drzew na
szeroką, oświetloną przez księżyc polanę i…
w jego umysł uderzyła fala orzeźwiającego, czystego
tlenu.
Było to dla niego niczym szok termiczny. Prawie
powaliło go na kolana. Zaatakowało go jak kubeł zimnej, lodowatej wody.
Przywróciło mu czystość myśli.
Z lubością zaciągnął się powietrzem. Napawał się
uczuciem pobudzanych do życia wszystkich komórek w jego ciele. Wrócił ból.
Natychmiast, w jednej sekundzie, poczuł każdą pojedynczą ranę w swoim ciele,
każdą bliznę, każde wspomnienie ze zdwojoną siłą.
Zgiął się wpół, przytłoczony tym wszystkim… i tym
samym przypomniał sobie, że w ramionach trzyma Sif.
Nie tracąc ani chwili dłużej, teleportował się.
Siedział na stole operacyjnym, mimo nalegań
uzdrowicieli, żeby się położył – twierdził, że jeszcze nie jest na tyle niedołężny,
żeby się kłaść i że „leżeć będzie w innym wcieleniu”. Cierpliwie czekał, aż
uzdrowiciele skończą go opatrywać. Obok niego stał dowódca strażników głównej
bramy w Gladsheimie, Elvar. Z drugiej strony o ścianę opierał się Heimdall.
— Panie – odezwał się zniecierpliwiony dowódca –
ciekawi nas sposób, w jaki dostałeś się pod bramy Gladsheimu… Proszę, Wasza Miłość,
nie zarzucaj moim strażnikom niekompetencji, ale twierdzą oni, że w jednej
sekundzie droga przed bramą była pusta, a już w kolejnej wy, Panie,
zmaterializowaliście się tam.
— Doprawdy? – Wyprostował rękę, dając uzdrowicielom
łatwiejszy dostęp do jego zranionego nadgarstka.
Na twarzy Heimdalla pojawił się cień uśmiechu.
— Klnę się, na czarny wiatr! – wykrzyknął Elvar. –
Moi ludzie nie zmyśliliby tego, ich uwadze nic nigdy nie mija, a u każdego
wzrok jest jak u kota…
— Wiem. Sam ich przecież wybierałem. – Z powrotem
zgiął rękę i rozmasował zabandażowany, zabliźniony już nadgarstek.
— Wybacz mi więc, Panie, tę śmiałość, ale odważę się
spytać: czy mają rację? A jeśli tak, to jak tego, Królu na Wysokościach,
dokonałeś?
Loki uniósł brwi w rozbawieniu.
—
Tajemnica zawodowa – odparował.
Poruszył
się niepewnie, gdy poczuł, że uzdrowiciele zakończyli swoją pracę.
—
Rozejdźcie się – rozkazał. – Chciałbym pomówić z
Heimdallem na osobności…
Każdy ze zgromadzonych – w tym wielce niezadowolony Elvar
– po kolei pokłonił się Lokiemu, po czym opuścił salę. Iluzjonista zaczął
zakładać na siebie czyste ubrania.
—
Widziałeś to, Heimdall?
Strażnik
w odpowiedzi skinął głową.
— To mi się podoba. – Loki uśmiechnął się do siebie.
– Ta kurtuazja, ta służalczość… Prawie tak, jakbym był ich bogiem.
—
Boją się ciebie, ale też cię szanują.
— O,
tak. Ale nie o tym chciałem z tobą rozmawiać… Powiedz mi, co moi poddani
usłyszeli od ciebie, gdy nagle tajemniczo zniknąłem?
—
To, co mieli usłyszeć: poszedłeś rozprawić się z Yggrą.
—
I…?
— I
ucieszyli się, że to zakończy wojnę – dokończył ściszonym głosem. – Mimo
twojego zakazu, Obserwowałem cię. Widziałem twoją walkę z Yggrą, nic więcej.
Widziałem, że się nie powiodła… – urwał na moment. – Co nam teraz po tym
wszystkim grozi?
— Powszechna
panika, jak sądzę. – Zgrabnie zeskoczył ze stołu i przeciągnął się, odrobinę
zmęczony. – Na razie zachowajmy to w tajemnicy, co ty na to?
—
To oczywiste.
Przez dłuższą
chwilę Loki mierzył go uważnym, przenikliwym spojrzeniem.
—
Możesz w to uwierzyć, że jeszcze parę setek lat temu
próbowałem cię zabić?
—
Doskonale to pamiętam… – Heimdall uśmiechnął się lekko.
– Prawie ci się udało.
— Całe
szczęście, że tylko „prawie”. Po dłuższym namyśle mogę spokojnie stwierdzić, że
nie jesteś…
…odgłos
otwieranych drzwi przerwał mu gwałtownie.
Obydwoje spojrzeli w kierunku wejścia. Do środka
weszła dwójka uzdrowicieli, którzy wcześniej zajmowali się Sif. Pokłonili się
Lokiemu.
Iluzjonista od razu dostrzegł, że coś jest nie tak.
— Heimdallu. – Jego głos natychmiast spoważniał. –
Możesz wyjść. Kiedy indziej dokończymy tę rozmowę.
Złote oczy strażnika rozbłysły bystro. Posłusznie
oderwał się od ściany i schylił głowę przed Lokim w czymś na kształt pół-pokłonu,
po czym opuścił salę. Iluzjonista odprowadził wzrokiem Heimdalla, aż
zatrzasnęły się za nim drzwi. Spojrzał na przybyłych uzdrowicieli. Wcześniej
nakazał, by go niezwłocznie poinformowali o stanie Sif, jak tylko skończą ją
operować.
—
Co z nią? – spytał bez zbędnych ogródek.
Obydwoje popatrzyli niepewnie po sobie.
Loki zauważył to. Zmrużył oczy gniewnie. Już wiedział,
jaką usłyszy odpowiedź.
—
Mówcie szczerze – ostrzegł. – Rozpoznam, jeśli
ktokolwiek skłamie.
W końcu
odezwał się mężczyzna:
—
Rzecz w tym, że nie jest z nią dobrze…
—
Jej stan pozostawia wiele do życzenia… – dodała
kobieta.
Obydwoje
zdawali się wymigać od odpowiedzi.
— MÓWCIE! – wydarł się Loki. – Macie mi natychmiast
powiedzieć z najmniejszymi szczegółami, co dolega Lady Sif!!! – Zaczerpnął
głęboko powietrza. – TO ROZKAZ!!!
Uzdrowiciele
aż skulili się w sobie.
— Ona… ona umiera, Panie – powiedziała kobieta
drżącym głosem. – Wyleczyliśmy wszystkie powierzchowne obrażenia, ale w jej
krwi znajdowała się trucizna. Ta substancja z każdą sekundą ją zabija…
Próbowaliśmy ją wyleczyć, ale nie udało się. I już nic więcej nie możemy
zrobić.
Loki wpatrywał się w nią oniemiały.
—
Kłamiesz! – wysyczał, choć doskonale wiedział, że
kobieta mówi prawdę.
— Oczyściliśmy
jej krew, ale było już za późno… Kiedy Lady Sif do nas trafiła, trucizna już
dostała się do serca. Każdy narząd w jej ciele zaczyna powoli gnić, obumiera…
Loki słuchał tego wszystkiego z niedowierzaniem.
Tyle się trudził, żeby ją odnaleźć w Yggdrasilu. Tyle ją niósł na swoich
własnych rękach. Tak bardzo się dla niej starał… Nie mógł pozwolić, żeby ona
teraz zginęła!
— Musi istnieć jakiś sposób… – wyszeptał, mówiąc
bardziej do siebie.
A przysięga? Przecież złożył Przysięgę Stali! Jeżeli
Sif umrze, on umrze również! Nie… to nie może się tak skończyć. On musi coś
zrobić! Musi!
W jednej sekundzie doznał olśnienia.
—
Zaprowadźcie mnie do niej. – Jego głos nie znosił
sprzeciwu.
Drzwi zamknęły się za uzdrowicielami i Loki pozostał
w pomieszczeniu sam. Odetchnął głęboko – rzadko się zdarzało by nagle, w jednej
sekundzie, stracił całą swoją pewność siebie, ale w tamtym momencie właśnie tak
się stało. W chwili, w której zobaczył Sif na specjalnym podwyższanym łóżku,
leżącą nieruchomo, bezbronnie.
Zbliżył się do niej powoli, niczym dziki kot
polujący na swoją ofiarę. Krok. Za. Krokiem.
Stanął nad jej ciałem. Zlustrował ją wzrokiem…
Była blada, jak jeszcze nigdy dotąd. Ubrana w czyste
spodnie i tunikę leżała spokojnie, pogrążona we śnie, który już wkrótce miał
się stać snem wiecznym. Jej pierś unosiła się w rytm miarowego oddechu,
wypuszczanego bezgłośnie przez sine usta. Na jej czole perliły się kropelki
potu.
Uniósł rękę o szeroko rozstawionych palcach i
przejechał nią nad jej ciałem. Zielone światło wypływało z jego skóry i
uderzało swoimi promieniami w Sif. Równocześnie w głowie Lokiego pojawiał się
obraz całej sytuacji…
Żywotność Sif udało mu się ocenić na około osiemnaście
procent z tendencją malejącą w zastraszającym tempie.
Ogarnęło go przerażenie. Jeżeli jeszcze przed chwilą
miał jakiekolwiek wątpliwości, teraz zostały one bezpowrotnie rozwiane – Sif
naprawdę umierała. I może – ale tylko może – Loki byłby jeszcze w stanie w
jakiś sposób przeboleć jej stratę (choć na pewno nie przyszłoby mu to łatwo),
gdyby nie to, że związał się z nią Przysięgą Stali.
Musiał coś zrobić. Tylko co? Skoro uzdrowiciele
zawiedli i nie dało się wyleczyć Sif normalnymi, powszechnymi metodami, jedyne,
co teraz pozostawało, to magia umysłu. Konkretniej, najbardziej niebezpieczna
dziedzina tej magii. Działająca w obie strony – nie tylko na atakowanego, ale
też na atakującego. Skuteczna w stopniu zależnym od władzy umysłowej czarownika
– im magik posiada większe umiejętności, tym lepsze jest zaklęcie w działaniu.
Stworzona tylko po to, by móc ratować innym życia… kosztem własnego.
Uzdrawianie.
Loki zamknął oczy. Rozluźnił się. Odetchnął głęboko.
Wyciągnął przed siebie obie ręce i… wypuścił z
siebie pokłady mocy. Niemal niezauważalne, zielonkawe iskierki wzbiły się w
powietrze i – jak płatki kwiatów – z wolna, leniwie, opadały w kierunku ciała
Sif. Loki czuł się tak, jakby ktoś odcinał mu części ciała, jakby ktoś wyciągał
z jego wnętrza jakieś narządy, jakby był pozbawiany czegoś niezbędnego w jego
organizmie.
Najpierw poczuł pustkę. Nieznośną, złośliwą pustkę –
niczym głód albo pragnienie. Wrażenie, że musi natychmiast coś zrobić, by ją
zapełnić. Nie uległ jej jednak. Nie, dopóki Sif nie odzyska pełni władz
umysłowych.
Usłyszał, jak się poruszyła. Otworzył oczy i
dostrzegł, że dziewczyna budzi się ze snu.
Zaczerpnęła głęboko powietrza. Jej oddech
natychmiast przyspieszył. Szybko rozejrzała się wokół siebie, aż w końcu
napotkała wzrok Lokiego. Ściągnęła brwi w konsternacji. Spróbowała wstać.
Iluzjonista szybko rzucił na nią proste zaklęcie
unieruchamiające.
—
Ani drgnij – powiedział ochrypniętym głosem.
Nie wyglądała na zadowoloną. Próbowała poruszyć się,
wyrwać z niewidzialnych więzów, ale nie potrafiła. W końcu zrezygnowana
zastygła w bezruchu.
— Iluzjonisto… co ty robisz? Co tu się dzieje? –
Podświadomie czuła, że zna odpowiedź. Wolała jednak na razie nie dopuszczać jej
do świadomości…
Skupiła wzrok na jego twarzy. Pod jego oczami, w
które tak lubiła się wpatrywać, pojawiły się brzydkie cienie. Jego skóra
przybrała nienaturalny, niezdrowy kolor. Na jego czole wystąpiły kropelki potu.
Już to wcześniej widziała…
—
Próbuję ocalić ci życie. Powiedz mi, ile pamiętasz…?
— WSZYSTKO!
– wybuchła, nagle zirytowana. – Iluzjonisto, masz natychmiast przestać… – Jej
głos załamał się.
Westchnął.
Jakoś tak ciężko.
—
Co mam przestać?
— Przestań
próbować ocalić mi życie! – poczuła, że w oczach stają jej łzy. Tym razem
jednak wątpiła, czy uda jej się je powstrzymać. – Myślisz, że nic nie wiem o
Uzdrawianiu?
—
Domyślna jesteś… – Uśmiechnął się zawadiacko.
Pokręciła
tylko głową.
— Nie wiem, co się tu działo, gdy spałam. Nie znam
diagnozy, jaka została mi wystawiona. Rozumiem tylko jedno: jeżeli zaraz nie
przestaniesz, zabijesz się. – Wlepiła w niego wzrok, oczekując jakiejś reakcji.
Ta nie nadeszła. – Masz natychmiast z tym skończyć. Przerwij to zaklęcie!
Zakończ je!
Loki skrzywił się gwałtownie.
—
Nie walcz ze mną… to boli.
Uspokoiła się natychmiast. Grymas cierpienia nie
zszedł jednak z twarzy Lokiego. Iluzjonista od razu zrozumiał, że oto zaczęła
się druga faza Uzdrawiania: ból. Przenikał wszystkie jego tkanki. Przeszywał go
na wskroś. Próbował odepchnąć go od Sif. Starał się zmusić go, by wycofał
zaklęcie.
Loki jednak nie poddawał się. Dzielnie wszystko
znosił, wpatrzony w zaczerwienioną, zrozpaczoną twarz wojowniczki. Po jej
policzkach spływały łzy.
—
Nie płacz – wyszeptał, bo tylko na tyle jego głos mógł
się teraz zdobyć.
— W
takim razie nie poświęcaj się. Nie rób tego… – Przekręciła głowę, by spojrzeć
mu prosto w oczy. – Już chyba wystarczy, prawda? Już czuję się zdrowa.
Przez dłuższą chwilę milczał, na jego twarzy tańczył
smutny uśmiech, a w cierpiących oczach odbijało się całe morze ciepłych,
nieznanych mu uczuć… W tym momencie Sif zapragnęła zatrzymać tę chwilę –
sprawić, by przeżywała ją wiecznie, już do końca swojego życia. W momencie, w
którym wreszcie zobaczyła Lokiego bez jego parszywej maski, jaką wiecznie nosił
na twarzy… W momencie, w którym poczuła, jak pęka jej serce.
Teraz już wiedziała. Wiedziała, że oni wszyscy się
mylą – ludzie, którzy widzą w Lokim jedynie pozbawioną empatii bezduszną
bestię. W tamtym momencie zdała sobie sprawę z tego, że Loki jest najbardziej
delikatną i pełną przyjemnych uczuć istotą, jaką znała. Niewielu jednak dosięgało
tego zaszczytu, by poznać jego wnętrze… skrywane pod całunem fałszu i
sprzeczności.
Loki pochwycił jej spojrzenie. Sif patrzyła na niego
tak, jakby nie dostrzegała w nim potwora, jakby nie zauważała nic poza wszystkimi
odcieniami zieleni w jego oczach. Iluzjonista poczuł, jak coś topi się w jego
sercu. W tamtym momencie pomyślał, że mógłby oddać wszystko, by ktoś –
ktokolwiek – patrzył na niego w taki sposób każdego dnia, już na zawsze…
— Mówiłaś,
że wiesz, czym jest Uzdrawianie… – Odezwał się w końcu. – Jeżeli przerwę teraz
zaklęcie, choroba powróci i wszystko weźmie szlag.
—
Nie obchodzi mnie to.
— Ale
mnie trochę obcho… – Urwał gwałtownie, nagle zginając się w pół, zdjęty bólem.
Zacisnął zęby, nie wydając z siebie choćby najmniejszego dźwięku. Nie przerwał
zaklęcia. – …obchodzi. – Dokończył, śmiejąc się pod nosem.
W jednej sekundzie przed jego oczami pojawiły się
mroczki. Od razu rozpoznał trzecią i ostatnią fazę Uzdrawiania: zmęczenie.
Nagła potrzeba snu ogarnęła go w przeciągu chwili. Zachwiał się.
— Loki? – usłyszał przejęty głos Sif.
Zacisnął ręce w pięści, tym samym przerywając
przepływ mocy
i runął przed siebie.
Kolana ugięły się pod nim. Padł na łóżko
wojowniczki, złapał się go obiema rękami, próbując odzyskać równowagę, ale
zaraz znów ogarnął go bezwład. Ześlizgnął się po jego powierzchni, jak piórko,
i osunął się na ziemię.
— Loki! – wykrzyknęła przerażona Sif. – Straż! Straże,
pomocy!
Poczuła, jak działająca na nią magia ulatnia się.
Uwolniona szybko zeskoczyła z łóżka i dopadła do leżącego na ziemi iluzjonisty.
Uklękła przy nim, przewróciła go na plecy… Oddychał ciężko, z trudem. Mrugał
szybko, jakby nie chcąc dopuścić do siebie snu. Zieleń w jego oczach zbladła, a
wspomnienie o niedawno używanej magii zachowało się w przekrwionych białkach.
Ułożyła sobie jego głowę na kolanach, pogłaskała go
po jego czarnych włosach.
— Czy ty zwariowałeś? – szeptała. – Dlaczego to, do
cholery, zrobiłeś? Dlaczego? Jaki miałeś w tym cel? Już wyrównałeś swój dług, nie
musiałeś się dodatkowo poświęcać… – Po jej policzkach spływały łzy, których
nawet nie próbowała hamować.
On uśmiechnął się tylko. Tak lekko. Tak, jak tylko
on umiał.
— Czy ty właśnie zwróciłaś się do mnie po imieniu? – spytał osłabionym głosem, jakby nic innego nie liczyło się na świecie.
Pokręciła głową z niedowierzaniem. Do jej uszu
dobiegł odgłos kroków na korytarzu… Chciała teraz powiedzieć Lokiemu tak dużo
rzeczy. Chciała go zapewnić, że wszystko będzie dobrze i że wcale nie umrze.
Chciała mu wyznać wszystko to, o czym bała się mówić na głos, a o czym on
prawdopodobnie już się nie dowie. Chciała podziękować mu za to wszystko, co on
dla niej zrobił. Chciała przekazać mu, jak wiele dla niej znaczył.
Nie wiedziała jednak, w jaki sposób miałaby tego
dokonać. Żadne słowa nie wydawały jej się wystarczająco odpowiednie. Żadna z
tych opcji nie sprawiała wrażenia idealnej.
— Och, Loki – wyszeptała w końcu. – W życiu nie
spotkałam większego kretyna od ciebie.
Zaśmiał się bezgłośnie, z zaledwie cieniem
wesołości.
— A ja w życiu bym nie pomyślał, że… że moje imię
może tak ładnie brzmieć w czyichś ustach.
Wojowniczka pokręciła głową, nie mając pojęcia, jak
zareagować na te słowa.
W tym momencie drzwi otwarły się i do środka
wkroczyli strażnicy z paroma uzdrowicielami.
— Wracam do Jarnwidjur… – zdołała usłyszeć Sif z ust
Lokiego, nim zabrano go od niej i ułożono na noszach.
Zastygła w bezruchu, wciąż czując pod palcami dotyk
jego aksamitnych włosów. Odprowadziła wzrokiem uzdrowicieli. Mokrymi od łez
oczyma patrzyła, jak Loki – jej bohater – zostaje wyniesiony z pomieszczenia
niczym marionetka. Bezbronny. Bezwładny. Ogarnięty niemocą. Z wizją
nadchodzącego koszmaru. Osamotniony.
Wojowniczka jeszcze długo klęczała tam na podłodze.
Już nie płakała – łzy samoistnie spływały po jej policzkach, bezcelowo. Od
dawna nie czuła się tak źle, jak teraz.
Od dawna nie była taka bezsilna…
Divided we fall. |
Przepraszam wszystkich za opóźnienie!
Z powodu natłoku zajęć rozdział dodaję dopiero teraz.
Mam nadzieję, że choć trochę przypadnie wam do gustu. :)
W ramach zadośćuczynienia wstawiam krótki filmik: [klik]
Pozdrawiam i do zobaczenia za dwa tygodnie!
Przeczytałam rozdział już szesnaście minut po opublikowaniu, właściwie przypadkiem, z nadzieją, że już będzie nowość, bo blogger, oczywiście, mnie nie poinformował... To jest głupie, że nie pomaga normalne dodanie do obserwowanych, tylko trzeba ręcznie... No ale mniejsza.
OdpowiedzUsuńJedną ręką puściła się jego karku i ponownie przyłożyła dłoń do jego policzka, zmuszając go, by skupił swoją uwagę na niej. — Puściła się? Puściła jego szyję/kark.
— Masz krew we włosach – odezwała się w pewnym momencie Sif, wyraźnie słabszym głosem. — Bez przecinka po "Sif".
Zaatakowało go, jak kubeł zimnej, lodowatej wody. — Bez przecinka przed "jak".
Mimo twojego zakazu, Obserwowałem cię. — "Obserwowałem" raczej małą literą. ^^
Sif patrzyła na niego tak, jakby nie dostrzegała w nim potwora, jakby nie zauważała nic więcej, poza wszystkimi odcieniami zieleni w jego oczach. — "Nic poza" lub "nic więcej, tylko wszystkie odcienie..."
— Czy ty właśnie zwróciłaś się do mnie po imieniu? – Spytał osłabionym głosem, jakby nic innego nie liczyło się na świecie. — "Spytał" małą literą.
W życiu bym nie pomyślała, że wylądują w tym lesie, nie przyszłoby mi to do głowy... Kurczę, Loki ratujący Sif był taki rozczulający... Chociaż w sumie rozczulający Loki to oksymoron, ale WHO CARES. On po prostu nawet w takich słodkich momentach jest bardzo Lokowaty. To niesamowite, że są rzeczy, na których mu tak bardzo zależy. Dobra, nawet nie tyle rzeczy, co po prostu ludzie. Sif. Nawet jeśli traktuje podwładnych przedmiotowo, zwłaszcza gdy czegoś chce... Poza tym nie wyobrażam sobie końca któregokolwiek z nich osobno, jestem przekonana, że jeśli już będą umierać, to razem. Dlatego mam szczerą nadzieję, że Loki się z tego wyliże. Zresztą kim by był, jeśli by się nie wylizal? ._. O matko, nadal nie mogę się przestać nim jarać, no naprawdę, to jakaś mania...
Filmik cudnej urody, zwłaszcza colgate dosłownie zrobiło mi dzień. :3
Życzę worka weny, pozdrawiam i przepraszam za to, że jak zwykle się nie popisałam komentarzem, bo po prostu nie umiem ich pisać. Heh.
W każdym razie trzymaj się ciepło. I Loki też. :3
Dzięki za wypisanie błędów - już poprawione! :D Choć z jednym muszę się niestety nie zgodzić, mianowicie "Mimo twojego zakazu, Obserwowałem cię." - w tym przypadku czasownik "obserwować" ma znaczenie symboliczne i za każdym razem, kiedy piszę o nim w kontekście magii, zapisuję go z dużej litery. Tak samo jak np. "Widzący", "Widzenie" itp.
UsuńI masz rację z tym rozczulającym Lokim xD Chociaż dla mnie Loki jest zawsze rozczulający.Ta postać po prostu....... ojej. Chciałam napisać coś mądrego o tym, że Loki ma dwa oblicza, z czego jedno jest takie smutne i pełne bólu, że aż mnie samą boli serce na samą myśl. Ale nie wiem jak to ubrać w słowa.
#somebody help me manage my life.
Aaaaa, okej, w takim razie zwracam honor! Nie byłam pewna, czy to było celowe, czy nie. ^^
UsuńDoskonale to rozumiem, nie musisz próbować. :D Sama też tak mam, jak na niego patrzę. I to jest właśnie najcudowniejsze! Taki pełen paradoksów, och i ach. Tylko się rozpłynąć.
Aż... Aż... Aż mnie zatkało!
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest... brakuje mi słowa... Jest taki... Inny. W dobrym znaczeniu.Te emocje. Ten niepokój, gdy lądują w Żelaznym Lesie. Co się tam wydarzy? Czy wyjdą? Czy Dotrą na czas? Ten przestrach, kiedy Loki dowiaduje się o stanie Sif. To napięcie, w czasie Uzdrawiania. I to przerażenie... Kiedy Loki pada na ziemię...
Oraz emocje bohaterów. Bardzo mi się podobał ten moment, w którym Lady Sif mogła zobaczyć Loki"ego ze tych "masek".Jego prawdziwą twarz! I to, jak wojowniczka mówi jego imię w jego obecności. <3
(coś tak czułam, że w końcu, w jakimś momencie, je powie)
Podsumowując: Ten rozdział (moim zdaniem) pobija resztę! Nie, żeby inne nie były fenomenalne, jednak "Wszystkie odcienie zieleni" mogłabym czytać na okrągło, bez znudzenia.
/K. Potterowa
,,— Czy ty właśnie zwróciłaś się do mnie po imieniu? – spytał osłabionym głosem, jakby nic innego nie liczyło się na świecie."
OdpowiedzUsuńTo było tak fantastyczne! Pierwszy raz zauważyłam, że Sif cały czas zwraca się do niego tylko Iluzjonisto. Jego pytanie było takie słodkie! Aż łezka kręci w oku. Rodzi się pytanie - dlaczego? Dlaczego Loki ratuje jej życie kosztem własnego? Jej śmierć - jego śmierć. Ale jej życie za jego śmierć? Przecież to absurd. Absurd godny Lokiego.
Nie spodziewałam się, że wylądują w Żelaznym Lesie. W każdym miejscu całego Yggdrasilu, ale nie tam. Trzeba przyznać, że rozwalił mnie ten fragment o strażnikach. Nie było go, a sekundę później jest.
,,He's a wizard!"
Czuję, że ten rozdział był krótki. Może to moja wina, bo czytałam go w kawałkach. Nie wytrzymałam i musiałam zrobić przerwę. Minimalnie zabrakło mi opisów. Zwłaszcza pustki i bólu. Najbardziej tego ostatniego.
*edit* Przeczytałam całe jeszcze raz. Jesteś winna mych łez. Przez Ciebie - przez Sif - przez LOKIEGO - się popłakałam. Czego on znowu chce od tego lasu. Co to ma być? Jaki to brak logiki?! I czemu kolejny rozdział będzie dopiero za dwa tygodnie!!!!
Loki x Lady Sif Na zawsze!
PS Zadałam pytanie na YT.
Odpowiadając na twoje pytanie z YT: są to wycięte sceny z oryginalnych filmów. Wycinam je ręcznie.
UsuńW jakim programie?
UsuńSony Vegas Pro 13.0 :)
UsuńA skąd miałaś gotowe filmy? Sorry za ciekawość, ale ogólnie pasjonuje mnie informatyka.
UsuńFilmy miałam z tego samego miejsca, z którego miałam Vegasa. I to akurat za wiele wspólnego nie ma z informatyką.
UsuńAha. Szkoda, że dużo mi to nie mówi.
UsuńTen rodział był taki... inny <3 Mimo, że kocham gdy Loki zachowuje się jak psychopata, to bardzo podobał mi się ten rozdział. A ten fragment z imieniem był genialny! Czekam na więcej <3
OdpowiedzUsuńCzemu musi czekać dwa tygodnie na kolejny rozdział?! *crying*
OdpowiedzUsuń