Wszystkie Odcienie Zieleni to opowiadanie o Lokim - nordyckim bogu kłamstw. Powstaje ono w oparciu o mitologię nordycką i serię filmów Marvela. Jest to historia własna. Po więcej info zapraszam do zakładki "o blogu".
Status: trwające
Gatunek: fantasy/fanfiction

sobota, 28 marca 2015

Rozdział 12.1

NADZIEJA


W Gladsheimie, Złotym Pałacu Odyna, Asowie spędzali ten dzień tak, jak zwykle. Nie działo się nic specjalnego, co mogłoby rozpraszać spokojny nurt, jakim płynęła przed siebie szara rzeczywistość. Nie zdarzyło się jak dotąd nic ciekawego, co mogłoby odegnać unoszącą się w powietrzu nudę. Nie pojawiło się jeszcze nic nowego, co mogłoby odmienić koleje losu...
Królewska rodzina, jak zwykle o tej godzinie, spożywała posiłek w Sali Jadalnianej. Odyn siedział u szczytu stołu, co jakiś czas rzucając resztki jedzenia swoim dwóm wilkom, Geriemu i Frekiemu. Frigg, zasiadająca naprzeciw niego, jadła w spokoju, jak zwykle przykładając niezwykłą wagę do kultury. Thor jak zwykle przyszedł odrobinę spóźniony i cisnął mjollnir na stół, wywołując tym samym oburzenie matki. A Lokiego nie było.
Jak zwykle.
    Co dziś porabiałeś, Thorze? – zagadnął go Odyn.
Gromowładny złapał za leżącego na stole dzika, po czym solidnym szarpnięciem urwał mu nogę. Przez dłuższą chwilę patrzył to na nogę, to na dzika, aż w końcu nogę odłożył do misy, a sobie na talerzu położył całą resztę.
— Nic ciekawego, ojcze – odpowiedział, między kęsami. – Trochę trenowałem, chodziłem po okolicy...
    Byłeś u Baldra, jak cię prosiłam? – spytała go Frigg.
Thor zrobił tak duże oczy, jakby kawałek mięsa utknął mu w przełyku. Uderzył się pięścią w pierś i odkaszlnął.
— Tyle razy ci mówiłem, żebyś nie żarł jak prosię... – marudził Odyn, grzebiąc łyżką w swojej misce zupy. Jedną ręką głaskał Frekiego.
Frigg spojrzała na niego z naganą.
— A ja, żebyś wyrażał się, jak człowiek, a nie jak cham! – warknęła. Popatrzyła z powrotem na Thora, uśmiechając się słodko. – Co mówiłeś wcześniej, skarbie?
Gromowładny wytarł usta kawałkiem swojej czerwonej peleryny, wywołując tym samym niesmak na twarzy matki.
    Byłem u Baldra. Wraca do zdrowia.
    Och, to dobrze. Mówił coś jeszcze?
Thor nagle zaczął się krztusić.
— Synu drogi, jedzenie naprawdę ci nie ucieknie – upomniał go Odyn. – Frigg, nie zamęczaj go tymi pytaniami... Lepiej powiedz mi, Thorze, jak było na szkoleniu?
Gromowładny wepchnął do ust tak dużo, że aż się zaczerwienił.
— Co u moich wojowników? – dopytywał Odyn, nawet nie zaszczyciwszy go spojrzeniem.
Thor głośno przełknął.
    Cóż... Więc... U nich wszystko...
ŁUP!
Drzwi wejściowe otwarły się zamaszyście i do środka wmaszerował Loki. Nikt nawet nie podniósł wzroku znad jedzenia...
    Na czarny wiatr, ależ ponura pogoda dzisiaj! Widzieliście? – zawołał.
Słychać było dziwne kłapanie, kiedy Loki chodził w kółko po pomieszczeniu, wypuszczając z siebie potok słów. Frigg spojrzała na niego spod rzęs... a jej widelec upadł z łoskotem na talerz. Thor i Odyn również zaprzestali jedzenia – najpierw popatrzyli na nią, ze zdziwieniem, a potem na Lokiego... z przerażeniem. Thorowi z wrażenia aż wypadł kawał mięsa, jaki jeszcze przed chwilą ściskał między palcami.
Loki zaprzestał swojej bezcelowej wędrówki. Uniósł lekko brwi, patrząc na nich nierozumnym spojrzeniem.
    Coś nie tak...?
    Loki, dziecko, jak ty wyglądasz...? – wyszeptała Frigg.
Iluzjonista popatrzył po sobie, jakby dopiero teraz zdając sobie sprawę, że coś jest z nim nie tak. Jego usta rozszerzyły się w szerokim uśmiechu.
Loki był cały czarny. Dosłownie. Od stóp do głów był umazany czarnym, świecącym się błotem. Nogi miał całkowicie oblepione tym paskudztwem aż do połowy ud, ręce do łokci, a jego twarz i kark zdobiły czarne smugi. Za sobą, na jeszcze przed chwilą lśniącej czystością posadzce, zostawiał błotniste ślady. Jego strój był poprzecierany, a w niektórych miejscach postrzępiony i porozcinany.
    Gdzieś ty łaził? – spytała go Frigg, a jej twarz wykrzywił grymas niesmaku.
Nie miał na sobie swojego ukochanego płaszcza, od początku więc musiał wiedzieć, co go będzie czekać – nie brałby go, wiedząc, że tam, gdzie idzie, może się tak bardzo ubrudzić i zniszczyć ubranie.
Ucieszył się, że może coś opowiedzieć. Wznowił swoją wędrówkę po sali.
— Wybrałem się na spacer do Jarnwidjur, Żelaznego Lasu. Postanowiłem odszukać słynne jaskinie, o których pisały legendy... Czytałem o nich w twojej bibliotece, ojcze. Wybacz mi, nie spytałem o pozwolenie. Wyobraźcie sobie, że udało mi się odnaleźć te... te groty. Ale nawet nie wiecie, przez co musiałem przejść!
    Przez tonę błota? – rzucił Thor, wgryzając się w kawałek trzymanego w rękach mięsa.
Loki spiorunował go spojrzeniem. Zbliżył się do niego, a każdy jego krok słyszalnie lepił się do podłogi. Zatrzymał się tuż za oparciem siedzenia gromowładnego.
Thor zastygł w bezruchu, w połowie ugryzienia...
    Loki, braciszku kochany... Błagam cię, odsuń się ode mnie.
Iluzjonista starł z twarzy błoto. Popatrzył na swoją smoliście czarną dłoń, potem na Thora. Jego twarz rozświetlił złośliwy uśmiech.
— Zrobię to – odpowiedział – jeśli powiesz mi, przez ile kobiecych ramion MUSIAŁEŚ PRZEJŚĆ dzisiaj, w Domu Rozkoszy Eydis...
Frigg ponownie upuściła widelec na talerz. Oparła głowę na dłoni, wzdychając głęboko.
— Wracając do pałacu, spotkałem po drodze Długonogą Larę – kontynuował Loki, zniżając głos. – Prosiła mnie, żebym ci przypomniał, że masz rezerwację na jutro...
Thor był jeszcze w stanie zachować resztki spokoju i nie wybuchnąć. Był w stanie, dopóki iluzjonista nie podszedł do niego – buchnęło smrodem niemytego ciała – i nie rozsmarował błota na jego twarzy. Wyciągnął rękę i po prostu przejechał dłonią po całej twarzy Thora...
Tego gromowładny już nie wytrzymał. Zadrżał, czując, jak złość się w nim zbiera, po czym chwycił pewniej kawałek mięsa, który trzymał w ręce, odwrócił się błyskawicznie i rzucił nim w Lokiego.
Salę wypełnił śmiech iluzjonisty, gdy ten zgrabnie uniknął ataku.
— To nie mjollnir, bracie! – zawołał ze śmiechem. – Nie wróci do ciebie!
    Zabiję go... JA GO ZABIJĘ! – wysyczał Thor.
Poderwał się z miejsca i rzucił na brata, przepełniony furią. Loki rozłożył ręce na boki, uśmiechając się serdecznie, jakby chciał go po przyjacielsku uściskać. Gromowładny skoczył na niego, próbując go dosięgnąć, gdy nagle...
Postać iluzjonisty rozwiała się w powietrzu.
Thor z łoskotem upadł na ziemię tam, gdzie jeszcze przed chwilą stał jego brat. Śmiech Lokiego rozległ się po drugiej stronie sali.
Frigg potarła twarz w zmęczeniu... Odwróciła głowę, starając się nie patrzeć na tę komedię, jaka się przed nią rozgrywała. Była zdegustowana.
    Dość! – ryknął Odyn.
Loki stłumił w sobie śmiech.
    Siadajcie. Obydwoje – rozkazał bóg wojny.
Siedli. Thor od razu powrócił do jedzenia. Iluzjonista rozparł się wygodnie na krześle i zaczął kiwać się na nim, w przód i w tył.
— Loki, widzę, że ostatnio cierpisz na niedosyt wrażeń – Odyn starał się mówić spokojnie. Nie wychodziło mu to. – Ostatnio udało nam się złapać wilka, który zagrażał społeczności Asgardu. Nikt jednak nie ma odwagi go karmić. Chciałbym ciebie przydzielić do tego zadania.
Iluzjonista wydął dolną wargę. Odchylił się na krześle.
— Cóż... może i cierpię na niedosyt wrażeń, ale nie cierpię na niedosyt zajęć. Mam, co robić – odparował.
    A jednak chcę, żebyś się tym zajął. Żebyś nam pomógł.
Loki westchnął. Oparł się o blat stołu.
— To, co odkryłem, jest dla mnie zdecydowanie ważniejsze, niż dokarmianie jakiegoś psa...
    Loki. To nie jest prośba.
Iluzjonista przełknął ślinę. Zdał sobie sprawę z tego, że stąpa po grząskim gruncie.
—  Mógłbyś to jednak przemyśleć na spokojnie. Ja naprawdę...
    Czy ty nie rozumiesz?! – wybuchł Odyn, uderzając pięścią w stół.
Loki zamknął oczy i odczekał, aż wszystkie naczynia przestaną brzęczeć.
    Rozumiem, ojcze, ale...
    Przestań! Czemu jesteś taki uparty?! Taki... nieposłuszny? Ciągle przynosisz nam wstyd, robisz wszędzie zamieszanie, ściągasz kłopoty... Już dość, Loki. Pora dorosnąć. Zacznij słuchać starszych i mądrzejszych od siebie.
Zapadła cisza, której nikt nie ważył się zmącić jakimkolwiek dźwiękiem. Iluzjonista spuścił głowę. Za wszelką cenę próbował odepchnąć od siebie myśl, że Odyn pragnie się go pozbyć.
    Dobrze, ojcze. Zrobię, co mi każesz – odezwał się w końcu.
Odyn pokręcił tylko głową z niezadowoleniem, po czym powrócił do konsumpcji. Zaraz też rozległo się mlaskanie Thora. Loki siedział w ciszy, niepewny, czy może odejść, czy nie zostanie za to zbesztany.
— Loki... – usłyszał głos Frigg, która nachyliła się w jego stronę. – Skarbie, nie jesteś głodny?
Popatrzył na nią – najpierw z zimną bezwzględnością, szacując, co go czeka, po włączeniu się do rozmowy. Zaraz potem jednak z bezgranicznym ciepłem. Uśmiechnął się do niej wesoło. Wyciągnął rękę w jej stronę, nie bacząc na to, że brudzi talerze, jedzenie, obrus i ją samą, gdy chwilę później chwyta ją za dłoń i ściska, wkładając w to całe swoje uczucie. Kręci tylko głową przecząco.
Frigg z troską gładzi go po brudnym policzku i odgarnia mu pół-długie włosy z twarzy.
    Jakbyś był głodny, zawsze możesz tu przyjść...
    Wiem, matko – odpowiedział.
Obróciła jego dłoń i pogłaskała jej wnętrze. Dopiero teraz zauważyła, że Loki ma w tym miejscu paskudnie rozciętą skórę.
    Co ci się stało? – spytała.
Jego spojrzenie powędrowało za jej wzrokiem. Gwałtownie zbladł.
— To nic… to nic takiego.
Uśmiechnął się do matki po raz ostatni, po czym wstał i skierował się w stronę wyjścia.
    Idę nacieszyć się resztkami wolności, jakie mi pozostały – oznajmił.
Tuż przed drzwiami zatrzymał się. Czuł na plecach spojrzenia rodziny.
— Jeszcze jedno – odezwał się. – W Żelaznym Lesie znalazłem zioła, które w drodze powrotnej sprezentowałem Baldrowi... Piękniś prosił mnie jeszcze, żebym spytał, dlaczego Thor od tygodnia go nie odwiedza?
Na jego twarzy wykwitł przeuroczy uśmiech, gdy usłyszał, jak Thor gwałtownie się krztusi. Ignorując jednak powstałe chwilę później zamieszanie, wyszedł z sali, z hukiem zatrzaskując za sobą drzwi.
Na klamce pozostały resztki błota...


Tego dnia skałę Giol spowijała mgła. Po deszczach, jakie w ostatnim czasie nawiedziły Asgard, było tu mokro, wilgotno i ślisko. Podejście na szczyt było strome. A Loki niósł na plecach kosz wypełniony po brzegi surowym mięsem.
To mało powiedziane, że był wściekły.
Pierwsza próba wdrapania się na Giol zakończyła się tym, że stracił równowagę – nogi mu się osunęły i jak długi, legł na skale. Malowniczo zarył twarzą w błoto. Wciąż czuł w ustach jego gorzki smak i to doprowadzało go do szaleństwa.
Za drugim razem postanowił pomóc sobie rękoma. Czuł się jak idiota, kiedy wchodził na górę niemalże na czworaka, ślizgając się przy tym okrutnie... W pewnym momencie kosz, który dźwigał na plecach, przesunął mu się do przodu... Zanim zorientował się, co się dzieje, pakunek miał już na głowie – a chwilę potem trzymające go szelki pękły i kosz spadł tuż przed jego twarzą, ochlapując go kolejną falą błota, po czym zjechał po wyślizganej skale na sam jej dół.
Loki zaklął parszywie. Brudząc sobie ubranie, zaczął ostrożnie schodzić, przeklinając po drodze każdy napotkany kamień. W pewnym momencie postawił stopę na głazie, który z pozoru wyglądał bezpiecznie... Z pozoru, bo jak tylko na nim stanął, ten zachwiał się, jak pijany na płocie, po czym osunął się, ściągając iluzjonistę ze sobą. Nie trudno zgadnąć, że Loki od razu stracił równowagę – zamachał rękami jak wiatrakami, nawet mu przez myśl nie przeszło, żeby użyć magicznej mocy, po czym spoczął na ziemi, obijając sobie kość ogonową. Wokół rozległo się głuche tąpnięcie. A zaraz potem fala przekleństw.
Rozwścieczony podniósł się z ziemi. Podreptał w stronę leżącego na ziemi kosza, po drodze trąc obolałe miejsce. Poderwał pakunek i dosłownie wcisnął do niego mięso, które się wysypało. Nie dbał o to, czy będzie zabłocone. Naprawił szelki i przywiązał sobie kosz do pleców. Spróbował podjąć się wspinaczki po raz trzeci.
Szło mu nieźle. Całkiem nieźle... Teraz już wiedział, gdzie ma stawiać kroki, które kamienie są zbyt chybotliwe albo śliskie. Powoli posuwał się do przodu, aż wreszcie... wyczuł pod palcami płaski teren.
Szczyt!
Tak się ucieszył, że z wrażenia poślizgnął się i wyrżnął brodą o kamienie, aż mu zadzwoniło w uszach. Na moment zrobiło mu się mroczno przed oczami... Ten stan jednak szybko przeminął, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że ponownie grunt wymyka mu się pod stopami. W ostatniej chwili, zanim zaliczył glebę, złapał się drugą ręką. Jego nogi jeszcze przez chwilę szukały oparcia, aż w końcu odzyskał równowagę. Zastygł w bezruchu, jakby w obawie, że zaraz znowu zacznie się osuwać... Nic takiego się jednak nie stało - jego twarz rozświetlił uśmiech. Uspokoił ciężki oddech, po czym wspiął się na szczyt skały Giol...
I o mało się nie przewrócił.
Opowieści o Fenrisulfie, Pogromcy – Księciu Muspelheimu, Synu Chaosu, wilku Trzy-blizny – nie były w żadnym stopniu przesadzone.
Bestia była ogromna. Nawet wychudzona i zaniedbana, sprawiała porażające wrażenie. Miała czarną, lśniącą sierść – na końcach każdego włoska perliły się krople deszczu. Pazury były ubrudzone zaschłą, starą krwią. Pół lewego ucha miała urwane, a przez tę samą część czarnego pyska biegły trzy, bordowe blizny. Jej ciało opinała sieć łańcuchów, które znikały wewnątrz skały Giol.
Bestia spała.
Loki jednak jak zwykle wykazywał czujność. Jego tęczówki nieznacznie rozbłysły zielenią... i ruszył przed siebie.
Obszedł olbrzymie cielsko wilka, uważnie lustrując wzrokiem jak jego boki unoszą się i opadają, w rytm oddechu. Zatrzymał się dokładnie na wprost potężnego pyska. Przez ułamek sekundy dostrzegł biel śmiercionośnych kłów... Ściągnął kosz z pleców. Cisnął go na ziemię, po czym wygrzebał ze środka kawałek mięsa. Przez krótką chwilę ważył go w dłoni, zanim... Rzucił. Mięso wylądowało tuż przed nosem Fenrisulfa.
Loki oblizał spierzchnięte wargi.
    Żryj – wycharczał.
Nic się jednak nie wydarzyło. Splótł ręce na piersi, coraz bardziej się niecierpliwiąc i irytując. Bestia jednak wciąż spała, zupełnie niewzruszona.
Zazgrzytał zębami, rozeźlony.
Podszedł do wilka, po czym kucnął tuż przed jego nosem. Wziął do ręki leżący w błocie kawałek mięsa i pomachał nim ponad pyskiem Fenrisulfa. Nadal nic. Przechylił głowę w konsternacji. Spodziewał się dosłownie wszystkiego – szału, dzikiej furii, nieokiełznanego chaosu...
Ataku.
To był ułamek sekundy.
Łańcuch zatrzeszczał. Ziemia zadudniła. Bestia poderwała się. Loki runął na ziemię.
    Myślałem, że będziesz mądrzejszy... – Głos chrzęszczący jak żwir.
Twarz Lokiego tuż przy pysku Fenrisulfa. Zionący smrodem oddech wbija się w skórę iluzjonisty.
    Mądrzejszy od poprzednich... – Para złotych ślepi wpatruje się w niego z przerażającą intensywnością. – Nie da się zapanować nad Chaosem, Mały.
Fenrisulf unosi się na tylnych łapach, odchyla, otwiera paszczę szeroko, ukazując rząd ociekających żółtawą śliną igieł i...
wbija je w twarz Lokiego.
TRZASK
To odgłos, jaki wydają zęby wilka, gdy ponownie stykają się ze sobą.
Marszczy nos. Mruży złociste oczy. Konsternacja przeszywa go na wskroś, niczym zatruta strzała.
Człowiek zniknął.
Rozpłynął się w powietrzu...
    Tak! Woah, o, tak! – czyjś przepełniony chorą ekscytacją głos.
Fenrisulf aż przysiadł, zdegustowany. Odwrócił się mimo woli tylko po to, żeby ujrzeć tego samego człowieka tuż za swoimi plecami. A więc wszystko jasne... to była tylko iluzja. Książę Muspelheimu nabrał się na iluzję. Nie mógł uwierzyć, że ta nędzna ludzka istotka go przechytrzyła. Rzucił magikowi obrażone spojrzenie...
Loki się jednak nie przejął. Podszedł do wilka bez cienia strachu...
    Właśnie na to czekałem – powiedział. – Na wybuch. Na fajerwerki.
Bestia zadrżała. Zadrżała, gdy Loki przejechał palcami po jej sierści.
— Zawsze dostaję to, czego pragnę. Wiesz, wilku? To takie moje przekleństwo – roześmiał się. – Cóż za siła w tobie drzemie! Nie bez powodu zwą cię Synem Chaosu....
Obszedł go, by stanąć przodem do jego pyska, jak wcześniej. Tym razem jednak Loki zachowuje bezpieczną odległość. W jego oczach czai się podziw... Fenrisulf podświadomie czuje, że są to oczy szaleńca.
    Sprowokowałeś mnie – odzywa się, obrażony.
Gardło iluzjonisty wypełnia śmiech.
    Cóż... tak.
Kąciki jego ust rozciągają się w naprawdę perfidnym uśmieszku.
    Od dzisiaj jestem twoim ulfs fostra. Mam cię karmić, opiekować się tobą, zabawiać... – Jego twarz wykrzywiła się w drwiącym uśmiechu.
    Żartujesz... – sarknął Fenrisulf.
Znudzony przeciągnął się, po czym położył na ziemi, w tej samej pozycji co wcześniej. Już zamykał oczy, by oddać się snom, gdy nagle...
Niewidzialna moc uderzyła w niego gwałtownie, jak rażenie pioruna. Poczuł, jak przeszywa go mrowienie, podobne do prądu. Coś podrywa go do góry, stawia na wszystkich czterech nogach. Wysysa z niego energię.
Nie wiedział, co się z nim dzieje. Podniósł głowę, autentycznie przerażony – napotkał spojrzenie ulfs fostry... i od razu zrozumiał, że to jego sprawka.
Stał niewzruszenie, w lekkim rozkroku, z rękoma założonymi za plecami. Jego twarz była ubrana w maskę bezwzględnej powagi. A oczy żarzyły mu się jadowitą zielenią...
    Nie przypominam sobie, żebym pozwolił ci się kłaść – odezwał się.
Przez dłuższą chwilę obydwoje mierzyli się wzrokiem, gdy wtem zieleń w oczach iluzjonisty zgasła. Fenrisulf upadł z niemiłym łoskotem na ziemię. Poczuł, jak wszystkie kości w jego zmęczonym ciele zachrzęściły.
    Kim... kim ty jesteś? – wyszeptał wilk.
Ulfs fostra nie spuszczał z niego wzroku.
— Miałeś rację, mówiąc, że nad tym nie da się zapanować... JA Jestem Chaosem – jego głos jest wyprany z wszelkich ludzkich uczuć. – Ale możesz mi mówić Loki – dodał po chwili, a na twarzy rozbłysnął mu promienny uśmiech.
Fenrisulf pozbierał się jakoś z ziemi, szeleszcząc przy tym łańcuchami. W końcu usiadł i odetchnął głęboko... Zlustrował iluzjonistę tak krytycznym spojrzeniem, tak bardzo przepełnionym odrazą, że każda normalna osoba powinna od tego zapaść się pod ziemię. Ale nie On... Jego uśmiech powiększył się.
    Miło mi cię poznać, Loki. Naprawdę. Niezmiernie mi miło.
    Ojej... – ucieszył się.
Wilk wywrócił oczami.
    To był taki żarcik, dla rozładowania napięcia.
Usta Lokiego otworzyły się, ale tylko po to, by niemal od razu się zamknąć. Wykrzywił je w komicznym grymasie. Pokiwał głową, mówiąc w ten sposób Fenrisulfowi, że zrozumiał.
— Wiesz, co, Loki... – Książę Muspelheimu ponownie wyłożył się na ziemi. – Jesteś szaleńcem. Jesteś cholernym, popieprzonym szaleńcem... Mogę ci mówić Szalony?
Przygotował się na kolejny atak magiczną mocą...
Ten jednak nie nastąpił.
Loki przechylił głowę, jakby faktycznie rozważając propozycję wilka. Oblizał wargi w poszukiwaniu odpowiednich słów...
    Tak... – odezwał się, ku zaskoczeniu Pogromcy. – Tak. Podoba mi się.
W tym momencie Fenrisulf zwątpił.
Oparł pysk na skrzyżowanych łapach. W ten sposób trudno było mu obserwować tę ciekawską istotę, jaką był Mały Magik, ale jego ciało niesamowicie pragnęło odpoczynku.
    Wyglądasz na zmęczonego, Bestio – odezwał się Loki, jakby czytając mu w myślach. – Przyniosłem ci trochę jedzenia.
Ściągnął z pleców wiklinowy kosz, po czym odwrócił go do góry dnem i wysypał całą jego zawartość na ziemię. Oczy Fenrisulfa zaświeciły się. Uniósł się lekko i podczołgał w stronę góry mięsa, jaką sprezentował mu jego nowy ulfs fostra. Może nie będzie tak źle, z tym dziwolągiem? – przeszło mu przez myśl. Może nawet będzie... dobrze? Tak, ta góra jedzenia tak bardzo przemawiała do wyczerpanego umysłu Pogromcy, że ten już był w stanie uwierzyć, że...
Szarpnięcie. Ostre, nagłe, niespodziewane – szarpnięcie łańcucha zatrzymało go w miejscu. Parę centymetrów od stosu jedzenia. Wysunął język... nie dosięgał. Jedzenie znajdowało się tak blisko... cały stos jedzenia... Ale te przeklęte łańcuchy były za krótkie! Złote ślepia rozszerzyły się w niedowierzaniu.
A Loki zaniósł się śmiechem.
— Ty skurwysyńska gnido... – wysyczał Fenrisulf, czując, jak gotuje się w nim od wściekłości.
A Loki się śmiał i śmiał, i śmiał... Nie pamiętał, kiedy ostatni raz tak dobrze się bawił.
    Rozszarpię cię. Pogryzę twoje ciało. Rozczłonkuję! – złorzeczył Pogromca.
Iluzjonista otarł łzy. Wziął do ręki kosz, po czym ruszył w stronę zejścia z Giolu...
— Zobaczysz, Popaprańcu, jeszcze cię dorwę. Zerwę te pęta, zniszczę te łańcuchy... Będziesz żałował, że się urodziłeś!
Loki aż się zatrzymał. Odwrócił się, ukazując wymalowaną drwinę na twarzy.
    I, co? Może jeszcze uciekniesz?
    Żebyś wiedział!
    Do Muspelheimu, Wasza Wysokość?
    Do Muspelheimu! – potwierdził, dysząc ciężko.
Iluzjonista machnął na niego ręką.
    Wyślij mi pocztówkę.
Ponownie ruszył przed siebie – szykował się do zejścia na dół.
    Zabiję cię, sukinkocie... Ja naprawdę NIE ŻARTUJĘ.
Loki zaczął powoli schodzić.
— Ja też nie żartuję – odkrzyknął, mimo że Fenrisulf nie widział już jego sylwetki. – Jeszcze nigdy nie dostałem pocztówki!


Mijały sekundy i minuty. Mijały godziny. Mijały dni...
Fenrisulf nie dotrzymał swojej obietnicy – łańcuchy wciąż ciasno go oplatały. Od ich ostatniego spotkania Loki jeszcze do niego nie powrócił. Miał głęboką nadzieję, że zapasy mięsa, jakie mu zostawił, wytrzymają na długi, długi czas... Wystarczyło przecież, żeby wilk wyciągnął przed siebie łapę i zagarnął do siebie tyle jedzenia, ile pragnął. Co z tego, że był osłabiony? To już Lokiego nie obchodziło. Uważał, że jeśli Fenrisulf naprawdę zgłodnieje, to zapomni o swoim rzekomym „osłabieniu” i zechce mu się sięgnąć łapą odrobinę dalej.
Świt zastał iluzjonistę na pracy. Trenował na dziedzińcu rzucanie nożami do celu... Szło mu fatalnie. Próbował różnych wypadów, obrotów, markował cięcia – za każdym razem jednak jego sztylet nie wbijał się w upatrzone przez niego miejsce.
    Jesteś beznadziejny.
Zatrzymał się w pół kroku, usłyszawszy głos swojego brata. Podrzucił nożem, łapiąc go za rękojeść, po czym popatrzył na idącego w jego kierunku Thora.
    Czyżby? Na pewno mi idzie lepiej, niż tobie... kiedykolwiek.
Dla potwierdzenia swoich słów rzucił sztyletem. Znów jednak zrobił coś źle, bo ten nawet nie wbił się w tarczę...
Thor wybuchł śmiechem.
    Rzeczywiście. Idzie ci REWELACYJNIE.
    Zobaczysz, kiedyś będę trafiać w cel nawet z zamkniętymi oczami.
Gromowładny westchnął głęboko.
    Trafiłeś chociaż raz?
Loki zacisnąwszy zęby, schylił się po kolejne ostrze. Mocno ścisnął je w dłoni. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w sztylet pustym wzrokiem... Spojrzał Thorowi prosto w oczy.
    O co ci chodzi? – wycedził. – Nie masz co robić? Znudziło ci się gwiazdorzenie?
    Ani razu nie trafiłeś – domyślił się gromowładny. Uśmiechnął się drwiąco.
Iluzjonista odwzajemnił uśmiech.
    To najczęstsze słowa, jakie słyszysz u  kobiet? – zripostował.
Thorem aż zatrzęsło.
    Loki, czemu ty taki jesteś? Dawniej, jak byliśmy dziećmi...
    To było DAWNIEJ – przerwał mu. – Przestań mi przeszkadzać, Thor. Chcę, żebyś stąd odszedł.
Gromowładny naprawdę poczuł się dotknięty słowami brata. Przecież... on przecież tylko żartował. Co się stało z Lokim? Dlaczego tak nagle się zmienił?
    Myślałem, że moglibyśmy razem potrenować...
    Idź stąd, Thor. Natychmiast.
 Loki mierzył go chłodnym spojrzeniem ciemnych oczu. Oczekując, że brat wykona jego polecenie, odwrócił się i przymierzył do ciosu...
    Nie muszę trenować, wiesz? – odezwał się gromowładny.
Loki westchnął, opuszczając rękę
    Thor... – mruknął ostrzegawczo.
    Przyszedłem tu dla ciebie. Żebyś miał towarzystwo... Ale ty jak zwykle obrzucasz mnie tymi swoimi władczymi spojrzeniami. Wydaje ci się, że zasiądziesz na tronie? Mylisz się, Loki. Nawet nie wiesz, jak bardzo.
Iluzjonista stał tyłem do niego. Ani drgnął. Niewzruszony. Słowa brata uderzały w niego, jak morskie fale o kruszącą się skałę... Był skałą. Powoli poddawaną erozji.
— Nigdy nie osiągniesz tego, co ja osiągnę – kontynuował Thor. – Zostanę królem. Zastąpię naszego ojca. I nie będę potrzebował takich prymitywnych broni, jakich ty używasz. Twoje sztylety w niczym nie mogą się równać z mjollnirem. Są bezużyteczne. – Na moment urwał. Przechylił głowę, przyglądając mu się z uwagą. – Ciągle mnie odrzucasz, mimo że nie masz zupełnie nic. Nic.
Ostatnie słowa Thora sprawiły, że w Lokim się zagotowało. Zadrżał. Poczuł, jak jego  palce owijają się wokół rękojeści sztyletu... Odwrócił się błyskawicznie, po czym ruszył w stronę nic nie spodziewającego się brata. Nie zatrzymawszy się nawet na chwilę...
Wbił mu ostrze w brzuch.
Stanął w miejscu. Pozwolił, by Thor zgiął się w pół i oparł na jego ramionach... Po czym odepchnął go. Na tyle mocno, że gromowładny się przewrócił, wraz ze sztyletem utkwionym w trzewiach. Padł na ziemię i obiema rękami chwycił się za krwawiącą ranę...
    Loki... nie... – wystękał. – Czemu... Jak?! – słowa wypływały z jego ust bez składu.
    Naprawdę uważasz, że moje sztylety są bezużyteczne? – zapytał go z zimnym wyrachowaniem.
    Loki...
    Zaprzecz temu, a ocalę ci życie.
Thor zwinął się, jęcząc z bólu.
    ZAPRZECZ! – wydarł się iluzjonista.
Gromowładny ciężko oddychał.
— Prze... przepraszam. Nie są bezużyteczne... Nie są. Naprawdę. – Zajęczał. – Błagam cię, Lok, pomóż mi!
Przez dłuższą chwilę Loki patrzył się na niego oczami wypranymi z ludzkich uczuć. Zimny. Bezwzględny. Zabójczy.
Podszedł do brata, kucnął obok jego głowy. Nachylił się nad nim. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął. Oblizał wargi. Z trudem panował nad tańczącym na jego twarzy uśmiechem...
    To była iluzja – wyszeptał.
Oczy Thora otworzyły się szeroko. Zastygł w bezruchu...
Loki w ostatniej chwili uskoczył przed nadlatującą pięścią brata. Dziedziniec wypełnił jego śmiech, gdy pstryknął palcami, a cała jego „inscenizacja” znikła.
Gromowładny z trudem podniósł się z ziemi.
— Nie masz za grosz szacunku – wycedził. – Ani grama szacunku do siebie. Ani grama szacunku do innych.
Splunął na ziemię.
    Nie masz współczucia. Nie czujesz żalu. Nie znasz empatii.
Uśmiech zniknął z twarzy Lokiego. Wpatrywał się w Thora ze ściągniętymi brwiami, czując jak coś w jego wnętrzu przełamuje się na pół... To było okropne. Świadomość tego, że własny brat mówi mu takie słowa prosto w twarz.
    Ale mam za to magiczną moc... – odpowiedział.
Thor roześmiał się. Jego oczy mówiły, że Loki jest najbardziej naiwną istotą, jaką kiedykolwiek spotkał.
— Gówno warta jest ta twoja moc, jeżeli nie masz ludzkich uczuć. Na czarny wiatr, co ja mówię? Przecież ty nawet nie masz żadnej mocy!
Loki był coraz bardziej wściekły. Wyciągnął przed siebie ręce, chcąc pokazać Thorowi, że się myli. Jego oczy rozbłysły zielenią, która niemal natychmiast zgasła. Ze zdziwieniem spojrzał na swoje dłonie.
    Widzisz, Lok? Nie masz nic. Jesteś kompletnie skończony.
Iluzjonista kręcił tylko głową. I kręcił, i kręcił, i kręcił... Niedowierzał temu, co widzi. Serce waliło mu jak młot. Wcześniej mu się ta sztuczka udawała! Czasami...
    Nie... nie... – mówił, niewiadomo do kogo. – Muszę tylko potrenować.
    Nie ośmieszaj się. Nie masz żadnej mocy.
Loki cofnął dłonie, jakby chcąc je ukryć przed światem. Mógł tylko zaprzeczać.
    Zrozum to, Lok...
    Zamknij się!!!
Odrzucił włosy z twarzy, rozejrzał się wokół siebie w panice, próbując znaleźć jakąś drogę ucieczki... odizolować się... Dopiero teraz dostrzegł, jakie wspólnie z bratem zrobili widowisko. Wszędzie wokół stali zgromadzeni wojownicy i dworzanie. Obserwowali. Słuchali.
Napawali go przerażeniem.
Jeżeli teraz nie udowodni, że dysponuje mocą... naprawdę będzie skończony. Musi spróbować. Musi!
Thor uśmiechnął się smutno.
    Jesteś nikim – wyszeptał, uderzając Lokiego prosto w jego serce.
Nie, nie, nie... To nieprawda. To nie jest prawda!
Czuł, jak oddech mu przyspiesza. Jak jego serce gna coraz prędzej. Nie mógł się skupić na swojej mocy. Nie potrafił się skoncentrować... Wszystko go rozpraszało. Gniew. Szok. Poczucie porażki.
— Jesteś nikim – powtórzył Thor głośniej, by wszyscy go usłyszeli. – Już na zawsze będziesz żył w moim cieniu.
Oddech zamarł Lokiemu w piersi. Czas się zatrzymał. Jeszcze nikt, nigdy nie spoliczkował go słownie... Wpatrywał się w brata z bólem wymalowanym na twarzy
i z uczuciem, że musi stamtąd uciec.
Bez chwili zwłoki.


Giol.
To było jedyne miejsce, do którego nikt nie przychodził. Jedyne, gdzie mógł pobyć sam, bez asysty irytujących go Asów. I przy okazji wyżyć się na tym przeklętym wilku.
Wdrapał się na skałę, raniąc sobie dłonie i przecierając spodnie. Nie przejmował się jednak bólem. Nic go nie obchodziło. Starając się stąpać jak najciszej, zbliżył się do Fenrisulfa... Zauważył, że pod jego nieobecność ubyło trochę mięsa. Ha, czyli jednak Bestyjka znalazła sposób!
Uszy wilka drgnęły.
    Wróciłeś, Szalony? – to nie zabrzmiało jak pytanie.
Loki nie czuł się w obowiązku by odpowiadać. Stanął nad głową Pogromcy i prześledził wzrokiem jego ciało, szukając odpowiedniego miejsca, w które mógłby uderzyć. Punktu, w który mógłby skierować swoją moc. Przełknął ślinę. Uniósł drżącą dłoń. Przymierzył się do ciosu i...
To, co nastąpiło potem, sprawiło że poddał się. I całkowicie załamał w sobie.
Fenrisulf uniósł bowiem jedną powiekę, bardzo powoli. Najwidoczniej dostrzegł coś na tyle interesującego, że zaraz otworzył szeroko oba ślepia, błyszczące złotem. Podniósł się gwałtownie. A potem zadał jedno pytanie:
    Wszystko w porządku, Szalony?
Nie zabrzmiało ono jednak drwiąco. Ani złośliwie.
W jego głosie dało się wyczuć wyraźną nutę troski i współczucia.
I właśnie to dobiło Lokiego.
Zacisnął pięści. Ściągnął wargi, tworząc z nich cienką linię. Powoli pokręcił głową, czując jak coraz bardziej pieką go oczy... Aż w końcu nie wytrzymał. Usiadł na ziemi, tuż przy Fenrisulfie, i schował twarz w dłoniach. Zaczęły nim wstrząsać spazmy wewnętrznego bólu.
    Zabij mnie, Pogromco – wydusił.
Zaszeleściły łańcuchy, gdy Książę Muspelheimu podszedł bliżej Lokiego. Nie zabił go jednak... Zrobił coś, czego tamten najmniej się spodziewał. Trącił go lekko nosem. Położył się obok niego, pozwalając, by iluzjonista znalazł pocieszenie w dotyku jego miękkiej sierści.
— Daj spokój, Szalony... – odezwał się. – Mogę cię gorąco zapewnić, że nie będzie  dobrze. – Urwał na moment. – Ale TY dasz sobie z tym radę. I wszystko się ułoży. Wiesz, czemu? Przypomnę ci zatem... Bo jesteś Chaosem. Bo jesteś Loki z Asgardu.
Loki na moment wyprostował się, ukazując Fenrisulfowi zaczerwienioną twarz – dowód na to, że tłumił łzy. Spojrzał na niego z uśmiechem, pełnym wdzięczności.
    Dziękuję ci, Pogromco – wymamrotał.
Fenrisulf nie zadawał pytań. Jeszcze nie... Wystarczyło mu tylko jedno spojrzenie w oczy Małego Magika, by wiedzieć, że coś jest bardzo nie tak. By zrozumieć, że Mały Magik też może mieć problemy, też może tłumić złość, którą wyładowuje na nim. Ale on się nie przejmował.
Być może nadejdzie kiedyś taki dzień, gdy Mały Magik stanie się jego silnym sojusznikiem? Stanie się kimś potężnym? Czas pokaże.
Spojrzał na skuloną, niemalże bezbronną postać iluzjonisty.
Tego ranka Loki prawdopodobnie stracił wszystko.
Nie wiedział jednak jeszcze, że pod koniec dnia zyskał tyle samo – tylko w zupełnie innej postaci...


Mijały minuty i godziny. Mijały dni...
Rodzina królewska zasiadała przy stole w sali jadalnianej. Nikt się nie odzywał. Wokół panowała niemalże namacalna cisza. Frigg odłożyła sztućce na stół, z głośnym brzękiem.
    Thor, nie wiesz, gdzie podziewa się Loki?
Gromowładny mieszał łyżką w gęstej, lepkiej zupie.
— Nie mam pojęcia, matko. Ostatni raz widziałem go jakiś czas temu... Był rozdrażniony. Nie życzył sobie mojego towarzystwa...
Frigg pokiwała powoli głową, nie obdarzając Thora spojrzeniem.
— Martwi mnie ta cała sytuacja... – odezwała się. – Loki ciągle znika, niekiedy na całe dnie. Widuję go tylko rano, kiedy wychodzi. Czasem też późnym wieczorem, kiedy wraca. Nie wiem, co robi, gdzie się podziewa... Zdarza się, że znajduję go w kuchni, jak pakuje do torby jakieś jedzenie... – głos jej się załamał.
Oparła się na dłoni, zakrywając nią usta. Pokręciła głową, jakby chcąc odepchnąć od siebie jakieś myśli.
— Nie martw się, ukochana – pocieszał ją Odyn. – TO Loki. Na pewno nic mu nie będzie...
    Ale... on jest jeszcze taki młody. Taki naiwny. Delikatny...
Thor stłumił parsknięcie śmiechem. Odyn posłał mu surowe spojrzenie.
— Mnie się wydaje, że to wszystko ma związek z tym wilkiem, którego schwytaliście niedawno – powiedział gromowładny.
Jego ojciec uniósł brwi, czekając na dalsze wyjaśnienia.
— Cóż... – speszył się Thor. – Gdybym JA był Lokim, na pewno nie w smak byłoby mi spędzanie czasu z jakimś potworem. Jego zachowanie może wynikać z tego, że mianowałeś go ulfs fostra, ojcze.
Odyn nie odezwał się ani słowem. Wpatrywał się w syna w milczeniu, czekając aż ten zaproponuje jakieś rozwiązanie... Nic takiego jednak się nie stało.
Zamiast tego odezwała się Frigg:
    Właśnie, najdroższy. Może odwołaj swój rozkaz? Możesz mianować kogoś...
    Nie – przerwał jej Odyn. – Od dłuższego czasu Loki robił się nieznośny. Ciągle wpadał w jakieś tarapaty, był złośliwy, drażnił się z nami... Niektórzy już tego nie wytrzymywali, Frigg. Popatrz na niego od innej strony. On nie jest NIEWINNY!
    Ależ kiedy...
    NIE! – ponownie jej przerwał. – Po prostu NIE. To jest jego kara. Mam nadzieję, że zniesie ją z dumą. I czegoś się przy okazji nauczy...


      Niewielka, zielona kula ognia przefrunęła nad skałą długość zaledwie paru metrów, po czym zaczęła powoli przygasać, aż wreszcie opadła na ziemię w postaci skrzących się zielenią iskier.
    Dobrze. Bardzo dobrze – wychrypiał Fenrisulf.
Loki opuścił wyciągnięte przed sobą ręce. Odwrócił się i spojrzał na niego wściekle.
— Dobrze... – powtórzył. – To ma być DOBRZE? To jest raczej FATALNIE. – Zaczął chodzić w kółko, po linii widocznej tylko dla niego. – Na święty miecz Tyra, jak można być tak beznadziejnym? Thor miał rację... Dlaczego Thor zawsze musi mieć rację? – mamrotał.      Fenrisulf śledził go wzrokiem.
Od tamtego czasu coś się zmieniło. Oboje zrozumieli, że nie są dla siebie wrogami. Wytworzyła się między nimi więź. Każdy z nich na swój sposób schwytany i zamknięty sam na sam z mrocznymi odmętami cierpiącego umysłu – znaleźli wspólny język.
A przychodzenie tutaj nie sprawiało już Lokiemu wewnętrznej udręki, tylko czystą przyjemność. A Fenrisulf nie odczuwał już na jego widok nienawiści, tylko radość.
Rozmawiali. Trenowali. Snuli marzenia.
— Thor nie ma racji – zaprzeczył Książę Muspelheimu. – Nie osiągniesz perfekcji od razu. Ja też nie od zawsze posiadałem pewne... umiejętności. A teraz jestem silniejszy, niż możesz to sobie wyobrazić.
Loki zatrzymał się w połowie swojej bezcelowej wędrówki.
— Mógłbyś stąd uciec. Gdybyś tylko chciał... – wyszeptał, a prawda uderzyła go bezczelnie w twarz.
Łańcuchy zaszeleściły, gdy Fenrisulf przeszedł się kawałek.
— Chcę. Wciąż jednak jestem zbyt osłabiony... Gdy mnie pojmali, odjęli mi całą moją moc. Jest ona na wyczerpaniu. I bardzo powoli się regeneruje...
Loki przełknął ślinę.
    Mogę ci jakoś pomóc?
    Tak. Możesz mi przekazać SWOJĄ moc. – Na moment urwał, zastanawiając się nad czymś. – Ale to cię może zabić.
Iluzjonista pokiwał głową.
    Dzięki za troskę o moje życie... – mruknął.
Na moment zaległa między nimi cisza. Loki odetchnął, po czym podszedł do Fenrisulfa i usiadł obok niego, opierając się plecami o skalną ścianę. Przejechał wzrokiem po aksamitnej, smoliście czarnej sierści wilka...
    Zawsze chciałem mieć pieska – rzucił w eter.
Fenrisulf zmierzył go wzrokiem, który był tak przepełniony odrazą i niesmakiem, że Loki aż parsknął śmiechem.
    Uwierz mi, Szalony, piesek raczej się do ciebie nie odezwie.
    Wiem.
    I nie odgryzie ci głowy – wycedził.
Oczy Lokiego rozszerzyły się gwałtownie. Próbując zachować poważną minę, wymownie odsunął się od wilka. Fenrisulf prychnął tylko, nie podzielając kiepskiego dowcipu iluzjonisty.
    Ile ty masz lat, Szalony?
    Mało.
    Ale ile?
Loki przejechał dłonią po włosach, zastanawiając się nad odpowiedzią.
    Nie podam ci dokładnej liczby, ale coś koło pięciuset.
Fenrisulf głośno wypuścił powietrze, z cichym świstem.
    Dzieciak z ciebie jeszcze, Szalony.
Loki skrzywił się.
    Wiem.
Ziemia zadrżała, gdy wilk opadł na nią ciężko, by się położyć.
    Ale to oznacza, że masz jeszcze dużo czasu na naukę...
— Mylisz się, Pogromco – wycedził Loki, wtrącając mu się w połowie zdania. – Nim się obejrzę, minie tysiąc lat. A potem kolejny. I kolejny. I wszystko sypnie się w gruzach, gdy na tronie zasiądzie Thor... Niełatwo jest opanować taką moc.
Fenrisulf przewrócił się na bok, przy akompaniamencie szeleszczących łańcuchów. Ziemia zadudniła. Zrobił to tak nagle, że Loki aż podskoczył z zaskoczenia.
    Skąd możesz mieć pewność, że Thor zasiądzie na tronie? – zapytał go.
Iluzjonista uniósł jedną brew, lustrując Fenrisulfa uważnym spojrzeniem. Otworzył usta, żeby zaraz mu coś odpyskować, ale... Po chwili je zamknął. Myśl, która zrodziła się w jego głowie, była tak budująca i tak napełniająca nadzieją, że aż go przeraziła. On przecież nie może mieć ŻADNEJ PEWNOŚCI, że to właśnie Thor obejmie władzę.
To, że gromowładny ciągle o tym mówi, nie oznacza jeszcze, że jest to prawda. Wszystko może się zmienić... Wszystko MUSI się zmienić! Tak... wystarczy przecież, że Loki będzie trenował, że osiągnie perfekcję i stanie się niezniszczalny. Będzie ukrywać swoją moc, a kiedy przyjdzie odpowiedni moment, pokona Thora i przeciwstawi mu się. Znajdzie w sobie odwagę. Zniszczy go. Zwycięży.
Poderwał się z gorącym przekonaniem, że musi zacząć działać już teraz. Ćwiczyć! Ani jeden dzień nie może się zmarnować. Musi obudzić w sobie tę siłę. Musi walczyć. Musi...
    Fenrisulf, jesteś GENIALNY – wyszeptał, nie patrząc na niego.
    Wiem o tym, Szalony... – mruknął w odpowiedzi.
Loki go jednak nie usłyszał. Był zbyt pochłonięty myślami, które pędziły przed siebie niczym niemożliwe do pokonania tornado, niczym niezniszczalna siła, gotowa zmieść z powierzchni ziemi wszystko, co stanie na jej drodze, samym tylko swoim istnieniem. Były nieuchwytnie daleko...
Biegły za marzeniami.

------------------------------------------------------
Witajcie!
Postanowiłam jednak podzielić ten rozdział na dwie części. Mam nadzieję, że się spodoba :)I od razu życzę wszystkim Wesołych Świąt!
PozdrawiamA.




2 komentarze:

  1. Genialny rozdział! Zupełnie inny niż wszystkie, bez tych knowań, walk, rozlewu krwi i Loki jeszcze takie młodziutki, niedoświadczony, a i tak złośliwy i to jak. Fajnie było poczytać o jego życiu zanim się dowiedział kim jest naprawdę. I genialnie przedstawiłaś jego relację z członkami rodziny. Bardzo przyjemnie mi się to czytało. Już nie mogę doczekać się następnej części. Jestem bardzo ciekawa do czego zmierzasz :D
    Pozdrawiam!
    Ana

    OdpowiedzUsuń
  2. ah...przeszłość Lokiego buduje się w doskonałą całość, rysując przed odbiorcą obraz osoby głęboko skrzywdzonej, która zawzięła się w sobie, aby cokolwiek osiągnąć. Z jednej strony jest to niesamowite, z innej dość przerażające. Ileż rzeczy, szczegółów złożyło się na tak rozbudowaną postać. Na osobę, przepełnioną urazą i złem...
    nie w sposób nie westchnąć, by po chwili pokiwać głową z uśmiechem. Wspaniale.
    Oby tak dalej. czekam na kolejną część.

    Pozdro

    OdpowiedzUsuń

Język urzędowy: staroskandynawski.
Mile widziany alfabet runiczny :)

» «