„Ten, który walczy z potworami powinien zadbać,
by sam nie stał się potworem. Gdy długo spoglądamy
w otchłań, otchłań spogląda również w nas.”
~ Fryderyk Nietzsche
Wieszczka mówiła, że dawniej, w dobie praczasów,
wszystko wyglądało inaczej... Nie było ciemnego, niebezpiecznego morza Gandvik,
zmiennego niczym natura kobiety – ani ciepłego piasku przy nim... ani też
chłodnych fal, obijających się o jego brzeg. Nie było żadnych traw, ni łąk
zielonych – tylko otchłań, z rozproszoną w nią magią, którą z czasem niektóre
istoty pochłonęły, stając się mistrzami wróżb, panami przeznaczenia... Tylko
Ginnungagap.
Z czasem
magiczne moce zbiły się, starły ze sobą... I tak oto na północ od otchłani
powstał lodowaty Niflheim, z kipiącym w nim źródłem Hvergelmir, z którego
wypływały liczne rzeki – Elivagi. Było to miejsce ciemne i pozbawione życia...
niczym kraina zmarłych. Niedługo potem, na południu od Ginnungagap, powstała
kraina ognia i światła – Muspelheim. Mroczne moce, będące śladem niedawnej
rozproszonej magii Niflheimu, sprawiły, że w Muspelu pojawiła się pierwsza
rozumna istota – byt nieokreślony, zdradliwy diabeł, demon okrutny... Nie miał
ciała i wiadomo jedynie, że posiadał on śmiercionośny, ognisty miecz. Królował
w tej suchej krainie, był panem samego siebie – nazywał się Surtr, Czarny.
Gdy Elivagi z
lodowatego Niflheimu i ogień Muspelu złączyły się ze sobą, w otchłani narodziło
się życie – praolbrzym Ymir. Stał się stwórcą wielkiego, najstarszego na
świecie rodu Hrimthursów. W tym samym czasie z lodów północy wyłonił się też
pierwszy bóg, Buri... a niedługo potem jego potomek – Burr. Tak też płodziły
się olbrzymy, jak pszczoły w ulu, aż któregoś dnia narodzili się trzej bracia,
synowie Bestli i Burra – Wotan, Wili i We. Zabili Ymira, a wrzuciwszy go do
Ginnungagap, stworzyli świat z jego ciała...
Od tamtego
czasu życie się rozwinęło. We wszechświecie powstało Dziewięć Krain: Helheim i
Niflheim, zamieszkiwane przez zmarłych; ognisty Muspelheim; Jotunheim, władany
przez Lodowych Olbrzymów; Svartalfheim, będący władztwem karłów, Ciemnych
Elfów, wyjątkowych rzemieślników; Midgard, świat ludzi; Alfheim, siedziba elfów
– Dokkalfarów i Ljosalfarów; Wanaheim, zamieszkiwany przez Wanów oraz Asgard,
gdzie żyli Asowie. Wszystkie były połączone Drzewem Świata, świętym jesionem –
Yggdrasilem – a władał nimi władca wspaniały i sprawiedliwy... Tyr.
Od dłuższego
czasu nic nie zakłócało spokoju w Asgardzie. Tyr był królem szanowanym, nie
miał żadnych wrogów. Dawno temu złożył przysięgę, że nigdy nie skrzywdzi żadnego
żywego stworzenia... W wielu walkach „wyręczał” go zatem magiczny miecz,
Tyrfing – zdradliwe ostrze, które zabijało według woli jego posiadacza, lecz
nie jego rękoma...
Drzwi sali
tronowej otworzyły się, a do środka wkroczył Wotan. Zatrzymał się przed Lidskjalvem
i pokłonił się siedzącemu na nim Tyrowi... Po chwili obydwaj wstali, podeszli
do siebie i uścisnęli się po przyjacielsku. Władca odsunął się od kompana z
uśmiechem na twarzy, kładąc dłonie na jego ramionach.
— Wotanie...
– przywitał się.
Na twarzy
młodszego wojownika również malował się uśmiech.
— Wzywałeś mnie, Tiwazie. Oto jestem... – odsunął
się parę kroków. – Czyżby coś gnębiło nasz wspaniały kraj? – zapytał z
niepokojem.
Tiwaz od razu
zmarkotniał.
— Asgard,
nie... Lecz Helheim... – Przeszedł się kawałek, spoglądając przed siebie pustym
wzrokiem.
Dopiero teraz
Wotan zauważył Tyrfing, oparty o tron... Najlepszy miecz w całym Asgardzie! To
go zmusiło do zachowania głębszej powagi, choć w głębi serca rozpierała go
energia – na samą myśl o kolejnej walce.
— W
Nastrondzie w Helheim – kontynuował Tyr – pojawiła się straszliwa bestia, która
zakłóca spokój zmarłym...
W młodym
wojowniku aż się zagotowało.
— I mamy tę
bestię pokonać? – zapytał, a jego dłonie samoistnie zacisnęły się w pięści.
Kąciki ust Tyra
lekko się uniosły, w ekscytacji przed nadchodzącą bitwą... Nie powiedział
jednak ani słowa. Wotan uznał to za potwierdzenie.
— Jakim
prawem?! – wybuchł. – KIM są te martwe istoty?! To NIC! Kompletne ZERO! W żaden
sposób nie dorównują einherjarom z Walhalli, jakim prawem mamy więc narażać
naszą nieśmiertelność, dla ich obrony?!
Tawiz
spiorunował go wzrokiem.
— Zamilcz
– wycedził.
Wiedział, że jego przyjaciel jest odrobinkę
agresywny, ale żeby odmawiał pomocy istotom będącym w potrzebie, ze względu na
ich niższy stopień społeczny? To się władcy nie mieściło w głowie...
— W Dziewięciu
Światach, póki ja panuję, wszyscy będą sobie równi – zganił go. – Czy tego
chcesz, czy nie, zaraz wyruszamy.
Wotan zacisnął
zęby w złości.
— Gdybym
ja był władcą... – zaczął.
— Ale
nim nie jesteś – uciął Tiwaz.
Przez dłuższą chwilę patrzył surowym wzrokiem w
płomienne oczy Wotana... W końcu jednak pokręcił głową, z ubolewaniem nad
głupotą przyjaciela, po czym złapał za Tyrfing i wymaszerował z sali,
zatrzaskując za sobą drzwi...
Bestia spała, skryta w mroku jaskini. Wojownicy
niepewnie wpatrywali się w jej olbrzymi pysk, którego kawałek wystawał z
wnętrza groty. Z każdym oddechem z jej nozdrzy wypływał szary obłoczek, a
wszystkie pokrywające ją łuski drżały, wydając z siebie ponure, przerażające
dzwonienie, niczym zbroja płytowa.
Tiwaz skinął
ręką na Wotana, dając mu znak, że powinni ubić potwora we śnie. Ruszył przed
siebie, unosząc Tyrfing. Jego kompan poszedł za nim, starając się panować nad
strachem... Szedł powoli i ostrożnie za Tyrem, w stronę wejścia do jaskini...
prawie stykał się ciałem ze skórą bestii. Po jego czole spłynęła kropelka potu,
gdy zdał sobie sprawę z tego, że wystarczy jedna chwila nieuwagi, by monstrum
się obudziło...
Nagle
zauważył, że został daleko w tyle za przyjacielem, a sam Tiwaz zniknął w mroku
jaskini. Przeraził się... Spróbował przyspieszyć, by go dogonić, gdy wtem...
usłyszał chrupnięcie pod stopami, które rozniosło się echem po całej jaskini...
Spojrzał w dół i spanikował... Szybko zaczął się cofać, gdy zobaczył, że
wszędzie wokół leżały kości... Ludzkie kości.
Odetchnął z
ulgą, gdy poczuł za plecami dotyk przyjemnie zimnej ściany... z dala od trupów.
Zaraz obok niego, jak spod ziemi, wyrósł Tyr...
— Zgubiłeś
się? – wyszeptał z kpiną. Zlustrował wzrokiem kompana. – Co ty wyprawiasz?! –
nagle syknął.
Dopiero teraz Wotan poczuł, że „ściana”, do której
tak wiernie przylgnął, rusza się. Usłyszał za sobą cichy pomruk. Jego oczy
rozszerzyły się w przerażaniu... Działał w przypływie impulsu, gdy złapał Tiwaza
za ramię i pociągnął za sobą, uciekając w stronę wyjścia z jaskini... Gdy po
drodze minął pysk potwora i zobaczył jego powoli otwierające się czerwone
ślepię, przyspieszył...
Wreszcie
wypadli z groty i natychmiast schowali się za pobliskim głazem. Obydwoje
oddychali płytko, szybko. Próbowali zapanować nad emocjami, ale nawet będąc
bogami wojny, było ich tylko dwóch, a nie wiedzieli, czego się mają spodziewać
po swoim przeciwniku...
Ryk...
Rozległ się
nagle i wstrząsnął ziemią, przeszywając ją na wskroś. Był niczym grom,
niezdolna do powstrzymania burza. Nawet, gdy ucichł, obydwaj dzielni wojownicy
długo jeszcze słyszeli ten przerażający odgłos w swoich uszach... Odruchowo
przywarli do ziemi.
ŁUP –
drżenie... ŁUP – drżenie...
Zbliżał się...
Powoli wynurzał się z mroku jaskini... Gdy wreszcie wydobył z wnętrza całe
swoje ciężkie cielsko, jedno machnięcie jego ogonem sprawiło, że cała mgła
osadzona wokół groty, rozproszyła się i wojownicy zobaczyli swojego przeciwnika
w jego pełnej okazałości...
— To
smok... – wyszeptał Wotan, a jego głos załamał się.
Bestia była olbrzymia. Całe jej ciemno-zielone,
długie ciało było pokryte grubymi łuskami. Z boków wyrastały szerokie,
poszarpane skrzydła, zakończone czterema szponiastymi palcami, dzięki którym
gad mógł się poruszać. Przypominał on trochę jakiegoś jaszczura, z tą jedną
różnicą, że miał tylko jedną parę kończyn – powoli przesuwał nimi po ziemi,
ciągnąc za sobą pozawijane ciało, zwężające się ku ogonowi. Na grzbiecie miał
skromnej wielkości falujący wachlarz... Głowa jego była podłużna, a z jej boków
również wyrastały wachlarze. Przerażające, czerwone ślepia patrzyły w stronę
wojowników, skrytych za głazem. Paszcza powoli się uchyliła, ukazując szereg
śmiercionośnie wyglądających ostrych kłów, wąskich i ściśle do siebie
przylegających... Między szczękami pieniła się jakaś dziwna, obrzydliwa,
czerwona maź.
— Tak... – wycharczał, jakby gardło miał
poprzebijane włóczniami. – Jestem smokiem... – Zaczął się powoli zbliżać w
stronę wojowników. – Jestem panem Nastrondu, księciem Helheimu, a moje imię
brzmi Nidhogg... Zapamiętajcie je. Zapamiętajcie imię swojej śmierci...
Wotan przełknął ślinę. Wiedział, że w honorze
wojownika jest, by nie uciekać i walczyć ramię w ramię ze swoimi kompanami, aż
do śmierci... On jednak nie chciał umierać. Spojrzał na Tyra, który szykował
się do walki i wtedy przyszło mu coś do głowy...
— Improwizujmy
– wyszeptał do niego.
Tiwaz spojrzał na przyjaciela ze zdziwieniem... Nic
nie zdążył jednak powiedzieć, bo Wotan wyrwał mu jego Tyrfing, po czym, wykorzystując
jego zaskoczenie, wypchnął go zza skały.
Tyr upadł na kolana, oniemiały zachowaniem Wotana...
Podniósł się powoli, by napotkać złowróżbne spojrzenie czerwonych oczu
Nidhogga... Kątem oka dostrzegł, jak jego kompan przemyka się od tyłu. Więc to
tak? Został wystawiony na przynętę, przez swojego najlepszego przyjaciela?
Zdradzony?
— Co
powiesz, Mały Wojowniku? – zaśmiał się Nidhogg.
Tyr wypiął dumnie pierś, dostrzegając błysk w oczach
smoka... Zaraz pewnie wyzwoli swoją magię... Zaraz zginie...
— Nie
lękam się – powiedział bóg wojny.
Wszystko zdarzyło się w jednej sekundzie. Rozbłysła
flara światła, gdy Nidhogg wyzwolił swoją moc, a w tym samym momencie ostrze
Tyrfingu zagłębiło się w ciele smoka... Dmuchnęło powietrze, a ziemia zadrżała,
gdy bestia padła martwa, grzebiąc ze sobą Tiwaza.
Na jej grzbiecie stał Wotan. Zadowolony ze swojego
wyczynu, wyciągnął Tyrfing z karku Nidhogga... Na jego oczach ostrze miecza
zamieniło się w proch – to oznaczało, że Tyr, jedyny prawowity właściciel
Tyrfingu, nie żyje...
Pozostało tylko jedno pytanie: kto tak naprawdę
zabił smoka?
Wszyscy patrzyli z obrzydzeniem i podziwem na leżącą
na środku sali głowę Nidhogga, przytarganą tu przez boga wojny.
— Mój przyjaciel Tyr od dawna wiedział o istnieniu
Nidhogga w Nastrondzie – przemawiał Wotan. – Nic jednak ku temu nie zrobił...
Ważni urzędnicy państwowi, zgromadzeni na naradzie,
słuchali go z uwagą.
— Zrozumiał, że jest za słaby na sprawowanie władzy
i uciekł. Postanowiłem wtedy wziąć sprawy we własne ręce: wyruszyłem do
Helheimu, przedostałem się do Nastrondu i własnymi rękoma ubiłem bestię. Sam.
Bez niczyjej pomocy – mówił.
Zgromadzeni spojrzeli znacząco po sobie.
Najważniejszy z nich wstał i zbliżył się do Wotana.
— Gratulujemy,
wojowniku i dziękujemy za obronę kraju.
— Walka
za ojczyznę to moja powinność! – zawołał, przykładając pięść do serca.
Urzędnik
pokiwał głową.
—
W Dziewięciu Światach panuje teraz bezkrólewie... Pozwól
zatem, że wynagrodzimy cię za twoją olbrzymią zasługę dla Wszechświata...
Wotan spojrzał na niego ze zdziwieniem w oczach... W
głębi duszy jednak cieszył się złośliwie, nie mając żadnych wyrzutów sumienia.
Jego plan sprawdził się... Tyr nie żyje, a to oznacza, że Wotan obejmie władzę!
Upadł na kolana.
— To dla
mnie zaszczyt... – wyszeptał.
—
Nie... – zaoponował urzędnik. – To zaszczyt dla nas, że mamy
takiego oddanego i dzielnego wojownika! – chwalił go. – Jak brzmi imię obrońcy
Wszechświata? – zapytał, z uśmiechem na twarzy.
Wotan dłuższą chwilę wpatrywał się pustym wzrokiem
przed siebie, analizując, co powinien powiedzieć... A jeżeli jego spisek
kiedykolwiek się wyda? Myślał intensywnie, aż wreszcie podniósł się z klęczek.
— Cóż...
– zaczął niepewnie, grając na czasie.
— Śmiało,
jak brzmi twe imię? – dociekał urzędnik.
Wreszcie Wotan podjął decyzję... Spojrzał w oczy
swojemu rozmówcy, a na jego twarzy pojawił się blady uśmiech.
— Odyn –
skłamał. – Me imię brzmi Odyn.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam wszystkich czytelników!
Dziękuję każdemu, kto miał ochotę zapoznać się z prologiem tego opowiadania. Liczę na to, że pozostaniecie ze mną w dalszych rozdziałach. Tekst jest wklejany z worda, więc może się zdarzyć parę błędów, jak brak akapitów, twardych spacji, czy nieprzesuniętych spójników. To jest na razie wstęp, jest jednak niezmiernie istotny dla rozwoju akcji - główny bohater pojawi się już od pierwszego rozdziału, o ile ta notka przypadnie komuś do gustu. Proszę o komentarze - nie tylko pozytywne, ale i negatywne (będą mile widziane). Czekam na opinie, Alleka
Opowieść na początku tekstu bardzo interesująca, chociaż niemożliwe jest zapamiętanie chociażby połowy nazw ;P W trakcie czytanie kolejnych rozdziałów z pewnością będziesz nas powoli zapoznawać ze swoim światem ;)
OdpowiedzUsuńInwencja z poświęceniem życia przez króla w celu zabicia smoka była bardzo pomysłowa i heroiczna. Natomiast zachowanie Odyna (jak się potem nazwał) było do przewidzenia, gdyby zachował się w porządku, to nie byłoby przecież opowiadania ;P
Fabuła świetna, oryginalna i wciągająca, liczę, że masz głowę pełną pomysłów ;)
Styl bardzo dobry, z ogromnym potencjałem, bezbłędnie ;)
Dziękuję za kilka miłych chwil z Twoim opowiadaniem ;)
pozdrawiam
Court.
www.hgwk.blogspot.com
Dobry wieczór.
OdpowiedzUsuńWreszcie znalazłam chwilę na przeczytanie prologu i po tym, jakże intrygującym doświadczeniu, wcielam w życie swój plan pozostawienia spójnego i pełnego niebanalnych zwrotów komentarza. Radzę, abyś nie zwracała uwagi na błędy interpunkcyjne itp., ponieważ nie mam głowy do późniejszego przegladania tego, co właśnie w tej sekundzie piszę.
Zaczynając od początku: początek świata opisałaś bardzo "zgrabnie" - ujmując to w ten sposób. Oczywiście, połowy z tych nazw nie byłam w stanie przeczytać, co tu mówić o spamiętaniu, aczkolwiek to, w jaki sposób operowałaś zdaniami pozwoliło mi czytać ten fragment z dużą przyjemnością.
Kolejną ciekawą sprawą była relacja Tyra i Wotana. Jak Tyr od razu przypadł mi do gustu, tak co do Wotana miałam pewne wątpliwości. Nastepna scena, w której oboje walczyli z Bestią (wybacz, nie mam zamiaru szukać imienia tego smoka xD) tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że Wotan to As o nieaktualnym kuponie na zaufanie. Jakiez było moje zaskoczenie, kiedy przeczytałam ostatnią linijkę. Takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. I tu pojawia się pierwsze pytanie: zaczerpnęłaś to z mitologii czy jest to twój wymysł? Nieuczciwy Odyn, który kojarzy mi się z mądrością i wyrozumiałością, ukazaną w filmie - to coś nowego. Świeżego, że tak powiem. Jestem bardzo zaintrygowana tymże wątkiem.
Rozdział czytałam z niemałą radochą. Twój styl znam i cenię, a ciekawa fabuła tylko umila czas spędzony na blogu. Nie sądziłam, że prolog, w którym nie ma Sama-Wiesz-Kogo bedzie aż tak wciągający, ale ty - jak zwykle zresztą - pozytywnie mnie zaskoczyłaś.
Z niecierpliwością wypatruję kontynuacji i zacieram ręce, czekając na pojawienie się głównego bohatera.
(Przepraszam także za wszystkie błedy popełnione w tym komentarzu, ale nie, nie zmusisz mnie do przeczytania moich wypocin ponownie)
Pozdrawiam, SG.
Powiem tak. Kocham Twój styl pisania, po prostu rozpływam się. A już samego plusa dostajesz za samą tematykę. Czekam na więcej, bo jestem ciekawa jak to rozwiniesz. Co do błędów - znam ten ból, znam, więc siedzę cicho, nigdy nie czepiam się błędów. Cóż, to byłoby na tyle. Pozdrawiam. - Faith
OdpowiedzUsuńhttp://trybuci-dystryktu-czwartego.blogspot.com/
Przede wszystkim ogromny plus za tematykę (no coś pięknego). Jestem oczarowana a nie łatwo zrobić na mnie tak wielkie wrażenie. Mimo, że jest to prolog to idealnie oddałaś charaktery postaci. Podsumowując dawaj Loki dawaj! ;)
OdpowiedzUsuńPoczątek i ostatnie zdanie zrobiły na mnie największe wrażenie. Strasznie podoba mi się samo wprowadzenie w świat mitologii, świetnie napisane :D
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się jak przedstawiasz wszystko, od razu mogłam sobie bez trudu wszystko wyobrazić, a Twoi bohaterowie... sama nie wiem jak to określić, ale od początku są już mocno zarysowani, mamy ich wyraźny obraz, przez co nie jest aż tak wielkim zaskoczeniem, że Woltan wystawia Tyra, ale jest mocnym szokiem, że ten sam wojownik zostaje Odynem.
Jak już pisałam, końcówka świetna ^_^ zachwyciłaś mnie
Lokiego uwielbiałam, ale dopiero po obejrzeniu "Mrocznego Świata" pokochałam go całym sercem i mam nadzieję, że niedługo pojawi się w Twojej opowieści c:
Może nie zawsze będę komentować w czas, bo po prostu ostatnio coraz rzadziej mam czas na cokolwiek oprócz nauki, ale prolog mnie zachęcił i możesz liczyć, że pojawię się tu jeszcze nie raz :)
Pozdrawiam i życzę weny! :D
Szczerze mówiąc nie lubię sytuacji, kiedy ktoś reklamuje się na moim blogu, odwiedzam zamieszczony w komentarzu link i... podoba mi się to, co czytam xD Nie jestem fanką Avengersów, Thora oglądałam... ale Lokiego wręcz ubóstwiam ^^ I w sumie tylko dlatego, że wspomniałaś o nim, postanowiłam tu zajrzeć.
OdpowiedzUsuńI stwierdzam, że dodaję do linków i zamierzam uważnie śledzić losy Lokiego ;) Tak, więc nie krępuj się tylko pisz szybko kolejną notkę ^^ Czekam z niecierpliwością :D
Pomijając fakt, że pomieszałaś mitologię skandynawska z germańską w taki sposób, że Sasowie powinni Cię zjeść, to czytało się bardzo dobrze. Moja rada - olej filmowe uniwersum Thora i pisz dalej w klimatach stricte mitologicznych, bo masz do tego talent. Czekam na dalszy ciąg i zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńA ja się nie będę rozpisywać. Po prostu mi się podoba i tyle.
OdpowiedzUsuńCzekam na pierwszy rozdział.
Pozdrawiam,
Sara Cerva.
Wow! Gratuluję talentu pisarskiego :)
OdpowiedzUsuńDopiero co znalazłam tego bloga i nie żałuję. Tak szczerze to na początku nie byłam zbytnio przekonana, lecz twój styl pisania po prostu mnie urzekł.
Mam zamiar dalej śledzić tego bloga, jeśli mi tylko czas pozwoli :)
Pozdrawiam!
Ana
W miarę dobre, ale muszę zwrócić ci kilka uwag. Po pierwsze odrobinę nudne, książka powinna wciągać, czytelnik powinien chłonąć jej treść całym sobą, a ja czekałam aż to się skończy. Po drugie to wszystko działo się zbyt szybko, niektórzy czytelnicy mogą się nie połapać, wiem że sytuacja w tekście była krótka, ale ty i tak powinnaś to rozpisać. Mogłaś przedłużać na przykład w stylu "Poczuł jak po czole spływa mu pojedyncza kropla potu. Jego sytuacja była beznadziejna, a myśli podsuwały same najgorsze wizje. Wiedział że nie może stchórzyć, ale to wszystko go przerastało, tak strasznie bał się śmierci, ale tak bardzo chciał się wykazać, pokazać że jest coś wart." a w końcu opisałam tylko jedną sekundę akcji, jego chwilową myśl. Wybacz że jestem ostra, ale jestem pisarką i czepiam się do wszystkiego. Ale i tak świetnie napisałaś, doceniam twoją pomysłowość i twórczość, ale proszę, weź sobie moje rady do serca, a obiecuje że każdy polubi to co piszesz :)
OdpowiedzUsuń/Czarna Kruczyca